Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Renegat

Eldarion stał pośrodku ciasnej celi i przez zakratowane okno wpatrywał się w gwiazdy rozbłyskujące jedna po drugiej na nieboskłonie. Pobyt więzieniu nie był dla niego zaskoczeniem. Odkąd został namiestnikiem Aen-Glith-Mear, Eldarion był solą w oku wielu dostojników Króla. Zarządzaniem prowincją, samowolą czy śmiałymi zaczepnymi rajdami łamał politykę Wyspy a czasami nawet rozkazy samego Króla. To, że jego przeciwnicy uderzą było tylko kwestią czasu i kiedy nastąpiło był gotów. Misternie przygotowany plan zaczął działać w chwili, kiedy sześć dni temu powrócił z morskiego patrolu. Od tamtego momentu nie było już odwrotu. Pozostało czekać.


Smukły dziób fregaty zgrabnie ciął fale, kiedy wchodzili do portu. Wiceadmirał stał na mostku w asyście swojego adiutanta i wieloletniego towarzysza Nadriela. To, co zobaczył, kiedy jego okręt ‘Szkwał’ zbliżył się do murowanego nabrzeża ani trochę go nie zaskoczyło. Z daleka widoczne, pomarańczowe pióropusze i wypolerowane na błysk halabardy Gwardii Królewskiej stojącej na nabrzeżu jasno mówiły, czego mógł się spodziewać. Na przystani panował zgiełk. Tłum gapiów i przypadkowych przechodniów obserował całe zajście. Straż portowa otaczała królewskich gwardzistów, ci jednak niewzruszeni wpatrywali się w cumujący właśnie okręt. Kiedy tylko burta zachrobotała o kamienne nabrzeże Gwardziści utworzyli ciasny kordon oddzielając okręt od reszty przystani. Eldarion wolnym krokiem zszedł na ląd i pozdrowił Królewskiego Miecznika- Suteha, ten skłonił się niedbale. - Bądź pozdrowiony Eldarionie - I Ty Sutehu- obaj wojownicy zasalutowali tłukąc opancerzonymi pięściami w napierśniki. - Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?- Eldarion uśmiechnął się lekko, chociaż jego przystojna twarz nabrała nieprzyjemnego wyrazu. Marynarze jak na niemą komendę dobyli broni, zbrojni zbliżyli się mocniej ściskając włócznie. Gwardziści zwarli szyk zachrzęściły kolczugi, szpice halabard celowały w potencjalnych przeciwników. - Eldarionie,- Suteh w końcu złamał niebezpiecznie gęstniejącą ciszę,- synu Eteriona, generale dwunastej chorągwi, wiceadmirale zachodniej floty, z rozkazu jego łaskawości Króla Feniksa, oby żył wiecznie, zostajesz aresztowany pod zarzutem samowoli, złamania królewskiego rozkazu oraz podżegania do wojny. Mam Cię osobiście odeskortować do Bel-Shamarot gdzie odbędzie się twój proces. Poddaj się, oddaj broń i każ twojej zgrai morskich szumowin nie stawiać oporu.- Marynarze i żołnierze zgromadzeni na przystani zaszemrali gotowi do skoku, ale Generał powstrzymał ich ruchem ręki. - Rozkaz naszego Króla, oby żył wiecznie, jest dla mnie świętością.- Rzekł zdejmując z głowy hełm i odpinając od pasa bogato zdobiony miecz. Oddał je swojemu adiutantowi mówiąc:

- Ale miecz i insygnia Namiestnika zostaną przy pełniącym jego obowiązki. Przechowaj to dla mnie przyjacielu i obaj róbmy to, co do nas należy.- Głos nawet na chwilę mu się nie załamał , kiedy podawał ręce do związania gwardzistom. Nadriel zasalutował i oddalił się bez słowa.



Słońce zachodziło, a ostatnie błyski skrzyły się na dachach budynków, kiedy konwój odprowadzany licznymi spojrzeniami opuszczał miasto. I choć tłum zgromadzony przy bramie gotował się z wściekłości nikt nie zareagował- bezpośrednie rozkazy Nadriela były jasne, choć dla wielu niezrozumiałe. Nie wolno przeszkadzać Królewskiej Gwardii w opuszczeniu prowincji, nie wolno powstrzymać wywiezienia ich ukochanego Dowódcy, nie wolno stanąć w obronie nie słusznie oskarżonego towarzysza broni. Nie wolno-taki rozkaz, ponieważ Nadriel był teraz dowódcą garnizonu jego rozkazy wykonywało się bez zastanowienia. On sam stał teraz oparty o balustradę wieży strażniczej i odprowadzał wzrokiem swojego wieloletniego przyjaciela. Łza wolno spływała mu po policzku. Zakapturzona postać w białej szacie położyła mu rękę na okrytym zbroją ramieniu. - Nie frasuj się przyjacielu Król nie pozostawił nam wyboru. Teraz konwój był już tylko ledwo widoczną na horyzoncie chmurą kurzu. - A jeśli...- Głos młodego adiutanta załamał się na chwilę.- A jeśli skazaliśmy go na śmierć? - Mój brat wie, co robi... Początek walki dzisiaj oznaczałby jej rychły koniec.- Odziany na biało wyprostował się.- Poza tym to nie jest teraz twoje zmartwienia. Generał zostawił Ci zadanie do wykonania, ważne zadanie i na nim się teraz skup. Droga wzdłuż wybrzeża jest trudna a my mamy sześć może siedem dni. Powinieneś wyruszyć natychmiast. - Tak zrobię.- Powiedział naciągając jeździeckie rękawice.- Mój podjazd powinien właśnie się zbierać. A ty? Powinieneś wyjechać zanim ktoś Cię zauważy. Z pewnością roi się tu od szpicli. - Ja? Ależ mnie tutaj nigdy nie było... Ostatnie słowa brzmiały jak szept- biała postać rozpłynęła się w ciemnym owalu teleportu, który zniknął natychmiast. Nadriel parsknął cicho, prawie zapomniał z jak zręcznym magiem ma do czynienia. Zszedł z wartowni i rozejrzał się, upewnił się czy nie jest śledzony, ale nic poza gwarem karczm nie mąciło nocnej ciszy. Skierował się na wschód wzdłuż wysokiego białego muru obronnego. Dotarł do wąskiej furty, przy której czekał na niego kary koń. Opowiedział się strażnikowi i wyjechał w zapadający mrok. Kilka mil za miastem, w lesie usłyszał ściszone rżenie konia, zagwizdał, odpowiedział mu identyczny gwizd. Między drzewami zaczęły pojawiać się postacie w czarnych opończach, chusty i kaptury skrywały ich twarze. Niektórzy nosili peleryny ze skóry Krakenów, każdy trzymał za uzdę karego konia. Wszyscy mieli przerzucone przez plecy masywne kusze a przy pasach długie wygięte szable- broń charakterystyczną dla Odszczepieńców. Nadriel zlustrował oddział i skinął głową. Bez słowa wjechał w las i skierował się na południe, mroczni jeźdźcy ruszyli jego śladem.


