Rejestracja
Rejestracja
FAQ
FAQ
Szukaj
Szukaj
Kup efekty
Efekty
My wszyscy
My wszyscy
Grupy
Grupy
Profil
Profil
Poczta
Poczta
Zaloguj
Zaloguj
Zagubieni (Lost) - retrospekcje.

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Mythai -> Sala Pamięci
 (« Zobacz poprzedni tematZobacz następny temat »)

Autor
Wiadomość
Netrath
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Męska    Posty: 2253
Postać   Chowaniec

10 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Niedziela 29 Październik, 2006 10:59 Odpowiedz z cytatem

Wydzielam ten temat na pisanie retrospekcji. Każdy musi tu zmieścić co najmniej jedną retrospekcję. Oczywiście musi być zachowany jakiś porządek, więc będę pisał w pierwszym poście kto ma kiedy napisać swoją retrospekcję. Oczywiście nikt nie jest zmuszony do napisania retrospekcji zaraz w tym samym dniu, w którym napiszę, że jego kolej.

W retrospekcjach można zamieszczać zdjęcia (ale oczywiście nie trzeba). Najważniejsze jest to, żeby zachować jako-taką poprawność gramatyczną i stylistyczną.

Dopóki każdy nie napisze swojej retrospekcji, zabronione są jakiekolwiek komentarze w tym temacie.

A teraz kolejność (będę dopisywał następną osobę po umieszczeniu retrospekcji przez poprzednią):

1. AvE [ Averin Herlihy ]
2. Netrath [ Marshall "Wolf" Tovsky ]
3. Raile [ Ivy Daniels ]
4. Domius [ Matthew Jones ]
5. Raziel-chan [Zack Dvaine]
                       
p.s.
Po każdej retrospekcji robimy dwa dni przerwy, żeby było na co czekać=)


Ostatnio zmieniony przez Netrath dnia Niedziela 05 Listopad, 2006 13:21, w całości zmieniany 3 razy

Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość   Powrót do góry ⇑
AvE
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Żeńska    Posty: 1287
Postać   Chowaniec

27 Miedziaków
2 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Niedziela 29 Październik, 2006 18:16 Odpowiedz z cytatem

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

- Mās ē do thoil ē, Bídeach. Proszę.
- David, dobrze wiesz, że nie umiem Ci odmówić., ale… - rudowłosa dziewczyna urwała, gdy wysoki szatyn w czarnym garniturze uniósł ja na ręce.
- Wiedziałem! Jesteś kochana. To tylko trzy dni, obiecuję.
-Mór, jeśli się spóźnicie – ukatrupię. – mimo wszystko się roześmiała – W piątek mam samolot i nie mogę się spóźnić.
- Dobrze – mężczyzna posadził ja na stole kuchennym i podszedł do lodówki – Muena bardzo cię lubi – otworzył pokryte artystycznymi zdjęciami z polaroida drzwiczki lodówki i wyjął dwie puszki Bulmersa – Tylko pamiętaj – nie za dużo opowieści do poduszek. Ma dopiero pięć lat. – podał piwo siostrze.
- Mór, spokojnie, aż taką fanatyczką nie jestem
- Av, niemiałem tego na myśli…
- Wiem – napiła się piwa – Z resztą, po tej historii z Glasgow nie zdziwiłabym się.
- Och daj spokój siostrzyczko. Wszystko się ułoży... – David podszedł i przytulił dziewczynę


