Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Rraak i Shauni

PROLOG
 
Nazywam się Shauni i jestem Kapłanką Ognia. Nie znaczy to, że czczę ten żywioł, ale potrafię mu rozkazywać. Mieszkam w świecie zwanym Salumą. Oto moja historia. Postanowiłam tu zapisać wszystkie moje spostrzeżenia i przemyślenia oraz wypadki, które zapoczątkowały reformy w strukturze naszego kraju.
Krążą legendy, że przed nami na Ziemi żyła inna cywilizacja nie znająca magii. Całą swą potęgę opierała na technice. Niedawno badacze znaleźli tajne, opancerzone archiwa z mnóstwem książek i dziwnych sprzętów napędzanych energią słońca. Natychmiast zwołano Najwyższą Radę, która miała zweryfikować informacje zawarte w archiwum. Ja, jako doradczyni królowej, również zasiadałam w Radzie i dopuszczono mnie do odkrytych zbiorów. W książkach zamieszczono wiele cennych informacji wzbogaconych obrazkami. O dziwo, to wszystko napisane było w naszym języku. Jedna z notatek przy nieznanych urządzeniach głosiła: „To są komputery – mechanizmy reagujące na polecenia głosowe i wykonujące skomplikowane obliczenia, polecenia i rozkazy. To wszystko dokonuje się w pamięci.” Niżej podany był schemat budowy komputera i wytłumaczenie działania poszczególnych części. Na dole strony dopisano ręcznie: „Podstawowe rozkazy głosowe: Uruchom się, Edytuj (nazwa programu), Wejdź w (nazwa programu), Wyświetl listę, Utwórz program.” Kiedy wszyscy zabrali książki i wyszli, wyjęłam znalezioną przy maszynie kartkę. Podeszłam do najbliższego komputera mówiąc:
-Uruchom się. – ekran rozbłysnął, ale zamiast opisanego w instrukcji komunikatu o gotowości do pracy, mechaniczny głos powiedział:
- Brak energii, procedura naładowywania... Brak źródła energii, procedura wyłączania. – ekran zgasł, a ja spakowałam komputer do pudełka (był mniej więcej wielkości książki) i teleportowałam się do Wieży z Marmuru, mojego domu. Przeczytałam dokładnie instrukcję naładowywania i rozpoczęłam proces. Wysunęłam antenkę z płaskim zakończeniem mniej więcej wielkości dłoni z obudowy. Wygięłam pręt tak, by świeciło na niego słońce i zeszłam na obiad. Powitała mnie moja pomocniczka, Lessa. Teraz należałoby wytłumaczyć dlaczego mam za pomocnika centaura płci żeńskiej o blond włosach i niebieskich oczach. Otóż zazwyczaj spośród trzyletnich dzieci są już wybierani Kapłani (na podstawie uzdolnień) i ich pomocnicy (na podstawie uległości wobec rodziców). Mój talent ujawnił się dopiero w wieku ośmiu lat, gdy wściekłam się na koleżankę i jednym spojrzeniem podpaliłam stodołę. Nikt nie ucierpiał, bo zwierząt tam nie trzymano, ale uznano mnie za „potencjalnie niebezpieczną”. Wkrótce potem przyjęto mnie do terminowania na Kapłankę. Po sześciu latach zostałam Doradczynią Królowej. Władczyni obdarzyła mnie zdolnością wykształcania skrzydeł, więc stałam się jeszcze bardziej wyjątkowa. Wciąż jednak nie miałam swojego pomocnika. Gdy ich wybierano, nie przewidywano jeszcze jednego Kapłana. Jakiś czas po moim osiedleniu się w Wieży Z Marmuru, gdzie prowadziłam badania, zgłosiła się Lessa. Oświadczyła, że nie ma rodziny, a jej klan nie chce centaura który ma blond włosy i wyróżnia się w lesie. Tak więc przyjęłam ją na pomocniczkę. Potrafiła komunikować się telepatycznie, ale nic poza tym. Przeszła jednak potem przeszkolenie Władcy Ziemi. Mimo to była mi oddana, a to się liczyło. Ponadto miała bardzo silną Kontrolę. Ja sama jako Kapłanka musiałam ją mieć, aby panować nad mocami. Kontrola to blokada umysłu, dzięki której jeśli nie chcę czegoś powiedzieć, to nikt mnie przemocą do tego nie zmusi. Istniały przypadki przełamania Kontroli u magów, ale bardzo rzadkie. Za to u cywilów takie „przełamania” występowały prawie codziennie. Działo się tak, ponieważ cywile mają słabą Kontrolę a każda wstrząsająca wiadomość mogła ich wyprowadzić z równowagi i przełamać blokadę. Ale wróćmy do głównej myśli. Zjadłszy obiad wróciłam na górę. Tym razem komputer oznajmił donośnym głosem „Gotowy do pracy”.
- Wyświetl listę. – poleciłam. Błyskawicznie wyskoczył spis programów. Nieśmiało popchnęłam „myszkę”, czyli podłużne urządzenie dołączone do komputera. Równolegle z ruchami myszki przesuwała się na ekranie biała strzałka. „Kliknęłam” na pierwszy program, jak kazała instrukcja. Na ekranie pojawił się krótki list:
Do obcej cywilizacji. Nasi najwięksi naukowcy przewidzieli, że po katastrofie na Ziemi mogą jeszcze powstać inne inteligentne formy. W tym komputerze znajdziecie wszystkie informacje na temat naszych obyczajów, życia i technologii. Wykorzystajcie to mądrze.”
Przeczytałam wszystkie listy i wskazówki. Stwierdziłam, że w jakiś sposób odziedziczyliśmy po I. cywilizacji język, fizjonomię i podstawowe wynalazki jak koło, ogień, gołębie pocztowe i udamawianie zwierząt. Poprzedni ludzie mieli za to inne prawo (nieskuteczne zresztą), a magię zastępowały im komputery, video, telefony i holowizja. Niedługo potem poznałam budowę tych wszystkich urządzeń w archiwum. Dowiedziałam się też, że I cywilizacja zniszczyła się wybuchem „bomby biologicznej”. Bomba ta wyglądała mniej więcej jak beczka i zawierała szybko rozprzestrzeniający się, śmiertelny wirus który zabił całą ludzkość, ale zwierząt nie zabił. Nie wiadomo, co to było. Przez cztery miesiące wchłaniałam informacje innej cywilizacji z różnych urządzeń w archiwum. Uzyskane dane przekazywałam telepatycznie dalej. Dlatego gdy zwołano znów Wielką Radę, każdy znał zagrożenia płynące ze strony broni laserowych, bomb i podobnych urządzeń. „Trzeba ujawnić informacje światu, ale zniszczyć dane dotyczące wojen laserowych i podobnej techniki Wystarczająco istot ginie z powodu strzałów magicznych” – uchwaliła rada i natychmiast wysłaliśmy oddział specjalistów, którzy wypełnili wolę zgromadzenia. Wezwano najlepszych konstruktorów z Salumy. Zbudowali oni serię komputerów podatnych na magię. Rok później każdy miał w domu takie urządzenie i umiał się nim posługiwać. Mimo elektronicznych wiadomości, nadal na małe odległości porozumiewaliśmy się gołębiami pocztowymi. I tak II cywilizacja Ziemi wkroczyła w epokę w której żyję. Ja, Kapłanka Ognia i doradczyni królowej.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rozdział 1 Mirona: ZEMSTA
 Niestety, nawet najmędrsi magowie popełniają błędy. Moim największym w życiu błędem było zadawanie się z gargulcami. Rasa ta pojawiła się w Salumie kilka tysięcy lat temu. Trzy wieki później gargulce stały się dominującymi stworzeniami na Północnym Kontynencie. Były Panami Powietrza (władały tym żywiołem), a także mistrzami sztuki telepatii. Gdy wojny między magami ustały, a tron podzieliło między siebie pięciu czarowników, ja, Kapłanka Ognia, doradczyni Najwyższej Królowej Ognia, przysięgłam służyć pomocą innym. Tym sposobem zażegnałam groźbę walk gargulców z Kapłanami. Teraz dostawałam wezwania nie tylko do ras Sprzymierzonych, ale także do Barbarzyńców Z Północy (tak potocznie nazywano nowych Panów Powietrza). Któregoś dnia Lessa oświadczyła:
- Kolejne wezwanie do Klanu Sokoła. Ranny wojownik.
