Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Awans

Grzegorz Szołtysik

AWANS

OPOWIADANIE


„Podwładny powinien przed obliczem przełożonego
mieć wygląd lichy i durnowaty, taki aby swoim
 pojmowaniem istoty sprawy nie peszyć przełożonego”
Ukaz Cara Rosji, Piotra I z grudnia 1708r.

 

 Słońce wyjrzało zza chmur rozświetlając ogromne połacie lasu
ścielącego się u stóp zwanych Gaar Dumn. Nazywali je tak mieszkańcy Królestwa
Gaar, którym władał fanatyczny i okrutny wyznawca nowej wiary, król Hadr.
 Odkąd Bóg O objawił się ludziom, królowie wszystkich ziem szybko
przejmowali nową religię, gdyż bóg ten był srogi dla wrogów i hojny dla
przyjaciół. Każde królestwo chciało zyskać przychylność nowego boga.
Nie podobało się to podwładnym przywiązanym do religii swych przodków.
Ponadto stare bóstwa obcowały z ludźmi i częściej bywały w wioskach
aniżeli w pałacach. Bóg O zaś nie pokazywał się nigdy i nikomu a na dodatek
wydał wyrok śmierci na starych bogów. Mienił się jedynym bogiem całego
świata. Starzy nie potrafili tego pojąć a i młodzi się krzywili. Król
Hadr nie przejmował się plebejskimi wierzeniami i siła zmuszał swoje sługi
do oddania pokłonu bogu O, którego symbol widniał już w herbie
królestwa Gaar. Symbol ten przedstawiał okrąg utworzony z ciała węża
połykającego własny ogon, co miało oznaczać, że bóg O jest początkiem i końcem,
stworzycielem i niszczycielem.
 W królestwie narastały konflikty. Wojsko brutalnie tłumiło każdy
przejaw nieposłuszeństwa. Ludzie poróżnili się. W końcu mieszkańcy
zmęczyli się bratobójczą walką i nawet żołnierze wywodzący się wszak z ziem
królestwa Gaar dosyć już mieli przelewania krwi w imię nowej idei,
której nie rozumieli. Sytuację tą wyczuli starzy bogowie, którzy przystąpili
do kontrataku. Bóg lasu - Hraan wyszedł ze swojego królestwa aby odwiedzać
wioski jak dawniej.
Hraan przemawiał do ludu słowami miłości i głosił jedność ludzi z
naturą i jej siłami, których starzy bogowie byli uosobieniem.                       Kiedy znów padł rozkaz króla by zabijać niewiernych, żołnierze zaczęli masowo
dezerterować. Wtedy to Bóg O posłał anioła zemsty do zrozpaczonego króla
Hadra.


*

Wychodzące zza chmur słońce oświetliło twarz Vlada, chłopa z wioski
Arlion w królestwie Gaar, z ludem najbardziej lojalnym wobec Hrana. Vlad
kończył właśnie sprzątać w stajniach, kiedy poczuł przyjemne ciepło na
policzku. Usiadł na drewnianej ławie i posilił się łykiem pysznej gęstej
śmietany z glinianego dzbana. Roboty przybyło odkąd w wiosce schronili się
wszyscy dezerterzy z królewskiego wojska – rozmyślał. Było też mniej
bezpiecznie. Żołnierze wprawdzie mieli się czym bronić, ale wraz z nimi
do wioski mogła przybyć królewska zemsta i zemsta boga O.
W tej chwili wielu spośród zbrojnych poszło do lasu zapolować. To
znacznie zmniejszało szanse w walce tych, którzy pozostali w osadzie. W razie
ataku wieśniacy musieliby walczyć wraz z żołdakami, gdyż oni sami nie
odparliby najazdu zbrojnych króla. Wieść niosła, że król nie zamierza
wysłać wojska do wioski. Zbyt wysoko była położona, by męczyć konie i
osłabiać coraz mniej liczną armię. Mimo to wieśniacy mieli przygotowaną
broń i gotowi byli walczyć i ginąć. W wiosce panowała atmosfera pozornego
spokoju i oczekiwania na coś złego.
W stajni bawił się najmłodszy syn Vlada, Viki. Młody niebezpiecznie
zbliżył się do sterty siana, pod którą ukryto miecze, puginały, tarcze
razem z łukami i strzałami oraz kusze wraz z bełtami.
- Viki, chodź tu! Dostaniesz śmietany. No, chodź! Napij się! - o, tak!
Vlad uśmiechnął się do syna i pogłaskał go po płowej czuprynie.
- Tato, czy anioły mają skrzydła?
- Mają synu, wielkie i białe. Czemu pytasz?
- Smrek powiedział, że widział nad lasem białego, latającego anioła.
- Tak? Może zmyślał, co? - zaśmiał się Vlad
- Przysięgał, że mówi prawdę. Tylko ten anioł nie miał skrzydeł.
 - W takim razie jak mógł latać?
- Latał na koniu ze skrzydłami
- Konie nie mają skrzydeł, Viki. Smrek na pewno cię okłamał.
- Nie! - głośno zaprotestował mały Viki – On nigdy nie kłamie! A za
aniołem leciał jeszcze drugi, tylko czarny i odlecieli w góry.

