Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Njala



Miał na imię Lino. Bał się Morza. Wielkie Wody przerażały go, odkąd pierwszy raz zobaczył ich niesamowitą głębię. Były nieskończenie wielkie, a on mały. 
Ostrożnie, nie bez obaw, przechadzał się po brzegu i wpatrywał w horyzont - tam, gdzie fiolet nieba i błękit wód zlewały się w jedną barwę. Barwę, która wzbudzała niemal nabożny zachwyt i strach.

Były to niespokojne dni. Ari, wrogowie wszystkiego, co żyje, przybyli na ten brzeg. Bali się Morza, ale było ono ich jedyną drogą ucieczki.
Kiedy Lino usłyszał ich kroki, rozejrzał się rozpaczliwie, gdzie mógłby uciec – lecz nie zdołałby przejść niezauważony. Mógł się ukryć tylko w Morzu... W ostatniej chwili przełamał swój strach i zniknął w błękitnej wodzie. Ari go nie zobaczyli.
Za to on nawet o nich nie pomyślał, gdyż na piaszczystym dnie leżało coś, co przykuło jego uwagę - zdawało mu się to zjawą, grą światła łamanego lustrem wody. Jednak kiedy się temu przyjrzał, zobaczył kobietę. Była niepodobna ani do Mavaiów, ani Elfów, ni Ludzi. Była piękna, jej długie włosy delikatnie poruszały się przy każdej fali. Leżała tam, jakby ułożona do snu na dnie zatoki. Fiam podpłynął do niej, chwycił ją za rękę i podpłynął z nią na powierzchnię.
Wynurzył się bezgłośnie. Ari rozpierzchli się po brzegu, szukając drew do zbudowania łodzi. Nie zauważyli go.
Jak najciszej wyciągnął ją na piasek.
Wcale nie wyglądała na teraz martwą, tylko śpiącą. Lino dotknął jej czoła. Było ciepłe.
- Pani - powiedział cicho, aby wrogowie go nie usłyszeli. - Zbudź się!
Nawet nie drgnęła.
- Obudź się, pani - powiedział nieco głośniej.
Wtedy siedzący niedaleko Ar bardzo powoli odwrócił się... i zobaczył ich. W jego oczach nagle pojawiła się zwierzęca dzikość. Wrzasnął w swoim języku:
- Duras! Ejna ‘ditru!
Lina ogarnęła panika.
- Pani, obudź się! Musimy uciekać!
Z lasu wybiegło kilku Arich. Dobyli czarnych mieczy.
Kobieta poruszyła się.
- Pani! - krzyknął Lino. Ona lekko otworzyła oczy. Ari byli coraz bliżej. Fiam wziął ją za rękę i uniósł do góry. Wreszcie wstała, słaniając się.
- Musimy uciekać...
- Zostaw mnie! - krzyknęła słabo, wyrwała się z jego rąk i zaczęła iść w kierunku Arich.
Lino stał jak skamieniały. I kiedy wrogowie byli już bardzo blisko, kobieta podniosła rękę wysoko do góry.
Ari krzyknęli ochryple i w jednej chwili wszyscy padli martwi na piasek.


Lino patrzył na to zdumiony. Kobieta dyszała ciężko, jakby była wyczerpana długim biegiem. Lino nie zdążył jej złapać, upadła.
- Jesteś elfem, pani?
-  Njala... - powiedziała bardzo cicho i straciła przytomność.
Lino wziął ją na ręce i ułożył na mchach, rosnących na skraju lasu. Zrosił jej czoło wodą z zimnego źródła, wpadającego opodal do zatoki, jednak dziewczyna nie obudziła się. Leżała, oddychając spokojnie.
Kiedy zaczęło zmierzchać, strach obleciał Fiama. Bał się, że gdy tylko odwróci się, ujrzy za sobą zgraję wrogów lub ciemne, wrogie stwory.
Najstraszniejsza była chłodna, wieczorna cisza. Lino poczuł dreszcze, mimo ciepła małego ogniska. „Muszę przerwać tę ciszę, bo zaraz ucieknę z krzykiem w głąb lasu!”.
Zaczął śpiewać.
Śpiewał dawne pieśni Mavaiów, w ich starym, pięknym języku. Powoli opuszczał go strach, pojawiła się za to pewność, że nie jest sam. Popatrzył na dziewczynę i nagle poczuł się zupełnie bezpiecznie.
Njala oddychała głęboko i spokojnie. Uśmiechnęła się blado przez sen.

