Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Meaweteacha sefer I - Między Niebem a Piekłem...

Nie dano nam wolnej woli, ale dano siłę, dzięki której możemy o nią walczyć"


Dla Michaela, mego ukochanego męża Arakiela, mojego najwspanialszego ojca Saruna, dla Lucyfera, Lilith... i wszystkich którzy istnieją gdzieś na granicy tego i tamtego świata – Saulael Sanaraes Arunhlasen, Strażniczka Ksiąg, kronikarz Dworu.

Obyście pamiętali...



* * *
Siedząc pod drzewem wysokim niczym sosna, o liściach jak u dębu, spoglądałam w światło na horyzoncie, a nie kaleczyło ono moich oczu. W dłoni ściskałam szkarłatny kamień. Pamiętam, to był prezent od ojca. Usłyszałam trzepot skrzydeł, blisko, ale jakby ze wszystkich stron. Nie wiem dlaczego zamarłam, wsłuchując się w przyspieszone, niespokojne bicie własnego serca. Choć trwało to tylko przez chwilę, w mej głowie kłębiły się nieznane myśli, napływające ni to z nikąd, ni to z mojego własnego wnętrza. Chciałam wstać, coś pchało mnie do ucieczki, ale nie mogłam się ruszyć. Usłyszałam głos "Odejdź Saulael , nie wolno ci". Siedziałam jednak jakby zaklęta w marmur. Dlaczego mi nie wolno? I czego nie wolno? Wypuściłam kamień bezwiednie, przymykając oczy. Gdy je otworzyłam przede mną stał mężczyzna o lśniących jasnych włosach i silnych, białych skrzydłach. Na jego wyciągniętej dłoni spoczywał mój kamień. Sięgnęłam po niego bez słowa. On też milczał. Nasze dłonie zetknęły się i przeszedł mnie dreszcz. Rozkoszny dreszcz, jakiego dotąd nie znałam. Cóż to mogło znaczyć? Nie wiedziałam. Już miałam zabrać kamień, ale wbrew samej sobie zacisnęłam go w dłoni mężczyzny. Spojrzał na mnie zdziwiony. Jego oczy były jak błękitny, spokojny ocean. Zatonęłam w nich.
- Zatrzymaj- powiedziałam cicho.
- Na pewno ? - zapytał ciepłym głosem.
- Tak
Skinął głowa i cofnął dłoń. Przez dłuższą chwile spoglądaliśmy sobie w oczy, chcąc wyczytać z nich jak najwięcej. Wreszcie przemogłam się i wstałam. Zniknął, jakby nagle rozpłynął się we mgle.

***
Powoli zamknęłam oczy. Słyszałam tylko spokojny i cichy oddech ojca z drugiego końca wnętrza, płacz najmłodszego brata, szmer sukni matki. Po chwili wszystko umilkło. Nastała kalecząca zmysły cisza, a ja zatopiła się w swoim własnym świecie. Zamknęłam oczy. Już mnie tam nie było, szybowałam daleko, w bezdenną otchłań swoich marzeń, w bezkresny błękit jego oczu. Słyszałam tylko swój własny głos. Nie wiem, czy była to tylko moja zabłąkana myśl, czy wypowiedziałam to imię głośno.
"Michael..."
Obudził mnie ojciec.
- Córeczko?
Spojrzałam na niego pytająco. Pamiętam ten smutek w jego oczach i czający się na samym dnie źrenic strach. Nigdy przedtem nie widziałam go takim. Mój ojciec nie bał się. Nigdy...
- On nie jest dla ciebie, mój wonny kwiatuszku
- Więc wiesz...?

  • Jestem twoim ojcem. Widzę rzeczy, których mógłby nie dostrzec nikt inny.
    - Dlaczego nie jest dla mnie?
    - Wojna jest bliska.
    -Wojna?
    - Niestety...
    Opuścił głowę.
    Szelest. Matka stanęła za nim.
    -Sarunie?.
    Ojciec spojrzał jej w oczy.
    - Anlael, dziecko płacze.
    Skinęła głowa i wyszła pospiesznie.
    Ojciec spojrzał na mój miecz, leżący w zapomnianym kącie . Westchnął.
    Przez chwile zastanawiał się nad czymś. Na jego twarzy malował się ten wyraz zamyślenia, który tak bardzo kochałam. Nagle drgnął.
    - To nie twoja wojna Saulael.
    Odwrócił się.
    -Ojcze?
    Wyszedł.


