Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Neandertal cz.2.

Kamień spadł mi z serca, nie doprowadziłem do wybicia swoich pra, praprzodków na samym starcie ich po zwierzęcego rozwoju, przynajmniej jeszcze nie... Małpoludy tylko polują sobie. Tym samym niestety, obalili mój pieczołowicie układany obraz samca-leniucha. I to akurat w momencie, kiedy próbowałem się w niego wpasować, wyobrażając sobie błogie lenistwo, bogato „opalane” ziołem którego tajemnicę koniecznie muszę wykraść szamanowi.

Jedno tylko dalej nie daje mi spokoju. Mianowicie po co dwóch gości, mocno ryzykując, schodziło na dół, skoro to co będzie biegło z góry, spłoszone, jak się domyślam, przez tych co od nas odstąpili w górze strumienia, ma wpaść w rozstawioną siatkę. No i może jeszcze jedno. Wolałbym, żeby te „coś” co będzie tędy czmychać nie przekraczało rozmiarami zwykłego kozła czy barana. Na wszelki wypadek lepiej już teraz rozejrzeć się za bezpiecznym schronieniem. Nie żeby mnie cykoria naszła, ale w tym wypadku dam się wykazać innym, szczególnie że jak podejrzewam duże znaczenie będzie tu miała szybkość oraz siła.

Chociaż brzegi wąwozu bardzo stromo wznosiły się na dość sporą wysokość, na oko z 40 metrów, udało mi się wypatrzeć kilka szczelin. Przy odrobinie szczęścia, wykorzystując zamieszanie które pewnie powstanie kiedy zjawią się tu zwierzęta, może uda mi się czmychnąć taką rozpadliną na górę.

Małpoludy skończyły montować siatki, które w tym momencie zaczęły tworzyć coś na kształt prymitywnej zagrody, z wąskim wejściem, jeszcze nie zamkniętym, ale wyposażonym w gotowe by to zrobić liny, oraz stopniowo rozszerzającą się aż po sam kraniec urwiska częścią. Wygląda na to że mają zamiar złapać kilka zwierząt żywcem, bo inaczej nie musieli by rozpinać sznurów, wystarczyło by zepchnąć stado w przepaść, na dole poza podziałem mięsa nie było by już wiele do zrobienia. Zagroda podpowiadała mi jeszcze jedną nienajgorszą nowinę. Gdyby z góry miały pędzić mamuty, albo wściekłe nosorożce, taką siateczkę to by sobie mogli w „buciki” wsadzić, oczywiście, gdyby je sobie wcześniej uszyli. Zwierzęta których się spodziewali raczej nie są większe od saren, oby.

Słońce zaczęło już przygrzewać, co połączywszy z normalną tu wilgotnością nie spadającą poniżej 130 procent zapowiadało niewątpliwie kolejny, ekstremalnie wyczerpujący dzień. Mam nadzieję że nie każą mi tachać z powrotem ćwierćtonowego cielaka, tym bardziej że tym razem pójdziemy w samo południe i w dodatku dość stromo pod górkę. Jeśli tak, to ja wymiękam i dzwonię po taryfę. Mogę nawet poczekać aż wybudują mi tu autostradę. W każdym razie nigdzie się nie ruszam i tyle!

No i nie ruszałem się... kolejnych 6 cholernie długich godzin. Poza tym że było duszno, gorąco i dosłownie zjadały mnie komary wielkości przekarmionych kanarków, nie działo się zupełnie nic. Czekaliśmy... Nie raz nudziłem się na lekcjach, kursach, czy innych mądrych wykładach, ale te 6 nieskończenie długich godzin przebiło wszystko. Małpoludy powciskały się w szczeliny maskując w ten sposób swoją obecność. Niestety w „moją” szczelinę wkomponował się sam Herszto, wraz z swymi dwoma przydupasami. Jednego zacząłem wyróżniać z reszty małpiszonów po rozerwanym uchu, drugi, co zauważyłem dopiero teraz, miał jedno oko uszkodzone, widocznie w jakiejś wcześniejszej potyczce. Tutejsze przepisy BHP pozostawały wiele do życzenia.

