Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Niecodzienna przygoda

Siedzę w pokoju. Głowa co chwilę bezwładnie opada mi na ramię. Już od godziny ślęczę nad opowiadaniem na jakiś beznadziejny konkurs. Czytam jeszcze raz to, co napisałam.
-    Żałosne - mówię na głos. Na kartce widnieją zaledwie dwa zdania. - Przynajmniej jedno dwukrotnie złożone - pocieszam się.
Przerwa dobrze mi zrobi. Przecieram oczy, wstaję z krzesła i uchylam się przed lecącą we mnie filiżanką. Ze zdziwieniem spoglądam w kierunku, z którego leciała, krzycząc:
-    Jurek! Patrz, co narobiłeś! Nie mam czasu na sprzątanie po twoich wygłupach!
Ku mojemu zdumieniu przy biurku brata nie było nikogo. Oczywiście to w jego stylu – pomyślałam - nabałaganić i uciec. Idę do łazienki, biorę ścierkę i zaczynam wycierać z podłogi wylaną z lecącej filiżanki kawę. Spodziewam się znaleźć szczątki naczynia przy szafie. Idę tam z miotłą i szufelką, zamiatam duży obszar wokół szafy, by nie zostawić ani kawałka szkła. Po chwili dociera do mnie, że nie zgarnęłam ani odłamka naczynia. Przyglądam się podłodze i stwierdzam, że niczego tam nie ma – nawet kurzu.
-    Gdzie się podziała filiżanka?! - Zaglądam pod biurko- jest!
Wyjmuję naczynie. Oglądam. Dziwię się. Znów oglądam. Nie widzę nawet rysy. Gdzie to mogło upaść, że się nie potłukło?- Myślę. Przy ścianie, do której leciała, nie było żadnego fotela, ubrania, czy czegokolwiek, co by ją uchroniło przed stłuczeniem. Postawiłam ją na biurku i ponownie wzięłam się za opowiadanie. Nie mija pięć minut, gdy słyszę świst i lekki powiew koło mojego prawego ucha. Podnoszę wzrok. Piórnik Jurka leży na szafce, choć mogłabym przysiąc, że jeszcze nie został wyjęty z plecaka. Nie chce mi się już ganić brata za rzucanie rzeczami wokoło. Znów zaglądam do pracy, która posunęła się zaledwie o jedno zdanie i przypominam sobie o czymś.
-    Jurku, co ty tutaj robisz? Nie miałeś przypadkiem popołudnia spędzić z rodzicami u babci?- Rzuciłam przez ramię. Nie uzyskałam odpowiedzi. Powtarzam- Jurek?...-Znów nic. Oglądam się, a jego nie ma w pokoju. Zaczynam go szukać po całym domu- Jurek! Gdzie jesteś? Nie mam czasu na zabawy! Pokaż się!
Brata nie widać. Wchodzę w końcu do kuchni. O! Jest jakiś liścik, którego wcześniej nie widziałam.

„ Kochana Madziu,
jedziemy z Jurkiem do babci. Obiad masz w lodówce, odgrzej sobie. Wrócimy wieczorem.
Mama”
To Jurek z nimi pojechał?! To jak ta filiżanka... Eee... tam! Na pewno da się to jakoś sensownie wytłumaczyć. Pomimo racjonalnego podejścia i tak przechodzą mnie ciarki. Robię sobie kawę i wracam do biurka. Przez kolejną godzinę usiłuję przelać na papier jakąkolwiek myśl, lecz  mój trud coraz bardziej przypomina syzyfową pracę. Kawa nie pomaga. Oczy się zamykają. Jakaś natrętna mucha wciąż siada mi na grzywce.
-    Sio!- Mówię, podnosząc głowę, by spojrzeć na swego napastnika. Gdy go dostrzegam, truchleję z przerażenia. To nie owad mnie atakował, lecz długopis. Tak, długopis. Teraz przestał się ”bawić” moimi włosami i lata nad biurkiem. – Ccco... ddo...- Dukam przyglądając się mojemu przyborowi szkolnemu. Właśnie pikował ku akwarium z rybkami i wznosił się w ostatniej chwili przed zetknięciem z wodą. Po paru jego przelotach odzyskuję władzę w rękach i ośmielam się przetrzeć oczy. Niestety! Długopis wciąż leci w kierunku rybek.
-    Mam zwidy. Koniecznie muszę pójść do psychiatry zanim ktoś się dowie, że widzę latające pisaki - mówię na głos. Czasami, gdy coś się powie na głos, ma to większą siłę perswazji - po prostu wstanę, złapię ten długopis i zamknę w piórniku.
 Staram się sobie dodać odwagi. Próbuję wstać. Nogi mam jak z waty. Zamiast mnie podnosić, uginają się pod moim ciężarem. Wreszcie jakimś łamanym krokiem przesuwam się w stronę akwarium, nie spuszczając z oczu długopisu. Wreszcie go chwytam.
