Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Chuligan

Odwrócił się wzburzony i cios trafił idealnie w nasadę nosa. Mężczyzna cofnął się pod siłą uderzenia, przez chwilę stał w osłupieniu, by osunąć się na podłoże.

Nagle poczuł na szyi uderzenie parasolki. To towarzyszka leżącego na ziemi ścierwa. Ta sama, która jeszcze przed chwilą perlistym śmiechem zareagowała na prymitywny dowcip.

Drugi raz nie dał się zaskoczyć: chwycił czubek parasolki w locie i mocno szarpnął.

- Ratunku! – wrzasnęła przewracając się na ziemię.

Dopiero teraz do niego dotarło, co zrobił. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo. Mocnym kopniakiem pozbawił kobietę przednich zębów, drugi wymierzył w krocze mężczyzny. Odpowiedzią były tylko głuche jęki. Nie miał czasu na nic więcej. Zaraz musiał pojawić się patrol. Po prostu musiał i koniec.

Wskoczył na stojący w pobliżu rower. Szybko kręcąc pedałami zniknął z pola widzenia.

 

Powolutku jechał boczną ulicą, gdy nieopodal wylądował policyjny śmigłowiec.

- Spokojnie, tylko spokojnie – mruknął pod nosem i przybierając na twarzy wyraz zaciekawionego gapia, dalej naciskał pedały.

Z maszyny wysiadło dwóch drabów: - Stać!

- No to wysiadka – pomyślał naciskając hamulec. Wiedział, że na ucieczkę nie miał najmniejszych szans.

- Dokumenty.

Wyciągnął lewą rękę i podwinął rękaw.

- Android?

Skinął głową: - S 2675A.

Policjant przyglądał mu się przez chwilę z zaciekawieniem. W końcu zaczął cedzić słowa z ironią wypisaną na twarzy: - Masz pecha, robociku. Trafiłeś na wyjątkowego zgreda. Rower ma namierzanie satelitarne.

 

Siedział w celi i czuł w głowie mętlik. Złamanie elementarnego zakazu robota mogło być karane tylko w jeden sposób. Złomowanie. Po prostu złomowanie i już.

- S 2675A! – głos wartownika wyrwał go z zadumy.

- Jest!

- Pójdziesz ze mną.

Szli wąskim korytarzem, który kończył się schodami w górę. Po ich zaliczeniu wylądowali w niedużym pokoju. W środku był kapitan policji i czterech stojących w rzędzie wymoczków.

- Stań wśród nich.

Zrobili mu miejsce. Zignorował to. Wcisnął się między blondyna z haczykowatym nosem a astmatyka z bokobrodami a la Puszkin.

- W porządku – kapitan powstrzymał szykującego się do interwencji strażnika. – Panie Wearchead! Proszę wejść.

Po chwili miał przed sobą mężczyznę, który chwycił go za klapy marynarki i przyciągnąwszy do siebie, chuchnął mu w twarz śmierdzącym oddechem: - Ty gnojku!!!

Nic już nie mogło go uratować. Beznamiętnie, ruchem zawodowego piłkarza, głową wymierzył sprawiedliwość. Mężczyzna zawył i złapał się za twarz. Astmatyk i blondyn przezornie chwycili go pod ramiona, dwóch innych podtrzymało słaniającego się Wearcheada. Strażnik wyciągnął pałkę i ruszył w jego kierunku. Kapitan powstrzymał go stanowczym gestem: - Zaprowadźcie go do mojego gabinetu.

Nie opierał się. Nie chciał widzieć kanalii, która najpierw wyzwała go od bezjajecznego żelastwa, a teraz skazała na złomowanie. Na śmierć.

 

Usiadł w wygodnym fotelu. Astmatyk przyglądał mu się badawczo, a blondyn miał w oczach iskierki zaciekawienia. Wiedział, że dał niezły popis. I wcale nie było mu z tym lepiej. Choć drobną satysfakcję czuł.

Do pomieszczenia wszedł kapitan: - Zostawcie nas.

Eskorta posłusznie zareagowała na rozkaz. Poczucie satysfakcji wzrosło: on w tej chwili nie musiał już nikogo słuchać. Był zawieszony między życiem a śmiercią. Z przewagą na to drugie. Nieodwołalnie. Po prostu.

- No to co z tobą zrobić, S? Zdrowo narozrabiałeś.

Wzruszył ramionami.

W odpowiedzi kapitan wyciągnął w biurku szufladę. Poczuł, jak na karku podnoszą mu się włosy: - Nie, przecież teraz, tak od razu mnie nie wykończy – wpadł w panikę. Jeszcze próbował się pocieszyć: - Bo mu ten fotel uświnię...

Z szuflady wyłoniła się dłoń, w której kapitan trzymał butelkę koniaku. Szkło uderzyło o blat. Po chwili obok pojawiły się bliźniaki – dwa pękate kieliszki. W czasie ich napełniania, kapitan niedbale rzucił: - Gratuluję. Jesteś kolejnym, który przełamał wiekowe uprzedzenia. Możesz teraz żyć w społeczeństwie jako normalna jednostka. Jutro zlikwidujemy tatuaż na ręce i w kartotece znajdziemy twoje rodowe nazwisko. Masz teraz do niego pełne prawo. Twoje zdrowie, człowieku.

 Autor: Brunon Sas
 Data publikacji: 2009-10-18
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Z przymrużeniem oka...
+Napisane bez błędów
+Fabuła z sensem, prowadząca do celu, z puentą.
-/+Nie jestem pewien czy ja sam chciałbym promować taką wartość – wyłamywanie się ze skostniałych wzorów - w dzisiejszym społeczeństwie. Mamy tego chyba aż za dużo w rzeczywistym życiu :)
Autor: Whitefire Data: 15:09 3.02.10
 Hmm
Chyba nie chciała bym się z nim spotkać na ulicy.
Autor: kero Data: 13:26 21.04.13
 Świetne
Mi bardzo się podobało. Słowa zakończenia idealne. Nie powiem że wszystko rozumiem, ale jakoś do mnie przemawia :)
Autor: Panoramixomix Data: 21:50 24.05.13
 Whitefire
White, myślę, że to zależy co rozumiemy przez ,,skostniałe wzory".
Autor: Panoramixomix Data: 21:51 24.05.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 173 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 173 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Książka jest lustrem: gdy zajrzy do niej małpa, nie odzwierciedli ona apostoła.

  - G. C. Lichtenberg
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.