Natychmiast po wezwaniu teleportowałam się do Klanu Sokoła. Okazało się, że ów wojownik miał na imię Keldu i nie był ranny. Miał krwiaka. Matka gargulca nie żyła, a ojciec (wódz klanu) był na wojnie z Klanem Łosia. Za zgodą Rady Starszych zaczęłam leczenie. Przygotowałam się do rzucenia zaklęcia teleportacyjnego. Tym sposobem guz przeniósłby się do mnie, a mój organizm w mig by się z nim rozprawił. Niestety nie wiedziałam, że ten gargulec był chroniony zaklęciem antyteleportacyjnym rzuconym przez jego ojca. Gdy rzuciłam czar, ten odbił się od bariery ochronnej Keldu i rozprysnął na kawałki. Gargulec, osłabiony obroną przed rzekomym atakiem zmarł tego samego dnia. To był wypadek. Jeszcze ani jedna osoba nie zmarła z powodu mojego leczenia. Z drugiej strony skąd miałam wiedzieć, że ma bariery ochronne? Na kilka dni pogrążyłam się w zadumie i rozpatrywałam każdy szczegół nieudanej operacji. Pacjent przecież był gargulcem, ta porażka mogła mnie kosztować wojnę z klanami z północy. Potem jednak wszystko wróciło do poprzedniego rytmu. Do czasu, gdy niespodziewanie pod bramą do Wieży Z Marmuru stanął gargulec. Z okna wieży mogłam dostrzec jego pomarszczoną twarz i duże skórzaste skrzydła na plecach. Budową nie różnił się od ludzi, poza zakrzywionym nosem, zębami ostrymi jak igiełki i ciemną skórę. Ręce miał normalne poza tym, że zamiast palca wskazującego lśnił się w słońcu wielki czarny pazur. Ubrany był w czarny płaszcz z otworami na skrzydła i buty tego samego koloru. Użyłam magii, żeby posłuchać, o czym rozmawia z Lessą. W tym momencie przybysz spojrzał na mnie. Przestał rozmawiać i powiedział cicho:
- Choć, to sama się przekonasz, Czarownico. – Miałam słuch wyostrzony magią, więc słyszałam każde słowo, jakby je wykrzyczał. Czym prędzej rozwinęłam skrzydła i skoczyłam z wieży. Niestety lot trwał za krótko, żeby przypatrzyć się okolicy i odkryć ewentualnych towarzyszy gargulca. Gdy już stanęłam naprzeciwko niego, powiedział:
- Przyszedłem po zemstę. Kilka tygodni zamordowałaś mojego pobratymca. Klan mnie wysłał.
Teraz należy się słowo wyjaśnienia. Nasze prawo właściwie nie karze złoczyńców. Stosuje tylko inną metodę, dzięki której wszyscy są zadowoleni. Jeśli osoba A wyrządziła krzywdę osobie B, to ta druga ma prawo się zemścić. Prawo mówi tak:
„Osoba A, która chce się zemścić na sprawcy, musi być poddana przez niego próbie. Jeżeli przejdzie ten test, może spełnić pomstę (jednak nikogo nie zabijając) na ustalonych wcześniej warunkach. Jeśli zaś przegra, sprawca odchodzi bezkarnie. Gdy doszło do jakiejś małej krzywdy, można spierać się o rodzaj zemsty. Jeśli natomiast doszło do zabójstwa, warunki narzuca osoba A.”
Taki rodzaj prawa sprawdzał się, ale tylko w niektórych sytuacjach. Nie przewidywał na przykład, że „osoba A” będzie się mścić także za własne krzywdy i za próbę. No, ale wszyscy mieli to prawo głęboko zakorzenione w umysłach, a nikt nie chciał go zmienić. Trzeba było się dostosować. – Takie czarne myśli kłębiły mi się w głowie, gdy prowadziłam Rraaka (bo tak się nazywał gargulec) korytarzem do gabinetu. Był to niewielki pokój na szczycie wieży wyłożony boazerią. Duży kominek zajmował część ściany, a obok grzał się mój ulubiony ptak ognisty – Zekron. Na komodzie obok stał dzbanek z kwiatami, których pyłek leczył mniejsze rany. Kiedy usiedliśmy, odezwałam się:
- Przejdźmy do rzeczy.- chciałam mieć to już za sobą – proponuję taki test: będę cię próbowała zmusić do wyznania swojego prawdziwego imienia. – gdybym wygrała, a Rraak powiedziałby mi prawdziwe imię, zdobyłabym nad nim kontrolę. Gdybym zaś przegrała… No cóż, wtedy on dyktuje warunki.
- Tak, ja. – przerwał moją gonitwę myśli gargulec, doskonale posługując się telepatią – Jeżeli przegrasz, poddasz się na jedną noc i resztę czasu jaki spędzisz na Samotnej Wieży, bo tam masz przybyć. – ton jego głosu nie nastawiał optymistycznie – Teleportujesz się bez umysłowej tarczy, oręża i magii. Przybierzesz rytualną postawę pokory i będziesz czekać na karę. – uśmiechnął się szyderczo – Możesz postawić dwa warunki – Jego uśmiech dopowiadał resztę: „Ale to ci i tak nic nie da”.
Byłam wstrząśnięta. Wiedziałam, że gargulce są znane z okrucieństwa, ale nie przypuszczałam, że Rraak będzie aż taki okropny. Co on chce ze mną zrobić? Jakby czytając mi w myślach, dodał:
- Ach, byłbym zapomniał. Chcę cię Naznaczyć.
Tym razem nie mogłam się powstrzymać. Drgnęłam. Gargulec jeszcze szerzej się uśmiechnął. Naznaczenie jest to zadanie rany nie do zaleczenia, która otwiera się wtedy, gdy chce tego osoba naznaczająca. Rana ta znika po określonym czasie zostawiając po sobie bliznę.
- W jakim miejscu? Na ile? – spytałam.
- Na plecach. Co do czasu, to wiem, że zanegujesz dwa miesiące, więc powiem: jeden.- był to bardzo długi okres i on o tym wiedział „Pewnie rana będzie mi dokuczać przez cały czas”. Postanowiłam jeden raz poprosić:
- Trzy tygodnie. Może być? – U nas miesiąc trwa sześć tygodni, a tydzień osiem dni, więc zaproponowałam uczciwie połowę.
- Nie. Cztery minimum. – odpowiedział z nutą tryumfu w głosie. Kapłanka układa się z gargulcem i jeszcze to on stawia warunki! Westchnęłam. Dobre i to.
- Co do reszty, to stawiam dwa ofiarowane przez ciebie zakazy.
- Jakżeby inaczej.
- Nie wymusisz na mnie prawdziwego imienia. Jeżeli je wypowiem, nigdy go nie wykorzystasz ani nie przekażesz innym. Także nie okaleczysz mnie trwale. Poza Naznaczeniem wszystko ma pozostać jak teraz – całe.
- Wiesz przecież, że magia krążąca w twojej krwi wyleczy wszystkie rany. Ale dobrze. Jakieś inne pytania/prośby?
- Tylko pytania. Będziesz sam?
- Tak.
- Czy zabierzesz mi magię, jeśli sama się jej nie pozbędę?
- Nie, ale będziesz tego gorzko żałowała.
- Rozumiem. Czy zamierzasz zrobić krzywdę komuś z mojego otoczenia, gdy mnie nie będzie?
-Nie.
- Jeśli ktoś pojawi się, by mnie zabrać z wieży, czy zaatakujesz go?
- Tak. Nie zdąży nawet dolecieć.
- Kiedy mam się stawić na twoją próbę?
- O wschodzie słońca jutro przy Zamku Duchów. – gdy wypowiedział te słowa, zniknął z cichym pyknięciem. Deportował się.