-    Ha! Mam cię! Teraz to już sobie nie polatasz, co? Zaraz, zaraz... Czemu ja mówię do dlugopisu? Naprawdę zwariowa...
-    Puść!- Słyszę.
-    Co...?
-    Puść!
Opuszczam oczy ku rękom, by zobaczyć, co mam puścić i odrzucam długopis, jakby parzył. Odskakuję jak najdalej się da. Niestety ściana jest tuż za plecami. Serce wali mi jak szalone.
-    Kto to powiedział? – Pytam, nie będąc pewna, czy chcę odpowiedzi.
-    Ja.
-     Ja... czyyylii kktoo?- Pytam cicho.
-    Chluptuś.
-    Kto?!- Teraz już strach się rozpłynął- Chluptuś?! Dość, że mam zwidy, to jeszcze tak żałosne! Chluptuś?! To już „Plastuś” lepszy!
-    Więcej szacunku, proszę!
-    Ależ oczywiście! Chluptusia, latającego długopisu nie wolno znieważyć! Już się boję! AA aa... – mam dość: żeby pisak domagał się szacunku!
-    A powinnaś.
-    Powinnam co?
-    Bać się i traktować mnie z szacunkiem, bo potrafię być niebezpieczny.
-    A co mi zrobisz? Wypiszesz się? Mam inne.
-    Niczego o mnie nie wiesz. Chluptusie słyną...
-    Jest was więcej?!- Pytam załamana. W myśli dodaję: "tak... inwazja pisaków, nieźle brzmi.”
-    Nie przerywaj proszę. Chluptusie słyną z tego, że mogą wejść w przedmiot, który się zetknie z przedmiotem, który aktualnie zajmują.
-    I stać się ołówkiem? No... ale wtedy też będziesz mógł w najgorszym razie mnie zadźgać.
-    Może jako ołówek, ale jako biurko, możliwości jest więcej - mówi i leci do biurka. Gdy dotknął blatu, biurko zaczęło latać. Latający długopis, to niecodzienny widok, ale biurko… faktycznie przerażające. Kieruję się w stronę drzwi. Wyjdę i ucieknę jak najdalej stąd - myślę. Realizacja tego planu okazała się jednak niemożliwa: biurko naprawdę ma więcej możliwości. Teraz zagradza mi drogę, gdy tylko chcę je ominąć.
-    No dobrze, zostanę, ale czego chcesz?- Mówię zrozpaczona, gdy przycisnęło mnie do ściany tak, że już nie mogłam próbować ucieczki.
-    Szacunku.
-    W porządku. Już nie będę się wyśmiewała. Przyznaję, możesz być niebezpieczny. – Biurko wciąż mnie nie puszcza. - Czego jeszcze?
-    Towarzystwa.
-    Biurko chce towarzystwa!- Prychnęłam w duchu, ale na głos, z braku pomysłów, powiedziałam tylko - czym wy, Chluptusie, się zajmujecie?
-    Zwykle wchodzimy w przedmioty i nimi poruszamy.
 Ucisk trochę zelżał.
-    Ale to przecież nigdy się nie zdarza, by przedmioty się poruszały. Musicie bardzo rzadko to robić.
Już mogłam usiąść na podłodze.
-    Wcale nie tak rzadko. Kojarzysz to słynne brzękanie łańcuchów, zwykle przypisywane duchom? To my. I te samozamykające się drzwi (nie mylić z przeciągiem)? Też my. A może zdarza Ci się znaleźć coś w innym miejscu niż zostawiłaś?
-    No cóż, może rzeczywiście robicie to trochę częściej niż mogłoby się wydawać, ale czemu nikt o was nie mówi? Nikt was nie zna?
-    Ależ znają! Ale powiedz sama: czy ty byś się komuś przyznała, że rozmawiałaś z krzesłem?
-    Racja - powiedziałam, a mój plan opowiedzenia wszystkiego mamie, gdy wróci od babci, natychmiast został odrzucony.
-    A czemu Chluptusie? Nie moglibyście się nazywać jakoś normalniej, na przykład... na przykład...no sama nie wiem, ale jakoś poważniej?
-    Ta nazwa pochodzi od mojego prapraprapra...praprapra- umilkł na chwilę w zastanowieniu, aż wreszcie dodaje- prapra, tak prapra, dziadka...
-    To wy się ROZMNAŻACIE?!- Pytam starając się usunąć z przed oczu wizję kopulujących długopisów.