***

Znudzona przechadzałam się po naszym ogrodzie. Nagle usłyszałam głosy. Dwóch mężczyzn. To był ojciec i jeszcze ktoś. Drugiego w pierwszej chwili nie poznałam.
- Ty możesz zostać, trzeba to tylko dobrze rozegrać.
-Nie Sarunie. Boje się, ale jestem pewien tego, co robię.
Przeszłam kilka kroków w stronę z której dochodziła rozmowa i przystanęłam za drzewem. Wyjrzałam ostrożnie. Uśmiechnęłam się. Ojciec rozmawiał z Lucyferem. Oni zawsze bardzo się kochali, ojciec wychował go jak własnego syna. Ja też kochałam Lucyfera, był mi jak brat. Nie widziałam go już dawno. Miałam ochotę wybiec i przytulić się do niego jak kiedyś. Stałam jednak dalej, skryta wśród drzew.
- Robisz to tylko dla samej idei?
- Nie. Wiesz, że nie.
- Tak bardzo ich nienawidzisz?
- To nie tak... To tylko jeden z powodów.

- Pójdą za tobą wszyscy, którzy pragną wolności, a wiesz przecież jak wielu jest takich.

- Będą się bali.
- Tak samo jak ty czy ja.

- Nie każdy ma siłę...

- Ty ją masz. To wystarczy. Wierzę w ciebie, synu.

- To ona jest moją siłą.

- Wiem, robisz to także dla niej..

Dopiero wtedy wyszłam zza drzew i podbiegłam do nich. W oczach obu mężczyzn malował się ten sam smutek i lęk. Przystanęłam w pól drogi, lecz oboje uśmiechnęli się na mój widok. Ojciec zmierzył mnie badawczym wzrokiem. Nie dałam po sobie poznać, że cos słyszałam. Skłoniłam się przed nim, a on jak zawsze uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. Podeszłam do brata.

- Dawno cię nie było.
- Wiem maleńka, przepraszam.
Przytuliłam się do niego, a on pogłaskał mnie po włosach. Tak jak dawniej...


***

Spacerowałam po łące pełnej kwiatów. Rozpościerała się aż po horyzont. Tam, w oddali, na widnokręgu majaczyło siedem postaci. Byli uzbrojeni. Znów moje serce zabiło mocniej, a ja znieruchomiałam. Nie wiedziałam dlaczego, puki postacie nie zaczęły się zbliżać. Wtedy dostrzegłam lśniące , jasne włosy. Zakuty był w zbroję, a w ręku trzymał miecz. Wyglądał zupełnie inaczej niż wtedy, gdy spotkałam go po raz pierwszy. Przyglądałam mu się w zachwycie, szeroko otwartymi oczyma. Nagle zakręciło mi się w głowie, przymknęłam oczy. Otworzyłam je, gdy poczułam że ktoś łapie mnie za rękę. Dotyk był delikatny, jednak znów czułam paraliżujący dreszcz, a kolana ugięły się pode mną. Stał obok mnie trzymając moją dłoń w swojej.
- Chodź..
Pobiegliśmy.
Po chwili znaleźliśmy się w ogrodzie pełnym białych róż.
-Wybierz sobie jeden kwiat.
Chodziłam długo, oglądałam je, dotykałam. Nagle spostrzegłam jeden... maleńki, niebieski. Maleńki kwiatuszek o siedmiu płatkach, w kolorze jego oczu. Ledwie mogłam go dostrzec miedzy wielkimi, dumnymi różami. Pociągnęłam go za rękę. Wskazałam kwiat. Uśmiechnął się. Zerwał go i ku memu zdumieniu skłonił się przede mną. Wyciągnęłam rękę, a on podał mi kwiat i ucałował moją dłoń. Wplotłam roślinkę we włosy, lecz gdy się obróciłam jego już nie było.


***

Siedziałam pod drzewem z drżącym sercem oczekując Michaela. Minuty płynęły mi jak godziny. Zatopiona we własnych myślach, nie dostrzegałam świata zewnętrznego. Nagle poczułam obok siebie czyjąś obecność, ktoś stał przede mną. To był Arakiel. Widywałam go już wcześniej, przyjaźnił się z Gabrielem i Lucyferem, moimi przybranymi braćmi. Przez chwilę wpatrywał się we mnie błękitnymi oczyma. Był to jednak inny błękit niż ten Michaela. Uśmiechnęłam się lekko. Wyciągnął do mnie dłoń, w której spoczywała piękna , biała róża. W jego oczach widziałam strach, niepewność.