Vlad, mimo że nie dał wiary słowom syna, zaniepokoił się. Dziś nad
ranem też widział wysoko na niebie dwa ptaki, które zdawały się być bardzo
wielkie i niepodobne innym. Jeden był czarny, drugi zaś biały.
- Kiedy Smrek widział te anioły?
- Dziś rano.

*

 

- Kapłan Cyryl do Jego Królewskiej Mości!
- Wprowadzić!

 Król Hadr poprawił się na swym tronie i skinął głową. Był posępny i zamyślony. Kapłan wkroczył dostojnie do swej komnaty, szeleszcząc zdobionymi w koliste ornamenty długimi, lśniącymi szatami. Jego bladą pociągłą twarz o wielkich, niebieskich oczach zakrywały częściowo długie do ramion, siwe włosy i tego samego koloru broda i wąsy. Twarz ta nie wyrażała żadnych emocji. Ukłonił się królowi, który podniósł się i odwzajemnił pozdrowienie.
- Jaśnie Panie, na niebie pokazał się już znak. Niebawem na dziedzińcu zjawi się anioł Anoe, którego zesłał nam nasz Pan O.
- Jakiż to znak?
- Sam zobacz, Panie!

Król Hadr wyszedł na balkon, z którego mógł widzieć cały dziedziniec. Kiedy uniósł swój wzrok ku górze na jego twarzy pojawił się mały, lecz szczery uśmiech, rozświetlony przez delikatne promienie słońca. Na niebie, bowiem ukazała się biała chmura w kształcie węża połykającego własny ogon.

- Początek i koniec – wyszeptał król nie kryjąc niezdrowego podniecenia
- Chwalmy Pana! – ogłosił, unosząc w górę ręce kapłan
- Beern! – zawołał donośnym głosem król Hadr, przywołując dowódcę swych wojsk
- Tak, Panie! – Beern zjawił się natychmiast
- Przygotuj wojsko! Będziemy mieli gościa. Wyląduje na środku dziedzińca, gdyż przybędzie na latającym koniu – Pegazie. Wszyscy mają mu się pokłonić pod groźbą ściecia, bo gośc ten jest od Pana! To anioł zemsty, który zmiażdży każdego niedowiarka i dezertera! To ANOE!!!

Oczy króla zrobiły się wielkie i szalone a zaciśnięta mocno pięść zadrżała złowrogo, gdy wypowiadał to imię. Beern ukłonił się i pobiegł do swoich żołnierzy niosąc im ową przerażającą wieść.