Tak skończył się ten dzień. Podobnie następny, i następny. Przez pięć dni Njala ani razu nie otworzyła oczu. Lino czuwał przy niej. Dotyk jej dłoni rozpalał ciepło w jego sercu.
  Jednak coraz częściej jego wzrok kierował się w stronę Morza. Nie wiedział, że rzuciło już na niego czar. Zupełnie przestał się bać Wielkich Wód. Zasypiał, ukołysany ich szumem, a zapach Morza sprawiał, że chciało mu się żyć.
Zaczął spacerować piaszczystym brzegiem, co chwila jednak zerkając, czy Njala się nie obudziła. Z czasem coraz rzadziej.
Nadszedł wreszcie dzień, kiedy Njala powoli otworzyła oczy. Lino stał wtedy na brzegu. Ciepłe fale delikatnie podmywały mu stopy. Zerknął przelotnie, spodziewając się zobaczyć jej jasną, nieruchomą postać.  Ale dziewczyny nie było na miejscu.
- Njala! - krzyknął przestraszony i rozejrzał się z przerażeniem dokoła.
Stała niedaleko, na brzegu, patrząc w stronę Morza. Odetchnął.
- Jak się czujesz, Pani?
Odwróciła się w jego stronę. Miała przytomny wzrok. Uśmiechnęła się lekko, ale spojrzawszy znów na Morze, spochmurniała. Powiedziała tylko:
- Proszę, chodźmy stąd.
Opuścili więc wybrzeże. Szli lasem, małą ścieżynką, oświetloną sztyletami światła, przebijającego się przez korony drzew.
- Nie mogę słuchać Morza - powiedziała Njala.
- Dlaczego, Pani? - spytał Lino. Njala wsunęła swoją dłoń w jego.
- Boję się go. Przypomina mi o czymś, co chcę wymazać z pamięci.
Lino nie wiedział, co odpowiedzieć. Njala wydała mu się istotą nie z tego świata, zbyt piękną i wzniosłą dla niego.
- Jesteś Elfem?
- Nie - odparła, patrząc przed siebie. - Jestem wysłana przez Alqatsa, aby zatrzymać wrogów, którzy chcieliby uciec z Qanîlu. Jednak to trwało dłużej, niż ktokolwiek mógł przewidzieć. Morze utuliło mnie do snu, a ty mnie obudziłeś. Za późno jednak. Nie powstrzymam ich - powiedziała, a w jej złotych oczach zalśniły łzy. Lino poczuł coś w swoim wnętrzu. Nie była to litość ani żal. Zapomniał nawet o fascynacji jej pięknem. 
- Pani, zbyt słaba jesteś teraz. Proszę cię, wypocznij, nabierz sił - próbował ukryć swoje uczucia. - Zaprowadzę cię tam, gdzie będziesz bezpieczna.
Szli jeszcze jakiś czas, dopóki nie dotarli do miejsca dobrze znanego Fiamowi. Był to mały, zielony pagórek, zwieńczony rozłożystym drzewem.
 - Zostanę tutaj tę noc - powiedział Lino, idąc w stronę drzewa. - Jutro muszę wracać do swojego plemienia.
Nie takie jednak miał plany. Zamierzał iść w stronę Morza, które ukochał.
- Lino, zaśpiewaj mi jedną z tych pieśni - powiedziała, kładąc się na trawie.
Lino patrzył na nią ze zdumieniem.
- Skąd znasz, Pani, moje imię? I jak mogłaś słyszeć moje pieśni?
- Nie jestem Elfem, choć czasem umiem czytać w myślach. A pieśni... - przymknęła oczy - ... słyszałam je, ale bardzo cicho. Jakbym leżała pod wodą i słuchała ciebie, śpiewającego na brzegu.
Lino pomyślał: „Jest chyba córką bogiń, skoro nawet cudze myśli potrafi słyszeć! Dlaczego patrzę na nią, rozmawiam z nią? Jest zbyt piękna, wzniosła”. Ale kiedy zaczął śpiewać, jakiś głos wewnątrz rzekł mu: „Nie zagłuszaj mnie. Jeśli Njala cię potrzebuje, bądź z nią. Kochasz ją”.
- Zostań ze mną - poprosiła Njala, kiedy skończył śpiewać. - Potrzebuję cię.
Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale jej głos się załamał. Lino usiadł blisko i ułożył sobie na kolanach głowę płaczącej cicho dziewczyny.
Śpiewał dalej, głaszcząc ją po szyi.


Następnego dnia Lino nie wrócił do swojego plemienia. Nie poszedł również na wybrzeże. Został z Njalą, którą pokochał.
Ona długo leżała pod drzewem, wpatrując się w bezmiar fioletowego nieba. Zdawało się, że jest myślami daleko, ale gdy tylko Lino wstawał, aby wyjść do lasu po pożywienie, ściskała mocno jego rękę.
- Wrócisz? - pytała wtedy. A on zawsze obiecywał, że tak.
I wracał jak najszybciej.