Mimo, iż tylko Eldarion i Suteh podróżowali konno konwój poruszał się zadziwiająco szybko. Przyzwyczajeni do długich i forsownych marszów gwardziści utrzymywali mordercze tempo. Gościniec był szeroki a jesienne słońce przyjemnie grzało. Jak zwykle tak i dzisiaj zatrzymali się długo po zapadnięciu zmroku a w dalszą drogę zapewne wyruszą bladym świtem. Eldarion jechał na koniu prowadzonym na powrozie, był jeńcem, ale i królewskim oficerem- był, więc traktowany przez gwardzistów z należytym szacunkiem. Tej nocy Eldarion długo nie mógł zasnąć- ponure przemyślenia nie dawały mu spokoju. Plan był opracowany doskonale, ale tyle drobnych szczegółów mogło go zniweczyć. Co jeśli odział przemieszczał się za szybko? Jeśli nie będzie procesu tylko ukatrupią go gdzieś na uboczu? Jeśli zła pogoda uniemożliwi flocie wypłynięcie? Jeśli któryś z jego oddziałów nie zdąży na czas? Sam nie widział kiedy ze zmęczenia głowa opadła mu na pierś. Znowu przyśnił mu się sen, który miewał już wcześniej. Widział dziwną krainę, w której ziemia była zupełnie biała, widział rozległą równię, na której figurki śmiesznie ubranych wojowników są masakrowane przez wielokrotnie liczniejszych jeźdźców w skórach i futrzanych czapach. Widział kobietę o urodzie zupełnie nie podobnej do elfiej. Kobieta patrzyła na niego a on nie potrafił oderwać wzroku od jej błyszczących, zielonych oczu. Widział ogień i krew, słyszał ryki mordowanych, słyszał krzyk, który wołał... - Wstawaj psie!- Suteh z rozmachem kopnął go w biodro, Eldarion zerwał się na równe nogi i zatrzymał w pół kroku. Otaczali go gwardziści zaklął więc tylko pod nosem i po raz kolejny w myślach obiecywał Sutehowi straszną śmierć. Wkrótce okolica zaczęła robić się kamienista, łąki i doliny ustąpiły miejsca pagórkom i stromym skałom. Las rozciągający się po obu stronach traktu zrobił się rzadszy w miarę jak droga wiła się pod górę. Szóstego dnia podróży, późnym popołudniem ujrzeli wysokie szare mury Bel-Shamarot-Uskoku Czaszek. Smukłą i strzelistą budowlę usytuowano nad przełęczą wśród ostrych granitowych skał. Swą ponurą nazwę fort zyskał podczas toczącej się sześć tysięcy lat temu rebelii Czarnego Feniksa. Odział odszczepieńców dokonał masakry ludności cywilnej w pobliskim miasteczku a później schronił się tutaj. Oszalałe z wściekłości Elfy zdobyły fort a wszyscy obrońcy, którzy nie polegli w walce zostali ścięci na skraju przełęczy. Ponad pół tysiąca głów stoczyło się tego dnia po stromych zboczach Bel-Shamarot. Z racji swojego położenia fort nie miał najmniejszego znaczenia strategicznego, był więc wykorzystywany jako więzienie i miejsce kaźni. Podkowy zadudniły na moście, kiedy wjeżdżali do fortu przez smukłą bramę, na okrągłym dziedzińcu czekali już strażnicy. Poprowadzili więźnia w stronę zejścia do kazamatów. Gwardziści stali na baczności w równym szeregu, Suteh odprowadził wzrokiem więźnia i odwrócił się do nich. - Możecie wracać, zostaje tylko moja osobista ochrona. Ja zostanę tutaj jeszcze parę dni dopilnować żeby wszystko odbyło się jak należy. Gwardziści zasalutowali i odwrócili się na pięcie. Odeszli dzwoniąc kolczugami w takt równego marszowego kroku. Galdor dał wyraźny rozkaz, aby mieć baczenie na proces i wykonanie wyroku, ten rozkaz Suteh miał zamiar wykonać z prawdziwą przyjemnością.


Wody zatoki były otoczone łąkami i wrzosowiskami, które wiosną okrywały się kwieciem wszystkich barw i kształtów. Usytuowane w Zatoce Kwiatów portowe miasteczko żyło z połowu i handlu perłami. Drogocenny towar przyciągał tutaj kupców z całej Wyspy. Perły poławiano latem, o tej porze roku miasteczko pogrążone było w atmosferze słodkiego nieróbstwa. Z pobliskich wrzosowisk podnosiła się gęsta mgła. Mieszkańcy Zatoki Kwiatów jeszcze spali, kiedy odział konnych zatrzymał się kilkaset metrów przed palisadą. Zmęczeni nocną warta strażnicy tępo wpatrywali się w mrok, nie usłyszeli cichych gwizdów, nie zobaczyli kilku czarnych sylwetek wspinających się i przeskakujących palisadę. Hidor mocno zaciągnął się fajkowym zielem. Stał na warcie już szóstą godzinę i miał już tego serdecznie dosyć. Szczelniej zawinął się płaszczem, noc była wyjątkowo nieprzyjemna. Kątem oka dostrzegł jakiś ruch na sąsiedniej strażnicy, to pewnie Dedainowi skończyło się ziele i znów chciał trochę pożyczyć. Już miał odkrzyknąć kompanowi żeby zaczął trwonić na nałóg własny żołd kiedy tuż przy jego uchu rozległ się szept: - Drgnij tylko a obetnę ci łeb.- Cienka linia bólu wskazywała położenie sztyletu na gardle. Potężne uderzenie w tył głowy powaliło Hidora na posadzkę strażnicy. Wartowników związano i zakneblowano. Czarne sylwetki chwile mocowały się z masywnymi wrotami. Przez wyważoną bramę z dzikim wrzaskiem wpadli odziani na czarno jeźdźcy. Kilkoro strażników próbowało stawić opór. Rozsiekły ich krzywe szable lub dosięgły bełty z kusz. Nielicznym udało się uciec, resztę mieszkańców spędzono na centralny plac miasta później trzymano w zamknięciu. Widzieli już dosyć, nie mogli jednak zobaczyć jak biała flota prowadzona przez ‘Szkwał’ wchodzi do portu, jak do miasta wjeżdżają oddziały chorągwi Eldariona.