*

 W wiosce wybuchła panika. Chłopi i żołnierze – dezerterzy złapali za broń i z niepokojem śledzili lot dwóch tajemniczych aniołów, dosiadających skrzydlatych rumaków. Krążyli nad ich głowami już dobrą chwilę, jakby chcieli wywabić wszystkich z domów. Kiedy w domach pozostały już tylko kobiety i dzieci – wylądowali.
 Najpierw ten czarny. Zeskoczył zwinnie ze swego pegaza, będącego jeszcze nieco w fazie lotu. Zrzucił z siebie długi, czarny, skórzany płaszcz, odsłaniając swoją umięśnioną sylwetkę. Jego ubiór stanowiły skórzane spodnie i kamizelka gęsto nabijana srebrnymi ćwiekami. Buty miał wysokie ze srebrnymi klamrami a nadgarstki i obszerne przedramiona chroniły grube skórzane opaski. Pod nimi nosił dodatkowo skórzane mitenki, które pozwalały mu mocniej dzierżyć w dłoniach swoją broń. Jego twarz osłaniał bawełniany turban. Zapewne chronił go przed wiatrem. Wysoko w powietrzu musiało być bardzo zimno, zwłaszcza w górach Gaar Dumn. Także tułów pegaza pokrywało gęste futro.
 Pegaz rozpostarł swoje ogromne, czarne skrzydła, kładąc cień na tłum uzbrojonych mieszkańców wioski. Poruszali się niespokojnie zataczając mieczami koła w powietrzu i przebierając nogami. Nie zdejmując turbanu człowiek bliżej czerni podszedł bliżej nich. Ci cofnęli się parę kroków, prychając i przeklinając. Tajemniczy gość wyciągnął ku tłumowi rękę, czyniąc pokojowy gest otwartej dłoni. Zdezorientowało to wrogo nastawiony i nieufny tłum. W tym samym czasie pegaz złożył swe skrzydła i zaczął spokojnie skubać trawę. Jeździec odwrócił się do nich tyłem. Na jego plecach spoczywała dziwna broń. Był to okrągły topór, na którego drzewcu w dolnej części sterczał ostry bagnet. Broń tą trzymało się pośrodku drzewca, o czym świadczył umieszczona na środku rękojeść owinięta rzemieniem. Z wyglądu można było wnioskować, że trzyma się ją jednorącz. Topór nie wyglądał mimo to na lekki, zatem walczyć nim mogła jedynie osoba bardzo silna. Wielkie metalowe koło zasłaniało niemal całe plecy nieznajomego. na tym okręgu wygrawerowany był wąż połykający własny ogon.
 Stojąc tyłem do tłumu, jeździec pegaza uniósł ręce ku niebu i uklęknął na jedno kolano. Wówczas od białego anioła zaczęło bić jasne światło wprost na twarze zebranych a spod ziemi wydobyła się para. Tłum rozproszył się nieco, zatrwożony tym zjawiskiem, ponieważ ziemia lekko zadrżała. Niecodzienny spektakl nie trwał jednak zbyt długo. Nim zebrani zdążyli się nieco uspokoić, ów biały nieznajomy zstąpił z nieba na swym pegazie. Na niebie zaś widniał utworzony z pary wodnej znak węża. Taki sam jak na broni tego czarnego. Tłum wnet pojął, z kim mają do czynienia. Niejeden z nich głośno przełknął ślinę i poczuł na plecach zimny pot. Czarny jeździec odebrał płaszcz swego towarzysza, ułożył go na pegazie, następnie poddańczo uklęknął w podporze, aby ułatwić zejście z pegaza odzianemu w biel aniołowi Anoe.
 Gospodarze, mimo, że strach ich obleciał ani myśleli ukorzyć się przed poselstwem znienawidzonego boga O. Anioł Anoe podszedł bliżej tłumu i zdjął, chroniące przed wiatrem okrycie głowy. Oczom zebranych ukazała się twarz młodej kobiety o mroźnym spojrzeniu czarnych oczu i czarnych, związanych od tyłu włosach. Teraz dopiero dostrzegli krągłe biodra i niewielkie piersi ukryte pod kamizelką z białej skóry.
- Mieszkańcy Arlion i zdradzieccy żołnierze! – odezwała się donośnym głosem zmuszającym do słuchania – Jam jest Anoe, anioł zemsty, którego zsyła na was nasz pan O. z powodu grzechów waszych tu jestem i za wasze grzechy przyjdzie wam zapłacić. A zapłatą za wasze grzechy jest śmierć!
 Tłum zaszemrał gniewnie, lecz anioł podniósł rękę nakazując milczenie, co posłusznie wykonali.
- Pan jednak oszczędzi was wszystkich, jeśli złożycie mu ofiarę! Na środku wioski wbijecie dwa pale, do których przywiążecie najpiękniejszego młodzieńca i najpiękniejszą dziewicę, po czym dowódca poderżnie im gardła a sam przebije się mieczem. Krew zabitych oczyści wasze grzechy i pozostaną one wybaczone. Biada wam jednak jeślibyście tak nie uczynili, bo kara będzie straszna. Oto słowo boga! Macie czas do jutra rana!
 Dwaj jeźdźcy narzucili swe płaszcze i odlecieli -  najpierw Anoe a potem jego towarzysz w czerni.

*

W swojej komnacie Hadr nerwowo zagryzał wargi a jego rozpalony od gniewu wzrok zastygł w jednym punkcie zamkowego muru.
- Łaska dla zdrajców? Kobieta aniołem zemsty? Nie tak to miało być! – mamrotał pod nosem.
Nikt go jednak nie słyszał, gdyż był zupełnie sam. Sam w swoim gniewie i szaleństwie. Sam w  swojej komnacie.

 


*


 Lecieli wysoko nad szczytami gór, gdzie powietrze było zimne i żadkie. Marzyli o chwili, kiedy znajdą się już w jaskini po drugiej stronie szczytów. Teraz to czarny jeździec prowadził, gdyż znał drogę o wiele lepiej.

