Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Cmentarz

Była gwiaździsta noc na cmentarzu w Baranowie. Miejsce wiecznego spoczynku na wsi nie było specjalnie zadbane. Mogiły porastał mech, a napisy na nagrobkach były nieczytelne. Ludzie nie odwiedzali już tego cmentarza. Większość mieszkańców nawet wolała trzymać się od niego z daleka. Plotka głosiła, że gdzieś na nim jest zakopany skarb starego hrabiego, którego grobowiec znajdował się na środku miejsca wiecznego spoczynku.

- Cholera! Mówiłem ci, że nie opłaca się tu przychodzić. Na tym cmentarzu nie ma niczego bardziej wartościowego niż moja łopata. – powiedział osobnik rozkopujący jakiś stary grób.

- Wania nie denerwuj mnie tylko kop! – warknął jego kolega – Jeśli znajdziemy skarby tego dziada, to nie będziemy musieli pracować do końca życia.

- A ja ci mówię, że tego skarbu tu ni ma. Jakiś bachor kiedyś puścił plotkę i zrobiła się legenda. Ja bym sobie darował. Ihor wywalmy te łopaty w cholerę i chodźmy do chaty.                                                       

- Nie. – powiedział ten, spluwając do dość głębokiej dziury w ziemi.

Ihor i Wania byli bardzo szanowanymi ludźmi we wsi. Wielka ilość z tego szacunku wynikała z racji, że należeli do grona Wiejskiej Organizacji Biznesmeńskiej, czyli tzw. „wiejskiej mafii”, która zaczynała mieć problemy finansowe.

- Kop i nic nie mów.

Po około godzinie dokopali się do trumny.

- No nareszcie – powiedział Ihor. Wspólnym wysiłkiem rozwalili wieko łopatami i zerknęli do środka. Wewnątrz nie było nic. Ani trupa, ani skarbu.

- Ihor chodźmy proszę do domu. Spróbujemy znowu jutro.

- No dobra. – odpowiedział niechętnie.

* * *

 

-         Ihor Ceraczkiewicz. Co my tu mamy? Chym.... – postać za biurkiem zmierzyła go wzrokiem, przez chwile milczała. Ihorowi wydawało się, że wygląda jak wulkan, który zaraz wybuchnie i... wybuchnął – Gówno, mamy. Leniwy śmierdzielu nie po to kopiesz te debilne groby, by nic nam z tego nie odpalać. Nie obchodzi mnie to, że trumna była pusta.

-         A… a… ale proszę, proszę pana… ja… jak ma… mamy coś wnieść do o… o… organizacji sko… skoro nie mamy pie… pie… pieniędzy? – wyjąkał przerażony Ihor.

-         A co mnie to obchodzi? Za przeproszeniem, gówno, mnie to obchodzi. Kasa ma  być dostarczona do jutra. A jak nie… - przerwał – to porozmawiamy sobie inaczej – szczery, radosny uśmiech zagościł na jego twarzy

-         Dobrze – odparł blady jak ściana Ihor powoli cofając się w stronę drzwi. Nie spuszczał oczu ze swego przełożonego, który ciągle się uśmiechał. Wreszcie poczuł za swoimi plecami chłód drzwi. Ręką wymacał klamkę i pociągnął za nią. Znalazł się poza gabinetem, w którym „wielki szef” WOB-u ciągle się uśmiechał.

* * *

          

            Smętnym krokiem Ihor opuścił budynek WOB-u, który znajdował się nad apteką, która z kolei umieszczona była w jednej z kamienic okalających rynek w Baranowie. Muszę się czegoś napić, pomyślał, wlokąc się powoli po pustym o tej porze rynku w stronę baru. Po drodze mijał same szare domy z czerwoną dachówką, o białych firankach w oknach, ludzi o rozpijaczonym wyglądzie rasowych kryminalistów, wzorową młodzież jarającą szlugi i pijącą tanie wina na przystanku, bez pańskie psy…

Szedł tak powoli wlokąc nogę za nogą. Patrzył na otaczający go świat i zastanawiał się czy może być jeszcze gorzej? Przynajmniej nie spotkał ICH. Mówiąc ICH miał na myśli drugą organizację działającą w Baranowie tzw. Wiejskie Stowarzyszenie Starszych Kobiet.