            Nazajutrz rozwinęłam skrzydła i poleciałam na miejsce testu. Wolałam latanie od teleportacji, bo przy tym drugim sposobie mam mdłości. Na dziedzińcu stał już Rraak. Bez słowa ustawiliśmy się po dwóch stronach placu. Powoli rozejrzałam się po okolicy. Dziedziniec okalały krużganki, a po mojej prawej stronie była powozownia. Szybko odwróciłam oczy od wyłaniających się z murów zjaw chcących obejrzeć walkę. Dawno temu stały tu budynki, ale rozsypały się w proch, zanim nasza cywilizacja dojrzała na tyle, by je zbadać. Potem rozegrała się bitwa plemion ludzi i potworów. Zginęło wiele istot, a niektóre zostały na świecie jako duchy. Zjawy stworzyły rodzaj milczącego muru wokół nas. Zaczęłam atak od prostego zaklęcia, dzięki któremu w zaczarowanym rodziła się chęć wyznania tego, czego chciałam. Nie poskutkowało. Gargulec odbił czar jednym machnięciem skrzydła. Wiedząc, że muszę go złamać, stworzyłam w umyśle obraz węża nacierającego na Rraaka. W obronie gargulec zamienił się w lwa i odgonił moją kreaturę. Potem wysłałam ognistego feniksa. Rraak okrył się pancerzem żółwia. Gdy mój feniks przełamywał jego obronę, ja zaatakowałam ogniem. Ból, jaki sprawiłby atak zwykłemu człowiekowi, natychmiast pozbawiłby go przytomności. Jednak Rraak odparł atak, ale z wielkim trudem. Postanowiłam jeszcze raz zastosować zaklęcie złamania woli.
- Magnus incantatem! – powiedziałam i czekałam na efekt. Cofnęłam także feniksa, gdy Rraak zaczął mówić. To był błąd, który zaważył na wyniku walki.
- Nazywam się Vi... – wystękał gargulec, a gdy mój stwór odleciał, Rraak krzyknął:
- Nazywam się Rraak, przeklęta Czarownico! – po męczącym przełamaniu mojego czaru, miał jeszcze tyle siły, żeby rzucić zaklęcie. Potężny czar Umysłu został wzmocniony przez jego wściekłość. Nawet nie wiem, jakie to było zaklęcie, bo straciłam przytomność.
            Obudziłam się w łóżku. Nade mną stała Lessa. Gdy spostrzegła, że się podnoszę, powiedziała:
- Mógł cię zabić! Wybuch słychać było nawet tu! Wokół miejsca waszej walki jest okrąg płaskiej ziemi o średnicy pół kilometra. Nic, tylko kikuty drzew. Po Zamku Duchów nic nie zostało, nawet fundamenty. Zdmuchnęło go, tak jak i pobliskie pagórki. Rraak to naprawdę okrutny i niebezpieczny przeciwnik. Chwiałaś się na krawędzi śmierci, a on zostawił cię pod bramą do wieży z kartką wsuniętą dłoń. Proszę, oto ona. Nie czytałam. – podała mi zmięty kawałek pergaminu. „Przegrałaś. O szóstej wieczorem, wiesz gdzie.” – rozpoznałam charakterystyczne litery drukowania telepatycznego.
- O której...? – spytała z wahaniem Lessa.
- Wieczorem – odpowiedziałam.
- No nie! Nawet nie pozwoli ci odpocząć! Jeśli ci coś zrobi, to...
- To nie będziesz w stanie nic uczynić. Surowo ci tego zabraniam. Nie próbuj mnie szukać ani zabierać. Jeżeli prześlę ci wiadomość, to przylecisz na jednej z twoich przyjaciółek, sów tam, gdzie ci powiem. Mówię to, ponieważ mogę później zapomnieć. Zanim wylądujesz, żeby mnie zabrać, kilka razy zapytasz, czy możesz przylecieć. Jeśli nikt ci nie odpowie, spokojnie ląduj. Istnieje możliwość, że Rraak cię zaatakuje. Uciekaj wtedy i nie wracaj. To jest rozkaz! – zakończyłam widząc, że Lessa otwiera usta, że by zaprotestować -A teraz idę spać. Obudź mnie o piątej. Muszę dopełnić rytuału pozbycia się magii żywiołu. – Zanim zamknęłam oczy, zobaczyłam, że Lessa płacze. Wiedziała co znaczy pozbycie się żywiołu. To stanie się całkowitym śmiertelnikiem. Zanim magia wróci do maga, trzeba czekać kilka tygodni. Powrót żywiołu przedłużały również blizny . No cóż, przegrałam walkę. Trzeba było wybrać inną próbę.
            - Wstań, pani, już piąta! – zanim ta wiadomość dotarła do mojego mózgu, podświadomość wprowadziła polecenie w czyn. Jeszcze boso dokończyłam rytuału, a potem poczułam się strasznie bezbronna. Dotychczas wiedziałam, że z pomocą żywiołu zawsze zdążę się obronić. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że jestem teraz na łasce gargulca. Z magii została mi tylko umiejętność rozwijania skrzydeł i telepatia, bo tego nie dało się pozbyć. Właśnie dzięki tej zdolności dotarłam do Samotnej Wieży bez potrzeby teleportacji, którą przecież odłożyłam. Przede mną rozciągał się ponury krajobraz. Naokoło bagna z powykręcanymi kikutami drzew. Ten widok nie napawał optymizmem. Gdy spostrzegłam w oddali sylwetkę Rraaka, czym prędzej uklękłam na prawe kolano, pochyliłam głowę i wyciągnęłam ponad nią ręce. Wnętrze dłoni skierowałam ku górze rozchylając palce. Poza ta znaczyła: „Poddaję się. Rób ze mną co chcesz. Nie mogę się bronić.” Jednocześnie nie pochyliłam się głęboko, co znaczyło: „Wiesz co się stanie jeśli mnie zabijesz.” I znówmuszę to i owo wyjaśnić. W Salumie życie nie opiera się na rozmowie, tylko na mowie niewerbalnej. Każdy wie, że słowa wywołują złość. Opracowano więc system komunikacji bez mowy. Było sześć rodzajów zdań wyrażanych przez poszczególne pozy:
- „Szlachcic pozdrawia zaprzyjaźnionego pana” - lekki ukłon.
- „Niewolnik składa hołd swemu panu” – głęboki ukłon i sięgnięcie prawą ręką do lewego ramienia.
- „Pokorny niewolnik przeprasza swego pana i prosi o karę” – uklęknięcie na lewe kolano i pochylenie głowy.
- „Wróg poddaje się nieprzyjacielowi i staje się jego niewolnikiem, ale w razie złego traktowania ma prawo wymówić posłuszeństwo” i tu zaczynała się magia. Po wypowiedzeniu takiego „zdania” ów wróg jest przywiązany magią do pana dopóki ten nie daruje mu wolności, lub nie zacznie go źle traktować. – uklęknięcie na lewe kolano, wyciągnięcie rąk nad głowę, pochylenie się.
- „Śmiertelnik poddaje się swemu panu i nie ma możliwości się bronić” magia opuszczała całkowicie tego śmiertelnika, stosując się do jego „stwierdzenia”. – To, co zrobiłam na szczycie Wieży.
- „Śmiertelnik nie ma wyboru i oddaje swoje nędzne życie przeciwnikowi” i to było najokrutniejsze. Magia sprawiała, że wróg owego nieszczęśnika panował nad jego świadomością dopóki nie znikła ostatnia łącząca ich więź (niewolnictwo, rany zadane przez któregoś z nich, Naznaczenie). Mógł sprawić, że śmiertelnik zemdleje, lub nawet zapadnie w śpiączkę i nigdy się nie obudzi. – uklęknięcie na oba kolana, ręce wykręcone do tyłu, oczy zamknięte. Te wszystkie pozy oparte były na sposobie myślenia z Epoki Magii. Na przykład gdy człowiek zamknął oczy i pochylił głowę, był bezbronny, bo nie widział przeciwnika. Wyciągnięcie rąk nad głowę, jakby się coś ofiarowało oznaczało w dawnych czasach oddanie swojego życia przeciwnikowi. Wróg mógł nożem przeciąć żyły na nadgarstkach poddającego się i zakończyć jego życie. 