Był cichy wieczór, Gwiazda Nocna wstała nad Qanîl. Rzucane przez nią złociste promienie przeświecały przez skrzydła nocnych motyli, tańczących ze sobą nad niebieskawymi łąkami.
- Kochasz mnie?
Lino otworzył oczy.
- Tak, Pani. Jeżeli miłość jest tym uczu-ciem, które we mnie wzbiera, gdy na mnie patrzysz, to tak. Kocham.


Powoli budziła się i otwierała oczy. Niebo było bardzo jasne, a na wchodzie lśniło purpurą. Mgła powoli znikała z lasu, rozciągającego się wokół pagórka. Na trawie ciążyły krople zimnej rosy. Było chłodno, Njala zadrżała.
- Kochany, pójdźmy do Elfiego Lasu.
Odpowiedziała jej cisza. Miejsce obok Njali było puste. Lino zniknął, został po nim tylko jego jasny miecz, leżący na trawie.


Czekała nań długo. A on nie przychodził. Szukała go. Przemogła własny strach i weszła do lasu. Ale Lina nigdzie nie było. Wołała go wielokroć, ale wkrótce przestała. „Nie jest dobrze krzyczeć w tym lesie. Lino, gdzie odszedłeś?” - myślała, patrząc z rozpaczą dookoła. Coś ścisnęło ją w gardle; osunęła się na ziemię. Miecz Lina wypadł jej z rąk.
Zapadał zmrok. Skuliła się i oparła o pień wielkiego drzewa. Nie wiedziała, jak znaleźć pagórek z ich drzewem. Zgubiła się.
Dzień zgasł już całkiem, a noc otuliła Qanîl swym czarnym płaszczem. Nie był to jednak gest przyjacielski. Wyobraźnia Njali wypełniła Błękitny Las niezliczonymi stworami. Przejmowały ją one strachem i bezdenną rozpaczą.
I w tej najczarniejszej godzinie jej smutku zjawiła się ta myśl. Z początku mała, lecz natarczywa i coraz głośniejsza.
„On odszedł od ciebie. Nie chciał być z tobą. Żyje teraz ze swoim plemieniem i wreszcie jest szczęśliwy”.
Myśl ta coraz częściej powracała do umysłu Njali i zdawała się być coraz prawdziwszą.
„Tak, on odszedł.” Minął strach i rozpacz. Njalę ogarnęła złość i poczucie zdrady. Wstała na równe nogi i krzyknęła głośno, zadzierając wysoko głowę:
- Fiamie! Ty, który mówisz, że kochasz, a potem odchodzisz! Przeklinam cię i całe twoje plemię! Biada ci i twoim pobratymcom - będą ginąć od twojego miecza, ale z moich rąk! - mówiąc ostatnie słowa, podniosła miecz Fiama i podniosła go wysoko do góry. Po jasnym ostrzu przebiegły płomienie.


Nigdy więcej nie wróciła do pagórka z Drzewem, gdzie tak niedawno smakowała swoje szczęście. Pobiegła głęboko w las, aż usłyszała czyjeś kroki. Ukryła się za drzewem i ujrzała kilku Fiamów, idących w kierunku jeziora Iakos. Nie znali oni Lina - ale byli Fiamami. Zaślepiona gniewem Njala poczuła w sobie ogień i zabiła ich mieczem Lina.
Ukryła się w najciemniejszym zakątku Błękitnego Lasu i żyła tam w samotności, karmiąc się gniewem i nienawiścią do wszystkiego, co żyje. Niemal nikt, kto się nawet zbliżył do jej siedziby, nie wychodził stamtąd żywy.
Njala zyskała ponurą sławę Tej, Która Nienawidzi. Pewien Mavai, który ją zobaczył i zdołał uciec, powiedział swoim pobratymcom, jak ona wygląda. W upior-nych snach Fiamów widniały jej niemal białe włosy, duże, błyszczące oczy i jasny, pło-mienny miecz.
I chociaż słyszała tyle przedśmiertnych krzyków, ryków dzikich zwierząt i ogłuszających grzmotów podczas burz - wciąż brzmiały jej w uszach pieśni Fiama. Wpierw ukochanego, potem znienawidzo-nego.


Njala spała, nieświadoma, że oto rok mija od nocy, której Lino ją opuścił. I właśnie teraz, kiedy nic nie zostało ze smutnej, spokojnej dziewczyny... przyśnił jej się on.
W tym śnie nie widziała nic poza nim. Widziała jego piękne oczy nienazwanej barwy. Słyszała jego miękki głos. Zapytał:
- Czy chcesz znać prawdę?
Chciała. Nie musiała nic mówić; on to wyczuł.
- To może być bolesne.
I zniknął.


