Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 sHoRt lOvE sToRy wItH a hApPy eNdinG !

/Miłość.. Twórcą wielu jest poezji. W różnych formach ciągle siedzi. Źle dobrane często słowa. Bo w amoku pleciesz zgoła! Treści także niedobrane. Radość, smutek są banałem/ Był poranek. Zimny grudniowy wschód pośród wszechobecnego śniegu. Marcin kolejny raz mówił o swej miłości. Robił to w sposób niezwykle szczery i bardzo prosty. Klaudię cieszył fakt, że była wszystkim dla swego chłopaka. Obdarowywał ją ciągle komplementami oraz drobiazgowymi przedmiotami - symbolami cudownej miłości. Nie był typem poety, więc monotonne powtarzanie najprostszych zaklęć mogło stać się nużące, lecz nie przeszkadzało jej to. Oboje mieli siedemnaście lat. Wiek młody, ale w tym wypadku wystarczający żeby poczuć smak prawdziwej miłości. Mieszkali na biednym osiedlu, gdzie większość ludzi można było określić pijakami i życiowymi nieudacznikami. Znali się bliżej dopiero od kilku tygodni, choć dorastali kilka bloków od siebie. Nic jednak nie znaczył ten fakt. Poranek minął już na dobre, a nasza para zdążyła już nawet zjeść obiad i wyjść spotkanie - oczywiście na piwo. Alkohol go rozluźnił. Dzielił się z nią największymi sekretami. Obnażył swoje najintymniejsze duchowo miejsca. Całą duszę spakował w słowny prezent, którym nie mogła pogardzić. Słuchała z zaciekawieniem. Czasem wtrąciła kilka słów. Prawie wszystkie jej samodzielnie zaczęte tematy wirowały wokół Łukasza - jego kolegi. Skojarzenia wydają się teraz jasne, jak śnieg, który ich otaczał. Łączenie faktów wysnuwa wnioski o rychłym końcu, ale czemu doszukiwać się w jej pytaniach jakiegoś celu? Może nie chciała nigdy spotkać się z Łukaszem, a pytania były niewinne. Tak właśnie Marcin to odebrał! Nie czuł zazdrości. Jego miłość była przecież bezgraniczna i nic nie mogło jej zmniejszyć! Wsłuchiwał się w jej piękny głos. Zrobiłby dla niej wszystko. Niestety spotkanie skończyło się dosyć szybko. Zabrała jego duszę. Wypytała o kolegę i stwierdziła lodowatym tonem, że jest jej zimno i musi siku. Nawet się nie pożegnała. Powoli odeszła w stronę swojego bloku. Reżyser krzyczał coś o nudzie, ale to nie był film, a on był przypadkowym przechodniem. Zorientował się szybko w tym fakcie i wrócił na plan filmowy. Marcin nie poszedł do domu. Stał wpatrzony w płatki śniegu, które powoli opadały na ziemię żeby zgnić i przybrać postać wody, której ulotność sprawi, że para opuści ten świat i ponownie zawita w chmurach. Te cudowne, białe dary niebios upadną! Jego ciało również. Czuł, że upada i leży teraz na ziemi. Miesza się z błotem poprzez turlanie w nim. Żaden człowiek nie przyszedł jednak powiedzieć, żeby wstał. Nie chodzi o to, że facet wyrzucający śmieci nie miał telefonu, którym mógłby zadzwonić do szpitala psychiatrycznego w sprawie kręcącego się w błocie chłopaka. Marcin spadał w sobie! Jego ciało stało w bezruchu, a upadała tylko dusza. Poszedł w końcu do domu. Zaczął rozmyślać. Myśli były płytkie i głupie. Znał tyle słów, żeby wystarczyło na zrozumiałą komunikację z ludźmi. Poezję uważał za przeginanie za pomocą głupich metafor. Wiedział, czym jest miłość, lecz nie czuł potrzeby żeby się o tym rozpisywać. Miał to w sobie i mówił każdemu o swym uczuciu - czemu miał zachowywać to w formie głupiego tekstu? Prozaiczną szklankę również miał prawie pustą, a jej płyn był bardzo przejrzysty. W końcu Klaudia się odezwała! Radość! Nie do opisania! Chciała znowu z nim spotkania. Nie zwracał uwagi na fakt, że kazała mu zabrać swojego kolegę, Łukasza. Co w tym złego?! Tylko głupiec szukałby u niej jakiegoś celu. Tamten dzień już minął. Minęły prawie cztery doby. Spotkali się znowu! Marcin był cierpliwy. Klaudia traktowała go jak posąg ze zużytego powietrza. Skupiła się na Łukaszu. Okazało się, że spodobał jej się ten czarujący blondyn o niebieskich oczach! Reżyser zdumiałby się, bo sam nigdy nie wymyśliłby równie oryginalnej historii. Mógł tworzyć te swoje seriale, lecz to było samo życie! I nie śmiejcie wkładać cudzysłowu. Byli