*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

- Ciocia, ciocia, ciocia!... – mała, ciemnowłosa dziewczynka podbiegła do Av klęczącej w małym ogródku i wskoczyła jej na ręce.
- Och, jakaż ty ciężka, kochanie.
- A tata powiedział, że pójdziemy do zoo! Pójdziemy ciocia? Pójdziemy?
- Tak kochanie, za godzinkę, jak tylko uporam się z tymi kamieniami.- dziewczyna znów uklękła i zaczęła pokazywać bratanicy jak dbać o ogródek. Kiedy na niebie zebrały się chmury, Averin założyła Muenie na głowę kaptur. Deszcz lunął z nieba nadając światu szary odcień. Mała dziewczynka zaczęła bawić się w błocie budując różne figurki.
Av wstała przyglądając się bratanicy, kiedy poczuła na sobie czyjś intensywny wzrok. Uśmiech zniknął z jej twarzy, kiedy odwróciła się i ujrzała za kamiennym murkiem okalającym ogród, zaledwie pięć metrów od niej, mężczyznę w szarym płaszczu. Te oczy i wyraz twarzy… Dziewczyna pokręciła przecząco głową i natychmiast odwróciła się do bratanicy.
- Na Danu… - wyszeptała ze strachem łapiąc dziewczynkę i wbiegając do domu. Posadziła pięciolatkę na schodach, niedbając o jej zabłocone ubranie i drżącymi rękoma zamknęła drzwi wejściowe. Ciężko oparła się plecami o ścianę oklejoną drewnianą tapetą.
- Ciocia! Co się stało? Nic nie zrobiłam!... – Av spojrzała nieobecnym wzrokiem na dziewczynkę i podeszła do niej. Ukucnęła i zdjęła jej kurteczkę.
- To nie twoja wina kochanie… To… nie chiałam żebyś się przeziębiła – ubrała na usta uśmiech i postawiła dziewczynkę na nogi. – Chodź do kuchni! Wypijemy sobie gorące kakao, co ty na to?
- Jupiiii… - wykrzyknęła Muena i pobiegła do kuchni. Averin podeszła do okna i odsunęła powoli zasłonę. Mężczyzna nadal stał na deszczu przy murku, a jego czarne włosy spływały mu po twarzy wykrzywionej w dziwnym uśmiechu.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

- A cio to za zwierzątko? – Muena wskazała na delfina pływającego w oceanarium za szybą
- To jest kochanie delfin. – Averin biegała za dziewczynką już dobre półgodziny.
-Ało! A to? Ciocia, ciocia czemu on ma taki dziwny noc?! – dziecko przebiegło do kolejnego ‘okna’
- Kochanie, zaczekaj!
- Ciocia!
Averin podbiegła właśnie do dziewczynki, kiedy kontem oka dostrzegła jakiś dziwny ruch. Kiedy się obejrzała zobaczyła tego samego mężczyznę w szarym płaszczu, co wczorajszego dnia.
- Cóż za spotkanie, Sagart Averin. – jego ochrypły głos sprawiła, że po plecach dziewczyny przeszły ciarki. Odruchowo spojrzała na Muenę przyklejoną nosem do szyby i wpatrzoną w rekina-młota – Nie cieszysz się?
- Czemu?... – urwała gdy poczuła na swoim boku ostrą krawędź metalu.
- Wyjdziemy na spacerek z piękną bratanicą, rozumiesz?
Averin chwyciła dziewczynkę za ramionka i zaczęła ją prowadzić. Mężczyzna szedł cały czas blisko nich.
Kiedy wyszli z oceanarium i skierowali się do parku podjął rozmowę.
- Myślałaś, że ci się upiecze? Że nie zareaguję? Głupia byłaś, Sagart Averin.
- Ja nic… - znów urwała gdy mężczyzna zatrzymała ją w miejscu chwytając ja w pasie
- Tak młoda, taka zdolna, a tak niewiarygodnie głupia. Żaden z bogów ni bogiń ci nie pomoże, kapłanko.
- Morin, ja nic…
- Zamknij się! Opublikowałaś wszystkie sekrety! Zdradziłaś Bractwo!
- Ciociu, czemu ten pan krzyczy? – pięciolatka odwróciła się i spojrzała zdziwiona w przerażone oczy Averin. – Ja chcę już do domu…
Av zagryzła wargę i rozejrzała się. W pobliżu nikogo nie było, nie licząc starszą parę karmiącą łabędzie jakieś sto metrów dalej. Wszędzie rosły drzewa, a najbliższy przystanek autobusowy znajdował się pół kilometra dalej. Morin miał nóż i był o wiele większy od Av.
*Trudno… na Danu muszę coś zrobić…*
Dziewczyna zamachnęła się i nadepnęła z całej siły piętą w stopę mężczyzny. Kiedy ten poluźnił trochę uścisk, uderzyła go łokciem w brzuch, odwróciła się do niego i wyprowadziła kopnięcię w jego twarz. Morin zaklął i przewrócił się do tyłu. Averin nie myślała długo, złapała na ręce Muenę i zaczęła z nią uciekać, nieoglądając się za siebie.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