- Czy... - zaczął niepewnie.

- Nie mogę – przerwałam mu – ten kwiat jest piękny, ale nie mogę go przyjąć.

Jego dłoń zadrżała. Wyglądał jakby rażony piorunem. Widziałam łzy w jego oczach. Spuściłam wzrok, nie chciałam patrzeć w ten błękit, który był mi tak daleki. Odwrócił się i odszedł. Gdy odchodził obok mnie pojawił się mój anioł o oczach w kolorze mojego błękitu. Przytuliłam się do niego mocno. Arakiel odwrócił się i spojrzał na nas pełnymi łez oczyma. Pobiegł przed siebie, nie oglądając się więcej. Westchnęłam i wtuliłam się w Michaela. Mojego Michaela...

***

Byłam daleko od domu. Nie wiedziałam dlaczego muszę tam zostać. Niewiele pamiętam potem z tego miejsca. Leśna polana rozciągała się wśród drzew o różnych barwach. Byłam tam tylko ja i ciotka Selene. Była dla mnie dobra, mówiła, że ojciec kazał jej się mną opiekować. Ja jednak wiedziałam, że ona mnie pilnuje. Nie mogłam zrozumieć dlaczego ojciec mnie tam wysłał, czułam tylko, gdzieś w głębi, jakiś dziwny niepokój. Tęskniłam. Tak bardzo tęskniłam... za domem, za rodzicami, rodzeństwem i...za Michaelem. Nie widziałam go tak dawno. Za nim tęskniłam chyba najbardziej. Był mi tak bliski...Ale inaczej...Inaczej niż moi bracia, inaczej niż Lucyfer czy Gabriel...

Nagle zamknęłam oczy, nie z własnej woli. Zobaczyłam go. Był smutny. Ubierał zbroję. Wziął do ręki miecz, po jego twarzy popłynęły łzy. Wysiłkiem woli podniosłam powieki, rozejrzałam się. "Michael..." Znów moje oczy zamknęły się. Zobaczyłam ojca. On też... ubierał zbroję i płakał. Jakaś czarna, złowroga chmura wisiała w powietrzu. Zobaczyłam hordy walczących. Byli tam wszyscy. Michael i Lucyfer walczyli ze sobą. Oboje byli zakrwawieni i poranieni. Otworzyłam oczy, zaczęłam biec. Biegłam przed siebie, na oślep, coś uparcie pchało mnie naprzód. Napotkałam opór, coś nagle wyrosło przede mną zatrzymując w miejscu. Selene. Wyciągała przed siebie dłoń.

- Saulael, nie!- jej głos przeciął powietrze niczym ostrze sztyletu, był stanowczy, władczy.

- Puść mnie!

- Stój!

- Ale ...ja muszę...

- Nie możesz.

- Nie mów mi co mi wolno, a czego nie. Już dość! Nigdy więcej niech nikt nie mówi mi, co mam robić.

- Twój ojciec...

- Za późno.

Skupiłam wszystkie myśli na moim mieczu, który został w domu. Wyciągnęłam rękę i zamknęłam oczy. Bezgłośnie poruszałam ustami. Wzywałam go. Otworzyłam oczy, gdy miecz pojawił się w mojej dłoni. Zatopił się, nie wiem jak i kiedy, w piersi Selene. Pobladła osunęła się na ziemię. Pobiegłam dalej. Pędziłam jak szalona, puki coś znów mnie nie zatrzymało.

Przed sobą zobaczyłam ścianę ze szkła. Uderzyłam w nią mieczem. Nawet nie drgnęła. Uderzyłam mocniej. Ściana stała jak wcześniej. Zaczęłam tłuc w nią jak opętana, bronią i drugą ręką zaciśniętą w pięść. Nadal nic. Oparłam się o ową ścianę i osunęłam na ziemię. Rozpłakałam się. Byłam taka bezsilna. Płakałam długo, aż wreszcie usłyszałam głos w mojej głowie, jakby napływający gdzieś z zewnątrz. Wzywał mnie, wołał po imieniu. Wstałam gwałtownie. Zebrałam całą moją wolę i uderzyłam mieczem w ścianę. Rozpadła się, a odłamki zaczęły spadać na mnie. Poczułam krew. Na dłoniach, rękach, twarzy. Pobiegłam.