Posiedzenie sądu, któremu przewodniczył Królewski Namiestnik trwało prawie do zachodu słońca. Słowa, które padły z wysokości sędziowskiego tronu nie mogły być i nie były dla Eldariona zaskoczeniem. - Generale, Eldarion, mocą nadaną mi z łaskawości Jego Wysokości Króla Hel-Dal-Phean’a Oby Żył Wiecznie, za nieposłuszeństwo wobec Monarchy zostaną Ci odebrane wszystkie nadane tytuły wojskowe i odznaczenia. Za zdradę stanu oraz złamanie bezpośredniego rozkazu Króla Najwyższy Trybunał Prawa i Sprawiedliwości skazuje cię na śmierć, wyrok zostanie wykonany przez ścięcie nazajutrz o świcie. - Wyprowadzić skazańca!


Eldarion stał pośrodku ciasnej celi i przez zakratowane okno wpatrywał się w gwiazdy rozbłyskujące jedna po drugiej na nieboskłonie. Już po północy, do świtu ledwie parę godzin, jego wrogowie dali mu mniej czasu niż się spodziewał. Po raz pierwszy odkąd pamiętał generała ogarnął strach, zimne palce zaciskały się na gardle a przed oczami przeleciały wizje błędów, które popełnił. A jeśli się nie uda? Jeśli starannie ułożony plan zawiedzie? Walczył w wielu bitwach i nie raz spoglądał śmierci prosto w twarz, ale myśl o dokonaniu żywota na katowskim pieńku napawała go niepokojem. Najpierw usłyszał gwar z dziedzińca fortu później dopiero zobaczył zielony błysk na horyzoncie. A jednak... Pośpiesznie ustawił pryczę w poprzek celi i skulił się za tą lichą osłoną. Drzwi do celi eksplodowały a całe pomieszczenie wypełniła ulewa odłamków i zielonych iskier. Do środka wkroczyła postać odziana w białą prostą szatę, której kaptur skrywał twarz, za jej plecami zamajaczyły dwie rosłe sylwetki Elfów w zbrojach charakterystycznych dla członów Zakonu Zaklinaczy Stali. Na plecach każda z nich dźwigała olbrzymi dwuręczny miecz. - Jak zwykle punktualnie Braciszku, mało brakowało a zabiłbyś mnie tymi drzwiami.- Z uśmiechem generał uściskał maga - Wybacz, wyglądały na bardziej solidne, ubieraj się, nie mamy wiele czasu.- Pod stopami Eldariona wylądował metalicznie brzęczący tobołek. Naciąganie mithrillowej kolczugi, dopinanie rzemieni i klamer było doskonałą sposobnością do krótkiej pogawędki. - Dywersja się udała?- Miecz odziedziczony po ojcu z gniewnym sykiem wsunął się do okutej pochwy. - Tak, jazda symulowała szturm na zachodnią bramę, potem odwrót. Ciągle walczą dostali rozkaz żeby przesadnie się nie narażać, więc musimy się spieszyć, gotów? - Tak, w drogę!- Ruszyli biegiem przez mroczne korytarze lochów, Mag od czasu do czasu rozświetlał ciemność zielonkawymi błyskami. Pokonując kolejne kondygnacje schodów zbliżali się do powierzchni, odgłosy walki były już wyraźnie słyszalne pomimo grubości murów. Nie napotkali oporu aż skręcili za załomem i wbiegli do obszernej rozświetlonej komnaty. Wyhamowali gwałtownie. Kilkanaście metrów przed nimi, w równej linii, stał odział łuczników. Dwa tuziny grotów mierzyły w ich piersi. Eldarion rozejrzał się dookoła, innych wyjść nie było. Jak na niemą komendę łucznicy napięli cięciwy. - Witaj, generale spodziewałem się Ciebie tu spotkać- Suteh był wyraźnie zadowolony ze swojego efektownego wejścia. - Strzelać! Zwalniane cięciwy jęknęły a powietrze wypełnił złowieszczy świst. Eklezjon postąpił krok do przodu rozpostarł szeroko ręce, inkantował zaklęcie już w chwili, kiedy spostrzegł zagrożenie, teraz wystarczyło tylko uwolnić nagromadzoną w powietrzu moc. Strzały zatrzymały się, niczym wbite w niewidzialną barierę, po czym nieszkodliwe opadły ze stukiem na kamienną posadzkę. Łucznicy nie dali się zbić z tropu tym widowiskiem i naciągali już cięciwy do kolejnej salwy, mag zacisnął pięści a łuki pękały jeden po drugim. Strzelcy odrzucili bezużyteczną broń i błyskawicznie dobyli mieczy. Zaatakowali. Zaraz potem zaczęli umierać. Dwóch pierwszych zginęło zanim złożyli się do ciosu, pęd ogromnych ostrzy odrzucił ich w stronę ściany. Generał pozwolił swojemu przeciwnikowi podejść bliżej, ciął krótko w nogi, błyskawicznie odwrócił się i ciął kolejnego, prosto w twarz, na której zastygł wyraz przerażenia. Innemu udało się związać generalską klingę w tym czasie jego kompan zamierzył się na Eldariona. Cios pancernej rękawicy złamał mu nos. Na chwilę opuścił gardę, mijający go Zakonnik ciął zamaszyście. Padająca głowa pociągnęła za sobą warkocz krwi. Podwładni Suteha zaczęli się cofać, Ci, którzy zdecydowali się rzucić broń i uciekać ginęli natychmiast. Reszta zbiła się ciasno w przerażoną gromadkę. Zakonnicy i ich ogromne miecze wirowali w wokół nich w swym morderczym tańcu tak szybko, że wydawali się być tylko smugami cienia. Podwładni Suteha mimo przewagi liczebnej nie mogli równać się z elitą wojowników elfiej rasy, co chwila ktoś z kręgu krzyczał i osuwał się na śliską od krwi posadzkę. Eldarion przeturlał się, ciął dwóch mijanych Elfów i stanął oko w oko z ich dowódcą. - Chciałeś mojego miecza? Zaraz będziesz miał okazję go dostać! Wskazał Miecznika ostrzem, a ciemna klinga rozjarzyła się niebieskim blaskiem. - Stawaj! - Ty zdrajco! Jak śmiesz sprzeciwiać się rozkazom Króla! Ty... Eldarion zaśmiał się sucho- Sam nie jesteś już taki hardy?- Generał wskazał trzech ostatnich wojowników zapędzanych właśnie w róg sali przez jego podwładnych. - Poddaj się, może okażę łaskę- Eldarion zamłynkował ostrzem i postąpił w stronę cofającego się Suteha. - Po moim trupie odszczepieńcu!- Zamłynkował własnym ostrzem i zamarł w pozycji szermierczej wpatrując się w generała. - Takie rozwiązanie... Również wchodzi w rachubę. Skoczyli ku sobie z szybkością atakującego węża. Magiczne ostrza z sykiem ścięły się ze sobą, oślepiający błysk wypełnił komnatę. Błyskawiczna wymiana ciosów, która później nastąpiła była ledwie dostrzegalna. Zdradliwego dolnego cięcia Eldarion uniknął niezgrabnym podskokiem, wyprowadzony przez niego cios musnął napierśnik Królewskiego Miecznika, ten odskoczył i pchnął. Eldarion półobrotem wymknął się spod ostrza, jego błyskawiczne uderzenie o grubość palca minęło twarz przeciwnika, krople krwi z rozciętego ucha zaczęły kapać na zakurzoną posadzkę. Odskoczyli od siebie dysząc ciężko, jasne było, że żaden z szermierzy nie potrafi zdobyć przewagi nad przeciwnikiem. Suteh upadł na twarz, pod nogi zdziwionego Eldariona, w jego plecach ziała, jeszcze dymiąca, dziura wielkości pięści. - Wybacz braciszku, ale nie mamy czasu na twoje szermiercze popisy.- Szyderstwo w głosie Eklezjona było tak samo subtelne jak magiczne wyładowania na czubkach jego palców.