- Co takiego?!
- Davidzie, nie wiem jak on się tam znalazł…
- Byłaś narażona na niebezpieczeństwo, a ja byłem zbyt daleko! – przytulił siostrę i zaczął nerwowo głaskać ja po głowie
- Ważne, że Muenie nic się nie stało. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby pod moja opieką…
- Ciii Bídeach, już dobrze. Musisz wyjechać. Te dwa dni zamieszkam z tobą. Leć do Australii. Uciekniesz od tego…
*Danu, oby tak było…*


*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość [ Ukryty ] Odwiedź stronę autora Powrót do góry ⇑
Netrath
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Męska    Posty: 2253
Postać   Chowaniec

10 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Wtorek 31 Październik, 2006 15:28 Odpowiedz z cytatem

Kilkunastoletni Marshall chodził samotny w brudnej szatni i i chował ochraniacze do szafki. Jego drużyna przegrała kolejny raz, chociaż on sam robił co mógł i nikt nie miał do niego pretensji o porażkę.
Zmęczony chłopak powoli usiadł na niskiej ławeczce i wyjął z kieszeni szerokich spodni pomięty kawałek papieru. Starannie rozłożył go na kolanie i zaczął czytać, mimo iż znał go już na pamięć. Był to bardzo krótki, lakoniczny wręcz list napisany, pochyłym, starannym pismem. Ojciec Marshalla zawsze ładnie pisał. Przynajmniej to mu wychodziło...

- Musisz go zabić – przeczytał na głos Marshall urywek tekstu.
Chłopak długo jeszcze wpatrywał się w kawałek papieru.

====

Kiedy Marshall opuszczał szatnię było już całkowicie ciemno. Było też bardzo zimno. Chłopak zapiął kurtkę i ruszył szybkim krokiem w stronę domu swego wója. Była to bardzo brudna i biedna dzielnica – slumsy. Po drodze spotkał kilku chłopaków ze szkoły, którzy jednak szybko go wymijali, gdyż Marshall nie był lubiany, ale że był bardzo i brał udział w niezliczonych bójkach, wszyscy się go bali. W dodatku zawsze nosił ze sobą kastet...

Po blisko półgodzinnej drodze Marshall dotarł do mieszkania swego wója. Była to mała, zapadająca się rudera przypominająca raczej budę niż dom. Chłopak otwarł małą, sportową torbę i wyjął z niej pistolet, który schował do kieszeni. Przełknął ślinę i zapukał do drzwi.

====

- Zwariowałeś, Marshall?! – krzyknął wysoki, chudy mężczyzna.
- Przepraszam... Muszę!
Sekundę pózniej rozległ się huk wystrzału.

====

- Zabiłeś go?
- Tak, ojcze...
- I bardzo dobrze – uśmiechnął się zarośnięty płową brodą mężczyzna.
- Gdzie ona jest? – zapytał podniesionym głosem Marshall ściskając kolbę pistoletu.
- Nie żyje... – odrzekł spokojnie ojciec Marshall.

W tej chwili Marshallowi wydało się, że czas zwolnił swój bieg. Powoli wyjął z kieszeni pistolet, wymierzył w swojego ojca i strzelił. Kula trafiła prosto w serce. Mężczyzna padł na ziemię z zastygłym w oczach wyrazem przerażenia.
Chłopak powoli podszedł do trupa i z rozmachem kopnął go w głowę.

