|
|
|
|
|
|
Gospoda "Złoty Kufel" |
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 37, 38, 39, 40 |
Autor Wiadomość |
|
Wysłany: Wtorek 11 Lipiec, 2006 12:28 |
|
|
(Szkoda... naprawde masz czgo żałować )
W błysku zielonego światła zakapturzony mag najpierw zobaczył, że jest to kobieta ubrana w orientalną zbroję z motywem feniksa. A potem zobaczył jej twarz...
-"Przecież ty.. nie..."
"Wszyscy teraz służą mnie... I wiesz co? podoba im się to!"
-"Nie... oni są więźniami we własnych ciałach..."
Nagle, mag poczuł na ramieniu czyjąś rękę i przed twarzą mignął mu czarny płaszcz.
-"Nareszcie... myślałem że że będziesz sie tylko gapił..."
===
Marath, zdiął kaptur odsłaniajac twarz. O dziwo nie wyglądął na swój wiek, twarz 40 letniego człowieka zmęczonego życiem. Krótko przystrzyżona czarna bródka, z siwym pasmem, średniej długości poczochrane czarne włosy i spory tatuaż na lewym policzku, przechdzący przez skroń niczym blizna, zasłoniete opdłymi na twarz kosmykami włosów, które odgarnął ręką. Przez jakiś czas nie zwracał uwagi na Mechize. Wyjął flakonik, tym razem z płynem wygldająym jak woda, bezbarwny i połyskujący niczym oświetlana przez księżyc. Odkorkował, przystawił do ust i uchylił łyczek. Poczuł przepływajacąprzez swoje ciało energię, czuł jak zrasta się żebro. Po chwili ból minął. Gdy zwrócił uwagę przed sobą Mechize, patrzącego mu się w oczy. Marath nie odwrócił wzroku, czuł że próbuje onczytać w myslach, bezskutecznie jednak.
"Sądzę, że masz mi dużo do powiedzenia, starcze..."
-"Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć..." - odparł tonem który wzbudzał respekt - "Choć żyje już ponad dwa wieki, to od 50 lat pokutuję..." - dodał - "Musisz wiedziec że to nie o mnie tu chodziło, moja misja... tu chodziło o twoją przyjaciółeczkę... a dokładnie to co ukradła! Chodzi o oko Abbadona, jeden z dwóch potężnych artefaktów, należących kiedyś do Draco... króla wampirów, zabitego przez swojego syna... po wojnie z kapłanami, oko Abbadona przewiezione zostalo do stolicy, zamknięte w skarbcu... było tam do niedawna... twoja towarzyszka wie gdzie teraz jest, a Allaric próbuje sie tego dowiedzieć, a drugi artefakt... - urwał.
Odwrócił wzrok teraz spoglądajac w dal.
-"Jeśli zdobędzie ten kryształ, to nikt nie da mu rady. Musimy szybko ją znaleźć... i musze odzyskać moją różdżkę..." - powiedział ____________ Why say Black Metal when you can say Norsk Arsk Black Metal?
"Nikt już nie pamięta pieśniarza. Pieśń wciąż żyje." |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 11 Lipiec, 2006 13:50 |
|
|
"..." - Mechize na początku nic nie powiedział, znów patrząc na ulewę na dworze. Powoli, jego ręka powędrowała do kieszeni jego płaszcza, zaciskając się na czymś w środku.
"Ona nie jest moją towarzyszką... Byłem nią po prostu zaintrygowany..." - powiedział, po czym znów odwrócił głowę do Maratha. Przez jego ciemne okulary przebijała się para zielono-żółtych, kocich oczu. Po plecach maga przeszły ciarki, ale ustały, bo Mechize znów zapatrzył się na ulewę.
"... Drugi artefakt wrócił tam, skąd Draco go skradł... Do króla świata podziemnego, do władcy demonów..." - powiedział ściszonym głosem, po czym znów spojrzał na Maratha. "I który wręczył go swemu synowi, urodzonemu ze związku z ludzką kobietą..." - powoli wyciągnął z kieszeni dziwną, ażurową konstrukcję, przypominającą srebrne żebra złożone wokół kręgosłupa, z dwoma diamentami na krańcu kręgosłupa, jednym czarnym, a drugim białym.