Biegiem wpadli na opustoszały dziedziniec. Kilku jeźdźców bezszelestnie podjechało do nich od strony mostu zwodzonego. Wszyscy nosili szare opończe i chusty na twarzach, ich ręce spoczywały na łęczyskach łuków a oczy pilnie obserwowały okolice. Jeden z nich zeskoczył z siodła i ukłonił się. - Witaj Anor, dobrze widzieć Ciebie i twoje Cienie- Eldarion odwzajemnił ukłon.- Sprawozdanie? - Pancerni symulowali szturm na bramę, dowódca garnizonu dał się nabrać i prawie wszyscy ruszyli w pościg. My nie napotkaliśmy szczególnego oporu.- To mówiąc zwiadowca wskazał kilka trupów leżących nieopodal bramy. Z ich pleców wystawało po kilka białych lotek. - Musimy się jednak spieszyć, bo pościg pewnie już się połapał w podstępie i może wrócić lada chwila. Eldarion i jego towarzysze wskoczyli na czekające na nich podjezdki. - Jedziemy prosto do Zatoki Kwiatów? Anor skinął głową nie odwracając się. Cienie jechały w skupieniu trzymając w rękach łuki gotowe do strzału.- Flota wypłynęła przed pięcioma dniami, Nadriel opanował port, ale nie wiemy czy wszystko jest już gotowe. Jadąc ostrożnie dotarli do znajdującego się w pobliżu garnizonu lasu, gdy tylko skryli się za osłoną drzew przyspieszyli i pomknęli w kierunku zatoki.


Do królewskiego pałacu wydarzenia ostatnich dni dotarły w formie zwięzłego sprawozdania z raportów szpiegów, szpicli, informatorów, donosicieli i innych bezcennych źródeł informacji. Sprawozdanie odbywało się w zupełnie zaparowanej łaźni jednak oficer wywiadu przedstawiał je zwięźle tonem zimnego profesjonalisty, który całe życie spędził na interpretowaniu danych wywiadowczych. To, że Król Hel-Dal-Phean, Oby Żył Wiecznie brał właśnie kąpiel i bardziej niż świeżymi danymi wywiadowczymi był zainteresowany tyłeczkiem swojego łaziebnego w ogóle szpiegowi nie przeszkadzało- był w końcu zawodowcem. - Poza ucieczką skazanego na śmierć renegata, magowie meldują o większej aktywności smoków no i jest jeszcze ten najazd korsarzy na Zatokę Kwiatów... Co rozkażesz Sir? - Smoki to zmartwienie magów, wznoszę modły za dusze ofiar, ale korsarze pewnie są już daleko...- Król wygodniej rozparł się w wykładanym kolorową mozaiką basenie.- Co do Eldariona to jego prowincja jest w naszych rękach a flota pod obserwacją. Nie ma dokąd uciec, poczekamy aż pościg w końcu go dopadnie.- Król wrócił do przerwanych na chwilę rozrywek, łaziebny zajęczał cicho. - No właśnie, Sir...ekhmm...Szpieg wbił wzrok w płaskorzeźbę syreny obdarzonej ogromnym biustem.- Flota... Jednostka, która miała ją obserwować nie meldowała od dwóch dni... - Co!?- Król Feniks Hel-Dal-Phean, oby żył wiecznie ze złością zacisnął dłoń na przyrodzeniu łaziebnego, który zawył i blady upadł na podłogę. - Natychmiast macie ustalić położenie floty i zwołajcie Radę Strategów! - Natychmiast wasza wysokość- Szpieg padł na twarz, kiedy król powstrzymał go ruchem ręki. - Coś jeszcze Wasza Wysokość? - Tak, sprowadź medyka dla tego biedaka.- Król wskazał na zwiniętego w kłębek i pochlipującego łaziebnego.


Niewielki odział Eldariona gnał na południowy zachód niemal nieprzerwanie. Wieczorem musieli w końcu stanąć na dłuższy popas żeby nie zajeździć koni. Zatrzymali się na dobrze osłoniętej lasem polanie. Rozkulbaczone wierzchowce pasły się teraz na łące. Jeźdźcy sprawdzili uzbrojenie i uprzęże, część pokładła się spać. Eldarion zasypiając wpatrywał się w płomień małego ogniska, które rozpalili. Ze stanu półsnu wyrwał go powrót zwiadowcy, który pilnował tyłów. - Ani śladu pościgu Sir, wygląda na to, że wywiedliśmy ich w pole.- Zwiadowca zrzucił kaptur, przeczesał swoje długie blond włosy i ziewnął szeroko. Cienie nie są regularnym odziałem i luźniejsza dyscyplina nie dziwiła Generała, uśmiechnął się tylko, ale spoważniał mówiąc: - Nie bądź taki pewny siebie, ktoś ze strategów Króla w końcu przejrzy nasze zamiary. - Nawet, jeśli zorientują się wkrótce my będziemy już daleko stąd.- Postać maga jak zwykle pojawiła się znikąd. Eldarion uśmiechnął się krzywo.- Tobie też udziela się przesadny optymizm braciszku? - Przeciwnie bracie, ale nie wyczuwam żadnej magicznej aktywności w tym rejonie a nasz plan był naprawdę dobrze skonstruowany. I póki co wygląda na to, że wszystko idzie dobrze. - Pamiętaj, że to jeszcze nie jest koniec, chyba nie powinniśmy nazywać tego nawet początkiem.- Eldarion wstał.- A teraz spać- to jest rozkaz!