WOB i WSSK strasznie się nie lubiły. Mało tego wręcz darzyły się taką porcją niechęci, którą jeśli można by było zwarzyć warzyłaby… no na pewno dużo. Podłożem nienawiści był bardzo stary konflikt, który, niestety, wiąże się ze sprawą hrabiego i jego skarbu. A było to tak…

Roku pańskiego 1650 w Baranowie żył sobie hrabia. Jak to w zwyczaju szlachty bywało ciemiężył on biednego chłopa, gwałcił chłopki, zżerał 50 % plonów, a resztę wysyłał królowi, na którego przy każdej sposobności psy wieszał. Otóż ów hrabia miał żonę, która była wielce niezadowolona z postępowania swego męża (w głównej mierze chodziło o chłopki) i postanowiła raz na zawsze z nim skończyć. Uknuła spisek, który miał na celu unicestwienie magnata. Wynajęła ona wielce szanowanego rycerza, który akurat przebywał w okolicy, aby zgładził jej męża w pojedynku. Rycerz ten nazywał się Zbyszkomać z Gnojowic (notabene nazwa wzięła się z doskonałej jakości gnoju produkowanego w ilościach hurtowych przez zdziczałe świnie zamieszkujące Gnojowice) i miał nie mała wprawę w… w czymś zapewne miał wprawę bo gdy przybył do Baranowic przyprowadził ze sobą mały haremik kobiet i stadko dzieciaków, które cały czas krzyczał: Tato! Stasiu mi zabrał kosę! Lub: Tato! Marysia mnie znowu bije… i tak dalej i tym podobne i tak na okrągło. Właśnie ten harmider wyrwał hrabiego ze swojej posiadłości i ulubionego zajęcia (czyt. chłopek). Podciągając swe spodnie dotarł do Zbyszkomacia i wypluł mu w twarz swoje pretensje. Na co ów zareagował gromkim śmiechem. Czerwony z gniewu na twarzy hrabia wyzwał go na pojedynek.

Część pierwsza planu złej żony została wykonana. 

O wyznaczonej godzinie stanęli naprzeciw siebie: hrabia i rycerz. Zbroje ich lśniły w słońcu. Ogień płonął w oczach. Ramiona dzierżyły miecze. Runęli na siebie jak dwaj bogowie. Żelazo uderzało w żelazo, iskry sypały się z ostrzy, jak deszcz z pochmurnego nieba. Wydawałoby się, że bitwa nigdy nie dobiegnie końca, gdy nagle hrabia wykonał niespodziewany atak w krocze przeciwnika. Uderzenie było tak potężne, że pomimo zbroi okrywającej penis rycerz zgiął się w pasie. Moment ten wykorzystał hrabia uderzając głownią miecza w czerep Zbyszkomacia. Walka dobiegła końca.

Po walce zaszła u hrabiego głęboka zmiana zaczął być oszczędny, sumienny i uczciwy, co niezmiernie ucieszyło hrabinę. Nadzorowała ona majątku rodowego i pomagała hrabiemu zajmować się dworem. Co zaś tyczy się Zbyszkomacia walka z hrabią zakończyła się dla niego fatalnie. Został sam ze stadkiem dzieciaków – jego męskość ucierpiała, bardzo ucierpiała.

Po wielu latach żonie znudził się stary hrabia i pomogła mu  zejść z tego padołu łez. Ale stary hrabia był mądry - nakazał swym wiernym chłopom pochować go ze swym całym majątkiem. Hrabina dowiedziawszy się o tym oszalała z gniewu. Z pianą na ustach wybiegła na ulice Baranowa, gdzie szlag ją trafił. Została pochowana na tym samym cmentarzu co hrabia, ale nie w tej samej mogile.

Od tego momentu na wsi powstały dwa stronnictwa jedno popierające hrabiego i drugie – popierające hrabinę.

Ciekawe czy tak było w istocie, myślał Ihor wchodząc do baru i siadając przy ladzie.

-         Dwa piwa poproszę. – powiedział rozglądając się po sali. Było w niej zaledwie paru stałych bywalców sączących swe napoje w spokoju godnym najwyższych szczytów górskich.

-         Proszę Ihor, twoje piwa – rzekł barman stawiając przed nim dwa pełne kufle złocistego napoju.

Po 6 piwach do baru wszedł Wania.