- Olgierd, kiedy zejdziemy niżej?
- Jeszcze dwa szczyty, pani
- Strasznie mi zimno!
- Pani


 W końcu zniżyli lot. Olgierd wyraźnie zwolnił

- Jesteśmy na miejscu, pani
- Wreszcie!

 Wejście do jaskini było wystarczająco duże, aby wjechać do środka nie zsiadłszy z pegaza. Nikt bez woli Anoe i Olgierda nie mógł doń trafić, co zawdzięczali czarom Anoe. Wewnątrz urządzone były stajnie, jadalnia, sypialnia a nawet łaźnia, sąsiadująca z kuchnią, w której znajdował się kocioł i gdzie płynęła woda z gór.
 Do pegazów podbiegli od razu dwaj górale, reszta – kobiety i mężczyźni, zajmowała się przyrządzaniem strawy i gotowaniem wody.

- Nakarmcie je i oczyśćcie, przygotujcie nam kąpiel i wieczerzę. Potem możecie odejść do swoich posłań. Jutro wcześnie rano będziemy wyruszali, więc przygotować coś na śniadanie i na drogę. A teraz się pospieszcie, bo cholernie zmarzliśmy i zgłodnieliśmy. – rozkazał Olgierd.
Górale przytaknęli i pospieszyli do swoich zajęć.
- Żwawiej! – ponaglił ich jeszcze na odchodnym a następnie począł usługiwać swojej pani.

 Kiedy kąpiel była już gotowa, Olgierd służył jej przy rozbieraniu się i toalecie, pełniąc rolę łaziebnego. Wyglądało to groteskowo, biorąc pod uwagę miejsce, w którym się znajdowali.
 Gdy już Anoe rozsiadła się wygodnie w bali, zanurzona w wonnej pianie, odezwała się do Olgierda stojącego tuż przy niej, gotowy na rozkazy.
- Jesteś pewien, że ci wieśniacy cię nie rozpoznają?
- Nie znają mnie, pani, gdyż mieszkałem po tej stronie gór. Ich wioska jest po drugiej. Moi ludzie nie zapuszczali się w ich strony, ani oni w nasze. Poza tym wyglądam inaczej.
- W Olimpii zadbano o zmianę twojego wyglądu. Twoi ludzie rozpoznali cię jednak. 
- Nie od razu, pani. Dopiero, kiedy z nimi porozmawiałem i pokazałem jak władam ciupagą
- Twoi ludzie są pod wpływem czaru. Zapomną o wszystkim, dlatego mogą służyć nam w jaskini, ale na tych wieśniaków nie mogę rzucić czaru. O zabronił. Dlatego lepiej, żeby nikt cię nie poznał. Jeśli zaś pozna – ma umrzeć.
- Tak, pani
- Inaczej ty umrzesz
- Zrozumiałem, pani
- Być może zresztą wszyscy umrą. Jestem tego nawet pewna. Jutro polecimy w odwiedziny do Hraana. Jeśli wieśniacy nie przygotują ofiary, a na pewno tego nie zrobią, wywleczemy tego starego satyra z lasu i wykonamy na nim wyrok. Część z nich będzie chciało uciec. Tymi zajmę się ja. Inni rzucą się na nas i to będzie robota dla ciebie. Radzę przygotować dwa miecze, bo sama ciupaga, jak ją nazywasz, może okazać się niewystarczająca. Zrobisz jak zechcesz, ale masz być skuteczny i dobrze walczyć wręcz. Na czary przyjdzie czas później. Jeśli awansują mnie na boginię, przybiorę imię Maa, zaś ty zostaniesz przywódca mych kapłanów – fanatici. W twoim języku będzie to brzmiało: fanatycy. Dobra nazwa dla wyznawców. Sama wymyśliłam. Potem czeka mnie już niedługa droga do awansu na boginię Kybelę. Wówczas staniesz się czczonym bogiem Attisem. Musisz się jednak spisać, bo inaczej zrezygnuję z twoich usług, albo przydzielę cię do służby komuś znacznie mniej interesującemu. Lub też wrócisz do swoich, którzy cię zabiją.
- Czy mógłbym zadać pytanie, pani?
- Pytaj, tylko  dolej wpierw ciepłej wody. Strasznie zmarzłam.
- Kim jest, lub czym będzie bóg Attis?
- Mit będzie głosił, że Attis to pasterz i ukochany Kybele, który w przystępie świętego szału dokonał samokastracji i umarł z upływu krwi. Zmartwychwstał jednak dzięki zrodzonej z tej krwi roślinności. Nasi kapłani również będą eunuchami.