Zguba Światłości, drugi z dwóch najpotężniejszych magicznych artefaktów na świecie. Podobno nawe Draco nie mógł go używać, gdyż Zguba akceptuje tylko członków królewskiej krwii.
Nagle, artefakt ożywił się i rozwarł, potem wpełzając do rękawa Mechize i zamykając się na jego prawym ramieniu tuż za nadgarstkiem. Oba kryształy ułożyły się na srebrnym odwróconym pentagramie na wierzchu jego dłoni. Wydawały się... przebywać na naturalnym dla nich miejscu.
Mechize znów spojrzał na Maratha. jego oczy wręcz przewiercały maga na wylot.
"... Wiesz... Nie pamiętam dokładnie swoje matki... Tylko jej długie, kruczoczarne włosy..." - powiedział, po czym znów zapatrzył się na ulewę. "Ojciec mówił mi, że była piękna... I że miała taką piękną zbroję z feniksem..." - znów umilkł, a mag poczuł się, jakby uderzono go czymś ciężkim. Kruczoczarne włosy, zbroja feniksa... Nie, to nie mogło być możliwe.
"... Dziś... Mimo to rozpoznałem ją bez problemu..." - umilkł na chwilę, po czym zwrócił swe oczy na Maratha. "Zrozum, nie interesuje mnie, co się stanie z tobą, ani z tymi wszystkimi, których zabije Allaric..." - znów zapatrzył się na ulewę. "Ja... Chcę tylko uwolnić moją matkę... Z tego gorszego od śmierci więzienia..."
Teraz to zaczynało mieć sens... Ariena nigdy nie wyjawiła Marathowi, co robiła zanim go spotkała... Ani skąd wiedziała tyle o zakazanych gałęziach, o całej mrocznej sztuce...
Ale... Że też była nałożnicą króla podziemnego świata, Mechizedeka...?
"Masz." - nagle powiedział Mechize, wyciągając z płaszcza różdżkę Maratha i rzucając mu ją bez patrzenia. Potem wstał i otrzepał płaszcz, poprawiając okulary i patrząc na maga.
"... Jaka ona była... Moja matka...? Od ojca zdołałem dowiedzieć się tylko tyle, ile ci już wyjawiłem... On nie lubi o tym rozmawiać..." - zpytał. |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 11 Lipiec, 2006 21:26 |
|
|
Mag poczuł, jak coś jakby mgła wnika w jego umysł... Zakręciło mu się w głowie... Krwiste słowa zawirowały mu w głowie... "To nie to... Nie wiem nic o Oku Abbadona... Nie interesują mnie artefakty wampirów... mogę zawsze uciekać... i nie znajdziecie mnie. Ale to dzięki pierścieniowi królewskiemu, a nie jakiemuś "oku"..."
Zaraz... Czy to było złudzenie...?
Schauni szła w deszczu. Jej odbicie było w kroplach, na niebie, po prostu wszędzie...
A potem błysnęło... i zniknęła.
"...uciekła!..." syknął Deremor. "...znowu..." ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Sobota 15 Lipiec, 2006 11:18 |
|
|
Allaric stał na deszczu, myśląc intensywnie. Znowu uciekła... Lecz jakże wielce myliła się sądząc, że jakiś pierścień ją ustrzeże...
Lord wzniósł ręce w inkatnacji, a jego medaliony zapłonęly zielonym ogniem. Nad nim chmury i deszcz nabrały ruchu obrotowego, zbierając się w ogromny wir, kończący się tuż nad nim. Okiennice karczmy załomotały.
Nagle, wszyscy wokół poczuli głuche tąpnięcie, rozchodzące się falą od Allarica. Wzburzyo ono błoto, odpychając je dalej od niego i zagięło deszcz. Zaraz potem nadeszło następne tąpnięcie, a potem następne. Coś one przypominały. Były jak... Uderzenia serca...
Allaric zamknął zdrowe oko i skoncentrował się, po czym nagle wyrzucił ręce na boki. Wir rozpadł się, a błoto pomknęło od niego niską falą. Ale efekt widoczny dla magii był znacznie potężniejszy - miliony włókien magii zostało złapane i splecione w jedno potężne ostrze, które pomknęło przez świat, kończąc swój bieg w kryjącym pierścieniu Shauni i w jej własnej magii. Poczuła ona, jakby ktoś nakłuwał ją tusiącami małych szpilek, a potem...