***

Widziałam hordy walczących już z daleka. Dwa przeciwlegle idące, zwarte szyki. Uzbrojeni, gotowi do walki. Szli i płakali. Wszyscy płakali. Przystanęłam i wpatrywałam się w nich, jak zahipnotyzowana. Po chwili kolana ugięły się pode mną, a przerażone serce zaczęło walić jak młotem. Po jednej stronie szedł mój ojciec, siostra bliźniaczka, brat i Lucyfer. Po drugiej wujowie: Nox, Nemes i Sadun, Gabriel i Michael. Szli naprzeciw siebie. W pierwszej chwili chciałam rzucić się między nich, jednak nie mogłam się ruszyć. Szli, a z oczu ich płynęły potoki łez. Byłam daleko, ale zacisnęłam dłoń na mieczu i wpatrywałam się w nich jak porażona. Byli coraz bliżej siebie.

Pierwsi znaleźli się naprzeciw Lucyfer i Michael. Mój kochany braciszek i mężczyzna którego...kochałam...Tak, kochałam najbardziej na świecie, teraz już wiedziałam co to oznacza i potrafiłam nazwać to, co zrodziło się we mnie już dawno, a czego dotąd nie rozumiałam. Nie rozumiałam... bo nie wolno mi było zrozumieć. Miecze dwóch tak bliskich mi istot zderzyły się. Krzyknęłam przeraźliwie. Nie wiem jak długo walczyli, ale każda sekunda była niczym sąd ostateczny. Nagle Lucyfer wytrącił miecz z rąk Michaela. Z jego oczu popłynęła kaskada łez gdy opuszczał broń.

- Nie, nie on!!!- wrzasnęłam jak opętana.

Miałam wrażenie że oboje spojrzeli na mnie. W ostatniej chwili przed Michaelem pojawił się Arakiel i miecz Lucyfera zatonął w jego ciele. Lucyfer opadł na kolana, a Arakiel pobladł i upadł na ziemię. Michael stał patrząc na scenę nieprzytomnym wzrokiem. Podbiegł Azzael i odciągnął nieprzytomnego brata. Nareszcie odzyskałam władzę w nogach. Podbiegłam do Michaela. Mijając Lucyfera, w biegu pogłaskałam go po głowie. Przytuliłam mocno mego ukochanego, a on wtulił się we mnie i płakał. Mój wzrok powędrował w stronę ojca. Stał naprzeciwko wuja Saduna. Oboje płakali. Zdążyłam usłyszeć słowa wuja.

- I tak bym cię pokonał, tnij.

Ojciec zamknął oczy i mocno zacisnął dłoń na rękojeści. Uniósł broń i opuścił. Wuj Sadun upadł martwy. Ojciec zbladł. Przez chwilę stał jak posąg wpatrując się to w swoje dłonie, to znów zwłoki leżące u jego stóp. Zapanowała cisza, niczym nie zmącona, zła cisza. Dopiero po chwili ojciec padając na kolana wybuchł histerycznym szlochem. Nigdy jeszcze nie widziałam go w takim stanie i wiem, że nigdy więcej nie zobaczę. Klęczał nad ciałem brata i płakał głośno. Podbiegłam do niego.

- Tatusiu...

Przy nim na zawsze pozostałam małą dziewczynką, którą brał na kolana, by snuć przedziwne opowieści o innym świecie, o wolności. Byłam nią nawet teraz, gdy tuliłam się do niego pośród trupów naszych braci, wśród krwi i szczęku oręża. On jednak był zupełnie nieobecny. Nagle z tłumu ktoś krzyknął:

- Upijmy się. Będzie łatwiej.

Wszyscy jak jeden mąż rzucili się do beczek z trunkiem. Wszyscy po stronie Lucyfera i mojego ojca. Wycofałam się drżąc na całym ciele i wróciłam na swoje miejsce na wzgórzu. Stałam i zalewałam się łzami.


***

Sześciu aniołów rzuciło się na Lucyfera. Wykorzystali moment, gdy zbierał siły do dalszej walki, gdzieś na uboczu. Sam... Bronił się długo. Do ostatniej chwili stawiał opór, wiedząc, że nie ma szans. Wielu już zginęło. Zbyt wielu... Ci, którzy pozostali nie mogli nic zrobić, sami walczyli o każdą chwilę. Popchnęli go w stronę urwiska. Stał na krawędzi, wciąż odpierając ataki ostatkiem sił. Nagle zewsząd i znikąd zarazem rozległ się głos.„Zepchnijcie go”. Popchnęli go i spadł w dół. Wołałam go. Jeszcze teraz mój własny głos brzmi mi w głowie. Za nim spadali następni. Kolejny był Mefisto, potem Beliel, a za nimi wielu innych. Wśród nich mój ojciec. Widziałam jak spadali, płakałam i krzyczałam, ale nikt mnie nie słyszał.