Ja przybrałam pozę pełną pokory i poddaństwa, jak się wyraził Rraak, czyli punkt piąty. Teraz musiałam spełniać wszystko, czego będzie żądał. „No, cóż. Trzeba było nie przegrywać pojedynku” - przemknęło mi przez głowę. Przez chwilę miałam chęć uciec. Strasznie się bałam tego nieznajomego gargulca, który właśnie leciał upokorzyć Najwyższą Kapłankę Salumy. Usłyszałam łopot skrzydeł i chwilę później Rraak wyciągnął ku mojej głowie rozjarzony pazur. W tej chwili przestałam cokolwiek widzieć, bo rzucił na mnie zaklęcie oślepienia. Po kilku sekundach usłyszałam świst. To gargulec kilkoma cięciami pobawił mnie ubrania. Zostawił tylko płócienną przepaskę biodrową i tę na piersi. Wnioskując z tego, co potem usłyszałam, Rraak odleciał (albo chciał abym tak myślała). Na ponad pół godziny zostałam sama. Rozebrana i upokorzona klęczałam na twardym kamieniu. Nie śmiałam się ruszyć. Mój prześladowca na pewno stał i patrzył jak trzęsę się z zimna. I rzeczywiście – nawet nie usłyszałam kroków. Po prostu wbił mi pazur w lewe kolano. Gdy go wyciągnął, na chropowate kamienie polała się gorąca krew. Opadłam na oba kolana. Potem gargulec zaklęciem wykręcił mi ręce do tyłu i skuł łańcuchem. Kiedy zrozumiałam, że przyjęłam pozycję sześć, zagotowałam się z wściekłości. Zdobył władzę nad moją wolą, a teraz i nad świadomością! Zacisnęłam pięści. Rraak pewnie to zauważył, bo już po chwili poczułam ostry ból w rękach. Gargulec tak umiejętnie podciął mi mięśnie palców, że natychmiast je rozluźniłam.
Zastanowiłam się nad strategią Rraaka. Atakował co chwila w zupełnej ciszy. Już wolałabym, żeby śmiał się, bluźnił, upokarzał mnie. Nic, kompletna cisza potęgująca jeszcze strach. Jak powiedział wielki uczony Trekian „O wiele bardziej groźne jest znane atakujące z ciemności, niż nieznane z widoku.” Czyżby gargulce czytywały Trekiana? To może jeszcze Zykryda? Moje rozmyślania przerwał kolejny atak Rraaka. Pod wpływem bólu w łokciach odruchowo zastosowałam technikę usuwania go magią. Nie napotkałam żadnego oporu, ponieważ tego rodzaju zachowanie nie jest uznawane za obronę, czyli nie działa na nie zapora stworzona przez rytuał. Za późno jednak przypomniałam sobie o ostrzeżeniach gargulca. Poczułam jak czaszka eksploduje energią. Oprawca zastosował atak Umysłu dokładnie o takiej sile, jak ten w Zamku Duchów. Z tą różnicą, że mając władzę nad moją świadomością nie pozwolił mi zemdleć.. Gdy upadłam na brzuch, Rraak kopnięciem przewrócił mnie na plecy zaklęciem miażdżąc nos. Usta zalała mi fala krwi. Nie śmiałam ani nie miałam siły tego wypluć. Gargulec pewnie przeraził się, że próbuję popełnić samobójstwo. Gdyby zabiłby mnie wtedy, sam zostałby zgładzony.
-Wypluj. – odezwał się telepatycznie.
- Nie...mam...siły... – wystękałam również myślą. Magii telepatii nie mogłam się wyrzec, bo każdy z Salumy miał ją od urodzenia.
- Ooo! Kapłanka Ognia, największa Czarownica na tym świecie nie ma siły!? A miałaś ją mordując mojego syna? Rozkazuję ci: Wypluj! Jesteś mi winna posłuszeństwo! – Zaatakował Umysłem bez ostrzeżenia. I znów ta krystalicznie czysta świadomość. Ale zza zasłony rozbrzmiewający echem rozkaz. I groźba: Jeśli tego nie zrobisz, przekonasz się, że może jeszcze bardziej boleć.
- Zaczekaj... Muszę skupić energię... – przesłałam wiadomość. W jednej chwili przestało boleć. Wyplułam krew i... zaczęło się od nowa. Czułam się jak szmaciana lalka. Robił ze mną co chciał. Już po dwóch godzinach nauczyłam się rozumieć nieme rozkazy. Gdy dotykał moich pleców zimnym pazurem, pochylałam się. Kiedy kłuł nim w kręgosłup, prostowałam plecy. To samo na karku. Skłaniał mnie do wykonywania rozkazów, a ja wiedziałam co mi za chwilę zrobi. Mimo to byłam zobowiązana do bezwzględnego posłuszeństwa. Raz kazał mi klęknąć z pochyloną głową, a potem rozszarpał pazurem mięśnie rąk. Przez cały czas utrzymywał mnie w krystalicznie czystej świadomości. Od jakiegoś czasu było całkiem cicho. Już przed godziną przestałam krzyczeć. Po prostu poddałam się całkowicie. Jedynym nieokaleczonym miejscem były plecy. „Jeszcze mnie nie Naznaczył”.
                      Raz, gdy zrobił większą przerwę, odważyłam się przemyśleć to, co powiedział wcześniej. „Keldu jego synem! To dlatego jest aż tak okrutny.” Nie podejrzewałam nawet, że Rraak podsłuchuje moje myśli. Zorientowałam się dopiero, gdy wściekł się słysząc zdziwienie w myślach swojej ofiary zamiast poddania i pokory. Jego złość uderzyła we mnie jak burza i rzuciła o mur. Poczułam jak unoszę się w powietrze. To gargulec przeniósł mnie z powrotem na miejsce pełne zakrzepniętej krwi. Po krótkiej przerwie znów zaatakował, ale inaczej. Czarami stworzył w moich uszach nieznośny pisk który stopniowo stawał się coraz głośniejszy. Gdy osiągnął apogeum, zaczęły mną wstrząsać drgawki co wznieciło kolejne ogniska bólu w moim zmaltretowanym ciele. Potem wszystko ucichło. Rraak przygotowywał się do kolejnego ataku. Ten straszny dźwięk mnie złamał. Mnie, ale nie moją Kontrolę. Gargulec o tym wiedział, ja również. Mimo to postanowiłam spróbować.
- Zaczekaj! Proszę! – wykrzyknęłam zaciśniętymi ustami. Odpowiedzią był świst pazura i ból rozrywanych mięśni szczęki. Teraz już nawet mówić nie mogłam! Zniecierpliwienie i złość dodały mi sił. Zanim zdążył znów zaatakować, krzyknęłam telepatycznie:
- Błagam!
- Wielka Morderczyni błaga! – jego szyderczy głos zranił jedyne co mi pozostało, czyli resztki dumy.
- Błagam, pozwól mówić! Jeśli to chciałeś usłyszeć, to złamałeś moją wolę. Do pokonania Kontroli jeszcze daleko, ale błagam, pozwól mi odpocząć! Ja, Kapłanka Ognia proszę cię o łaskę. Jestem w twojej mocy, możesz nawet kazać mi nic nie mówić, ale upokorzyłam się przed tobą co jest dowodem na to, że żałuję. – odpowiedziała mi cisza. Gdy odchodził, kopnął mnie w brzuch. Nawet tego nie poczułam, bo pozwolił mi pogrążyć się w nieświadomości.
               Kiedy się obudziłam, stwierdziłam, że zaklęcie oślepiające nie działa. To dlaczego jest tak ciemno? Czyżbym przespała cały dzień? Nie, to Kopuła Ciemności zamknęła się nade mną. Krążyły legendy, że gargulce potrafiły tworzyć czarną energię, która zasłaniała widok i uniemożliwiała ucieczkę. To przypomniało mi wczorajsze tortury. Spróbowałam się ruszyć. Ognista błyskawica przemknęła przez całe ciało. Leżałam w foremce z własnej krwi! „Przynajmniej kości się równo zrosną” – pomyślałam. Z tą optymistyczną myślą zapadłam w sen.