-         Się masz Ihor. Jak tam po wizycie u szefa? – zapytał zanim zdążył pomyśleć i już zaczął żałować swego idiotycznego pytania.

-         Bardzo fajowo, cholera, tak mnie gównem obsmarował, że do teraz cuchnę! – wykrzyczał Ihor. Kilka głów uniosło się znad swoich kufli i kieliszków – Co się gapicie ścierwojady? – zwrócił się do nich – Wydłubać wam oczy? – zapytał z nieskrywaną groźbą w głosie. Głowy opadły pogrążając się we własnych myślach. – Wania musimy iść dziś wieczór znowu kopać. Tym razem grób hrabiego. Jeśli nie znajdziemy skarbu dajemy z tej dziury drapaka. Kumasz?

-         Kumam. Wiesz jak ja nie lubię tego robić? To jest złe. Jak nas proboszcz zdybie to ekskomunikuje i w ogóle.

-         O proboszcza to się nie martw. Ja go załatwię. Spokojnie…

* * *          

 

            Księdza proboszcza zastał Ihor w kościelnym konfesjonale udzielającego spowiedzi. Ustawił się więc do kolejki i czekał aż będzie mógł z wielebnym porozmawiać. Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Minuty ciągnęły mu się jakby były odlane z wosku. Wreszcie uklęknął na miękkich, czerwonych poduszkach klęcznika. Przybliżył usta do kraty i rzekł:

-         Wybacz ojcze bo zgrzeszyłem i zamierzam zgrzeszyć.

-         Ihor Ceraczkiewicz jeżeli mnie pamięć nie zwodzi – odparł duchowny

-         Pamięć ma ojciec jak zwykle doskonałą. – starał się podlizać Ihor

-         Ty mi tutaj nie smuć, kochane dziecko, tylko mi powiedz czy żałujesz tych starych rozkopanych grobów? Myślisz, że nie wiem co z Wanią wyprawiacie? Bezcześcicie miejsca spoczynku, poszukując wyimaginowanego skarbu!

-         Ja właśnie w tej sprawię – ciągnął niezrażony Ihor – Potrzebujemy zgody księdza na dalszą działalność.

-         Kategorycznie odmawiam. – odpowiedział bez wahania wielebny.

-         A jeśli skarb naprawdę istnieje?

-         Nadal się nie zgadzam.

-         Damy księdzu 10% udziału. – odparł dobrodusznie Ihor

-         Nie!

-         20% Proszę księdza i ani procenta więcej.

-         Ihor nie namawiaj mnie na coś takiego to jest naprawdę złe! – powiedział z niepewnością duchowny

-         21% i stówa teraz. Co ojciec na to? – zaproponował Ihor

-         Nie wyjdzie to poza konfesjonał? – zapytał wielebny.

-         Oczywiście, że nie.

-         To dobrze. Pamiętaj! Ja o niczym nie wiem.

Ihor podniósł się z klęczek, podszedł przed konfesjonał,

uklęknął, pocałował stułę wsuwając dłoń w małą dziurkę, sprytnie zakrytą przed ludzkim wzrokiem skrawkiem szaty liturgicznej.  Podniósł się i wyszedł z kościoła. Robił to już nie jeden raz i zapewne zrobi jeszcze wiele razy.

            W dłoni księdza proboszcza spoczywał banknot stuzłotowy.

* * *

 

       Pogoda zdecydowanie nie sprzyjała Ihorowi i Wani. Deszcz siekł ich sylwetki nieustannie, kiedy powolnym krokiem zbliżali się do starego cmentarza.

Cmentarz ten był zaprawdę wiekowy, choć jak długo już spełniał swą funkcję nawet najstarsi mieszkańcy Baranowic nie wiedzieli.. W każdym bądź razie, dla Ihora cmentarz istniał od zawsze. Już od maleńkiego rodzice straszyli go różnymi monstrami, które rzekomo można było na nim spotkać. Począwszy od duchów poprzez strzygonie na wampirach skończywszy. Rozmyślając o potworach dotarli przed grób hrabiego.

            Grób był imponujący. Jego boki były zrobione z granitu. Płyta zrobiona była również z tegoż materiału choć znacznie węższa.

-         Dobra – powiedział Ihor – Wania łap z prawej, a ja złapię z lewej i na trzy pchamy. Zrozumiano?

Wania pokiwał głową.