Pierścień rozprysł się, tracąc całą swoją moc, a ona sama stała się doskonale widoczna dla każdego, gdyż potężny czar Allarica rozdarł materię kryjących ją zaklęć.
Tymczasem Allaric wzniósł ręce w geście mocy, koncentrując swą przerażającą magię.
"... Leviathan!" - zakrzyknął, a w powietrzu nad nim pojawiło się niebieskawe koło, z którego wychynęła kolumna wody. Zginała się ona i zmieniała kształt, aż w końcu przybrała formę ogromnego węża morskiego, z płetwiastymi uszami i całymi statkami nabitymi na kolce grzbietu.
Allaric przywołał jadnego z najpotężniejszych demonów piekielnych, Leviathana.
Mag uniósł się w powietrze, lądując na głowie węża, która była wielkości małego zamku. Potem Leviathan wystrzelił w powietrze, obalając kilka drzew i skierował się w stronę, gdzie była Shauni.
"... Przybywam po ciebie, zdrajczyni..." - jego głos zabrzmiał w głowie Shauni. |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 20:45 |
|
|
(W tym momencie dzieje się rzecz ciekawa. Albowiem w pierścieniu znajdował się demon, który opanował Schauni. Ale w chwili gdy Allaric zniszczył go, zniszczył również demona. Schauni jest sobą, ale teraz guzik wie o tym, co się w ogóle działo.)
Schauni poczuła straszliwy ból w swojej głowie i nieziemski huk, który wręcz rozrywał jej uszy. A potem widziała tylko ciemność...
Dziecięcy śmiech. Mała dziewczynka biegała po ukwieconej łące, goniąc wysoką kobietę, ubraną w strój królewski.
Trzask. Bieg. Dyszenie i ostry ból od bicza. "Szybciej!"
Trzask. Koń. Galop. Drzewa dookoła i wycie wilków podczas burzy...
A potem ciemność.
Schauni otworzyła oczy. Czerwona łuna biła jej w oczy. "Leviathan!", krzyknęła. ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 21:11 |
|
|
(Można to jeszcze trochę zmienić, żeby było ciekawiej. Wymyśl coś Może niech jednak, nawet tak naprawdę o tym nie wiedząc, ma ów artefakt?)
Kilka sekund później fala powietrza przygniotła do ziemi otaczające Shauni trawy, a na tle księżyca pojawił wielki cień, który zaraz spłynął w jej stronę, zatrzymując się tuż przed i trochę nad nią. Teraz patrzyła prosto w paszczę Leviathana, a Allaric patrzył z czubka jego głowy na nią.
"Shauni, Shauni, Shauni..." - powiedział, klaskając powoli swymi rękami w czarnych rękawiczkach. "... Sprawiłaś mi dużo kłopotów... Ale w końcu cię mam." - nagle, zeskoczył z wielkiego węża i wylądował przed dziewczyną. Woda na ziemi odsunęła się od niego w rytmie jego serca, a jego medaliony na wierzchach dłoni świeciły upiornym, zielonym blaskiem.
"... Sądzę, że masz coś, co nie należy do ciebie." - powiedział, a jego głos mroził krew w żyłach. "... Będzie dla ciebie lepiej, jak mi to oddasz... Teraz..." ____________ |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 21:21 |
|
|
Schauni popatrzyła na niego i zaczęła płakać.
(No co?? Miała prawo się przestraszyć!! )
Nie wiem. W ogóle nie wiem, co tu się dzieje.
Zaczęła grzebać w kieszeniach. Nagle twarz jej się wydłużyła.
Zaczekaj... gdzie ja... Koń! Mam sakiewkę przy uździe, ukrytą w końskiej grzywie!- krzyknęła.
Nagle zaczęli nasłuchiwać. Było słychać tętent kopyt, oddalających się w cwale od Gospody.
To mój rumak! Poznaję po rytmie! wydarła sie znów Schauni.
To było dla niej zdecydowanie za dużo. Poczuła, że amulet na szyi- ametyst zatopiony w krysztale- ciąży jej niesamowicie.