- To za wszystko co mi zrobiłeś, śmieciu... – warknął bezlitośnie.






krótsze niż Ave, ale mniej dialogów, a więcej opisów=)

Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość   Powrót do góry ⇑
Raile
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Żeńska    Posty: 1606
Chowaniec

0 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Piątek 03 Listopad, 2006 16:43 Odpowiedz z cytatem

*“Marigolds are very much in love, but he doesn't mind
Picking up his sister, he makes his way into the seas or land”


Siedzenie za barem i nalewanie drinków młodym biznesmenom jest nieznośne, gdy ginie twoja najlepsza przyjaciółka. A gdy pół kraju szuka ją od tygodnia, masz ochotę rozwalić butelkę tequili na głowie kolejnego wymoczka proszącego „to co poprzednio mała, ale teraz z oliwką”.

“All the way she smiles
She goes up while he goes down, down”


-Iv!!-  Kolejna osoba, na której miło by było rozbić jakąś butelkę na głowie to Vanessa („mów mi Vanne Skarbie”), tleniona blondynka z wielkim biustem i odwrotnie proporcjonalnym mózgiem. Dostaje makabrycznie wielkie napiwki i cały czas bawi się gumą do żucia- Ivy skarbie jacyś panowie w mundurach do ciebie- zaćwiergotała, a Ivy zrobiło się niedobrze...

‘Sits on a stick in the river
Laughter in his sleep
Sister's throwing stones, hoping for a hit
He doesn't know so then”


-Dobry wieczór- powiedziała Ivy – O co chodzi?(Albo „o co biega, skarbie” jak to by powiedziała Vanne)
-Pani Ivy Daniels- potakujący ruch głową- czy znała pani dobrze Kate Blanchet?- kolejne przytaknięcie- czy znała pani ją na tyle dobrze, żeby zidentyfikować jej zwłoki?

“She goes up while he goes down, down
Another time, another day ”


Trzy głębokie wdechy.
-Tak byłabym w stanie zidentyfikować jej zwłoki.
-Nawet gdyby były mocno zmasakrowane?
-Idiota! Jasne, że tak- pomyślała Ivy, wzięła gleboki wdech i powiedziała- Oczywiście, że tak

"All can see he's not there
She grows up for another man, and he's down"


                             ***

-Błagam pana! Ja muszę przy tym być!
-Dziewczyno ty dopiero za rok kończysz studia! A to nie będzie zwykła sekcja zwłok. Widziałaś jej ciało? Jest zmasakrowane! Trzeba będzie wiele godzin poświęcić, żeby dowiedzieć się, kiedy ją zabił i w jaki sposób.

Czarnowłosa dziewczyna zmierzyła grubego łysola wzrokiem. Potem zamknęła oczy, wzięła trzy głębokie oddechy

-Ale panie profesorze, jestem najlepszą studentką na roku, prawda? Pomogłam już nie raz policji w dosyć podobnych sprawach. Poza tym nie prośże pana o to, ze względu na trudność tej sesji. Proszę pana dlatego, że Kate była moją przyjaciółką. I chciałabym wiedzieć co on jej zrobił. Błagam pana.
-Panno Daniels prosi pani o...prawie niemożliwe. Ale, niech pani będzie. Tylko pod warunkiem, że nie dostanie pani za to ani grosza. I nie wpisze tego pani do zajęć dodatkowych. Będzie pani musiała odbyć staż w jakiejś kostnicy.
-Dziękuje profesorze- w jej oczach zalśniły łzy- bardzo dziękuje.
                                     ***