Saulael, walcz!”- usłyszałam gdzieś w przestrzeni.

-Nie!- krzyknęłam

Walcz!”- głos był władczy i stanowczy.

Trudno mi teraz, po tysiącach lat, opisać jak wiele mnie to kosztowało. Zacisnęłam dłonie na mieczu i rzuciłam nim o ziemię. Całą swoją wolę skupiłam na tym jednym geście. Miecz roztrzaskał się na drobne kawałki.

- Nie będę walczyć!- ja też byłam stanowcza.

- Wobec tego nie ma tu dla ciebie miejsca. Odejdź i nigdy nie wracaj.

Przez pierwszą chwilę byłam jak nieprzytomna. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam stałam przed bramą.

Odejdź!”

Przeszłam przez bramę bez żalu. Wtedy poznałam złość, gniew i pogardę. Siła tych tkwiących wewnątrz mnie emocji na moment odebrała mi zdolność logicznego myślenia. Wrota zatrzasnęły się za mną. Nie miałam dokąd iść. Poszłam przed siebie, zostawiając za sobą dom, miejsce, gdzie urodziłam się, dorastałam, żyłam do tej pory. Nie ma już dla mnie ogrodu Eden...


***

Szłam wiele dni i wiele nocy, wciąż przed siebie, na oślep. Zatrzymałam się dopiero na pustyni pełnej czerwonego piasku. Tam zostałam, nie wiem sama na jak długo, nie liczyłam dni. Nie wiadomo skąd w moich dłoniach pojawiła się księga napisana w nieznanym mi języku. Nie potrafiłam jej przeczytać.

Pewnej nocy, gdy kładłam się spać usłyszałam głos ojca.

- Mój wonny kwiatuszku, przyjdź do Dworu.

- Ojcze, ty żyjesz? Jakiego dworu?

- Żyję, wszyscy żyjemy. Przyjdź do Dworu.

Gdy obudziłam się rano, przede mną stała Laira. Przetarłam oczy z niedowierzaniem. Ona została tam, jej nie wolno było opuszczać Ogrodu. Wtedy spostrzegłam dopiero, że to tylko jej obraz, wytworzony przez myśl, która pragnęła skontaktować się ze mną.

- Uwięzili Michaela.

Zerwałam się z posłania jak oparzona.

- Jak to uwięzili?

- Przykuli go łańcuchami do ściany, aby nie upadł.

Usiadłam. Ukryłam twarz w dłoniach.


Tego samego dnia ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu miejsca, do którego wzywał mnie ojciec. Szłam długo , mijały dni i noce. Wiedziałam jednak, że idę w dobrą stronę, gdyż coraz silniej odczuwałam obecność ojca. Pewnego poranka przed moimi oczami wyrósł monumentalny dwór. Teraz porównałabym go pewnie do dworów barokowych, z tym jednak nigdy nie będzie mógł równać się rzaden inny. Olśniło mnie jego piękno... Przed wrotami dworu stali strażnicy.

- Saulael Sanaraes, córka Saruna - powiedziałam stanowczym tonem, a oni wpuścili mnie.

Nie miałam przy sobie broni, niosłam jedynie księgę. Poprowadzono mnie długim korytarzem, aż do ostatnich drzwi. Po drodze spotkałam kilku tych, którzy upadli. Ich skrzydła były czarne. Wpuszczono mnie do środka. Na podwyższeniu ogromnej sali, podtrzymywanej pośrodku grubymi, rzeźbionymi kolumnami, siedział Lucyfer.

- Saulael! – krzyknął- co się stało, maleńka?

Podeszłam i usiadłam u jego stóp ściskając w dłoniach księgę.

- Braciszku, nie mam dokąd pójść. On mnie wygnał , a ojciec powiedział, bym przyszła tutaj.

- Tak bardzo chciałbym dać ci dom, przyjąć cię pod mój dach, ale...twoje skrzydła są wciąż białe. Inni ci nie zaufają, będą się bali. Nie mogę...

Wstałam i odwróciłam się. Do moich oczu napłynęły łzy. Nie potrafiłam nic mu odpowiedzieć.