(Wymyśliłam! Będziemy gonić tego gnojka! ) ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 21:37 |
|
|
Allaric spojrzał w stronę opuszczonej niedawno gospody, a jego twarz wykrzywiła się w brutalnym grymasie, który przeszedł w mrożący krew w żyłach uśmiech. Potem spojrzał na nią i złapał za szyję, unosząc w powietrze.
"... Idziesz ze mną..." - powiedział i złapał ją za odzież na splocie słonecznym, unosząc siebie i ją w powietrze i lądując na głowie LEviathana. Wielki wąż skierował się w stronę uciekającego na koniu i ruszył z ogromną prędkością, lecąc tuż nad ziemią. Shauni musiała złapać się chropowatego kolca wystającego z głowy potwora aby nie spaść. ____________ |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 21:49 |
|
|
Była przerażona... Nie wiedziała co się dzieje. Oczywiście, pamiętała Allarica, z czasów gdy bywał na zamku, ale to było tak dawno...
A lot na Leviathanie wcale nie przypominał jazdy konnej. Czuło się wtedy, jakby płynęło się w powietrzu, ale prędkość była porażająca...
Bardzo szybko dopędzili jeźdźca, który ukradł jej konia, choć pędził na złamanie karku. Allaric chyba zamierzył się do ataku. ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Środa 19 Lipiec, 2006 22:03 |
|
|
Lord wzniósł ręce, a światło je otaczające pojaśniało. Zaraz wycelował wyprostowany palec prawej ręki w jeźdźca, potem obniżając trochę. W następnej sekundzie zielony promień wystrzelił z niewiarygodną prędkością z jego palca, przebijając serce konia i noge jeźdźca, który z okrzykiem bólu zwalił się w błoto, a martwy już koń przygniótł mu obie nogi.
Leviathan zatrzymał się tuż przed powalonym jeźdźcem, a Allaric zeskoczył na dół. Błoto znów odsunęło się od jego butów w rytmie jego serca gdy przyglądał się jeźdźcowi.
"... Chyba zabrałeś coś nie należącego do siebie..." - powiedział swoim mrożącym krew w żyłach głosem, podchodząc do uwięzionej postaci. ____________ |
|
|
|
|
Wysłany: Czwartek 20 Lipiec, 2006 12:30 |
|
|
Jeździec otrząsnął pył w długiej szaty. Emanował dziwnym blaskiem.
Masz na myśli to? parsknął. Myślisz że głupi amulet demonów może mi się przydać, i mojemu Władcy?
Rozwiązał sznureczki wiążące jego szatę przy szyi.
W świetle błyskawic śnieżną bielą zaświeciła jego twarz i szata.
Myślisz, głupcze, że Archaniołowi może się na coś przydać ten Twój marny artefakt? stwierdził z obrzydzeniem.
Potrzebuję tylko jednego. Jej przeniósł swój wzrok na Schauni.
A raczej jej amuletu dodał.
Dziewczyna dalej siedziała na Leviathanie. Nie miała pojęcia co tu się dzieje...
Dziecięcy śmiech. Mała dziewczynka biegała po ukwieconej łące, goniąc wysoką kobietę, ubraną w strój królewski.
Trzask. Bieg. Dyszenie i ostry ból od bicza. "Szybciej!"
Trzask. Koń. Galop. Drzewa dookoła i wycie wilków podczas burzy...
A potem znów to dziwne uczucie, którego nigdy dotąd nie znała.
[/b]To nie był strach. ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Czwartek 20 Lipiec, 2006 13:31 |
|
|
"Archanioł? Hrmpf!" - parsknał kpiąco Allaric, spokojnie podchodząc to archanioła i patrząc mu wyzywająco prosto w oczy, zakładając ręce na biodra. "A więc wreszcie któryś z was, podnóżków boga, zstąpił na ziemię. Dobrze." - dodał, wyprostowując swoją prawą rękę na bok. Zielonkawe płnmoienie emanujące z medalionu na wierzchu jego dłoni utworzyły spiralę mocy wzdłuż jego przedramienia, formując dziwny, eteryczny miecz o prostym i wąskim ostrzu. Na eterycznej rękojeści zęby szczerzyła czaszka o płonących zielnią oczach.