Król Feniks Hel-Dal-Phean zdenerwowany przechadzał się po komnacie. Nie był typem wojownika ani taktyka. Jedyne czego chciał to żyć w spokoju i oddawać się przyjemnością, w dziedzinie tych fizycznych był ekspertem. Wszystko skomplikowało się w dniu, kiedy został siłą wmieszany w wielką politykę a chwilę później, nieoczekiwanie, został królem. W dodatku to, co miało być usunięciem jednego niewygodnego podwładnego groziło otwartą rebelią. I nikt nie widział gdzie ten przeklętnik się znajduje. - Wasza wysokość’ Młody i jak zauważył król, bardzo przystojny oficer zgiął się w ukłonie. - Rada Strategów właśnie się rozpoczęła. - Dziękuje, zaraz przyjdę, odmaszerować. - Tak jest!’ Elf obrócił się na pięcie i opuścił komnatę. - Nie uważasz, że trochę przesadzamy?- Król zwrócił się do kotary, zza której wyłonił się Galdor. - Przesadzamy? Musimy go usunąć jak ojca, nie wiadomo ile wie. Nie możemy ryzykować.- Galdor był wysokim smukłym mężczyzną, jak na Elfa jego włosy były wyjątkowo ciemne, nosił je krótko przystrzyżone pod kawaleryjski hełm. Ubrany był w prostą czarną szatę bez ozdób, nie nosił też biżuterii ani symboli swojego urzędu. - A co on może w pojedynkę?- Król poprawił na swojej skroni złotą koronę wyobrażającą feniksa z rozpostartymi skrzydłami.- Myślę, że on po prostu... Galdor znalazł się przy nim w dwóch skokach i wykręcając rękę zmusił do uklęknięcia. - I właśnie dlatego.- Wysyczał mu do ucha przez zaciśnięte zęby.- Nie ty jesteś tutaj od myślenia Dallusie. Nigdy o tym nie zapominaj!- Zwolnił uścisk tak nagle, że Król upadł a Złoty Feniks potoczył się po posadzce.


Sala Strategów w Królewskim Pałacu to miejsce otoczone wielką czcią. Mieści się na szczycie cytadeli. Jej surowe kamienne ściany są zdobione szczegółowymi mapami świata, wspaniałą bronią i malowidłami przedstawiającymi zwycięskie bitwy Elfów. Obrady przebiegały wyjątkowo burzliwie, zebrało się na nich dwudziestu najwyższych rangą dowódców wojskowych wyspy i każdy z nich miał najlepszy w swoim mniemaniu pomysł na zażegnanie kryzysu. Wino dodawało ognia dyskusji. - Zrównajmy z ziemią jego prowincję! - Rydwanami przeczeszmy całe zachodnie wybrzeże! - Użyjmy orłów jako zwiadu powietrznego! - Bracia!- Donośny głos Galdora- dowódcy pierwszej kohorty, bez problemu przebił się przez panujący w sali zgiełk.- Wasze pomysły są wyśmienite i z pewnością bez trudu uda nam się schwytać uciekinierów,- zamilkli, kiedy jego słowa łechtały ich próżność,- zanim jednak wyruszymy w bój po wieczna chwałę czy nie rozsądniej byłoby najpierw przeanalizować posiadane przez nas informację i przewidzieć następny ruch zdrajców? - Wiemy, że może użyć floty.- Wtrącił się Naldor, admirał zachodniej floty,- Krótko po jego uwięzieniu eskadra wyszła w morze. - W składzie?- Niewiarygodne-pomyślał Król, zaczynają słuchać siebie nawzajem. - Ciężki liniowiec ‘Sztorm’, dwie korwety i ‘Szkwał’ flagowa fregata Eldariona. - Ostatni odnotowany kurs? - Zachodni, na Antracytowe Wyspy. - Mamy, więc armię, która rozpłynęła się w powietrzu, flotę, której kurs wydaje się zupełnie bez sensu i gnający na złamanie karku odział kawalerii. Czego tu brakuje żeby to wszystko miało sens?- Galdor zwątpił. Może przeceniali przeciwnika, może w panice działał bez planu, a jego żołnierze spontanicznie i starali się pomóc swemu wodzowi? - Miejsca spotkania... Musiałby znaleźć miejsce spotkania- Naldor zająknął się.- Najbliższy port to Zatoka Kwiatów, ale tam przecież był rajd. - Niech to wszystko jasny szlag- Galdor wstał przewracając ciężkie bogato zdobione krzesło, na którym siedział.- Przecież to takie oczywiste, natychmiast musimy wyruszyć... No tak.- Bezradnie opuścił ręce wpatrując się w obszerną leżącą przed nimi mapę.- Jeździec na rączym koniu dojedzie tam za trzy dni, nie mówiąc już o zorganizowaniu pościgu. - Niekoniecznie, flota może tam dotrzeć pojutrze.- Naldor już czuł w powietrzu nowe zaszczyty i nie zamierzał zmarnować takiej okazji. - Jak szybko możemy wypłynąć? - Natychmiast, moje cztery eskadry czekają na kotwicy u wejścia do portu. - Doskonale...- Galdor zawahał się jakby dopiero teraz o czymś sobie przypomniał, odwrócił się w stronę Króla i skłonił głęboko, reszta Elfów poszła za w jego przykładem. - Panie.- Przemówił pokornym, ale i pełnym mocy głosem,- Czy Wasza Wysokość akceptuje plan przedłożony przez radę wojenną? Król Hel-Dal-Phean wspaniałomyślnie skinął głową - Niech tak się stanie- przez jego pięknie umalowaną twarz tylko przez chwilę przemknął ledwie zauważalny grymas- jedyną rzeczą, której Król nienawidził bardziej od wojaczki było żeglowanie.