Olgierd żywo zareagował na te słowa, co dostrzegła Anoe zerkając poniżej jego pasa.

-  Musisz się jednak spisać. Możesz być już za stary, żeby włóczyć się samemu, lub by znów zostać przywódcą swoich zbójników. Zatem jeśli zawiedziesz zabiję cię własnoręcznie i to będzie przyjacielska przysługa. Chyba rozumiesz swoją sytuację?
- Tak, pani
- To dobrze. A teraz weź ręczniki i wytrzyj mnie do sucha a potem przygotuj tunikę i sandały.

 Olgierd starał się jak zwykle udawać, że nie zwraca uwagi na wynurzające się z piany piękno nagiego anioła, co wychodziło mu w jego mniemaniu dość dobrze, lecz nie dość dobrze jej zdaniem. Szczególnie podczas osuszania. Świadomie dręczyła swojego poddanego ukazując mu wdzięki, których nie mógł w pełni skosztować. Aby wzmóc męki Tantala, które cierpiał Olgierd, rozkazała mu przyprowadzić sobie jednego z jego poddanych, niegdysiejszego towarzysza broni.
- Tylko niech będzie czysty i pachnący. Zadbaj o to i weź go do łaźni. Potem przyprowadź. Na koniec sam się wykąp, bo czuć od ciebie zmęczenie całym dniem.

Kiedy Olgierd spojrzał na nią wymownie, skarciła go.

- Natychmiast spuść wzrok!

Usłuchał ją. Był opętany pożądaniem, lecz zachował w tym wszystkim wrodzoną mu rozwagę i powściągliwość.

- Cóż to, Olgierdzie? Wszak ślubowałeś czystość i wyrzekłeś się pożądania. To był mój warunek. Czyżbyś nie był w stanie go spełnić?
- Jestem w stanie, pani
- Więc nie patrz na mnie takim żałosnym wzrokiem, kiedy wychodzę z bali.
Nie wychodź też zbyt szybko z łaźni, jeśli twe ucho ranią odgłosy mego
promiskuitycznego rozpasania, gdyż jak się domyślasz, wnet się tu takowe
rozlegną.  W przeciwnym razie będziesz zmuszony wzorem Attisa pozbyć się
swych męskich atrybutów, by móc znieść trudy służby u mnie. Możesz
już odejść.
- Tak, Pani.

 

*

 

  Hran odesłał poselstwo z wioski Arlion, rozpalił kadzidła i zapadł w
trans. Widział teraz przyszłość jasno i wyraźnie. Widział własną
śmierć. Wstał i wylał na siebie cebrzyk zimnej wody. Woda spłynęła po
jego pokrytym futrem, muskularnym, na poły zwierzęcym i ludzkim ciele.
Rozplił ogień i zabrał się za przygotowywanie magicznego wywaru.
  Gdy mikstura o składzie i działaniu znanym tylko Hranowi wolno
dochodziła w kotle, on nawiązał kontakt z innymi bogami. Milcząc i w skupieniu
rozmawiał z nimi w swych myślach, jakby się z nimi wszystkimi chciał
pożegnać. A kiedy wywar był gotowy i ostygł, wlał go do niewielkiego naczynia
w kształcie rogu i napełnione ukrył za pasem. Potem i siadł i cierpliwie
czekał na swoich oprawców.
  Zjawili się bladym świtem. Na próżno Hran próbował zmylić im
drogę czarami. Bóg O, który dał moc Anoe, uczynił ją potężniejszym
czarodziejem od leśnego bożka. Czary Hrana ominęły zatem dwoje jeźdźców,
którzy trafili bezbłędnie do celu. Hran przewidział to, lecz chciał
osobiście doświadczyć wielkości mocy Boga O.

- Wielka jest moc Boga O! - tymi słowami przywitał nieproszonych gości.
- Twoi wierni sprzeciwili się wielkiemu bogu O a ty poniesiesz tego konsekwencje! – Anoe bez zbędnych uprzejmości przeszedł do sedna sprawy
- Przeklinam jego i jego wielkość! Nasza siła tkwi w harmonii a harmonia zwycięży!
- Zamilcz, psie! – wrzasnęła Anoe i cięła go mieczem przez środek twarzy.
Krew zalała ciało Hraana, barwiąc jego futro na czerwono, lecz żył jeszcze. Zwiesił tylko głowę i nie wypowiedział już żadnego słowa.
- Zwiąż go i wsadź na pegaza! Polecimy do wioski. Przy okazji spalimy ten chlew.
Kiedy Hraan spoczął już na Pegazie Olgierda, Anoe uczyniła znak w powietrzu, od którego zajęło się siedlisko leśnego boga. Pegazy tylko parsknęły i uniosły w górę dwóch jeźdźców, zmierzających z krwawą misją w kierunku wioski.