Archanioł natychmiast rozpoznał Pożeracza Dusz, oręż stworzon przez Przedwiecznego dla Karnaka, Pana Ran, jednego z najwyższych lordów Piekła. Broń ta była śmiertelna nawet dla archaniołów.
"Twa głupota w twych słowach się odbija, jeśli uznajesz ten amulet za nic nie znaczący... Lecz... Może dokonamy wymiany..." - powiedział Lord i nagle stał za Shauni, trzymając jej Pożeracza Dusz przy gardle i lewą rękę zaciskając na jej amulecie.
"To jak będzie, archaniele?" - spytał z kpiącym uśmiechem. Leviathan parsknął, a podmuch z jego nozdrzy położył kilka drzew wokół nich. ____________ |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 25 Lipiec, 2006 14:45 |
|
|
Pożeracz Dusz charczał tuż przy gardle Schauni, a ręka Allarica trzymająca jej amulet cisnęła ją i dusiła. Wystraszona, trzęsła się.
Nagle, Lord syknął. Amulet rozpalił się do czerwoności.
Rozległ się przeraźliwy huk. Przy granicy lasu w kłębie czarnego dymu, pojawił się ON.
Anioł Ciemności, strącony przed wiekami.
Lucyfer.
" Szlachetni panowie, zaniechajmy tych kłótni", oświadczył z pobłażliwym uśmiechem, jakby ojciec rozdzielający bijące się dzieci. Podniósł swą lewą dłoń we władczym geście.
Szybko jak myśl Schauni pojawiła się u jego boku. Oczy obojga zapłonęły żółtym blaskiem. ____________ “Computer games don't affect kids, I mean if Pac Man affected us as kids, we'd all be running around in darkened rooms, munching pills and listening to repetitive music”
Gareth Owen |
|
|
|
|
Wysłany: Niedziela 30 Lipiec, 2006 15:25 |
|
|
Allaric pomasował swoją lewą dłoń, patrząc wilkiem na Anioła Ciemności.
Lucyfer... Najwyższy z 12 lordów, równy mocy Mechizedekowi, Królowi Ciemności. Lecz... Teraz, gdy Allaric rządził mocą Behemotha, Leviathana i Tyrela, stosunek sił zmienił się...
Allaric podniósł swą prawą dłoń i pstryknął palcami, skrzesając maleńki p[łomyk zielonkawego ognia. Twarz Lucyfera skrzywiła się w gniewnym i bolesnym wyrazie, gdy poczuł moc zaklęcia Bramy Avalonu, jednego z najtrudniejszych zaklęć magii duchów. A, że Allaric wykonał je bez długich inkantacji i zabiegów, zakrawało na cud.
Archanioł też się skrzywił, albowiem zaklęcie Bramy Avalonu działało na i istoty dobra i istoty mroku, na krótką chwilę dezorientując je i niszcząc ich koncentrację.
A gdy zaklęcie minęło, Allaric trzymał w ręku amulet zabrany Archaniołowi, Oko Abaddona. Jego pomarańczowa energia opływala jego rękę.
"... Oko zna swego nowego pana..." - uśmiechnął się Lord i powolnym ruchem lewej ręki ściągnął całą tą zasłonę lewej strony twarzy, odsłaniając popaloną magicznie skórę i bliznę po oku. Potem przybliżył do niego Oko Abaddona i nagle z całej siły je tam przycisnął, zginając się w pół z bólu, który jednakl nie opuścił jego zaciśniętych warg.
Wszyscy obecni poczuli drgnięcie esencji rzeczywistości, a magia wokół Allarica zagęściła się widocznie.
"... Ghe... Ghe... heee....." - zaśmiał się w przerwie międzyłapaniem oddechu Allaric, daej zgięty w pół. Potem powoli wyprostował się, ukazując reszcie swoją twarz. Archanioł i Lucyfer prawie się cofnęli.
W miejscu straconego oka Allaric posiadał teraz oko Abaddona, ruszające się jak żywe i zmieniające jego twarz. lecząc ją i... zmieniając jej wygląd... Odmładzając go... Dając mu przedwieczne piękno...