Jeźdźcy wpadli do portu w pełnym galopie, dzwoniąc podkowami o bruk. Eladrion krótkim spojrzeniem ocenił postępy załadunku. Na ‘Sztormie’ została rozlokowana pełne dywizja piechoty i strzelców. Teraz ładowano rozłożone na części rydwany i machiny wojenne. Sprzęt przybył do portu jako karawany kupieckie, ostatnie odziały właśnie zjeżdżały się na nabrzeże. Załadunek nadzorował Nadriel, ciągle w stroju Odszczepieńca. Adiutant zasalutował, po czym przyjaciele padli sobie w ramiona. - Dobrze Cię widzieć Przyjacielu, wiedziałem, że Eklezjonowi uda się wyciągnąć Cię z tej dziury, w której chcieli Cię pogrzebać! - Tak, poszło gładko. Znakomity kamuflaż, wyglądasz jak prawdziwy odszczepieniec. Jak poszło? Dużo trupów?- Eldarion spoglądał na kilka nafaszerowanych bełtami ciał leżących w pobliżu. - Nie... Tych kilku w porcie i jeszcze czterech na centralnym placu. Udało nam się wziąć miasto z zaskoczenia, prawie nie stawiali oporu. - Doskonale, a jak załadunek? - Prawie kończymy, do wieczora powinniśmy być gotowi do wypłynięcia.


W dalekim Henneth, na tarasie umieszczonym na samym szczycie smukłej białej wieży osiem postaci zajęło swoje miejsca w starannie przygotowanym kręgu. Postacie stanęły nieruchomo, wzniosły ręce ku niebu, chóralny śpiew zmącił nocną ciszę. Powietrze trzaskało od nagromadzonej w nim magii. Ciemne chmury przysłoniły niebo. - Mroźny Wietrze Północy, przyzywamy Cię.- Koniec zdanie utonął w wyciu wichru. - Potężny Wietrze Zachodu, odpowiedz na nasze wezwanie!- Wiatr przyspieszał, kątem oka dało się dostrzec potworne kształty rysujące się za plecami czarodziejów. - Zmienna Siło Wschodu, ukorz się przed nami!- Wiatr szarpał białe szaty i włosy magów, oni jednak stali niewzruszeni. - Niszczycielska Potęgo Południa, wysłuchaj naszych próśb!- Błyskawica przecięła niebo uderzając w środek kręgu, wypalając kilka kamiennych płytek, na nikim nie zrobiło to większego wrażenia. Wiatr i inkantacje przybrały na sile. - Nawałnice, Wichury, Huragany i Szkwały! My Ośmiu rozkazujemy Wam! Wypełnijcie Naszą Wolę! Rozpętajcie piekło! Piekło na morzu! Biały snop światła wystrzelił ze środka kręgu. Nad Zatoką Kwiatów przetoczył się grom.


Słońce chyliło się ku zachodowi, wciągano ostatnie skrzynie z ładunkiem, ci żołnierze, którzy nie zostali jeszcze zaokrętowani przechadzali się lub wylegiwali w ostatnich promieniach słońca. Oficerowie biegali i pokrzykiwali, na kogo się dało. Kapitan 'Szkwała' beznamiętnie wpatrywał się linię horyzontu, na której zbierały się ciężkie deszczowe chmury. - Myślisz, kapitanie, że pogoda się załamie?- Eldarion szybkim krokiem wszedł na trap i skierował kroki w stronę mostka. - Wciągnąć banderę! Admirał na pokładzie!- Flaga ze skomplikowanym motywem heraldycznym przedstawiająca szarego orła skrzydłami osłaniającego płonącą koronę wjechała na maszt. - Może przejdzie bokiem... Jeśli pogoda się utrzyma to jutro rano możemy wypłynąć. Wieczorem, kiedy po raz kolejny kadra oficerska omawiała wyjście z portu i trasę, którą dalej popłyną, uwagę wszystkich przykuł błysk na wzgórzu oddalonym o kilka mil na północ- zapalono stos sygnałowy. - Juz?- Kapitan ‘Szkwała’ był wyraźnie zaskoczony. - Spokojnie, poczekajmy na potwierdzenie, zebrać wszystkich i postawić załogi w stan gotowości!- Eldarion ani na chwilę nie spuszczał wzroku z odległego blasku. Nie czekali długo, zdyszany posłaniec osadził przed nimi spienionego konia pół godziny później. - Żagle,- Nie mógł złapać oddechu.- żagle na horyzoncie. - Ile? - Będą ze trzy, może cztery eskadry. - Admirale nie możemy teraz wypłynąć, przypływ dopiero się zaczął a na dodatek to.- kapitan wskazał na burzę przybliżającą się z każdą chwilą. - Nie mamy wyjścia, zwlekając pozwolimy naszym przeciwnikom zatrzasnąć pułapkę.- Generał przywołał Nadriela z nabrzeża. - Przerywamy załadunek, każ zniszczyć resztę sprzętu i natychmiast daj rozkaz do wypłynięcia! - Natychmiast Sir! W pośpiechu odrzucono trapy i przecięto cumy. Nie załadowane rydwany i skrzynie z załadunkiem zostały zepchnięte w wody zatoki. Kapitanowie wydawali rozkazy, bosmani darli się i przeklinali na całe gardło. - Ruszać się łachudry, szmaty na maszt! Pierwszy odbił ‘Zefir’, zaraz za nim ‘Bryza’. Pierwsze żagle na ‘Sztormie’ zaczynały łapać wiatr. Okręt poruszył się z niespodziewaną jak na swoje rozmiary gracją i powoli zaczął ustawiać za korwetami, ‘Szkwał’ poszedł tuż za nim. Kapitan ‘Sztorma’ był starym wilkiem morskim jednak teraz stał spięty na mostku a krople potu spływały mu po twarzy. Manewr wyjścia sam w sobie nie jest trudny jednak wykonywany w prawie zupełnych ciemnościach i ciasnym szyku robi się niebezpieczny. Na dodatek musieli ominąć odsłonięte przez odpływ mielizny. Eskadra opuściła port bez większych problemów, raz tylko sygnalista ‘Zefira’ za późno poinformował o planowanym zwrocie. Zderzenia udało się uniknąć dzięki refleksowi sternika na ‘Bryzie’, który gwałtownie wyostrzył kurs i minął drugi okręt o kilkanaście stóp. Manewr był gwałtowny, towarzyszył mu znaczny przechył i woda wlewająca się na pokład. Wyszczerzeni marynarze radośnie pokrzykiwali na siebie z pokładów obu statków. ‘Szkwał’ zamykał szyk, jednak z jego mostka doskonale było widać całą sytuację. Eldarion pokręcił głową, po czym zwrócił się do sygnalisty: - Przekaż: Przeszliśmy, trzymać kurs wzdłuż wybrzeża, rozwinąć szyk... Jeszcze jeden taki numer i osobiście skupie wasze szczeniackie tyłki. - Tak jest Sir!- Chorągiewki załopotały na coraz silniejszym wietrze.