Rano dziewczyna obudziła się, wciąż słysząc jego głos w głowie. Nie wiedziała, czy on naprawdę do niej przyszedł. A może to tylko wyobraźnia, karmiona od miesięcy gniewem podsuwa jej nierzeczywiste obrazy?  
Tego dnia nikt nie przechodził ciemnym zaułkiem Tej, Która Nienawidzi. Nikt, oprócz cichego cienia, który przemknął szybko, ale nie dość szybko dla wciąż bystrych oczu Njali. Pobiegła za nim; gałązki uderzały ją po twarzy, co chwilę grzęzła w rozmokłym po burzy gruncie. Ale nie zatrzymała się. Biegła za cieniem coraz szybciej, aż dostrzegła wyraźniej jego kształt. Potem ujrzała go całego.
Był to śnieżnobiały koń ze srebrnymi kopytami, biegnący szybko na zachód, w kierunku...
Wybrzeża. Njala stanęła na skraju lasu i popatrzyła na bezkresne Morze, mrużąc oczy, odzwyczajone od blasku słońca. Znów była tutaj.
- Njalo...  – szeptał jakiś głos. - Czy pamiętasz?
Pamiętała. Miała tu czekać, aby ratować Qanîl. A odeszła. W imię miłości. Potem zabijała. W imię własnej dumy. Zawiodła Alqatsa.
Poczuła delikatny dotyk. Biały koń musnął ją głową po ramieniu i odszedł wolno w stronę plaży. Patrzyła za nim. Zatrzymał się i pochylił głowę nad piaskiem, a potem spojrzał na Njalę wyczekująco. Podbiegła tam i zaczęła kopać w piasku. Po paru chwilach wyczuła, że coś pod nim jest. Kopała szybciej, aż wreszcie odsłoniła to, co było ukryte. Pociemniało jej w oczach.
Lino.
Z jego martwego ciała wystawały czarne strzały.
Wtedy koń, stojący tuż obok, odezwał się:
- Zabili go Ari. Wymknął się, chciał tylko zobaczyć Morze, które ukochał. Stał tutaj i patrzył. A oni przyszli i go zabili.
Njala klęczała nad martwym Linem.
- Chciał wrócić jeszcze nad ranem. Nie było mu dane - powiedział te ostatnie słowa i odszedł, pozostawiając Njalę, zapatrzoną w sczerniałe ciało oczami pełnymi ciepłych łez.
- Wybacz - wyszeptała, potem już tylko bezgłośnie poruszała wargami. Usłyszała szelest za sobą. Odwróciła się szybko i odetchnęła.
To nie byli Ari, jak się obawiała, tylko... Fiamowie, Siły Światłości, potomkowie Elfów.
Nie patrzyli na nią przyjaźnie.
- Ta, Która Nienawidzi - odezwał się jeden z nich. - Dość już zabiłaś naszych współplemieńców.
Kiwnął głową stojącym obok łucznikom.

Njala poczuła tylko zapach Morza i padający jakby z nieba ostry deszcz strzał. 




 Autor: Gwylthian
 Data publikacji: 2008-03-09
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Nie ma potrzeby dodawać tego samego 2 razy
Jeśli jest błąd, wystarczy kliknąć "edytuj"...
Autor: Whitefire Data: 12:49 9.03.08
 Re: Whitefire
Wiem, tylko za późno się zorientowałem, że nie dodałem danych w polu Copyright, a tego już się nie da zrobić w 'edytuj' :)
Autor: Gwylthian Data: 18:55 9.03.08
 Notatki moje po sędziowaniu w konkursie...
były z grubsza niestety takie:

"Opowiedziane okey, bez błędów, ale dziwnie z powietrza to wszystko wyjęte. Zaczyna się nigdzie i kończy też nigdzie; po przeczytaniu nie wiemy właściwie nic więcej niż na początku."

Może byłem zmęczony, ale to chyba nie usprawiedliwia wszystkiego :(

Mimo wszystko uszy do góry, nie od razu Rzym zbudowano... czy jak tam...
Autor: Whitefire Data: 17:43 10.02.09


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 104 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 104 gości.
 


       Dział Informacji:

   •   Strona główna
   •   Wieści
   •   O witrynie
   •   Publikacje
   •   Konkursy
   •   Mapa serwisu
   •   Współpraca i reklama
   •   Linki
   •   Podziękowania
   •   Prawa autorskie
   •   Kontakt
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.