|
|
|
|
|
|
DOM NA WRZOSOWISKU
|
W dniu jesiennego zrównania dnia z nocą
potrącił go czarny Ford, który w gęstej
mgle wyłonił się nieoczekiwanie zza zakrętu
i równie nieoczekiwanie zniknął i gdyby
nie przejeżdżająca akurat drogą karetka,
chłopak niechybnie zginąłby na miejscu.
Nie umarł, gdyż podjęto w porę reanimację,
po której trafił na stół operacyjny, tyle
że kiedy się obudził nie pamiętał ani co się
wydarzyło, ani kim jest. Trudno powiedzieć
czy i dla kogo byłoby lepiej gdyby odszedł,
ale jedno jest pewne, że nie zostałby zapoczątkowany
pewien szczególny łańcuch
zdarzeń, który należy określić mianem koincydencji
znaczącej.
Po wypadku zmienił się nie do poznania,
stał się małomówny i obcy i nawet siostra,
którą darzył szczególnym rodzajem przywiązania
nie mogła nawiązać z nim kontaktu.
Brigid nie mogła sobie wybaczyć,
że tamtego feralnego wieczoru pozwoliła
mu samemu wracać ze szkoły; gdyby szli
razem z całą pewnością nie wydarzyłoby
się nic złego. Nieszczęścia, jak to mówią,
chodzą parami i Lugh nie doszedł jeszcze
do siebie, gdy w wypadku samochodowym
zginęli jego rodzice. 31 października,
w przeddzień święta zmarłych wybrali
się na przyjęcie urodzinowe do przyjaciół,
gdzie najpierw żartowano sobie z obrządku
Samhain, czyli święta zakończenia lata,
a następnie po wypiciu większej ilości alkoholu
ochoczo zabrano się do wywoływania
duchów, nie bacząc na to, że Celtowie
zapraszali zazwyczaj tylko te dobre, a złe,
skutecznie odpędzali.
Przeprowadzone postępowanie nie wykazało
żadnej bezpośredniej przyczyny wypadku,
a jednak pojazd wyleciał z szosy i kilkakrotnie
koziołkując stoczył się z urwiska wprost
do morza. Rodzeństwo zostało samo w wielkim,
pustym domu na wrzosowisku i Brigid
czuła się niezwykle osamotniona, gdyż jej
brat zaczął coraz częściej znikać wieczorami.
Nie pomogły wymówki i za każdym razem
tłumaczył, że nie jest dość dorosła, aby
mu towarzyszyć, co było jawną nieprawdą,
gdyż przyszli na świat tego samego dnia,
najpierw on, a później ona.
Dokładnie w rok po śmierci rodziców postanowiła
sprawdzić dokąd idzie i zdziwiła się
niepomiernie widząc, że zmierza wprost do
starego opuszczonego kościoła, w którym
od dawna nikt nie odprawiał nabożeństw,
gdyż ostatni pastor zginął w niewyjaśnionych
okolicznościach a niektórzy twierdzili
nawet, że wypędził go stamtąd diabeł. Kościół
był pusty, lecz z podziemnej krypty
dochodziły jakieś głosy. Schodząc krętymi
schodami w dół Brigid zaczęła odczuwać
pewien szczególny rodzaj niepokoju, lecz
nie był to lęk, gdyż świadomość, że miejsce
zostało uświęcone przez obecność
Boga wyraźnie ją uspokajała.
W tym świętym miejscu oczom jej ukazał
się ołtarz i wiszący nad nim odwrócony
krzyż z ciałem Jezusa, którego głowa
zwisała teraz w dół wskazując zgromadzonym zakapturzonym postaciom w czarnych
maskach drogę wprost do piekła. Brigid poczuła,
że zaciera się granica pomiędzy światem żywych
a umarłych. Nie zdążyła pomyśleć o ucieczce, gdy
podszedł do niej jakiś mężczyzna, którego twarzy
nie mogła zobaczyć i bez słowa podał jej kielich napełniony
krwią albo czerwonym winem, który wiedziona
trudnym do wytłumaczenia imperatywem
wewnętrznym podniosła do ust. Po chwili poczuła,
że zaczyna się jej kręcić w głowie, a krąg otaczających
ją ludzi się zacieśnia, że dotykają ją czyjeś
ręce i odzierają z odzienia, aż wreszcie całkiem
naga znalazła się na ołtarzu i z szeroko rozłożonymi
rękami i nogami czekała na tego, którego wzywano,
aby się zjawił i napełnił ją swoim nasieniem.
Nie musiał mówić kim jest, wiedziała, że to jej brat,
którego ciało służyło teraz obcej, demonicznej sile
i czuła, że siła ta przenika ją na wskroś i że niebawem
będzie musiała wydać na świat jej owoce.
Nie wiedziała, kiedy i jak trafiła z powrotem domu,
a on nie odstępował jej teraz ani na krok tak jakby
była najcenniejszą istotą na świecie, nie było jednak
mowy o tym, aby mogła udać się dokądkolwiek.
Czuła się więźniem w wielkim domu na wrzosowisku,
a kiedy była bliska utraty zmysłów ukazał się
jej we śnie duch własnej matki, a po przebudzeniu
ujrzała lekko wystający spod łóżka jej pamiętnik.
Początkowo nie chciała wierzyć własnym oczom,
lecz po chwili odetchnęła z ulgą, przeczytawszy, że
dziecko znalezione siedemnaście lat temu przez
ojca nocą na wrzosowisku z całą pewnością nie
było jej bratem, a jedynie rodzice chcąc zatrzymać
noworodka powiedzieli, że urodziły się im bliźnięta,
chłopiec i dziewczynka.