"... Za późno..." - zabrzmiał znajomy głos, na który Archanioł odwrócił się w prawo, spoglądając ze zdziwieniem i gniewem na banitę z nieba i piekła, Mechize, księcia Ciemności w towarzystwie starca, wielkiego maga Maratha. Boska istota wyczuła na jego prawym ręku, na nadgarstku i za pod rekawem Zgubę Światłości, bliźniaczo potęzny do Oka Abaddona artefakt.
Gdyby tylko nie zlekceważył tak potęgi tego pierwszego artefaktu! ____________ |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 01 Sierpień, 2006 18:31 |
|
|
Nagle do karczmy wszedl mlody i niedoswiadczony wojownik... Zobaczywszy slady bitwy (co bylo wyraznie widoczne w calej karczmie) rozejrzal sie po pomieszczeniu. W ciemnym kacie zobaczyl wampira co dalo mu do myslenia- wyjsc czy nie wyjsc- mylal niepewnie stawiajac kolejne kroki. " z chęcią odpowiem" uslyszal z drugiego konca komnaty.Zobaczyl tam doswiadczonego wojownika ktory wygladal na zmeczonego walka wiec z trudem wypowiadajac slowa spytal- "co tu sie stalo?". Po chwili zaczal zalowac ze zadal pytanie gdyz nikt tu nie wygladal zbyt przyjaznie. ____________
|
|
|
|
AdriWędrowiec
Płeć: Posty: 78 Chowaniec0 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów
|
Wysłany: Wtorek 01 Sierpień, 2006 20:44 |
|
|
Z karczemnego podwórza zaczęły dobiegać odgłosy metalowych podeszw stąpających po kamiennym bruku. Po chwili skrzypiące zdezelowane drzwi uchyliły się i do karczmy wszedł niski barczysty osobnik . Jego żelazny szyszak przykrywał część bujnej czypryny przedłużonej zaplecioną w warkocz brodą. Przez ramię przewieszony miał podróżny bukłak oraz lekko skorodowany kilof przez plecy . Ujżawszy ślady niedawnej bitwy oraz wydawałoby się wrogie spojżenia bywalców karczmy, postanowił poszukać właściciela i z kufelkiem piwa zasiąść przy stoliku. Skórzane odzienie zakończone metalowymi elementami, cicho zaszeleściło gdy kraslolud żwawym krokiem ruszył w stronę szynkwasu. Pewnym krokiem podszedł do tęgiej drewnianej lady. Karczmarzu piwa - powiedział z naciskiem. Złota moneta pofrunęła na blat . Odczekał chwilę. Żadnej reakcji. Zirytowany rozglądnął się po lokalu, szybkim ruchem zgarnął mieniącą się w świetle monetę i udał się do najbliższego pustego stolika. |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 12 Wrzesień, 2006 18:20 |
|
|
i gdy skończył mówić...w drzwiach stanęła jaśniejącą piękność-na chwilę głowsy w karczmie ucichły,a piwo w buziach zostało nie przełknięte.Podeszła do baru,gdzie usiadła.Wyglądała na zmęczoną i smutną.Nawet nie zwróciła uwagi na to co działo się dookoła...zamyśliła się..głowę położyła na blacie..po chwili zasnęła ____________ Caryca Katarzyna |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 12 Wrzesień, 2006 18:45 |
|
|
W pewnej chwili,poczuła czyjąś obecność...bardzo blisko..ockneła się gwałtownie i złapała rękę złodziejszka.Ten jednak wyjął nóż i dzgnął serafinę pod żebrami.Naszczęście rana nie była poważna.Szybko przeleciała proszącym wzrokiem po sali.Ale co jest? wszyscy siedzą i spokojnie piją piwko?Zaczęła więc okładac złodzieja pięściami...ale nikłe dawało to rezultaty,z minuty na minutę słabła...niedowiary,krasnolud wstał majestatycznie z krzesła...i pomógł jej w bitwie.Złodziejaszek dał sobie spokój"Fajna z was para!Wprost idealna"sarkastycznie odezwał się ktoś z konca sali.Rozległ się zbiorowy śmiech bywalców.Ignoruj!powiedziała do krasnoluda Serafina.Pewnie choćmy stąd,nawet nie dadzą piwa wypić...wyszli razem.Dziękuję za pomoc,nie ufają obcym.Nie martw się-ja tu tez jestem niemile widziany-ale tu jeszcze wrócimy!!!I wtedy my się będziemy śmiać-obiecuję!Jak Ci na imię młoda damo?...powędrowali dalej ____________ Caryca Katarzyna |
|
|
|
BuczoWędrowiec
Płeć: Posty: 93 Chowaniec0 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów
|
Wysłany: Wtorek 12 Wrzesień, 2006 20:50 |
|
|
Do krarczmy wszedł młody meżczyna i siadł niedaleko baru. Nikt nie zwórcił na niego uwagi... Rozejżał się i zamówił piwo.