 

 


*


- Schodzimy! – wydała rozkaz Anoe

Wylądowali przed wioską. Anoe postanowiła wejść do wioski pieszo, lecz najpierw wpuścić tam Hraana, by wywabić lud z domostw i nieco uspokoić.

- Rozwiąż go i przytrzymaj. Trzeba mu trochę spreparować twarz, by nie wzbudzała podejrzeń.
- No, schodzimy z pegaza mości leśny bożku – odezwał się Olgierd do swego więźnia i zaczął ściągać go z grzbietu latającego wierzchowca.

 Wtedy stała się dziwna rzecz. Bożek spojrzał mu tak głęboko w oczy, że poczuł się w jednej chwili jak nagi. Miał wrażenie, że Hraan czyta mu w myślach jak w księdze. Pomyślał, że to czary. Spojrzał na Anoe, lecz ta nie reagowała. „Nie wyczuwa czarów, więc to nie czary” – stwierdził po namyśle. Nagle Hraan upadł bezwładnie na niego.
Olgierd złapał go w ramiona i poczuł ucisk w podbrzuszu. Hraan włożył mu coś za pas.
 Normalnym odruchem w takich sytuacjach był u niego atak. Tym razem coś go jednak powstrzymało. Jakieś dziwne przeczucie, że to nic złego. Spojrzał Hraanowi w oczy a ten odwzajemnił się takim samym, ja za pierwszym razem.

- Co się dzieje? Staruch mdleje? Dawaj no go tutaj! Rozetnij ten powróz. Dobrze, teraz potrzymaj głowę, złap za rogi, będzie prościej.
Twarz Hraana rozświetliło ostre, białe światło. On sam wyrwał się Olgierdowi i odwrócił głowę. Głęboka rana znikła.
- Trzymaj jeszcze! Puścimy go przodem, ale żeby nic nie wykombinował, trzeba jeszcze nad nim popracować.

Anoe uderzyła go mocno w skroń. Hraan upadł bezwładnie w ramiona Olgierda, który przytrzymał go klęczącego i nieprzytomnego. Anoe wyjęła z pochewki niewielki sztylet, złapała bożka za żuchwę i pociągnęła mocno za język. Odcięła go jednym, pewnym ruchem. Widząc, że krew chlusnęła mocno, znów posłużyła się magią, by zahamować krwotok.

- Zobacz jaki długi ozór. Nawet ozór u niego taki długi. Właściwie szkoda, że musimy go ukatrupić – uśmiechnęła się złośliwie do Olgierda i wyrzuciła ucięty język w krzaki. – Trzeba mu jeszcze połamać przedramiona. Ja jedno, ty drugie. Tylko szybko, bo nie lubię wracać do groty zbyt późno a dziś dłużej zabawimy w wiosce.

Okrucieństwo Anoe nie podobało się Olgierdowi. Tyle razy chciał jej powiedzieć, jak bardzo tego u niej nienawidzi, lecz zamiast tego rozważnie milczał. Milczał i teraz. Zacisnąwszy zęby, by rozładować w ten sposób gniew, nie zamierzywszy tego czynić, zerknął na swój pas. Ujrzał flakonik pełen jakiejś cieczy. Był to prezent od Hraana, któremu teraz miał połamać jedną z kończyn.

- Hej, Olgierd! Na co czekasz? Znów nie wiesz, jak się zabrać do roboty? Pokażę ci.

 Przywykły do brutalności, niegdysiejszy rozbójnik z gór i obecny pomocnik kata skrzywił się na odgłos łamanej kości łokciowej. Ciałem Hraana wstrząsnęły konwulsje a ból spowodował, że zawył tak, jak wyje zarzynane zwierzę. Za ten odruch spotkała go kolejna kara. Dostał kolejny obezwładniający cios w skroń. Jako, że los Hraana był przesądzony a wpływ Olgierda na przebieg wydarzeń, według niego samego – znikomy, posłusznie wykonał wolę swojej pani. Zastanowiły go tylko dwie rzeczy: po co Hraan wręczył mu flakonik i czy bycie bogiem jest równoznaczne z wyzbyciem się wszelkich ludzkich uczuć.