-    Oczywiście! Nie jesteśmy upośledzeni!- Powiedział z oburzeniem- zupełnie nie rozumiem, czemu zawsze tak się dziwicie. Mówiłem, by mi nie przerywać. A więc: mój praprapraprapraprapraprapradziadek uwielbiał wcielać się w naczynia. Najczęściej były pełne wody, więc wciąż nią wokół chlupał.
-    Tak jak ty dzisiaj u mnie?
-    Tak. Został nazwany Chluptusiem, a my, jego potomkowie przyjmujemy to imię.
-    Czy wy tak, na co dzień, dla rozrywki poruszacie przedmiotami?
-    Nie tylko dla rozrywki. Często jest to nasza ciężka praca.
-    Co na przykład?
-    Pomyśl. O jakim latającym przedmiocie słyszałaś? Albo, jakie zwierzę lata, choć nie powinno?
-    Zaraz, zaraz... latający... latający... latają samoloty, ale to na pewno nie o nie chodzi. Uczyłam się jak one latają, więc wy tego nie sprawiacie. Helikoptery też nie, satelity, poduszkowce, baloniki z helem... co jeszcze może być latające... dywany? Tak! One przecież nie powinny latać! Dywany masz na myśli?
-    Bingo! A kojarzysz jakieś zwierzę?
-    Co nie powinno latać? Ptaki powinny, nietoperze też. Pszczoły również, trzmiele... nie! To przenosicie też zwierzęta?
-    Przenosimy pyłki, na których opierają się trzmiele. Sprytne, prawda? Od 110003 roku przed waszą erą podpisaliśmy z nimi pakt wzajemnej pomocy. Jest jeszcze wiele innych przedmiotów, które nosimy, ale już są mniej znane… a ty chyba nie chcesz o nich słyszeć- dodaje, gdy dostrzega moją minę. Cała, a przynajmniej spora część mojej wiedzy o świecie została właśnie obalona. Przynajmniej wiem więcej niż naukowcy-oni nie wiedzą, czemu trzmiel lata.
Latające filiżanki, piórniki, biurka, trzmiele, dywany, to zbyt dużo, jak na jeden dzień! Zaraz, zaraz... dywany?...
-    Nosicie ludzi na dywanach?- Pytam z nadzieją, bo coś mi właśnie przyszło do głowy.
-    Kiedyś nosiliśmy, teraz bardzo rzadko, kto odważy się stanąć na ruchomym dywanie, odkąd na co dzień korzystacie z samolotów.
-    Gdybym cię poprosiła, pozwoliłbyś mi polatać z tobą?
-    Tylko wtedy, gdy obiecasz, że nie spadniesz. Ciężko później pozbierać ludzi z asfaltu.
-    Obiecuję! – Rzuciłam bez zastanowienia, w wyobraźni sunąc już nad zielonymi łąkami, strumykami i malutkimi domkami wiosek.
-    Na czym chcesz lecieć? Może na miotle, starym zwyczajem?
-    To dlatego mówią, że czarownice latają na miotłach! Mogę spróbować na miotle. W końcu to wypróbowany sposób.
Cała w skowronkach biegnę do komórki i wyjmuję miotłę. Nie mogę uwierzyć, że zaraz będę latała, jak moje ulubione postacie z książek!
-    Przyniosłam!- Wołam, gdy wchodzę do pokoju - Chluptusiu, gdzie… czym teraz jesteś?
Biurko stało na podłodze. Przebiegłam wzrokiem całą przestrzeń pokoju i nie dostrzegłam niczego latającego.
-    Chluptusiu?
-    Tutaj jestem- głos dobiegł z miotły, którą wciąż trzymałam- wsiadaj.
Wsiadaj. Łatwo powiedzieć. Nic dziwnego, że niektórzy bohaterowie książek robili to źle. To bardzo trudne i niewygodne. Gdy wreszcie udało mi się jakoś „usiąść”, miotła powoli zaczęła się przesuwać.
-    Dobrze się trzymasz? Zakręcę, tak dla próby. Gotowa?
-    Yhy- cała moja uwaga skupia się na ściskaniu kija.
Nie jestem już taka pewna, czy chcę śmigać na nim kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Jak ludzie mogą tak latać?!
Miotła zaczyna zawracać i… wiszę na kiju trzymając się tylko rękami. Na szczęście nie jest jeszcze wysoko, więc spokojnie znów staję na ziemi.
-    Miotła raczej odpada… - przesunęłam wzrokiem po pokoju - dywanu nie mam, łóżko... nie, nie wyleci przez okno. Krzesło... tak! To jest to! Potrzebny będzie jeszcze tylko pas bezpieczeństwa...hm... pasek od spodni wystarczy - wyrzucam z szafy wszystkie ubrania, nie zważając, jaki bałagan robię i wreszcie docieram do grubego, czarnego paska od starych dżinsów.- Tak! Ten będzie odpowiedni.