       Obudził mnie Rraak kontynuując tortury. Odtąd codziennie budziłam się z nieznośnym piskiem w uszach a zasypiałam z białą mgłą bólu w umyśle. Trzeciego dnia powietrze wyraźnie zgęstniało. Pomyślałam, że to kolejny pomysł Rraaka, więc przyjęłam go z pokorą. Dwa dni później nie mogłam już oddychać. Gdy w uszach pojawił się znajomy pisk zdecydowałam, że tylko jedna osoba może mi pomóc. Nawet nie wiedziałam w którym kierunku powinnam wysłać telepatyczną wiadomość, więc nici z tego. Mięśnie szczęki już trochę się zagoiły i postanowiłam zawołać.
- Rhhagh – Tyle jak na pierwszą próbę. Po chwili zawołałam ignorując pisk:
- Rraak! Błagam cię, pomóż mi! Duszę się! – Zaniosłam się kaszlem. Kilka minut później owiał mnie ożywczy wiatr. Usłyszałam cichy śpiew gargulca zapewne kierującego tym sposobem kopułą ciemności. Brzmiało to jak piszczałka, flet i harfa w jednym. Od tej pory to wspomnienie podtrzymywało mnie na duchu. Ktoś, kto potrafi tak śpiewać, w głębi serca nie jest okrutny. Zanim zdołałam cokolwiek dojrzeć zza odsuwanej kurtyny ciemności, gargulec rzucił zaklęcie oślepienia. Od tamtej pory co rano Rraak oślepiał mnie i jak wcześniej torturował. Ale do tych udręk dźwiękowych i umysłowych doszły jeszcze inne. Dotąd zaklęcie ciemności blokowało dostęp wiatrom. Teraz byłam zdana na łaskę pogody. Nad Samotną Wieżą często pojawiały się burze. Wtedy pisk ustawał. Rraak pozwalał pogodzie smagać mnie deszczem, gradem i soplami lodu, a sam pewnie stał słuchając jak kapłanka ognia krzyczy i trzęsie się z zimna.
               Jako mag żywiołu nie potrzebowałam jedzenia tak bardzo jak inni. Mogłam pościć przez trzy tygodnie i nie czuć głodu. Bardzo brakowało mi ognia a czas między torturami spędzałam na ponurych rozmyślaniach. Domyśliłam się w końcu dlaczego tak okrutnie mnie traktuje. Celem zemsty jest złamanie woli i Kontroli torturowanego. Rraak pierwszej nocy mścił się za moją próbę, a potem ze wściekłością karał za zabójstwo syna. Dopiero teraz z chłodnym wyrachowaniem słuchał moich jęków, gdy przewiercał mi uszy piskiem i krzyków wywołanych bólem w umyśle. Ale dźwięk, pogoda i umysł to za mało by złamać silną Kontrolę Kapłanki. Gargulec to wiedział i szykował mi na pewno kolejne cierpienia pod koniec zemsty. Na duchu podtrzymywała mnie tylko myśl, że rany szybko się goją . Wspomnienie śpiewu Rraaka zmieniło całkowicie moje nastawienie do niego.
               Któregoś dnia podczas burzy postanowiłam wstać. Bez żadnego bólu siadłam w mojej foremce. Jednak przy wstawaniu, źle stanęłam i upadłam. Znów w pisku doczołgałam się do posłania i zasnęłam.
            Obudził mnie Rraak brutalnie wyrywając ze stanu błogiej nieświadomości kopnięciem w brzuch. Natychmiast zorientowałam się , że coś jest nie tak. Zamiast leżeć na wieży jak to było wcześniej, wisiałam w powietrzu nad nią. Nie mogłam się ruszyć. Pewnie gargulec rzucił na mnie zaklęcie wiążące. Spostrzegłam nadchodzącą wielką burzę na horyzoncie, ale już po chwili znów straciłam wzrok. To Rraak odnowił czar oślepienia. Gdy burza dotarła do wieży, zorientowałam się że moje ciało siekają kulki lodu. Dotychczas, gdy leżałam na wieży, grad przechodził górą a na mnie padał tylko deszcz. Jednak Rraak nie był aż tak okrutny – odpędzał ode mnie błyskawice. Dalsze rozmyślania przerwał mi pisk w uszach. Pogrążyłam się w nim i straciłam poczucie czasu. Przez długi czas gargulec torturował mnie coraz silniej robiąc kilkuminutowe przerwy w pisku, bym mogła zaczerpnąć tchu. Potem pozwolił się przespać. Obudziłam się znów na wieży. Nie wiedziałam co wyrwało mnie ze snu. Znów straciłam wzrok i przygotowywałam się na pisk, ale nie nadszedł. Usłyszałam w myślach jego rozkaz:      
- Stań prosto i nie ruszaj się. Za każdy przejaw nieposłuszeństwa będziesz ukarana. – pokornie zastosowałam się do rozkazu, ale kolana się pode mną ugięły i runęłam na zimny kamień. Rraak przytknął mi do karku jakąś zimną, chropowatą rzecz. Był to pręt elektryczny, który wytwarzał elektryczne wyładowania o sile zależnej od ustawień. To było najpopularniejsze i najboleśniejsze narzędzie zabijania. Mnie nie dało się nim pozbawić życia, bo wszyscy kapłani ognia byli uodpornieni w części na elektryczność. Nie znaczyło to, że nie można tym mnie torturować, wręcz przeciwnie – nawet największa dawka nie zabiłaby Kapłana, ale sprawiłaby mu ból. W przeszłości ta zdolność wykorzystywana była do tortur.. Rraak nastawił pręt na maksymalną intensywność wyładowań. Leżałam, zwijając się w drgawkach. Kiedy już przestałam krzyczeć, wyrwało mi się zdanie:
- Rraak, błagam się przestań!- kolejne wyładowanie. I jeszcze jedno. Zrozumiałam, że źle się do niego zwróciłam. Jeśli nie po imieniu, to jak? W tym momencie gargulec przysłał mi telepatycznie obraz mnie klęczącej na Samotnej Wieży. Gdy zrozumiałam, czego żądał, targnęła mną bezsilna wściekłość. Stoczyłam wewnętrzną walkę. Jedna część mojego jestestwa mówiła z dumą, że Kapłanka nie będzie klęczeć z własnej woli przed byle gargulcem. Druga twierdziła, że i tak już to robiłam. Na początku tortur. „Ale to było w ramach przeprosin za krzywdy, a teraz mam to robić z jakiego powodu? Poza tym on chce, żebym mówiła do niego jak niewolnica” – argumentowała dumna Kapłanka. „Cóż w tym złego? Zabiłam Keldu. Magia wiąże mnie niczym sznur elektryczny, a jeżeli Rraak wypowie rozkaz na głos, i tak będę musiała go spełnić. Teraz jeżeli to zrobię, uniknę większej ilości bólu”. I tak Wielka Kapłanka Ognia po raz pierwszy w życiu zdecydowała się poniżyć przed wrogiem. Ostatkiem sił podniosłam się na klęczki i zawołałam:
- Panie, błagam cię przestań! Nie mam siły stać bez ruchu. Jestem twoją niewolnicą, więc możesz wejść mi do umysłu i sprawdzić, czy mówię prawdę. – Rraak chyba na to przystał, bo po chwili poczułam jak zadając cierpienie przegląda obrazy w moim umyśle. W końcu natrafił na wspomnienie jego śpiewu. Brutalnie pobudził je i równie szybko skasował. Tak zmodyfikował mi myśli, bym pamiętała że śpiewał, ale nie mogła sobie przypomnieć dźwięków. Upokorzona i odarta z dumy pozwalałam mu to robić. Gdy skończył, poczułam, że znów leżę na kamieniach.
- Na kolana! - nie musiał już do mnie normalnie mówić, bo uznałam, że jestem niższa rangą od niego. Gdy spełniłam polecenie, nastawił pręt na niższe wyładowania i przejechał mi nim po kręgosłupie. Jęknęłam. Zdałam sobie sprawę, że to jest wstęp do najbardziej bolesnego rytuału Naznaczenia.