Złapali płytę. Zaparli się nogami.

-         Raz, dwa, trzy. – powiedział Ihor i pchnął. Płyta ustąpiła

z przeraźliwym zgrzytem. Zepchnęli  ją z grobu i zerknęli do środka.

Ziemia wewnątrz była ubita.

-         Wygląda na to, że czeka na nas sporo roboty – sapnął

Wania biorąc do rąk łopatę.

            Zaczęli kopać. Po około godzinie byli już na głębokości dwóch metrów. Nigdzie nie było trumny. Wyszli zatem z dołu i usiedli na ziemi opierając się o bok nagrobka.

-         Chyba nic tu nie znajdziemy. – powiedział Wania.

-         Nie pieprz głupot. Musi tu coś być w tym grobie! – odwarknął jak zbity pies Ihor

-         Głupi jesteś. Trumna się już dawno rozłożyła. Co ty tu idioto chciałeś znaleźć po czterystu latach?

-         Sam jesteś idiotą Wania! – mówił coraz bardziej zdenerwowany Ihor.

-         Ale ja nic nie mówiłem.

-         To kto? – zaniepokoił się Ihor.

-         Zdaje mi się, że to ja powiedziałem.

Wania i Ihor poczuli lodowate kropelki strachu spływające

wzdłuż kręgosłupa. Bardzo powoli odwrócili się. To co zobaczyli na moment zamroziło im krew w żyłach.

Na płycie, którą zrzucili siedziało widmo. Było ono koloru ciemno błękitnego. Ihor widział nawet krople deszczu, które przelatywał przez nie i spadały na płytę.

-         Znów jakieś cwaniaczki starają się zdobyć mój skarb, co?

Powiedzcie mi słonka, co wy tu robicie? Tylko bez kłamstw

Przerażony Ihor opowiedział mu wszystko. Dosłownie

wszystko. Włącznie ze skróconym opisem swego życiorysu. Na jego słowa widmo pokiwało poważnie głową po czym uśmiechnęło się szelmowsko.

-         Chcecie usłyszeć prawdziwą historię o hrabim i hrabinie? – zapytało, a nie doczekawszy się odpowiedzi ciągnęło dalej – Twoja opowieść zgadza się prawie w stu procentach z faktami. Tyle tylko, że to ja wykończyłem swą kochaną żonę. Zapytacie dlaczego? Pewna chłopka powiedziała mi, że to moja małżonka wynajęła rycerza by mnie zabił. Ździebko się zdenerwowałem i dostała po mordzie. Złamałem jej kręgosłup. I była zdecydowanie martwa. Tym większe było moje zdziwienie kiedy następnej nocy, po pogrzebie, przyszła do mojej komnaty. Wyglądała strasznie. Włosy rozczochrane, pustka w oczach, i te kły… Długie jak mały palec u dłoni. Powiem wam, że nie bolało. Zostałem wyssany do ostatniej kropelki krwi. Pochowano mnie, na nieszczęście, bardzo blisko niej, z całym mym majątkiem. Po pogrzebie okazało się, że mogę powstać z grobu ale jako widmo poszukujące zemsty. Ona nadal żyje w tej odrażającej postaci. Gdzieś tu jest… Wydaje mi się, że wiem nawet gdzie… Mam do was prośbę. Jeśli pomożecie mi ją unicestwić cały mój majątek oddam wam. Co wy na to?

Ihor i Wania z powagą skinęli głowami. Bali się postąpić

inaczej.

-         A więc dobrze. Słuchajcie: we wsi, u nas, za stodołą… 

Wysłuchawszy tego co mają zrobić opuścili cmentarz.

* * *        

 

Krystyna, lat 89, wiceprezes Wiejskiego Stowarzyszenia Starszych Kobiet była zdecydowanie niezdecydowana. Rozkaz jaki wydała jej pani prezes był nawet więcej niż dziwny. Miała zaprosić na spotkanie dwóch członków Wiejskiej Organizacji Biznesmeńskiej niejakich Ihora Ceraczkiewicza i Wanie Bojaryszewicza. Dziwny rozkaz, pomyślała ale jak to bywa wśród emerytek posłusznie zabrała się za wykonanie polecenia.

Odnalezienie delikwentów nie było zbytnio trudna. Poszukiwania zakończyła w pierwszym i ostatnim miejscu jakie odwiedziła – barze.