*

 Olimpia jest wyspą, na której mieszka bóg O wraz ze swoją świtą. Swój dom mają tu aniołowie i służba oraz  inni podlegli bogu O mniejsi bogowie. Choć sam mianował się jedynym bogiem, wspierał wybrane kulty a nawet je tworzył. W ten sposób zdobywał wpływy w różnych zakątkach świata. Bogów, którzy ne chcieli z nim współpracować bezwzględnie niszczył wraz z ich wyznawcami. Aniołom polecił wybierać spośród ludzi jeńców –jednostki wybitne, które przeszłyby na jego stronę. W ten sposób znalazł się na Olimpii Issoire, góral  pochodzący z północnej strony gór Gaar Dumn. Issoire był bandytą napadającym na podróżnych przemierzających szlaki handlowe w pobliżu gór. Cieszył się szacunkiem biednej górskiej ludności, której czasem pomagał, głównie zabijając królewskich żołnierzy i rzadziej – dzieląc się łupami. Był niebywale zręczny i niepokonany w walce wręcz. Jego ulubioną bronią była góralska siekierka –ciupaga, której wygląd, dla niepoznaki zmodyfikował po tym jak przyjął służbę u bezwzględnej Anoe. Dobrze władał też każdą inną bronią.
 Gdy spotkał na swej drodze Anoe miał dwa wyjścia: przyłączyć się do niej i w przyszłości zostać bogiem, albo zginąć wraz ze swymi ludźmi i pozwolić tym samym na masakrę swojej rodzinnej wioski. Rozsądek i pragnienie władzy przekonało go do przejścia na stronę boga O. Po przybyciu na Olimpię zmieniono wygląd jego twarzy i nadano imię Olgierd. To imię podobało się Anoe. Swego niewolnika otumaniła czarami i zobowiązała przysięgą. Dzięki temu zapewniła sobie jego wierność i nieodwzajemnioną miłość. Jak zaś wiadomo od miłości do nienawiści jest niebezpiecznie blisko.


*

 Rzeź wioski rozpoczęła się, gdy przelatująca nad wioską Anoe odcięła stojącemu na środku klepiska Hraanowi głowę. Nim ta doturlała się do stojącego na czele tłumu kapłana, Olgierd zeskoczył ze swego pegaza. W rękach dzierżył ciupagę a na plecach miał jeszcze dwa ostre jak brzytwy miecze. Głowy szarżujących na Olgierda wieśniaków i żołdaków pękał niczym dynie od uderzeń okrągłego topora. Gdy tłum atakujących niebezpiecznie się zagęścił, Olgierd wyjął swe miecze z pochew i skutecznie przerzedził szeregi przeciwnika. Ratujący się ucieczką stracili życie z ręki okrutnej Anoe. Zginęli w taki sam sposób jak ich bóg – przez dekapitację.
 Gdy w wiosce pozostały już same kobiety, dzieci i starcy, pozostało tylko wzniecić pożar. Wówczas od tyłu zaszedł ich kaleka bez jednej nogi. Ledwo się trzymając swego dziadowskiego kija, ze łzami w oczach rzekł:
- Issoire! Tylko Issoire mógł tak walczyć. Ale mój brat nie byłby zdolny do takich okropieństw.
- Coś rzekł nędzniku? O kim mówisz? Powtórz imię, któreś wyrzekł! – wykrzyczała groźnie Anoe
- Issoire, mój brat, który przepadł bez śladu. Wtedy nadlecieli tacy jak wy i zamordowali wszystkich bez wyjątku a cały dobytek spalili. Bądźcie przeklęci!
- Issoire i twoja wioska nie istnieją i nigdy nie istnieli. Teraz i ty przestaniesz istnieć. Olgierd, zabij to ścierwo!
- Śmierć twego brata nie pójdzie na marne. Uczyń, co ona karze a potem wypij zawartość flakonika. Będziesz wiedział, co czynić dalej – odezwał się głos, który słyszał tylko on – Issoire.


*

- Olgierd, naprawdę nie miałam z tym nic wspólnego, ale myślę, że dobrze się stało, bo jako bóg nie powinieneś mieć jakichkolwiek ziemskich korzeni. Tak będzie lepiej.
- Myślałem o tym i przyznaję, że masz rację, pani.
- To dobrze. Jeśli chcesz możesz wejść ze mną do balii.
- To dla mnie zaszczyt, pani
- Wchodź zatem, tylko dolej cieplej wody. Jutro tylko zwiedzimy zamek króla Hadra a potem wracamy na Olimpię. Wreszcie odpoczniemy od roboty.