- Panie, proszę! Zwiąż mnie chociaż zaklęciem! – za ten okrzyk trwogi zapłaciłam kolejnym wyładowaniem, ale spełnił prośbę. Potem kontynuował rytuał. Przejechał mi trzy razy prętem po plecach nastawiając za każdym razem na większe wyładowania. Symbolizowało to tzw. „Błogosławieństwo Ognia”. Rzucałam się w objęciach zaklęcia wiążącego i krzyczałam. Jeszcze nigdy mój żywioł nie sprawił mi takiego bólu. Później Rraak wyjął nóż i naciął skórę wzdłuż kręgosłupa. „Ogień i Umysł mam już za sobą” – pomyślałam. Potem przyszła kolej na Wodę i Ziemię. Poczułam jak po prawej stronie ranę przebija wielki cierń a po lewej od kręgosłupa sopel lodu twardy jak skała. Samej kości gargulec nie ważył się ruszyć, bo sparaliżowałoby mnie to do końca życia. Teraz po czterech żywiołach według tradycji Rraak zamiast zadać mi cierpienie swoim żywiołem, mógł to zrobić jakimkolwiek innym sposobem. Wiedziałam, że to co zrobi na pewno złamie moją Kontrolę. Gargulec również to wiedział, ale zamiast zmniejszyć tortury jeszcze je zwiększył. Wyczarował mieszankę soli z siarką i posypał tym Naznaczenie. Mój krzyk mówiący: „Czemu mi to robisz, Rraak, czemu jesteś taki okrutny?” rozbrzmiał echem na bagnach otaczających wieżę. Wijąc się w objęciach zaklęcia, płakałam. Była to oznaka załamania Kontroli. Gdy brakło mi już sił, Rraak posypywał ranę a ja znów się rzucałam. W końcu kiedy zrobił to po raz dziesiąty, nawet nie drgnęłam niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Wreszcie pozwolił mi pogrążyć się w nieświadomości.             
            Obudziłam się z bólem w głowie. Ten dzień tortur był inny niż reszta. Ze snu wyrwał mnie nie pisk, jak do tej pory, ale (zapewne) zaklęcie. Tym razem nie byłam oślepiona i widziałam dokładnie otaczające mnie bagna skąpane w blasku wschodzącego słońca. Po chwili usłyszałam łopot skrzydeł i po raz pierwszy od początku tortur ujrzałam mojego prześladowcę. Miał na sobie przerażającą Maskę Zemsty zakrywającą całą twarz. Otwory na oczy lśniły ognikami nieugaszonej złości. Rraak złożył skrzydła i stanął na coś czekając. Wstałam, ale nie mogłam wykrztusić słowa. Wyręczył mnie gargulec dotykając pazurami kolan. Po raz drugi w czasie tortur nie spełniłam polecenia, tylko powiedziałam:
- Panie, nie mogę klęczeć, bo moja duma rwie się niczym uwięziony pies na wolność. Nie przełamałabym się. – Rraak zrozumiał to wytłumaczenie i dotykiem przesłał kolejny rozkaz. Rozłożyłam szeroko ręce tak, że tworzyły jedną linię z ramionami. Pochyliłam głowę i zamknęłam oczy.
- Nie mam odwagi nazywać siebie Kapłanką, bo maga tak nikt nie traktuje. Moje przybrane imię brzmi Mirona i daję ci je byś nigdy nie musiał się do mnie zwracać w jakikolwiek inny sposób. Złamałeś mi dumę, wolę oporu i Kontrolę. Nic mi już nie pozostało. Podczas tortur mogłeś zajrzeć w moje myśli. Teraz już wiesz, że bardzo żałuję tego co zrobiłam i że przez cierpienie zadane na Wieży, magia wróci do mnie za kilka miesięcy i to niepełna. Mimo to nie mam do ciebie żalu. Jeszcze raz proszę o wybaczenie. – wypowiedziałam to z głębi serca, a Rraak o tym wiedział. Nagle Naznaczenie przeszyła błyskawica bólu. Wykrzyknęłam:
- Poddałam się! Przeprosiłam! O co ci chodzi? Co jeszcze mam zrobić? – odpowiedź przyszła razem z jednym słowem:
- Wybaczam. – poczułam jak rana na plecach zamyka się co było swoistym komunikatem od Rraaka „Nie będzie ci zbytnio dokuczać.” Zemdlałam.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Rozdział 2 Mirona: WĘDROWIEC
 
            Co to za dziwny zapach, czy to zupa warzywna? A ten hałas to stuk kopyt Lessy? Nie mogłam się poruszyć. Otworzyłam oczy i oślepiła mnie jasność. Po tylu dniach/tygodniach/miesiącach ciemności poczułam się jak w pełnym blasku słońca. Jednak nie byłam na dworze, tylko w pokoju, a jedyne źródło światła stanowiła lampa. Po chwili jako tako widziałam. Przed moim łóżkiem stała uzdrowicielka pokazując coś na wykresie Lessie. Mówiła ściszonym głosem, ale słyszałam wszystkie słowa.
- Dzięki specjalnym zdolnościom Kapłanki jej mózg zarejestrował wszystkie obrażenia. – zaczęła wykład – Napastnik bardzo dobrze znał fizjonomię człowieka. Precyzyjne cięcia obliczone na zadanie bólu i unieruchomienie. Kości i układy narządów oprócz Splotu Żywiołu nawet nie draśnięte. Splot w strzępach. Przykro mi.- dodała współczującym tonem. – Wydaje mi się, że długo leżała, ale antybiotyki krążące w jej krwi prawie całkowicie wyleczyły ciało. Może być w szoku. Niestety napastnik wymazał zapis Naznaczenia. Za kilka dni stanie na nogi. – rzuciła wychodząc.
            Lessa podeszła do mnie i powiedziała:
- Wiedziałam, że już się obudziłaś, ale nie chciałam jej przeszkadzać. Bardzo się martwiłam. ON ci to wszystko zrobił prawda? – spytała nieśmiało.
- Tak, on – przytaknęłam i opowiedziałam jej wszystkie wydarzenia. – Ile mnie nie było? – Nie otrzymałam odpowiedzi. Kontrola Lessy załamała się jeszcze podczas opowiadania. Teraz Władczyni Ziemi stała przed moim łóżkiem i gorzko płakała. Przed nią wisiała gałąź w kształcie dwójki ze skrótem tygodnia. Dwa tygodnie, nie tak dużo, stwierdziłam filozoficznie.
Kilka tygodni po tym wydarzeniu moje życie powoli wróciło do normy. Poza jednym – nie mogłam rzucić nawet najłatwiejszego zaklęcia z zakresu Magii Podstawowej, a co dopiero z mojego żywiołu! Za każdym razem gdy próbowałam, odzywała się blokada założona przez Rraaka. Byłam cieniem Kapłanki. Ogień mnie nie słuchał, teleportacja nie wychodziła. Nosiłam bandaże opasujące Splot Żywiołu. Czekając na powrót magii zajmowałam się konstruowaniem ciekawych mechanizmów. Któregoś dnia postanowiłam zbudować dopasowywane mechaniczne skrzydła. Jednak gdy już zabierałam się do sporządzania planu, ktoś zapukał w bramę.
- To wędrowiec! – Krzyknęła Lessa z dołu. Natychmiast zeszłam go powitać (za każdym razem gdy wykształcałam skrzydła, dokuczało mi Naznaczenie więc wolałam chodzić).
- Niech Słońce ci sprzyja, wędrowcze. Zostaniesz tu ugoszczony. Niestety nie mogę udzielić ci błogosławieństwa ognia na drogę, ale myślę że moja pomocniczka może to zrobić. – Gdy odszedł by się pożywić, czułam się taka bezradna. Wskutek mojego osłabienia znikły bariery ochronne Wieży Z Marmuru. Teraz mógł nas zaatakować praktycznie każdy. Lessa ostro zaprotestowała więc przeciwko wpuszczeniu obcego do domu.
- Przecież to obdarciuch! Wystarczy na niego spojrzeć! – rzeczywiście, jego wygląd dziwił mnie. Nosił maskę na twarzy, więc nie wiedziałam z jakiej jest rasy. Kikuty skrzydeł wskazywały na półkrwi gargulca lub jednego ze Zwierzoskrzydłych, a zdarte plecy na wyrzutka. Mimo to przyjęłam zmęczonego wędrowca. Przed kolacją poleciłam Lessie go wysondować. Delikatnie wśliznęła mu się do umysłu. Pewnie nawet tego nie zauważył. Po posiłku siadłam w ogrodzie czekając na Lessę z wiadomościami. Po chwili usłyszałam stukot jej kopyt na chwilę zanim przeskoczyła niski żywopłot odgradzający Wieżę od ogrodu. Chyba galopowała. Zastanowiłam się co mogło ją tak wzburzyć. Jeszcze w biegu przesłała mi kilka obrazów telepatycznych wyciągniętych z umysłu wędrowca.      