Kiedy otworzyła drzwi od razu poczuła na sobie zdziwione spojrzenia barowiczów i usłyszała dławiony w zarodku śmiech. Dumnym krokiem podeszła do baru i dosiadła się do Ihora i Wani.

-         Pani Prezes chce się z panami widzieć w jakiejś bardzo pilnej sprawie – wykrakała.

-         Zaproszenie, przyjęte – odpowiedział nerwowo Ihor. – Może napiłaby się czegoś Babcia?

-         Ty mi tak nie kadź. Ale miło z twej strony, synku, że troszczysz się o staruszkę. Czystą poproszę. – dodała.

Po trzech godzinach cała trójka była już gotowa do drogi.

Wyszli z baru.

-         Wybaczcie chłopaki ale musze wam oczy zawiązać.

-         Krysiu – powiedział spoufalony Wania. Cóż alkohol łączy ludzi – Przecież każdy wie gdzie to jest…

-         Wiem, wiem ale tak trzeba. – powiedziała i zakryła im oczy – No to idziemy.

Budynek WSSK znajdował się na obrzeżach wsi. Był

to jednopiętrowy domek. Jego obejście było bardzo zadbane. Trawa równiutko przycięta, okna umyte. Nigdzie nie było widać nawet papierka.

            Kiedy Ihor i Wania znaleźli się przed gabinetem pani Prezes, Krysia ściągnęła im przepaski z oczu.

-         Poczekajcie tu chwilkę. – powiedziała i znikła za drzwiami. Po chwili znów się pojawiła – Prezes prosi – powiedziała niezwykle oficjalnym tonem.

Weszli do gabinetu.

Po wejściu od razu rzuciło im się w oczy brak okna i czarny

welon zarzucony na twarz pani prezes, która siedziała za sosnowym biurkiem.

-         Usiądźcie – poleciła.

-         Nic z tego – odpowiedział Ihor – Chciała nas Pani widzieć? Czy mogę wiedzieć czym zasłużyliśmy sobie na ten niewątpliwy zaszczyt?

-         Chym… chciałabym z wami rozpocząć współpracę – powiedział wstając zza biurka.

-         Czym mielibyśmy się zająć?

-         Likwidacją pewnego grobu. Słyszałam o waszych kłopotach finansowych i jestem skłonna hojnie was wynagrodzić.

-         Jakiej sumy możemy oczekiwać? – zaciekawił się Wania

-         Powiedzmy sto tysięcy złotych. Co wy na to?

-         Zajmiemy się sprawą. Ale przed rozpoczęciem byłbym wdzięczny, gdyby pani wystawiła czek na moje nazwisko – powiedział Ihor. Wania przytaknął.

-         Oczywiście. – powiedział Pani prezes wyciągając długopis i pisząc coś na papierze. Po chwili podała Ihorowi wypisany czek.

-         Dziękuję bardzo, a teraz Wania pożegnaj się z Panią. – odparł Ihor w stronę przyjaciela.

Ten wyciągnął zza kurtki pistolet, kaliber 44 mm wycelował

w głowę hrabiny, która stała jak zaczarowana. Po chwili podniosła ręce do twarzy i ściągnęła welon. Ihor i Wania spojrzeli w oczy owładnięte rządzą zabijania. Pani prezes uśmiechnęła się ukazując imponujących rozmiarów wampirze kły. Zapewne myślała, że ich tym przestraszy.

-         Nic z tego Złotko – powiedział Ihor – My od hrabiego. Wania… kończ sprawę.

-         Astalawista Bejbe – odparł Wania i pociągnął za spust.

Trafił idealnie  pomiędzy oczy wampirzycy.

            Na ich oczach zaczęła się rozkładać, aż w końcu została po niej kupka popiołu. Ihor podszedł do niej i włożył w nią rękę. Chwilkę grzebał w środku. Wreszcie skończył i wyciągnął srebrną kulę.

-         Szkoda żeby się zmarnowała – powiedział do Wani – Chodź spadamy stąd. 

Wyszli z gabinetu. Pod drzwiami stała Krysia.

-         Słyszałam wystrzał. Co się stało? – zapytała.

-         Hrabina wyskoczyła przez okno. – odpowiedział Ihor.

Krystyna uśmiechnęła się promiennie. Wcale ją nie zdziwił

fakt, że w gabinecie pani prezes nie ma okien.