-Nie zgadam się z pańską diagnozą panie profesorze.- Łysol się zaśmiał
-Co mi pani insynuuje?
-To, że postawił pan  zbyt delikatną diagnozę.
-Czyli?
Ivy przewróciła oczami.
- Według pana zmarła trzy dni temu po tygodniowej serii gwałtów. Ale pominął pan parę istotnych szczegółów, takich jak środek konserwujący, którym posmarował zwłoki. Poza tym tam było sucho, zimno i zwłoki wolniej się rozkładały.
- I co z tego? Jakie pani wyciąga wnioski?
-Proste. Została zamordowana dziesięć dni temu. Przez tydzień była gwałcona i bita, ale ona tego już nie czuła, bo była zimnym, zakonserwowanym trupem. Zakonserwowanym bardzo łatwo wykrywalnym środkiem, który pan celowo pominął w swoim zaświadczeniu
-Czyli insynuuje mi pani, że rżnął ją, jak już nie żyła i że ja kłamię i celowo pominąłem ważne dla śledztwa elementy?
-Nie insynuuję. Ja to wiem.
                                                  ***
- Alę proszę pana!!
-Profesor Harenbertz jest jednym z najlepszym antropologów sądowych w kraju, prawda? A pani jest marną studentką, która mu pomagała. I chce mi pani wmówić, że profesor kłamie i jeszcze pani wierzy, że pani uwierzę
-Nie mówisz zbyt poprawnie idioto- pomyślała Ivy- Proszę pana...
-Panno Daniels, nie rozumiemy się...Niech pani wyjdzie z mojego gabinetu i więcej tu nie wraca. Bo będę zmuszony użyć silniejszych środków perswazji.
-Jestem za głupia, żeby zrozumieć takie słowo jak „persfazja”- powiedziała ironicznie i wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.

”A brother's way to leave
Another time, another day”


*Fragmenty piosenki Pink Floyd- see saw
Wiem, że strasznie długie, ale mnie natchnęło   Laughing  

____________


Postacie:
#wciąż Holly
#Juno

Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość [ Ukryty ] Odwiedź stronę autora Powrót do góry ⇑
Domius
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Męska    Posty: 7388
Postać   Chowaniec

85 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Niedziela 05 Listopad, 2006 13:14 Odpowiedz z cytatem

Matthew stał na skale - patrzył na półnagiego mężczyznę, trzymającego 10-letnią dziewczynkę i przebywającego na dole. Nagle porywacz znów zaczął uciekać. Obok Matta zeskoczyła Averin i Wolf, mężczyzna również bez wachania zszedł. Tuż obok niego wylądował Zack...

***


10-letni chłopiec szedł do dróżką. Było rano, bardzo zimno, a on z wielkim tornistrem szedł przez pola, mąłą wydeptaną ścieżką. Szedł tak codziennie, do szkoły. Twarz miał czerwoną od zimna, ale się nie przejmował. Mimo, że zaczynała się zima...
Chłopiec pisał w zeszycie, gdy innym nie było to w głowie. Widać było, że przykładał się do nauki. Teraz potrącony w ramię nie zwrócił na to uwagi, przepisując kolejną linijkę z tablicy...

***


Matt rozejrzał się szybko i w biegu odbezpieczył swój karabin. Przyśpieszył, by dogonić porywacza. Skały zbliżyły się do siebie, zmuszając do poruszania się w rzędzie. Mężczyzna biegł parę metrów za Averin; uderzył się o wystający kamień, ale nie przestawał. W końcu ścieżka rozszerzyła się. Jednak ściganego nie było widać...

***


-Chyba trzeba powiedzieć co zrobiłeś...
-Że co? Przecież to ty!
-Nie...Ty to zrobiłeś...Ty jesteś winny...
-Przecież...Nie możesz! – pierwszy mężczyzna wstał
-Oczywiście, że mogę...powiedzieć im co zrobiłeś...
-Nie uwierzą ci! – wstał również drugi mężczyzna...

-...zostaniesz zwolniony i obciążony wszystkimi kosztami.
-Ale...to nie ja...to...
-Nie zrzucaj winy na uczciwych pracowników.
-Ale naprawdę...
-Przestań! Wynoś się!...

Mężczyzna wyszedł na korytarz. Na jego twarzy widać było złość. Zaczął biec. Ale prawdziwego winnego nie było widać...

