|
|
|
|
|
|
Autor Wiadomość |
|
Wysłany: Środa 30 Sierpień, 2006 21:09 |
|
|
Wątek poświęcony G. G. Kayowi i jego dziełom.
Inne informacje z serwisu:
O autorze O utworach
Co sądzisz o Kayu i jego książkach? Czytałeś coś może?
Napisz! |
|
|
|
|
Wysłany: Niedziela 15 Luty, 2009 14:34 |
|
|
Kay to nie tylko Trylogia Gobelinu (któą czytałęm i o której później) i Tiagana (która czeka na półce), ale również :
Pieśń dla Arbonne (nie słuchajcie opini Sharina o niej, to jest urodzony malkontent ) Lwy Al-Rassanu, Sarantyńska mozaika, Ysabel, Ostatnie promienie słońca.
Wracajac zaś do Gobelinu, czytałem Letnie drzewo i mam mieszane uczucia. Niby wielki klasyk, bardzo podobny do Tolkiena. Jak dla mnie - przez początkowe 200 stron, za bardzo. Zbyt wiele tu znajomych motywów :mag-przewodnik, elfowate stwory, krasnoludy, klan jeźdźców, wielkie zło (o nazwie Spruwacz) uwięzione przed wiekami, grupa wybrańców, drzewo wisielca jako ofiara... Do tego czytstoklasyczna powieść z gatunku High... miałem jej początkowo dosyć. Dopiero po około 200 stronach zaczęło iść jakoś ciekawiej, coś zaczęło się dziać. Warte zauważenia są rysy psychologiczne bohaterów, które są ich główna motywacją - niech się Kańtoch przy tym schowa.
Cóż, klasykiem to jest, inspirowane Tolkienem, całkiem dobrze napisane... Ale dostanie 7/10. Jak na razie. ____________
|
|
|
|
|
Wysłany: Środa 18 Luty, 2009 18:18 |
|
|
Tixon napisał: | nie słuchajcie opini Sharina o niej, to jest urodzony malkontent |
Guy Gavriel Kay „Pieśń dla Arbonne”
Strasznie się namęczyłem czytając niniejszą pozycję.
Zaczęła się całkiem znośnie.
Skryta miłość, porwania, spiski i knowania... Powinno się czytać bardzo przyjemnie, prawda? Niestety tak do końca nie jest. Trzy rzeczy sprawiają, że nie wstąpię do fanclubu pana Kaya.
Po pierwsze.
Pieśń dla Arbonne” jest panoramiczną, fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji.
Drażni mnie, kiedy do przedstawienia alternatywnego świata wykorzystuje się „coś”, „kogoś” i robi się to niekompetentnie. Pan Kay poszedł wyraźnie na łatwiznę i to dla niego bardzo źle się skończyło. Przynajmniej w tym przypadku.
Jeżeli już za coś się bierzemy to róbmy to dobrze a nie „po łepkach” i „jak popadnie”.
Widać, że autor się starał być wiarygodnym. Sięgnął do źródeł i wyczytał, że trubadurzy wywodzili się z południowej Francji (ok!), ale zabrakło mu już sprytu żeby doczytać, czymś się oni tam dokładnie zajmowali. Mianowicie, jako że byli bardzo popularni na dworach, szybko zaczęto wykorzystywać ich jako dyplomatów, gońców, powierników, szpiegów a nawet morderców. W powieści Kaya są oni natomiast szlachetni, wspaniałomyślni i do tego robią to co robią w imię miłości przez wielkie „M”. Litości...
Ja wiem, że to fikcja literacka ma tutaj pierwszeństwo, ale proszę was: nie przeginajmy. Może tylko mnie to drażni, bo pisarz wszedł na, że się tak wyrażę „mój teren”. Całkiem możliwe, że dlatego mi ta książka nie przypadła do gustu. Na szczęście żyjemy w dość demokratycznym państwie i mogę śmiało powiedzieć, że mi się jego ta książka nie podobała.
Po drugie.
Niniejsza książka mnie po prostu znudziła. Nie zrozumcie mnie źle. Mi naprawdę podobają się książki o miłości, intrygach i walce o władzę, ale w „Pieśniach dla Arbonne” nastąpiło pewne przegięcie. Ile można cały czas pisać o tym samym? Miałem wrażenie, że autor mści się na czytelnikach... Pytanie tylko „za co”?!
Po prostu za dużo w tej książce było ckliwych i pseudo ckliwych momentów.
Po trzecie.
Ja osobiście nie mogę znieść maniery pana Guy Gavriela Kaya, który atmosferę swojej książki stara się wykreować dosłownie „na siłę”. Zapoznałem się z dwoma jego dokonaniami i za każdym razem jawi mi się ten sam problem. Mianowicie: nazwy własne są zbyt udziwnione! Dla przykładu podam kilka: trubadur Bertran de Talair, Gorhau, Aulensburg, Arbonne, itd.
Książkę „Pieśń dla Arbonne” kupiłem, gdyż chciałem sprawdzić czy faktycznie jest „fascynującą powieścią, opartą na kulturze trubadurów, powstałej w średniowiecznej Prowansji”. Nie chcę się wymądrzać, ale jako historyk wiem jak wyglądała średniowieczna, zachodnia Europa i w żaden sposób klimat opisany w książce przez pana Kaya nie jest oryginalny. Moim zdaniem jest pisarz ma znikome pojęcie o tamtych czasach i swoją niewiedzę w tym temacie próbował zatuszować poprzez stosowanie superwymyślnych nazw własnych... Mnie osobiście one drażnią i tylko pogrążają autora zamiast go ratować w oczach czytelników...
Tak się wypowiedziałem o języku w tej książce i nadal swoją myśl podtrzymuje. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 25 Wrzesień, 2009 21:31 |
|
|
Tigana. Storm (z mego polecenia) kupił i przetestował na sobie (pełne bezpieczeństwo, zero ofiar śmiertelnych ) Tiganę. Ocenił ją na 10, czym mnie zadziwił. Nie uwierzyłem. Tym bardziej, kiedy przeczytałem tegoż autora pierwszy tom Fionavardu. Nie był zły, widać, że miał potencjał, ale autor przez połowę książki nudził. A była dosyć mała w porównaniu do tejże. Więc podszedłem do niej ze sporym dystansem. Pierwsze pięćdziesiąt, osiemdziesiąt stron było takim wprowadzeniem, gdzie nic szczególnego się nie działo, by nagle... By nagle pokazać, czemu Tigana jest uznawana za światowy bestseler. Bo po prostu jest taka! Znakomita narracja, rewelacyjne kreacje bohaterów - i to nie tylko głównych, ale też pobocznych, ba ma się wrażenie, że wręcz wszystkich,wciągająca fabuła, w dodatku skonstruowana z kunsztem, podająca czytelnikowi na tyle informacji, by wyjaśnić pewne zdarzenia, lecz jednocześnie by chciał więcej i więcej, do tego subtelne odwołania do Fionavardu... Mniam. ____________
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|