- Wasza Wysokość! Wyszli z portu.- Galdor lustrował horyzont przez lunetę. - Idą prosto na nas.- Wydawało się to nieprawdopodobne- lekka eskadra z jednym tylko okrętem liniowym nie miała najmniejszych szans z kilkakrotnie większą flotą Króla, sam galeon klasy miecz miał więcej uzbrojenia niż cała ta zbieranina. Król miał do dyspozycji sześć takich jednostek. Galdor schował lunetę i zaczerpnął głęboko chłodnego słonego powietrza. Noc zapowiadała się interesująco. - Postawić wszystkie żagle! Szyk bojowy! Piechota na pokład!


Burza z każdą chwilą przybierała na sile... Wiejący z huraganową prędkością wiatr chłostał powierzchnie morza. Fale były wielkości stodoły i ciągle rosły. Szkwał powoli wspinał się na grzbiet fali, bryzgi wody zalewały pokład, po którym krzątali się Elfowie. - Gotowe Admirale! Wszystkie luki zamknięte i zabezpieczone!- Obaj wpatrywali się w będącą już bardzo blisko formację przeciwnika. Wszystko wskazywało na to, że w zbliżającej się konfrontacji Eldarion jest skazany na porażkę. - Myślisz kapitanie, że te krypy rozpędziły się już wystarczająco? - Przy pełnym żaglu i takim wietrze robią przynajmniej piętnaście węzłów. Zaczynamy? Eldarion tylko skinął głową. - Do zwrotu przez sztag!- Bosmani powtarzali komendę, sygnaliści przekazali ją na inne okręty. Wszyscy czekali na pozycjach. Królewska flota była już naprawdę blisko. Jeden błąd i zginą, natłok adrenaliny szumiał w skroniach. Jeszcze raz ocenił odległość. - Zwrot! Zaczął ‘Sztorm’ największy okręt potrzebował do manewrowania najwięcej czasu i miejsca, prowadzące go korwety nawet na chwilę nie złamały szyku. Sternik ‘Szkwała’ czekał zgodnie z poleceniami. Okręt zakołysało, kiedy przeszli przez kilwater większej jednostki. Znaleźli się po zewnętrznej, sternik naparł na koło sterowe, błyskawicznie wybrano poluzowane wcześniej żagle. Ogromny przechył mógł przyprawić o chorobę morską, ale okręt zmienił kurs błyskawicznie. Nowy kurs prowadził prosto w serce cyklonu.


- Co oni robią u licha?!- Galdor aż pobladł z wściekłości.- Zwrot natychmiast zwrot! Kurs na wschód! Wykrzykiwano rozkazy, w ogólnym zgiełku nikt nie był pewny, kto wydał, który rozkaz ani w jakiej kolejności wykonać, które polecenie. Flocie płynącej z dużą szybkością w ciasnym szyku bojowym tak skomplikowany manewr nie mógł się udać w tak krótkim czasie. I nie udał się. Większe jednostki z centrum formacji wytracały prędkość wykonując szeroki łuk, przecinając drogę mniejszym jednostkom lub po prostu je taranując, mniejsze i szybsze okręty odpadały z kursu lub próbowały chaotycznie manewrować między większymi statkami, nie było to najlepsze rozwiązanie. Królewski galeon ‘Pan Wiatru’ omal nie został staranowany przez inny okręt klasy ‘miecz’. Sternikowi pomimo niezbyt korzystnego ustawienia do wiatru udało się wykonać gwałtowny zwrot. Okrętem rzuciło, minął przeszkodę w ogromnym przechyle. Na pokładzie panowało piekło, uzbrojenie i ładunek przewalały się po pokładzie lub wylatywały za burtę, kilkunastu Elfów znalazło się w morzu. - Nowy kurs! Kontynuować pościg!- Głos Galdora brzmiał pewnie, choć on sam ledwo trzymał się na nogach.- Jeśli ich nie złapiecie osobiście dopilnuje żebyście...- Resztę jego gróźb zagłuszył huk, z którym jedna z korwet wbiła się w burtę galeonu. Nienaturalny przechył i odgłos pękającego drewna wróżyły koniec pościgu. Król Feniks Hel-Dal-Phean rozejrzał się dookoła mętnym wzrokiem, po czym wrócił do pracowitego zażygiwania swoich pięknych rajtuz.


Eldarion i dowódca ‘Szkwała’ stali oparci o balustradę na mostku, w koło panowała atmosfera triumfu, kilku marynarzy wiwatowało, kilku śmiało się głośno. - Wygląda na to, że się udało, doskonała robota kapitanie. - Dziękuje Sir!- Rzeczywiście to, co jeszcze przed chwilą było trzonem wschodniej floty, teraz wyglądało jak żałosna plątanina połamanych masztów i poprzewracanych kadłubów. Kilka okrętów poszło na dno kilka stało w niebezpiecznym przechyle. - A teraz...- Eldarion zwrócił się do załogi - Admirale okręt z lewej burty.- Zajęci oglądaniem skutków swojego posunięcia nie zauważyli fregaty klasy rapier doganiającej ich szybko. - Ten sukinsyn skąd się tu wziął?!- Eldarion uderzył opancerzoną pięścią w poręcz tak mocno, że aż posypały się drzazgi. - To ‘Szpon’, okręt Naldora.- Kapitan wyglądał na zbitego z tropu.


Naldor całe życie spędził pływając i walcząc na morzu. Zagrywka Eldariona od razu wydała mu się podejrzana. Zamiast płynąć w szyku z resztą floty, opuścił część żagli i odpadł z kursu na chwilę przed katastrofą. Niezauważony, ustawił okręt na nowym kursie. Teraz miał wszystkie atuty w ręku. Przewagę prędkości i wysokości mógł wykorzystać do ataku w dogodnym momencie. ‘Szkwał’ nie mógł przy takim stanie morza ryzykować gwałtownych zwrotów. Naldor miał swoich przeciwników jak na talerzu.


Burza rozszalała się na dobre. Wiatr szarpał żaglami i olinowaniem potężne maszty gięły się jak witki na wietrze. Fale zalewały pokład a rozpryski wody dosięgały dwóch postaci stojących wysoko na mostku. - Będziemy walczyć Admirale? Kapitan nie odrywał wzroku od sylwetki ‘Szpona’, był już tak, blisko, że dało się rozróżnić postacie krzątające się po pokładzie. - To nie ma sensu, nie uciekniemy mu. Możemy spróbować zwrotu, może kupimy Eklezjonowi trochę czasu. - Tak jest!- Kapitan poszukał wzrokiem bosmana, po czym wydarł się przekrzykując huk wiatru: - Ruszać się! Będziemy sztormować!- Łańcuszek wrzasków i komend pobiegł dalej - Luzować sterżagiel! Podnieść bryfok i bonnet!- Szybko wybrano liny i dwa prostokątne żagle wjechały na najwyższy maszt, okręt ustabilizował się. ‘Szpon’ był coraz bliżej, można było dostrzec jak Elfy na pokładzie przygotowują do strzału artylerię pokładową. - Sir sygnał ze ‘Sztorma’, Eklezjon pyta czy może zaczynać. - Najwyższy czas, do dzieła!