znów na piwie. Wezwał ją pęcherz - rzecz jasna, bardziej nawet niż ich trunek. Powtórzyć można, że znowu, ale reszta inną barwą malowana, bo Klaudia do domu nie poszła. Dwie godziny zeszły od stwierdzenia, ale spotkanie trwało ciągle! Łukasz bawił rozmową i tulił jej zmysły oraz zimne dłonie. Widział to Marcin, a wiara z niego ciekła, jak tama pęknięta lub szafa wygięta. Nie lubił on wierszy, więc nie zrozumiałby szafy. Chyba sensu brak naprawdę, ale rym jest doraźny. Czuł się nikim ów chłopak. Marnym pionkiem w tej partii. Zbawił króla, a więc hura! Mat, a Łukasz uległ srodze. Nawet w dom zaprosił obydwoje. Siedzieli tam jakiś czas. Klaudia uspokoiła problemy z pęcherzem w pięknej toalecie i mogła skupić znów całą uwagę na nowym znajomym. Zostawiła u niego rękawiczki. Patrzała na nie przed wyjściem. Marcin zachował milczenie. Zdawało mu się, że dziewczyna robi to specjalnie, a nie mógł przecież wbrew miłości swej postąpić i przypomnieć wbrew jej woli o tym drobnym szczególiku. Łukasz odprowadził ją do domu. Marcin nie czuł się słabo, miał czas i nie było mu zimno. Wmawiali mu jeszcze więcej rzeczy, które miały go skierować do domu. Zgodził się w końcu z twierdzeniem, że słabo wygląda i poszedł. Co mogli zrobić? Kolega nie zabrałby dziewczyny, a ona miłość jego miała! Wszystko było tu w porządku, choć wieczór zmienił to nastawienie. Marcin został uderzony. Zdawało mu się, że dziewczyna go nie kocha. Zamknął dla niej swoje drzwi emocjonalne. Schował serce i duszę w bezpiecznej drętwocie umysłu. Na drugi dzień przyszła by odebrać rękawiczki. Rodzice Łukasza znowu byli w pracy. Siedziała tam prawie godzinę. Długo? Reżyser znowu szukał natchnienia na dworze i nawet zarumienił się, gdy usłyszał kobiecy krzyk. Babcie rozprawiały o synu Stasia i Zosi. Łukasz piękne ryki tworzył razem z Klaudią - swą chwilową. Marcin starał się, jednak całkowita obojętność nie chciała przyjść. Nawet się nie pożegnała. Zostawiła tylko kilka internetowych wiadomości i napisała dwa SMSy, w których jasno zakończyli związek. Chłopak musiał utopić ją w sercu i przyjąć dar cierpienia, bo jej płynące zwłoki zostaną tam na zawsze. Od tamtego czasu minęło kilka tygodni. Reżyser wyleciał z pracy. Żebrał pod knajpą. Marcin wrzucił mu dwa złote i wszedł samotnie do środka żeby zapić smutki. Ciągle miał po niej bliznę, która czasem bolała. Właśnie teraz dawała mu się we znaki, więc postanowił się trochę napić. Była tam! Naprawdę tam była! Z czterema kolegami. Ujrzał ją dokładniej, gdy poszła do toalety, koło której siedział. Reżyser mógł odzyskać pracę, ale Marcin nie miał siły żeby wstać. Ledwo wygrywał z włażącą mu do głowy, nieprzytomnością. Wsypali jej coś do piwa! Był tego pewien. Wróciła właśnie z uśmiechem na ustach. Nie mógł dalej na to patrzeć. Nie mogła się tego napić! Wstał. Chciał ostatni raz rzucić rzeczywistości wyzwanie i ostrzec ją. Upadł - tym razem naprawdę. Wynieśli go z lokalu. Leżał chwilę przed drzwiami. Czekał aż zmysły pozwolą mu na reakcję. W końcu ruszył przed siebie. Bez celu. Walczył z myślami. Doszedł do mostu. Reżyser krzyknął coś, że to zbyt proste. Wydał już pewnie swoje dwa złote. Dwanaście metrów wysokości. Na dole autostrada. Pomyślałem, że to głupie. Myśl ta była dziwna. Zorientowałem się, że to ja, a nie żaden Marcin. Miłość mnie zniszczyła, ale w końcu spróbowałem się uśmiechnąć. Nie miałem jednak już siły. Nagle wzrok zgasł, a wszystkie myśli i marzenia wypłynęły wraz z mózgiem, który leżał teraz na ulicy w kałuży krwi. /Nikt nie ujmie jej piękności. Tylko w niej życia mądrości. Byłbym nikim bez jej siły. Wszechobecny demon żywy! Kładę hołd, choć słowa marne. Bo mnie męczy nieustannie.
 Autor: Arcynik
 Data publikacji: 2009-02-06

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 132 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 132 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Krytyka, to zemsta umysłów jałowych nad twórczymi.

  - Maryla Wolska
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.