- Przepraszam- krzyknął za mną gdy odchodziłam.

Trzasnęłam za sobą drzwiami. Usłyszałam z wnętrza tylko stłumiony płacz. Przyglądała mi się stojąca na korytarzu kobieta o długich czarnych lokach. Gdzieś już ją widziałam. Nie raz. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie nic więcej. Kątem oka zobaczyłam jeszcze jak obok niej stanął Arakiel. Przez chwilę jego tęskny wzrok skrzyżował się z moim – beznamiętnym i zimnym.Poznałam obojętność i rozczarowanie.

Wróciłam na pustynię, gdzie wiele lat spędziłam z błąkającymi się, eterycznymi duszami.


***

Pewnego dnia, gdy obudziłam się, przede mną stał Mefisto. Uśmiechał się do mnie.

- Lucyfer chciałby prosić cię, byś wróciła do Dworu.

- Wtedy mnie nie chciał.- parsknęłam, gdyż poznałam już dumę i pogardę.

- Nie mógł, zrozum. Potrzebowali czasu, by ich przekonać, by udowodnić, że jesteś taka jak my, że też jesteś upadłym aniołem, choć twoje skrzydła wciąż są białe, a krew czerwona. Chodź ze mną.

Poszłam za nim, ponieważ poznałam także tęsknotę i samotność.


***

- Zostań, proszę – Lucyfer spojrzał mi w oczy.

- Dobrze, skoro tego chcesz. Ale... - zawahałam się, tylko na moment. - Podetnij mi skrzydła.

Widziałam, że otworzył usta, chciał krzyknąć, jego oczy pociemniały.

- Oszalałaś... - jęknął tylko.

- Być może – mimo strachu uśmiechnęłam się. - Mimo to spełnij prośbę szalonej siostry.

Chciał zaprotestować, gdy do sali weszła kobieta o długich, czarnych lokach. Odziana była w szkarłatną suknię z głębokim dekoltem. Lucyfer podszedł i ucałował dłoń przybyłej, po czym zwrócił się do mnie, już spokojniej.

- To moja żona, Lilith, powinnaś ją pamiętać, siostra Ewy.

Tak, rzeczywiście, pamiętałam , mieszkała w grocie gdy odeszła od Adama. Rzeczywiście, to była ta Lilith.

- Witaj w domu, Saulael- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. - A ty, kochany, spełń prośbę szalonej siostry – puściła oko w moją stronę.

Rozumiała...

Nie krzyczałam, bo znałam już strach. Wtedy poznałam także ból i wiedziałam już, że nie jest najgorszym, co może spotkać anioła. Obserwowałam z zaciśniętymi zębami jak moje skrzydła zmieniają barwę. Kawałek po kawałku stawały się czarne i jeszcze piękniejsze.


***

We dworze spędziłam kolejne tysiąclecia. Było tam inaczej niż w ogrodzie Eden. Nikt nic nikomu nie nakazywał i nie zabraniał, każdy czynił to, co dyktowało mu jego własne serce. To właśnie była wolność.

Czasem tylko ktoś znikał. Niektórzy mówili że wskoczył do studni. Opowiadali, że jeśli przejdzie się przez Studnię Dusz, można znaleźć się na Ziemi, wchodząc w nowonarodzone dziecko, zajmując jego ciało. Zastanawiałam się czasem jak tam jest, na tej Ziemi. Nazywali ją Padołem Łez...

Najczęściej przesiadywałam w bibliotece, uwielbiałam czytać. Czasami spotykałam tam Ezekiela, ale on spoglądał na mnie wrogo. Teraz już wiem czemu, ale to inna historia na karty innych wspomnień.

Kiedy nie siedziałam nad księgami, chodziłam najczęściej po korytarzach, podobała mi się ta nowa, nieznana mi dotąd architektura dworu. Wszyscy mówili, że snuję się jak duch, ale ja byłam szczęśliwa. Tak, jak nigdy dotąd. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko jednego. Tego, którego pozostawiłam tam, w ogrodzie Eden. Tego, którego przukuto łańcuchami do skały, by nie upadł.

Dużo czasu spędzałam z ojcem, Lucyferem, Lilith, jej siostrą Ewą i Mefisto. Ewa i Mefisto byli teraz razem, gdy ona odeszła nareszcie od Adama i wróciła z Ziemi. Czasem opowiadała nam jak tam jest. Tęskniła i chciała kiedyś wrócić przez studnię. „Ale jeszcze nie teraz...” powtarzała często. Lucyfer i Lilith potrzebowali mnie teraz , stracili bowiem córkę. Wykradła ją im Stworzenie, matka tego, który nas wygnał. Z zemsty uprowadziła małą, kochaną Apokalipsę.