Siadam na krześle, zapinam pasek wokół krzesła i mojej talii. Jak to dobrze, że ostatnio nie przytyłam i udało się zapiąć.
-    No, Chluptusiu, to może tak na próbę rundka wokół pokoju?
Na odpowiedź nie czekałam długo. Unosiłam się już w powietrzu. Na krześle było o wiele przyjemniej niż na miotle. Mogłam w pełni czerpać radość z tej niecodziennej przygody, a nie martwić się, że jeśli jeszcze dziesięć sekund będę ściskać tak silnie kij, to będę miała okropne pęcherze. Czuję się teraz taka lekka!
-    Chyba możemy uznać, że krzesło przeszło próbę. Otworzysz okno?
-    Moment, tylko zejdę...
-    Po co schodzić?- Powiedział i uniósł mnie tak, bym sięgnęła klamki okna. Świeże powietrze natychmiast mnie orzeźwiło. Chciałam być na zewnątrz, sunąć przez chmury...
-    Leć!- Krzyczę, a pokój natychmiast znika pode mną. Jego miejsce zajęło podwórko jakieś 20 metrów niżej. Po chwili już nie było to dwadzieścia metrów, lecz prawdopodobnie ze sto i daleko od mojego domu. Wszystko wydawało się takie małe i rozmazane....
-    Dokąd chcesz lecieć?
-    W góry!- To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. To musi być rewelacyjne uczucie szybować między zielonymi dolinami i szczytami gór- najlepiej Tatry. Ile czasu ci to zajmie?
-     Masz zegarek? To mierz.
Zaczęliśmy tak pędzić, że w uszach miałam tylko szum, a wokół widziałam różnokolorowe smugi. Spoglądam przed siebie. Już widać delikatny, mglisty zarys gór.
-    To już?! Nie mogłam uwierzyć.
-    Jaki czas?
-    Coś koło czterech – pięciu sekund!
-    Świetnie! Pobiłem swój rekord. Ostatnio było siedem.
-    Teraz zwolnij trochę. Gdy dolecimy do gór, obniżmy się tak, by lecieć między zboczami.
I tak się stało. Widok nie do opisania. Wokół zielone stoki gór, gdzieniegdzie pasące się na halach stada owiec, woda w rwących strumykach, odbijająca promienie słoneczne. W dolinie jakaś chatka. Niewiarygodne, że mogę to wszystko oglądać z lotu ptaka!
-    A może teraz tak w chmury! Marzę o tym od dziecka!
Na życzenie unoszę się. W białej mgiełce Chluptuś robi młynki, to wylatuje, to wlatuje w biały kłąb. W pewnym momencie zaczyna opadać.
-    Starczy już, unieś się! – Wciąż spadam, boję się – Chluptusiu, jesteś?! Chluptusiu!!!- Mój krzyk roznosi się w całe przestworza. Wciąż spadam. Wszystko robi się wyraźniejsze i większe. Przypięta paskiem, czy nie, nie mogę nic zrobić.- Pomocy!!!
-    Magda! Już wróciliśmy- usłyszałam. Otwieram oczy. Podnoszę głowę. Jestem w swoim pokoju. Spoglądam na wypracowanie. Wciąż tylko dwa zdania. Skreślam je i zaczynam na nowo:
„Filiżanka pełna kawy przeleciała przez pokój...”
 Autor: Danuta Krawczyk
 Data publikacji: 2006-12-18
 Ocena redakcji:   
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Wrażenia
Wrażenia po przeczytaniu w ramach sędziowania konkursu "Ze słów - światy" były mniej więcej takie:
- Krótkie; nieliczne błędy
- Błaha historia, opowiadanie trochę za bardzo w "szkolnym" stylu, bez głębszej treści.
+ Czyta się dobrze, wciąga i pozostaje w pamięci - najwyraźniej pomysł, choć błahy, jednak jest dobry...
+ Jest śmieszne!
Autor: Whitefire
 Jest ok
Moim zdaniem opowiadanie jest ciekawe i myślę, że masz zadatki na świetnego pisarza fantasty. Nie przestawaj pracować, a na pewno w niedługim czasie staniesz się tak sławna jak Rowling :)
Autor: AAA
 Fajne !!!
Fajne, mnie się podobało. Jest kilka takich miejsc w opowiadaniu, gdzie widać, że to dopiero początki ale i są miejsca napisane bardzo dobrze i zaskakująco. Świetne, zaskakujące pomysły. Oby tak dalej Danio!!!
Autor: Horror__
 Zabawne
Ach ile to się marzyło o lataniu a tu wystarczy tak niewiele :) fajne opowiadanie i tyle radości .
Autor: kero Data: 13:16 29.05.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 159 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 159 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Ten jest wielkim pieśniarzem, kto śpiewa o naszym milczeniu.

  - Khalil Gibran
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.