***


Zack zatrzymał się przed klifem. Averin już tam stała i chyba coś mówiła. Blondyn dał znak, żeby się zatrzymać. Marshall sięgnął do kabury i wyjął pistolet. Przeładowywana broń wydała charakterystyczny dźwięk...

***


Przed budynkiem firmy stał czarnowłosy mężczyzna. Wydawał się być spięty, jakby czekał na coś nieuniknionego. Po jakimś czasie przez drzwi wyszedł inny mężczyzna, „znajomy” pierwszego. Ten, który czekał coś wyjął. Rozległ się charakterystyczny odgłos przeładowywanej broni...

***


Wolf ruszył naprzód, jednak Matthew go zatrzymał. Wskazał swój karabin i kucnął. Przystawił karabin do ramienia...

***


Nixon miał ścisły plan zajęć. Wstawał o 6:30, a o 7:15 był gotowy do wyjścia. Potem utykał w korku, ale dając dobry przykład swoim pracownikom zawsze był w biurze o 7:50. Pracował do 14:30, po czym wracał do domu. O 15:00 był z reguły w domu, przy czym miał zwyczaj wyjść na balkon 5 minut po powrocie.

Mężczyzna z teczką wszedł do wysokiego budynku. Spokojnym krokiem dotarł do windy i nacisnął guzik. Wszedł sam i spojrzał na zegarek – 14:57. W końcu dojechał na najwyższe piętro. Teraz schodami chciał wyjść na dach, jednak drzwi były zamknięte. Otworzył teczkę, wyjął coś z niej i po chwili otworzył drzwi. Wiatr owiał mu twarz. Zbliżył się do wschodniego krańca budynku.
15:01.
Kucnął i otworzył teczkę jeszcze raz. Po paru chwilach wyjął  karabin snajperski.
15:03.
Przyłożył go do ramienia...

***


Wolf przerwał Mattowi . Po krótkiej, szeptanej rozmowie Matthew kucnął blisko krawędzi skały. Wystawił lufę karabinu trochę poza krawędź skały i spojrzał przez lunetę. Nacisnął spust...

***


Huknął strzał. Nixon zachwiał się i runął na ziemię. Zabójca złożył karabin i schował go do teczki. Wstał i szybkim krokiem poszedł do drzwi. Zszedł do budynku i z powrotem zjechał na dół. Nie niepokojony przez nikogo wyszedł z gmachu...

-Załatwione.
-Doskonale. Wracaj po nagrodę.
-Powinienem być jutro... – Mężczyzna z teczką wyszedł z budki telefonicznej...

Nie śmiejcie się, bo nie jestem dobry w pisaniu takich rzeczy
____________

Życie to ciągle umieranie - Karion
A jazda samochodem to ciągłe wysiadanie - Domius

Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość [ Ukryty ] Powrót do góry ⇑
Raziel-chan
Dowódca Oddziału


Płeć: Płeć:Męska    Posty: 1947
Postać   Chowaniec

0 Miedziaków
0 Denarów
0 Dukatów



PostWysłany: Wtorek 07 Listopad, 2006 21:27 Odpowiedz z cytatem

Najpierw poczuł na raz miękką i nieprzyjemnie szorstką pościel, na której leżał, wyciągając się powoli z całkowitej pustki nieprzytomności. Potem do jego nosa dotarł ostry, antyseptyczny zapach wypełniający wdychane przez niego powietrze. To było jak… Znał ten zapach, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd… Nie mógł też sobie przypomnieć wielu innych rzeczy... Chociażby, jak miał na imię.

„What do you think you are doing, Zachary…?” – głos był młody i jakby lekceważący i przyjazny naraz, jakby jego właściciel w duchu śmiał się ze swojego rozmówcy.