Lubiłam też siadywać w ogrodzie. Mieliśmy piękne ogrody po których przechadzały się czarne tygrysy. Czasem słyszałam, jak ktoś grał na flecie w innym zakątku ogrodu, siadałam wtedy i słuchałam, gdyż grał cudownie...

Tęskniłam jednak za Michaelem. Wierzyłam że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale mimo to tęskniłam tak bardzo. Chciałam znów przytulić się do niego, wpatrzeć w błękit jego oczu. Tak bardzo mi tego brakowało...


***

- Weź te księgi i strzeż ich jak oka źrenicy- powiedziała Lilith i podała mi Iksaben.

Ewa podał mi drugą księgę Iban .

- Odtąd będziesz Strażniczką Ksiąg. Pełń swoje przeznaczenie.

Znałam już swoje miejsce na świecie, znałam swoje przeznaczenie i swoje zadanie.

- Ona znajdzie miejsce, gdzie wielki skarb spoczywa...- wyrecytowała w rozmarzeniu Lilith.


***

Nazywali je tancerkami ostrz. Szły w zwartym szyku miotając mieczami na wszystkie strony, torując sobie drogą poprzez wrogów, kimkolwiek ci byli. Na czele szła Lilith z kosą w dłoni. Na końcu zaś szłam ja, niosąc księgi.


***

- Muszę tam iść- Lilith była stanowcza. Pocałowała Lucyfera na pożegnanie czule i namiętnie, tak jak tylko ona potrafiła.

Odeszła w stronę bram. Nie wiedziała, że szliśmy za nią. Ja , Lucyfer, Mefisto, Beliel, mój ojciec i Ewa.

Przeszła przez pierwszą bramę, kolejną i kolejną. Byliśmy pewni , że jej się uda. Przy ostatniej jednak stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nagle oślepiło nas dziwne światło. Ewa pobiegła za siostrą. Prócz Apokalipsy był tam także Ukojenie, syn Ewy i Mefista. Krew bryznęła wprost na nasze twarze, a wokół posypały się w okamgnieniu drobne kawałki ich ciał. Wszyscy zamarliśmy w bezruchu, przerażeni widokiem szczątków sypiących się pod nasze stopy. Słyszałam tylko płacz ojca za sobą i przeraźliwy krzyk Lucyfera. Chciał pobiec w stronę bramy. Złapałam go mocno za skrzydło, ojciec złapał za drugie.


***

Stałam nad dwoma kamiennymi płytami. Wokół rosły krzewy dzikich róż. Nie pamiętam już dokładnie jak wyglądały, nie zapomniałam jednak napisów wyrytych w zimnym kamieniu.

Tu leży moja ukochana żona Lilith. Wróć jak najszybciej”

Tu leży moja największa miłość Ewa. Wróć kochana”

Ja też tęskniłam za nimi, ale wiedziałam że wrócą, .


***

Teraz we dworze nic już nie było takie samo. Coraz więcej aniołów przechodziło przez studnię. Wtedy nie wiedziałam dlaczego. Przechodziły też czasem elfy i inne stworzenia astralne. W mojej głowie po raz pierwszy pojawiła się myśl, by też przejść, wiedziałam że kiedyś wrócę do Dworu....do Domu, ale kusiło mnie, by sprawdzić jak tam jest.


***

- Wonny kwiatuszku, pożegnamy się na jakiś czas- powiedział pewnego dnia ojciec.

- Ojcze, co ty mówisz?

- Znajdę je tam i zaopiekuje się nimi , a potem razem wrócimy, gdy czas nadejdzie.

- Nie odchodź, tatusiu...

- Wrócę, obiecuję.


***

Nie mogłam znieść tęsknoty za ojcem. Próbowali mnie zatrzymać. Ja jednak wiedziałam, że muszę iść. Skoczyłam. Ostatnim kogo widziałam był Michael. Znów zobaczyłam błękit jego oczu i wiedziałam, że właśnie tam go odnajdę. Przez chwilę wydawało mi się , że widzę za nim kogoś jeszcze.


* * *

Tej nocy, tam, na ziemi słychać było płacz kolejnego dziecka. A w domu obok... druga niewiasta powiła niemowlę...