Od tej chwili Brigid patrzyła na Lugha jak na obcego,
a cała jej dotychczasowa miłość do niego
przeobraziła się w nienawiść. Myśl o zemście nie
opuszczała jej ani na chwilę i spędzała całe godziny
przemyśliwując jak go zabić. Wiedziała, że zabić
demona, który wcielił się w ludzką postać nie będzie
łatwo i że będzie musiała użyć szczególnych
środków, jakich używali jej przodkowie. Śniła też,
że jest boginią, a nad jej głową krąży stado nietoperzy
i że trzyma w dłoni wielki, obosieczny miecz,
zaś intuicja podpowiadała jej, że ma misję szczególnego
rodzaju do wypełnienia, że musi uwolnić
uwięzione w nietoperzach ludzkie dusze. Wierzyła
w życie po śmierci i wędrówkę dusz.
Równie zbrodnicze instynkty żywiła w stosunku do
swojego nienarodzonego dziecka, ale żaden sposób
na pozbycie się go nie okazał się skuteczny.
Nie mogła uwolnić się od ciąży i czuła, że to coś, co
rozwija się w jej łonie nie tylko wysysa z niej wszystkie
soki, ale równocześnie zabija w niej radość
i wolę życia. Świat zmienił raptownie swoje oblicze
i nawet słońce utraciło dawny blask, a jedynie księżyc,
jak dawniej wielki i pomarańczowy zdawał się
przepowiadać swoje rychłe zwycięstwo.
-Zło zawładnie światem – usłyszała jakiś głos
w chwili, gdy tuż przed zachodem słońca, które
właśnie topiło się w oceanie, poczuła pierwsze
bóle. Nadciągała najkrótsza noc w roku, noc podczas
której od niepamiętnych czasów na urwistych,
klifowych zboczach zbierał się sabat czarownic.
Zdawała sobie doskonale sprawę, że to ostatni
moment na działanie i że jeżeli teraz nie zrobi nic,
to nie otrzyma już drugiej szansy. Była pewna, że
takie dziecko nie może się narodzić, bo to tak jakby
wylać całą czarę zła na niczego niespodziewającą
się ludzkość.
-Czy to jednak może usprawiedliwić morderstwo?
– zadręczała się, a rozpacz prowadziła ją w odmienne
stany świadomości. Czuła, że znalazła
się nad skrajem przepaści i nie ma odwrotu, lecz
równocześnie nadal oczekiwała odpowiedzi na pytanie
za jakie grzechy skazano ją na taki bezmiar
cierpienia, postawiono przed koniecznością dokonania
wyboru, jakiego nigdy nie musiała dokonać
w dziejach ludzkości żadna matka.
-Medea zamordowała swoje dzieci z wściekłości do
Jazona, który porzucił ją dla innej kobiety – usłyszała
znowu czyjś głos. Te głosy i szepty doprowadzały
ją do szaleństwa; nie czuła się predysponowana do
tego, aby zbawić świat. W tym momencie pokój wypełniła
świetlista postać przypominająca anioła, który
rzekł: Nie lękaj się pójść za mną, w nagrodę za twoje
poświęcenie zostanie ci podarowane drugie życie.
-Zabić człowieka nie jest łatwo, a co dopiero kogoś
kogo się niegdyś kochało – szeptał nadal jej
wewnętrzny głos, z drugiej jednak strony myśl, że
gdyby Lugh był normalnym człowiekiem nie wyrządziłby
jej tak wielkiej krzywdy prowadziła do
wniosku, że jego śmierć będzie mniejszym złem.
Od dawna w najgłębszej tajemnicy szepcząc zaklęcia
przygotowywała miksturę z jemioły spodziewając
się, że go odurzy. Matka zapewniała ją, że druidzi nie
składali ofiar z ludzi, aby zyskać przychylność bogów,
lecz aby zapobiec pojawianiu się demonów, a Brigid
była pewna, że ma do czynienia z demonem.
Przybyła do domu na wrzosowiskach ekipa śledcza
zastała makabryczny widok. Pod lampą wisiała
całkowicie naga dziewczyna z powrozem na szyi.
Głowa denatki opadła bezwładnie na piersi otulając
jej ciało płaszczem długich, płomiennorudych
włosów. Na podłodze leżał bez oznak życia noworodek,
który przyszedł na świat w chwili, gdy jego
matka targnęła się na życie. Nie mniej wstrząsające
wrażenie robiły zwłoki młodego mężczyzny
z rozłupaną czaszką i przegryzionym przez psa
gardłem.
Wielki pies, rasy wilczarz irlandzki ze sklejoną od
krwi sierścią leżał spokojnie na progu domu nie przejawiając
w stosunku do nikogo agresywnych zamiarów
i tylko od czasu do czasu wył tak jakby spodziewał
się, że przywoła z powrotem swoją panią. |
♦ Zobacz inne utwory autora » ♦ Skomentuj »
KOMENTARZE Ułóż od najnowszych ↑
Akapity, proszę! |
Naprawdę wystarczy się zalogować, wcisnąć na zielony napis 'edytuj' i powciskać we właściwych miejscach ENTER.
Proszę? |
Autor: Whitefire
Data: 00:58 8.11.10
|
Straszny dom |
No cóż trochę krótkie i mało treściwe ale ciekawe . |
Autor: kero
Data: 11:11 27.05.13
|
« Powrót
Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji. Zapisało się nas już 2008 Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe Po stronie kręci się 125 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 125 gości. |
|
|
|
|
◊ Myśl ◊
Bo z wielu zajęć przychodzą sny, a marność z nadmiaru słów.
- Koh 5,6
|
|
|
|
|
|
|
|