-         Aha. Dziękuję wam, że wpadliście. A teraz panowie wybaczą mam kupę roboty.

-         Nie ma sprawy – powiedzieli zgodnie i skierowali się do wyjścia.

Z uśmiechem na twarzy Krysia weszła do gabinetu.

Zamknęła za sobą drzwi i zasiadła za biurkiem uprzednio otrzepawszy oparcie z popiołu.

* * *

 

-         I jak ją załatwiliście? – zapytało widmo, kiedy przyszli wieczorem na cmentarz.

-         Tak jak kazałeś – odparł zmęczony Ihor – Wykopaliśmy skarb, stopiliśmy trochę srebra, zrobiliśmy kulę i prosto w czachę.

-         To wyśmienicie. Dziękuję chłopaki.

-         Nie ma za co.

-         A co z WOB-em?

-         Załatwione. Wpłaciliśmy na konto organizacji 100 tys. Teraz pojedziemy na wakacje.

-         Mogę jechać z wami?

-         Nie udasz się w tamtą stronę? – zapytał zdziwiony Wania

-         No nie wiem właśnie. Przyzwyczaiłem się do tego stanu istnienia. Co prawda nie mogę – tu wykonał znaczący ruch biodrami…

-         To my się już będziemy żegnać. Spokojnych snów hrabio – powiedział Ihor

-         O wiadomo czym – dodał Wania. Po czym obydwaj się odwrócili i odeszli.

Pożegnał ich zanikający uśmiech hrabiego.

 

* * *

 

Gdzieś na Majorce

 

-Wania? Czy coś wielkości człowieka i włochate może nas skrzywdzić?

-A dlaczego pytasz Ihor?

-Bo coś takiego się właśnie się na nas gapi!

-Zastrzel!

-Się robi!

            Ciszę przerwał trzykrotny wystrzał. Podeszli do zwłok.

-Ty idioto! – Ihor uderzył Wanie w głowę. – Zastrzeliłem przez ciebie naszego boya hotelowego.

-Zdarza się – wzruszył ramionami Wania. –Chyba pora wracać do domu?

-Chyba tak.

            Odwrócili się na pięcie i wniknęli w mrok przy pełnym blasku księżyca.   

 Autor: SaG
 Data publikacji: 2006-10-24
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Cóż by tu rzec...
Ciekawe... ciekawe... Humor wisielczy... niezłe sceny. Opisy ok. W tego autora warto zainwestować!!!
Autor: Nefertari
 KAŁAMARZ
Ten utwór może otrzymać kałamarz, jeśli Autor poświęci mu jeszcze odpowiednią ilość uwagi. W przypadku naprawienia niżej wymienionych niedociągnięć, proszę o informację na adres redakcji lub do mnie na PW.

Szansa jest tylko jedna, więc proszę jej nie zmarnować poprawiając zaledwie literówkę lub dwie. Uwagi należy potraktować poważnie.

OPINIA:

- Pewna ilość błędów językowych; fatalnie to wygląda graficznie (najlepiej tekst wyciąć, wkleić do notatnika i wkleić jeszcze raz, żeby łatwo to potem wyregulować).
+ Humor - dobrodziejstwo literatury, humor! Czyta się lekko, przyjemnie, przyjemnie.
+ Całość tworzy spójny sens.
Autor: Whitefire
 Dziecinada
Nie wiem, czym tu się zachwycać. Autor ani mnie rozbawił ani przestraszył - chyba, że swoim stylem i rażącymi błędami. To wiekopomne dziełko nie obroniłoby się nawet w Baranowskiej szkole jako wypracowanie na temat "jak spędziłem wakacje"
I jeszcze jedno:
Roku pańskiego 1650 w Baranowie nie mógł żyć hrabia, a przynajmniej nie mógł się tak oficjalnie tytułować. Prawo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej na to nie zezwalało.
Autor: Aurangzeb
 Interesujące
Całkiem ciekawe spojrzenie na ciężki brak kasy i sposoby na jej zdobycie :) a do tego jeszcze legenda o skarbie, naprawdę fajne :)
Autor: kero Data: 12:01 29.04.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 187 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 187 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Kto posiada dwie pary spodni, niech jedną spienięży i kupi tę książkę.

  - G. C. Lichtenberg
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.