 Autor: Lorelay
 Data publikacji: 2008-11-26
 Ocena redakcji:   

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 O diabłach i aniołach.
Historyjka z sensem, ale i z błędami, na szczęście niezbyt licznymi. (Jest „Puki”). Nie jestem pewien, na ile oryginalna? Coś mi tam po prostu podobnego się po głowie kołacze. No i czy to aby fantastyka?

W każdym razie czytało mi się bardzo przyjemnie, a że nie do końca konkursowo, cóż...
Autor: Whitefire Data: 17:41 10.02.09
 Jak nie fantastyka, to co?
Skoro nie jesteś pewny, czy to jest fantastyka, ja nie jestem pewna, czy znasz definicję tego gatunku :P
Z posądzeniami o plagiat też byłabym na twoim miejscu ostrożna. Tekst jest jak najbardziej mój, w dodatku niczym nie inspirowany, na niczym nie oparty, w 100% "wyssany z palca". Jeżeli masz wątpliwości sprawdź i udowodnij.
Autor: Lorelay Data: 18:28 10.02.09
 Ok
Tak, wiele definicji uznałoby to za fantastykę. Jest to również fantastyka w moim pojęciu.

Ale nie jest to ani fantasy, ani SF, i to miałem na myśli. Różnica jest o tyle ważna, że Nagroda Mythai nie jest przyznawana utworom fantastycznym, tylko SF i fantasy. Przepraszam za brak precyzji w poprzednim komentarzu! Tak naprawdę była to moja notatka z czytania, prawie nie edytowałem jej później.

A co do plagiatu - gdybym posądzał opowiadanie o plagiat, wyraźnie bym to napisał. A właściwie to bym nie pisał, tylko skasował.

Po prostu coś mi ten utwór przypomina; niestety nie potrafię sobie przypomnieć, co dokładnie. Może Bartek się wypowie jaśniej, jeśli znowu tu zajrzy, tak się złożyło że rozmawialiśmy o tym utworze i był trochę konkretniejszy ode mnie.
Autor: Whitefire Data: 20:38 12.02.09
 Oj
Oj, zdecydowanie TO JEST fantasy. Mówiąc ściślej angel fantasy - też nie lubię wymyślania na siłę szczegółowej systematyki, ale skoro muszę... Jeżeli to nie jest fantasy, to znaczy, że np. "Siewca Wiatru" Mai Lidii Kossakowskiej lub "Upadek Lucyfera" Wendy Alec, pisane w podobnej tematyce i klimacie, też się do niej nie zaliczają.
Z czym może się to kojarzyć nie mam pojęcia. Może właśnie na przykład z wyżej wymienionymi? :D Albo z tym samym opowiadaniem umieszczonym gdzie indziej w pierwotnej wersji? Taka sugestia. Chętnie bym też usłyszała zdanie rzeczonego Bartka, skoro potrafi wypowiedzieć się konkretniej.
Autor: Lorelay Data: 21:00 12.02.09
 Angel fantasy
Ciekawa sprawa. Od razu przypomina mi się "Fallen", taki trzyczęściowy film który miał być serialem.

Żaden poważny słownik ani encyklopedia nie uznaje jeszcze czegoś takiego jak "angel fantasy" :) Jest to względnie popularne wyrażenie, ukute głównie na cześć "Siewcy Wiatrów" (nie dam głowy, ale chyba z tekstu reklamowego na okładce tej książki). Ale pomimo określania tego "gatunkiem" nie jest to gatunek, a co najwyżej propozycja i to dość nieudana - właśnie dlatego, że to nie za bardzo jest fantasy. Więc póki co pozwól, że będę się trzymał tego, co jest w słowniku terminów literackich.

Ale nie jest to wcale sprawa łatwa ani oczywista, więc na pewno można sobie na ten temat pogadać. Tyle że chyba nie tu, lepiej na forum ;)
Autor: Whitefire Data: 00:22 14.02.09
 Ok
A mi się podobało. Przede wszystkim jest to opowiadanie w przeciwieństwie do niektórych innych, które są tylko częścią jakiejś całości i tak naprawdę nie wiadomo co się wydarzy i jak to oceniać.
Czyta się dobrze, mimo pochmurnej tematyki.
Autor: ~Martha Data: 23:12 14.02.09


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 176 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 176 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Niektórzy chwalą się, że mówią to, co myślą. Nie rozumieją, że nie umieją myśleć.

  - Noël Coward
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.