„… What…?” – powoli otworzył oczy, mrużąc je zaraz przed ostrym światłem padającym z umieszczonej pod sufitem lampy. Przesłonił promienie swoją prawą dłonią, potem rozglądając się wokół.
Znajdował się w pomalowanym na biało pokoju, z krzyżykiem i świętym obrazkiem na ścianie. Nad białymi, przeszklonymi mgliście drzwiami znajdował się telewizor, a po lewej stronie białego, szpitalnego łóżka, na którym się znajdował, stała metalowa, szpitalna komoda.
Sam ze zdziwieniem zauważył, że jest w pełni ubrany, w ciemnozieloną kurtkę dość dziwnego kroju, ciemnoniebieskie dżinsy i czarne trapery.

„How long are you going to keep me waiting…?” – ten sam głos znowu dobiegł jego uszu, a dochodził od drzwi.
Zaczął się wpatrywać w ciemny prostokąt drzwi… I po chwili zorientował się, że ten blady kształt to nie była plama światła odbita w szybie drzwi, tylko twarz młodego, może16-letniego chłopaka.
Nic dziwnego, że wcześniej go nie zauważył – chłopak ubrany był w parę lekko bufiastych, czarnych spodni, u dołu znikającą w parze wysokich do połowy łydek butów na wysokich obcasach, a na górę ciała miał założone czarne polo. Jedynymi widocznymi miejscami jego ciała była jego twarz z parą czerwonych oczu, które miały ciągle wyraz wyższości nad i rozbawienia osoba rozmówcy, okolona kruczoczarnymi włosami i dłonie, które w aktualnej pozycji – gdy chłopak opierał się plecami o wewnętrzną stronę framugi i podpierał sobie brodę jedną ręką, drugą trzymając pierwszą – zlewały się w jedno i ‘tworzyły’ ową ‘plamę światła’.

„Who… Who are you…?” – spytał, wpatrując się w postać nieznajomego i mrużąc oczy.

„I am not surprised that you do not remember me…” – powiedział chłopak, uśmiechając się i prostując. Postąpił kilka kroków w jego stronę, cały czas uśmiechając się w ten sam, niepokojący sposób. „… Goud…”

Nagle, chłopak odwrócił się i zniknął w ciemności za framugą drzwi.

„…Wait!” – zerwał się z łóżka, rzucając się w stronę drzwi. „Hey, wait! Who are you?!”

Nagle, gdy przebiegł przez otwór wyjściowy, zatrzymał się jak wryty, rozglądając się wokół.
Stał na korytarzu szpitala… Jednak był to szpital opuszczony, z obłażącymi z farby ścianami, niedziałającymi lampami, porozrzucanymi, gnijącymi papierami, przewróconymi meblami… Pusty od lat szpital…

„What the...?!” – odwrócił się do tyłu, ale drzwi, przez które przeszedł, nigdzie nie było widać – widział tylko obłażącą z farby, pokrytą grzybem ścianę, z ledwo trzymającym się niej przegniłym plakatem ogłaszającym koncert jakieś starzejącej się grupy rockowej w świetlicy.

„…” – zaczął rozglądać się wokół, a odgłosy jego korków odbijały się echem w opuszczonych salach szpitala… Nagle, zobaczył jakiś ciemny kształt znikający za rogiem najbliższego skrzyżowania korytarzy..

„Hey!” – rzucił się biegiem w tamtą stronę, tylko po to, by zobaczyć ów kształt znikający za następnym zakrętem.
Tak rozpoczęła się jego nierzeczywista pogoń za chłopakiem o czerwonych oczach przez opuszczony szpital, który jeszcze przed chwilą lśnił nowością. Im intensywniej o tym myślał, tym bardzie wszystko to wydawało mu się nierealne. O co tu chodziło?
Nagle, gdy wybiegł zza któregoś zakrętu, musiał zatrzymać się gwałtownie, gdyż ów pojawił się nagle przed nim z wyciągniętą do góry ręką i wyprostowanymi palcami środkowym i wskazującym.