            Jestem wściekły. Zemsta, tylko zemsta się liczy. Dodaje sił, wyostrza zmysły. Ciemność bierze górę nad rozsądkiem. Krew, dużo krwi. Dziewczyna o słonecznych włosach wisi w powietrzu, a jej krzyk pełen cierpienia, pokory i jednocześnie nienawiści podsyca jeszcze chęć zadania bólu. To jej krew spływa po moich pazurach. Potem już tylko tryumf i nienawiść. Wieża w blasku krwawego zachodu słońca.
-A więc to Rraak! Tylko po co przyszedł w przebraniu? No cóż, poczekamy i przekonamy się, czego chce. – stwierdziłam filozoficznie, a widząc, że Lessa otwiera usta, powiedziałam: - nie, nic nie zrobisz jeśli przyjdzie do mnie. Twoje czary go nie pokonają, ale w razie ataku pójdzie pod sąd, a ja i tak zrzeknę się prawa do zemsty za atak. Wracam do gabinetu. – Wspięłam się na ostatnie piętro wieży i siadłam w gabinecie. Po chwili rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. To mogła być Lessa, posłaniec z wiadomością, ktokolwiek. Ale nie, to był on. Biedny, skulony wędrowiec. Rraak. Mój dręczyciel, prześladujący mnie w snach. Jeszcze niedawno zdziwiłabym się na jego widok. Podróżni nie nachodzili gospodarzy bez potrzeby, a ja zapewniłam mu strawę, mieszkanie i kąpiel. Teraz, gdy wiedziałam kim jest, zdecydowałam żeby on zaczął rozmowę. Zamknął drzwi i skłonił się. To był pełen pokory i szacunku długi ukłon. Zapadła cisza. Po chwili odezwałam się:
- A więc co cię tu sprowadza, „wędrowcze”? – postanowiłam udawać, że nic nie wiem, ale mimowolnie położyłam akcent na ostatnie słowo.
-Wiesz kim jestem. – to nie było pytanie, tylko stwierdzenie – Twoja pomocniczka sondowała mnie. Gdyby nie mój zmysł wykrywania magii, nie zorientowałbym się. Robiła to bardzo delikatnie. – jego głos był zachrypnięty i wyprany z emocji.
- Czego chcesz? Dalej mnie dręczyć? Och, nie martw się, nikogo nie wezwę, bo twoja blokada antymagiczna nadal działa. Jestem bezbronna – za słaba, by utrzymać miecz, za słaba na rzucanie zaklęć. Za słaba na wszystko!- Nagle odżyły wspomnienia i poniosły mnie emocje. Byłam wściekła. Ten gargulec, który mścił się na mnie okrutnie przez dwa tygodnie, stał teraz w moim gabinecie i miał czelność chwalić Lessę!? Nagle zdałam sobie sprawę, że Rraak klęczy z głową ukrytą w dłoniach. To natychmiast ostudziło złość. Za to wzbudziło troskę.
-Co się stało? – przestraszyłam się czy nieświadomie go nie uderzyłam.
- Czy wysłuchasz mojej opowieści? – spytał drżącym głosem.
- Tak, ale zamilknij jeśli stracę Kontrolę.
-Rozumiem.- zalał mnie potok obrazów i odczuć. Rraak opowiadał zdarzenia po Naznaczeniu.
            Tryumf, odlatuję zostawiając ofiarę i wysyłając jej pomocniczce sygnał przyzwolenia do zabrania Kapłanki. Lecę do mojego klanu. Już podczas lotu zdaję sobie sprawę co uczyniłem. Skrzywdziłem nie tylko Kapłankę, ale także doradczynię Najwyższej i najlepszego maga w całej Salumie! Powitanie klanu. Kilka dni latam wolno, dręczony wyrzutami. Nie mogę niczego upolować, klan decyduje, że jestem za słaby by z nimi być. Wypędzają mnie. Prowadzę życie wygnańca – śpię na gołej ziemi, żyję z uzbieranych jagód. Co noc budzę się, bo przez zamknięte powieki ciągle widzę niczym cienie, obrazy. Czarna wieża, krew, złotowłosa dziewczyna. Jej krzyk pełznie za mną niczym cień. Co noc czuję na twarzy słone i gorzkie krople łez, które jednak nigdy nie zmyją za mnie tamtych dni, tamtej krwi, tamtego krzyku. Co noc budzi mnie ryk sumienia przypominając jęki torturowanej Kapłanki...
            Po długim locie do Wieży Z Marmuru spadam w morze zieleni i łamię oba skrzydła. Znajduje mnie pustelnik, starzec. Mówi coś o zakażeniu i amputacji. Pytam się czy to ukoi ból w sercu. Odpowiada że nie wie o co mi chodzi i tracę przytomność. Zresztą wszystko mi jedno, byle tylko dostać się do Wieży Z Marmuru. To są moje ostatnie słowa przed pogrążeniem się w nicość.
 
- Dalszą część historii już znasz. Pustelnik usłyszał moją prośbę i rano obudziłem się pod twoją bramą.- Odezwał się Rraak. Gdy nadal milczałam wpatrzona w podłogę, zaczął mruczeć pod nosem. Przygotowywał czar. Kiedy skończył, oświadczył:
-Przyszedłem tu, aby ci służyć. Popełniłem błąd dając się ponieść mrocznemu charakterowi gargulca i wściekłości. Wyrządziłem ci wielką krzywdę. Na dowód prawdziwości moich słów zdejmę blokadę. Evis inrir! – nadal na kolanach wykrzyknął ostatnie słowa zaklęcia – Proszę cię, przyjmij mnie na służbę.
Spróbowałam podstawowego zaklęcia teleportacji. Lampa z biurka pojawiła się przed drzwiami i spadła rozbijając się w drobny mak. Gargulec nawet się nie poruszył, ale urządzenie samo się naprawiło wracając na biurko. Cóż miałam zrobić –udowodnił swoją skruchę i prosił o służbę.
- Dobrze. Ale nie chcę nigdy słyszeć przeprosin ani wyjaśnień. Słowem nic o tamtych dniach. No, chyba że sama cię spytam. Zrozumiano? – Rraak schylił się jeszcze bardziej i zanim zdążyłam go powstrzymać, rzucił na siebie zaklęcie milczenia. Magia blokowała jego słowa uszkadzając częściowo struny głosowe, dopóki go nie zwolnię z przysięgi. – Rraak? – rzuciłam za odchodzącym. Gargulec się odwrócił.- Może zakażę Lessie ci utyskiwać? Nie za bardzo cię lubi od TAMTEGO dnia. – Rraak powoli pokręcił głową. Widziałam ile wysiłku kosztowało go to dobrowolne oddanie się do mnie na służbę, a teraz jeszcze prosił, żeby Lessa mogła się na nim mścić. Jakże wielkie musi odczuwać poczucie winy!