*


Coć, szalona wiedźmo, do tego powiodło,
Żeś między bogi nawet wniosła twoje godło?
Jestże to dziw, że twoim odurzony szałem
Człowiek na Boga godził mieczem i postrzałem?
HOMER „ILLIADA” KSIĘGA XXI

 

 Lecieli wysoko. Pegazy łagodnie głaskały skrzydłami powietrze, rozpościerając swe olbrzymie skrzydła. Zdawało się, że po sam rudy horyzont. Słońce dopiero wstawało. Zapowiadał się piękny dzień. Jak zwykle zrobili postój, by ulżyć pegazom i swoim naturalnym potrzebom. Anoe myślami była już na Olimpii.

-  Najgorsze już za nami, Olgierd. Jeszcze tylko pogadanka z królem, ciepła strawa u jego najjaśniejszej mości i wracamy. Wiesz, w gruncie rzeczy nie lubię tej pracy. Nawet mi tych ludzi żal, ale tak trzeba. Taka jest cena za lepszy świat, którym będzie władał jeden bóg. Dlatego nie chowaj urazy dla boga O za to, co przydarzyło się twoim bliskim.
- Nie chowam, pani. Rozumiem to i akceptuję wolę naszego pana – kłamał jak z nut.
- Jesteś rozsądny. Daleko zajdziesz – Anoe poklepała go po policzku z zadowoleniem – A teraz zostaw mnie na chwilę samą. Spotkamy się przy pegazach.
- Tak, pani
- Już nadszedł czas – powiedział głos, który słyszał tylko Issoire


*

„Anoe nie słyszała głosu, który do mnie przemawiał. Nie zauważyła nawet, że coś się we mnie zmieniło, ok. kiedy wypiłem zawartość fiolki. A przecież urok, który na mnie rzuciła przestał działać. Z miłości i nienawiści pozostała tylko nienawiść. Jeszcze wczoraj, kiedy widziałem ją nago, myślałem, że pozostało też pożądanie. Dziś jednak, gdy obezwładniłem ją i mogłem mieć ja całą, nie chciałem jej ciała. Pragnąłem tylko jednego – aby sczezła. Wprzódy zaś męczyła się jak Hraan. Dlatego tak straszliwie ją obiłem i okaleczyłem, nim ściąłem jej głowę. Nie ma już jej i jej czarów. Teraz ja posiadam boską moc daną mi przez Hraana. Czeka mnie kolejna zmiana ciała. Niebawem cały porosnę futrem a na głowie wyrosną mi rogi. Będę jego godnym następcą. Obawiam się jednak, że Hraan nie będzie już tak pokojowym bogiem. Wiele krwi będzie się musiało przelać, nim znów między bogami nastanie pokój. Takie nastały czasy. Głos mówił też, że moja moc nie pochodzi od czarów, lecz wywodzi się z harmonii natury. Nie potrafię pojąć sensu tych słów, lecz ufam, ze wnet pojmę.”

 

*


 Anioła w bieli przywitano na zamku z honorami. Król osobiście zaprosił na wystawną ucztę. Ubolewał też z powodu śmierci Anoe, która zginęła w walce z innowiercami. Ucieszył się jednak, że obowiązki anioła zemsty przejął mężczyzna – Olgierd.

- Właściwa osoba na właściwym miejscu! – ekscytował się król
- Dziękuję mości królu. Niestety Hraan nie sądzi tak o waszej mości.
- Ha! A cóż on znaczy? Przecież jest martwy!
- Tak, ubiliśmy go, lecz nim wyzionął ducha, kazał coś przekazać waszej mości.
- Coż takiego?
- To!

Odrodzony w osobie Issoira, Hraan wbił w serce króla sztylet a potem porozbijał głowy zgromadzonych przy stole gości, które pękając, niczym nie różniły się od głów innowierców. Wkrótce smród śmierci i zemsty zawładnął całym pałacem. Jego mury zaś spłynęły krwią wrogów Hraana. Nieliczni, którzy przeżyli porzucili broń i poddali się. To właśnie oni byli świadkami tego, jak spod białej szaty na zalanym krwią zamkowym dziedzińcu wyłonił się pokryty jeszcze rzadkim futrem i z niewielkimi różkami odrodzony Hraan.

- Padnijcie na kolana, bluźniercy! Jam jest Hraan, wasz pan i władca!

I tak uczynili, gdyż byli rozsądni.

 

 

 

 

 

 Autor: vedymin
 Data publikacji: 2010-02-21
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 165 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 165 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Rem tene, verba sequentur. - Trzymaj się tematu, a słowa się znajdą.

  - Katon Starszy
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.