Eklezjon, arcymistrz szóstego stopnia stał na dziobie galeonu, dla bezpieczeństwa był obwiązany grubymi linami. Kiedy usłyszał krzyk sygnalisty wziął kilka głębokich wdechów i uspokoił się. Mokra szata kleiła się do ciała a wiatr szarpał długimi białymi włosami. Rozpostarł ręce, wsłuchał się w burzę a w jego oczach zapłonął zielony blask. Zaczął śpiewać, słowa inkantacji do Larrena Opiekuna przebijały się przez huk wiatru. Wokół jego sylwetki pojawiła się zielonkawa sfera, z wolna zaczęła rosnąć. Kiedy dotknęła powierzchni oceanu zmieniła barwę na błękitną. Larren był patronem żeglarzy a jego zaklęcie mogło uratować okręt przed najgorszą nawet burzą. Sfera obejmowała swoim działaniem kolejne okręty. Marynarze i żołnierze z nabożną czcią obserwowali jak Larren obejmuje ich swoją tarczą, jak ocean wokół nich wygładza się a wiatr cichnie do mocnej, ale łagodnej bryzy.


Gdy ostatni z okrętów Eldariona znalazł się bezpieczny za tarczą ‘Szpon’ był już bardzo blisko. Pierwsza salwa okazała się nieskuteczna jednak następna miała być wystrzelona z odległości kilkudziesięciu stóp. - Sir! Naldor stawia osłonę!- Meldunek był całkowicie zbędny, z tej odległości Eldarion doskonale widział postać na dziobie ‘Szpona’ widział zielone błyski i wiedział, co mogą one oznaczać. - Natychmiast sprowadźcie tutaj Nadriela z jego łukiem!


Mizon nie był szczególnie utalentowanym magiem, wybrał służbę na morzu, ponieważ mało kto wybierał tą niewygodną, ale niewymagającą karierę. Jego praca polegała na lokalizacji innych okrętów, przeszkód i łączności telepatycznej z innymi jednostkami. Zaklęcie udało mu się przywołać chyba tylko ze strachu, wiedział, że jeśli mu się nie uda on i cała załoga zginą.


Wszyscy Elfowie biegle posługują się łukiem, doskonały wzrok, umiejętność koncentracji i lata ćwiczeń czynią z nich zabójczych strzelców, Nadriel nawet wśród swoich uchodził za wyjątkowo utalentowanego. Choć z racji szlachetnego urodzenia służył w jeździe nigdy nie rozstawał się ze swoim łukiem. Trzymając go w ręce wbiegł po schodach na mostek przeskakując po kilka stopni. Od razu wypatrzył maga, w swej białej szacie na tle niebieskawej poświaty był trudny do przeoczenia. Stanął w rozkroku, sięgnął do kołczana po jedną z doskonale wyważonych strzał i nałożył ją na cięciwę.


Mizon doskonale widział łucznika na pokładzie okrętu, który ścigali, wiedział, że to on będzie celem. Nie mógł o tym myśleć, całą siłą woli starał się utrzymać zaklęcie. Zagrożenie dostrzegli też inni na pokładzie, w stronę strzelca posypały się pociski.


Okrętem rzucało, Nadriel napiął cięciwę aż dotknęła ust. Wokół niego przelatywały strzały, kilka przeczesało nawet jego włosy, stał jednak niewzruszony. Odczekał jeszcze chwilę, wstrzymał oddech, wziął poprawkę na wiatr i wypuścił strzałę, cięciwa z cichym mlaśnięciem uderzyła o skórzany karwasz. Nadriel nie poruszył się, obserwował lot strzały, która mknęła prosto do celu, pomimo silnego wiatru, rzęsistego deszczu i kołysania obu okrętów wydawało się, że nie może chybić. Spudłował, pocisk o kilka cali minął głowę maga i wbił się w maszt za jego plecami. Mizon też nie mógł uwierzyć, że żyje. Adrenalina i świadomość, że właśnie uniknął śmierci odebrały mu resztki zimnej krwi. Bez jego koncentracji zaklęcie rozpadło się jak domek z kart. Wiatr i fale wściekle zaatakowały. ‘Szpon’ bez magicznej osłony był całkowicie bezbronny wobec siły żywiołu. Próbowano jeszcze refować żagle i ustawić się dziobem do wiatru, ale było za późno. Fale zmywały marynarzy z pokładu, wiatr darł żagle i rwał liny. W końcu kadłub nie wytrzymał i z przerażającym trzaskiem fregata złamała się w pół. Biała kipiel błyskawicznie pochłonęła okręt i całą załogę.


Rano, kiedy upiorna burza w końcu ucichła okręty tych, których jeszcze długo miano nazywać zdrajcami i renegatami były już daleko. Płynęły spokojnie, stałym kursem w kierunku, w którym od dawana nie płynął żaden Elf...
 Autor: eld_rok
 Data publikacji: 2009-12-26
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Interpunkcja!
Warto trochę popracować nad interpunkcją, bo momentami opowiadanie wymyka się spod kontroli autora i czytającego.
Autor: ~* * * Data: 10:14 28.12.09
 No to szczerze:
+ Daje się to czytać, jest w miarę sensowne, czytelnik jest prowadzony przez jakąś z grubsza klejącą się historię.
- Niestety historia jest niedokończona i przez to klej, skądinąd pośledniej jakości, jednak nie trzyma w kupie tego, co być utrzymane powinno.
- Dość biedna jest interpunkcja, a na klawiaturze autora nie działał poprawnie klawisz Enter.
+ Podobał mi się wątek „morski” i bitwa. Trochę tam zabrakło umiejętności opisu, poza tym wiedza autora na ten temat nie przekonuje mnie w 100% – ale jakaś jest, i dobrze, bo do takiej sceny była bardzo potrzebna.
Autor: Whitefire Data: 15:03 3.02.10


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 107 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 107 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Ludzie, którzy mają coś do powiedzenia, nigdy nie będą mówcami.

  - Peter Dunne
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.