             Rzeczywiście, miałam rację. Codziennie Lessa rzucała za nim pełne nienawiści spojrzenia i wyznaczała mu najcięższe prace. W ciągu kilku dni przyzwyczaiłam się do jego nieustannej obecności. Przynosił posiłki, sprzątał. Zawsze wiedział czego potrzebuję. Czasami nawet stosował telepatię i wkradał mi się do myśli. Nigdy jednak nie odważył się zaglądać głębiej. Delikatne, nieśmiałe wici jego myśli zawsze z pokorą odchodziły, gdy dawałam mu do zrozumienia, że niczego nie potrzebuję. Wiedział, że sam jego widok nasuwa wspomnienia, więc najczęściej chodził niewidzialny. Wiele razy był świadkiem moich zasłabnięć spowodowanych brakiem magii żywiołu. Pewnego dnia gdy byłam zajęta budową soczewek skupiających, zdarzył się wypadek. Pochylałam się właśnie, żeby zamocować jedną z tych śmiesznych, małych śrubek utrzymujących całość w polu magnetycznym kiedy przez okno wpadł gołąb pocztowy. Niestety nie zdążył zahamować przed ścianą i z głośnym klapnięciem uderzył w boazerię. Tak się przestraszyłam, że odruchowo rzuciłam zaklęcie:
- Achsentim dimas! – krzyknęłam, wyobrażając sobie kulę mknącą ku potencjalnemu przeciwnikowi. Zapomniałam jednak, że magia jeszcze do mnie nie wróciła. Kuli oczywiście nie rzuciłam, a w Splocie poczułam przenikliwy chłód. Skuliłam się naciągając bliznę po Naznaczeniu, która nie zdążyła jeszcze zniknąć. Wzdłuż kręgosłupa przeleciała błyskawica przypominając ból z dwóch ostatnich dni tortur. Zaczęłam krzyczeć i płakać. Lessa wyszła do jakiegoś chorego, więc w Wieży został tylko Rraak. Słyszałam jak z cichym pyknięciem teleportował się obok. Pewnie mój widok odświeżył jego wspomnienia, bo przez chwilę stał patrząc jak przeżywam powtórkę jego tortur. Później zaczął coś mruczeć, pewnie jakieś zaklęcie. Ból nagle ustał a Rraak wyszedł. Przez kilka minut leżałam odpoczywając, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Podniosłam się z podłogi i wyszłam na korytarz. Przechodząc obok drzwi do pokoju gargulca usłyszałam, ze krzyczy. On, mój prześladowca, krzyczał jak ja niegdyś! Co mu się mogło stać? Otworzyłam drzwi i zobaczyłam że leży w kałuży krwi. Na plecach miał ranę po Naznaczeniu. Nagle zrozumiałam, jaki czar rzucił wówczas gargulec. Dzięki magii można przenosić ból z jednej osoby lub go likwidować. Rraak wybrał drugą metodę. Potrafiłam docenić ten gest. Wezwałam gołębiem pocztowym Lessę by uzdrowiła gargulca. Kiedy operacja dobiegła końca, rozkazałam Rraakowi stawić się w moim gabinecie.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spytałam gdy wszedł – zwalniam cię z przysięgi milczenia i służby, ale odpowiedz.
- Pani, nie mogłem pozwolić byś przeze mnie cierpiała. – głos miał zachrypnięty, bo od kilku miesięcy milczał.
- Mimo że tyle krzywd mi wyrządziłeś, wybaczyłam ci już. Chcesz coś powiedzieć zanim odejdziesz z mojej Wieży?
- Czy mogę ci wytłumaczyć TAMTĄ noc? – spytał nieśmiało.
- Jeżeli musisz...
- Gdy mój syn zginął, byłem wciąż w szoku po stracie żony, która została rozszarpana przez dzika. Pofrunąłem do ciebie jeszcze nie w pełni ochłonąwszy. Po twojej próbie przy Zamku Duchów ogarnęła mnie złość i żal. Na wieży... na wieży... – zdławił szloch. On, mój oprawca, niezrównany mag i wojownik przełamywał właśnie swoją Kontrolę!
- Wiem. Na wieży z początku mściłeś się za próbę, potem za syna. Dopiero kilka ostatnich dni przeznaczyłeś na złamanie mnie.- zdecydowałam się go wyręczyć w wyjaśnieniach.
- Właśnie. Przepraszam. Przepraszam za wszystko. Dam ci część mojej Magii Żywiołu, żebyś szybciej wróciła do zdrowia.- Wyciągnął do mnie rękę ze świecącą kulą która zawierała skondensowaną energię. Nie widziałam jego wyrazu twarzy, bo wpatrywałam się w mój klucz do wyzdrowienia. Gdy tylko jej dotknęłam, poczułam jak gorąco Ognia płynie do Splotu. Prawie podskoczyłam z radości.
- Dziękuję! – Krzyknęłam, ale Rraak już wylatywał przez okno.
- „Jeśli będziesz mnie potrzebowała, wyślij mi wezwanie przez nietoperze. One już mnie znajdą.”- usłyszałam w myślach jego głos.
            Niezwykły podarunek Rraaka sprawił, że mój żywioł wrócił do mnie zaledwie w tydzień. Zanim odzyskałam dawny poziom mocy i biegłości w magii, minęło kilka miesięcy, ale w końcu to osiągnęłam. Kiedy poczułam, że mogę już uzdrawiać mocą Ognia, wezwałam jednego z myślących nietoperzy i poleciłam mu wezwać Rraaka. Zjawił się kilka minut później, zgięty w ukłonie. Udałam, że tego nie widzę i podeszłam do niego. Spuścił oczy, a ja poczułam wokół aurę wstydu i walki charakteru z poczuciem winy. A więc gargulec nie utracił temperamentu. Jakaś jego część wiła się z wściekłości, że musi okazywać uległość Kapłance. Zadrżał, kiedy go dotknęłam.
- Stań prosto i nie ruszaj się. – Poleciłam, przykładając opuszki palców do jego blizn po amputacji skrzydeł. Przywołując energię leczącą, zaczęłam cicho nucić uspokajającą melodię bez słów. Po chwili skrzydła zaczęły odrastać. Stawały się tym większe, im dłużej energia przepływała ze mnie, do Rraaka. Gdy zaczęłam widzieć przed oczami fioletowe plamy, całkowicie odrosły. Rraak poderwał się do lotu i okrążył kilka razy pokój. Kiedy wylądował, widziałam łzy szczęścia w jego oczach. I wtedy właśnie zaśpiewał. Odświeżył w mojej pamięci tamten śpiew na wieży, ale teraz robił to inaczej. Nucił o pięknym wschodzie słońca, zwierzętach hasających w trawie – słowem pieśń radości. Gdy skończył, oświadczył:
-Tego, co czuję nie da się opisać. Dzięki! Dzięki ci stokrotne! Jakiej oczekujesz zapłaty za uleczenie? – zwyczajem było płacenie chociażby najdrobniejszej sumy uzdrowicielowi.
- Odpowiesz na kilka pytań?
-Jeżeli nie będą za osobiste...
-Gdzie mieszkasz?
- U pustelnika, który mnie wykurował. Jest bardzo potężnym Władcą Wody.
- Masz talent Pana Nieba?
- Przeszedłem pełne przeszkolenie.
- A umysł? Podczas TAMTYCH dni wydawałeś się taki... potężny.
- Taak, wściekłość dodaje sił. Umysł też opanowałem, ale wolę połączenie tych żywiołów.
- Dobrze, to mi wystarczy. Zapłatą za uleczenie będzie pewien uczynek, ale jeszcze nie teraz. Wezwę cię, gdy przyjdzie czas.
 Autor: Shauni
 Data publikacji: 2008-04-23
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Niedokończone
Miła historia, ale albo Ty, albo serwer urwał resztę publikacji.

Jeśli masz całość, prześlij ją na adres email redakcji lub dodawaj partiami przy pomocy opcji "dodaj ciąg dalszy".
Autor: Whitefire Data: 21:25 5.01.09
 Skomentowałbym, ale...
Coś dziwnie zmienia się zawartość tego opowiadania. Albo może mi się wydaje :(

W każdym razie, miła historia, chociaż akurat teraz (?) jest niedokończona. Jak w życiu, im bliżej siebie, tym bardziej ludzie krzywdzą się nawzajem. No, może nie do końca tak to jest przedstawione, ale mimo wszystko fajna historia. Nieco błędów, styl do wypolerowania – ale czyta się dość gładko i nawet można odczuwać zaciekawienie, co będzie dalej. Brak trochę szczegółów na temat świata – tej cywilizacji, która obecnie zamieszkuje ziemię.
Autor: Whitefire Data: 17:23 10.02.09


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 149 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 149 gości.
 


       Dział Informacji:

   •   Strona główna
   •   Wieści
   •   O witrynie
   •   Publikacje
   •   Konkursy
   •   Mapa serwisu
   •   Współpraca i reklama
   •   Linki
   •   Podziękowania
   •   Prawa autorskie
   •   Kontakt
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.