„My, my… How persistent…” – powiedział  po czym nagle leciutko dotknął owymi palcami czoła chłopaka. Zaczęło mu się robić ciemno przed oczyma, a ostatnią rzeczą, którą zarejestrował przez jakby oddalonym od siebie uderzeniem o podłogę i odpłynięciem w mrok była uśmiechnięta w kpiący sposób twarz chłopaka i jego słowa:

„… Sleep well, my little Zack… I believe that we will not met ever again…”

===

„Sir…?” – młody, kobiecy głos w ciemności. „Sir! Please wake up! Sir…?! Wake up, please!”

„W… Wha…?” – otworzył oczy widząc swoje ręce, na których opierał dłonie i blat brązowego stolika.

„Huh-eh?!” – poderwał się nagle, rozglądając się wokół po wnętrzu małej kawiarni, w której się znajdował.
Młoda kelnerka prawie podskoczyła, kiedy się nagle podniósł i teraz przyglądała mu się z lekkim przestrachem.

„Are you alright, sir…?”

On powoli uspokoił się i uśmiechnął się przepraszająco, z lekkiego zawstydzenia zakładając swoją prawą dłoń za głowę.

„Oh, yes… Sorry about that. I just fell asleep.” – powiedział, spostrzegając pusty kubek po kawie na swoim stoliku.

„Oh, it’s good to hear that. I was a little worried…” – kelnerka odetchnęła z ulgą, potem uśmiechając się. „Would you like to order anything more, sir.

„Er… No, I don’t think so… Look, I have to go. I just leave the money for the coffee here.” – wyjął z kieszeni kilka monet i położył je na stole, potem szybko zmierzając do drzwi. Gdy wychodził, kelnerka jeszcze wychyliła się i zawołała:

„Have a nice day!” – ale jej głos szybko ucichł z lekkim zmieszaniem.

===

Wyszedł na ulicę i głęboko zaczerpnął chłodnego powietrza, zamykając oczy. Znów ten sam, dziwny sen… O co w nim chodziło…? Czemu wydawał się taki… Realny… A ten czerwono-oki chłopak taki znajomy…
Zack wzruszył ramionami i poszedł w dół ulicy – musiał zająć się swym antykwariatem…

===

Dodatek do protokołu ze śledztwa w sprawie wypadku na trasie E-12:
Jedyna ocalała osoba z trójki pasażerów samochodu 37 wykazuje wszelkie oznaki amnezji. Nie pamięta niczego przed obudzeniem się w szpitalu. Jak zdołał przeżyć taki karambol bez żądnych poważnych obrażeń – wymyka się to naszym dociekaniom.
Udało nam się ustalić, że ofiara nazywa się Zachary Dvaine. Wiemy, że w jednym z samochodów biorących udział w karambolu jechał on sam i jego zastępczy rodzice, oraz brat. Nie udało się nam ustalić w jaki sposób znalazł się na poboczu, podczas, gdy jego samochód został całkowicie zmiażdżony między dwiema ciężarówkami, wraz z jego rodziną.
Pacjent Zachary Dvaine, lat 19, pozostaje pod obserwacją lekarza, jednak nie widać oznak poprawy pamięci.
Ustaliliśmy, że niema żadnych krewnych, a jego rodzice zginęli w wypadku gdy miał pięć lat, razem z ich rodzicami. Pacjent posiada mały antykwariat w Toronto, gdzie też mieszka.


===

„Who am I…? Where am I heading…? What does await me…? And... Why...?”

(Wiem, że się trochę nie zgadza z historią, ale tamta była zbytnio pośpieszona.)
____________


Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość [ Ukryty ] Odwiedź stronę autora Powrót do góry ⇑
Wyświetl posty z ostatnich:   

To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Mythai -> Sala Pamięci Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
 
 
  
Strona glówna | Mapa serwisu | O stronie | Podziekowania | Kontakt
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich


© 2004 -2016 Mariusz Moryl
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group - modified by Mythai Team

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ulatwienia identyfikacji uzytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawien Twojej przegladarki oznacza, ze beda one umieszczane w Twoim urzadzeniu koncowym. Pamietaj, ze zawsze mozesz zmienic te ustawienia.