Szączył je przez pewien czas, aż do chwili wejścia straży. Obejżał się i podszedł do nich. Kiedy już miał się spytać o co im chodzi, usłyszał spadaj. Wyszedł z karczmy... |
|
|
|
|
Wysłany: Wtorek 26 Wrzesień, 2006 9:25 |
|
|
Nagle drzwi karczmy się otworzyły i do środka wkroczyła postać
w długim i zniszczonym burym płaszczu, z kapturem na głowie.
Podszedł do baru i zwrócił się do karczmarza:
-Muszę napełnić bukłaki, daj mi skorzystać ze studni. - powiedział to cichym i beznamiętnym głosem. Jego twarz ukryta była w cieniu kaptura.
-Myślisz, że dam ci za darmo? Hahaha! - gruby karczmarz zaśmiał się. Chciał pokazać, że go nie szanuje, ale tak naprawdę odczuwał lęk przed zakapturzoną postacią. Teraz połowa karczmy patrzyła się na nich. Część uśmiechała się, szydząc w duchu z przybysza. Srebrna moneta potoczyła się po ladzie. Teraz jeszcze więcej osób obserwowało wydarzenie.
-Tylko tyle? Za srebrną monetę ni dam ci nawet zbliżyć się do studni! - w sali rozległy się śmiechy. Za tyle można było spędzić w karczmie całą noc. Grubas wiedział, że igra z ogniem, ale tajemnicza postać nie wyrażała żadnych uczuć.
-Pozwól mi za tyle, albo sam to zrobię. - w głosie nie było czuć niczego, był taki sam jak na początku. Mimo to karczmarz zbladł, ale zaraz sobie uświadomił, że w karczmie jest wielu bywalców, którzy może nie pomogliby mu normalnie, ale teraz są upici. I rzeczywiście - koło ucha przybysza świsnął kufel.
-Nic mi nie możesz zrobić! - krzyknął właściciel studni, ale to był błąd.
Zanim ktokolwiek zdołał zareagować, przybysz jednym ruchem wyjął zza pazuchy średniej długości, zakrzywiony sztylet i rzucił tak, że wbił się w ścianę odcinając kosmyk z bujnej i brudnej czupryny karczmarza. Równocześnie przeskoczył przez bar i stanął za człowieczkiem, który dostał w brzuch kolejnym kuflem celowanym w gościa. Człowiekowi w płaszczu zsunał się kaptur osłaniając długie, czarne włosy i bliznę prowadzącą od oka do połowy policzka. Wyszarpnął ze ściany sztylet podsuwając go pod gardło trzymanego. Nie zważając na to pijani chłopi podnieśli się i wyciągnęli coś czym zamierzali walczyć. Wojownik obrócił się razem z karczmarzem i kopnął w twarz pierwszego, za to na drugiego pchnął grubasa. Znów przeskoczył ladę, zgarniając przy okazji monetę i wyrwawszy z rąk jednego z napastników topór, uderzył go tępą stroną w skroń. Pijak padł na ziemię, ale drogę przybyszowi zastąpił największyb człowiek w sali. Wojownik uchylił się przed ciosem i wbił wielkoludowi trzymany sztylet między żebra. Celowo zranił go płytko, ale chłop nieprzwykły do prawdziwej walki padł na stół. Przybysz wyskoczył przez okno, a znalazłszy się na podwórzu napełnił bukłak wodą. Nikt go nie gonił. Założył kaptur i ruszył w swoją stronę. |
|
|
|
|
|
Forum Mythai
-> Wędrówki po Mythai |
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
Strona 8 z 40 |
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 37, 38, 39, 40 |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|