Nici zatem z ucieczki, na dodatek utkwiłem tutaj z panem Herszto, oraz przemiłymi panami Oko i Ucho. I jakby samo towarzystwo nie było wystarczająco dyskomfortowe, to każda, najmniejsza próba zmiany pozycji, czy jakikolwiek inny ruch spotykał się natychmiast z karcącym warknięciem szefunia.

Było już sporo po południu, kiedy Herszto zaczął węszyć. Coś się działo. Mimo że nie było jeszcze nic słychać, on wyczuł już zbliżającą się nagonkę. Syknął jeszcze na nas, każąc się uciszyć. Swoją drogą ciekawe jak uniwersalne są niektóre z gestów i zachowań, że stosują je nawet tak prymitywne małpiszonowate stwory. W każdym razie nie miałem ochoty wchodzić mu w drogę, chce ciszy, proszę bardzo, chociaż nie wyobrażam sobie żeby mogła zapaść jeszcze głębsza. Herszto nadstawił ucha i nasłuchiwał. Po chwili przerwał z mruknięciem i wydaje mi się że na jego twarzy, czy raczej pysku, dostrzegłem uśmiech. Nic dziwnego, pewnie i on miał dość tego wyczekiwania, a skoro usłyszał nagonkę pewnie oznacza to już jego koniec.

Minęła jeszcze dobra chwila, zanim też coś usłyszałem. Mimo iż szum spadającego w dół strumienia zdawał się wysysać wszelkie inne dźwięki, szczególnie jeśli wsłuchiwało się uważnie w ten odgłos przez ostatnie kilka godzin, przedarły się do mnie dobiegające z dość daleka głosy. Coś jakby wycie, ale krótkie, przerywane. Za chwilę usłyszałem trącane kamienie, jakby ze zbocza schodziła mała lawina skalna i prawie natychmiast zza ostatniego przed wodospadem zakrętu wypadło rozpędzone stado.

Wspaniałe, smukłe sarny z błyszczącą jasnobrązową, króciutką sierścią, oraz wspaniałymi długimi rogami. Całe stado gnało z niesamowitą gracją w śmiertelnym pędzie wprost ku zastawionej przez myśliwych zasadzce. Miałem olbrzymią ochotę wstać i spłoszyć je. Wyglądały jak uosobienie wdzięku i gracji, czyste przeciwieństwo małpoludów. Piękne i bestie, a ja po niewłaściwej stronie. O nie, na pewno nie przyłożę ręki do tej rzezi.

Stado przemknęło obok nas. Z bliska widziałem wyraźnie ich wysiłek. Z trudem łapane powietrze po długim biegu w upale. Napięte mięśnie coraz gorzej podrywały smukłe ciała do następnych skoków po nierównym terenie. Stado nie tylko zbliżało się do skraju przepaści, zbliżało się też do skraju wyczerpania. Jakby na potwierdzenie tych złów, jedna z saren wywaliła się na wprost przede mną w ten sposób że upadła łbem prosto w wodę. Nawet bezpośrednie zagrożenie utopienia się, nie było w stanie ją podźwignąć. Wierzgnęła tylko jeszcze parę razy, i już tak została. Może to był zawał. Czytałem kiedyś że koń puszczony galopem w upale nie jest w stanie prześcignąć człowieka, przegrzeje swój organizm i zdechnie. Człowiek ma wydajniejszy system chłodzenia się. Może to prawda, w każdym razie to zwierze przede mną nie wytrzymało wyścigu z małpoludami które je ścigały.

A skoro o nich mowa, to małponaganiacze właśnie wyłonili się zza zakola. Sześć małpiszonów wymalowanych w krzykliwe kolory, wymachujących łapskami i trzymanymi w nich kijami darło się ponad wszelką dopuszczalną skalę zaganiając nieświadome zwierzęta prosto w pułapkę.

Cały czas zastanawiałem się dlaczego nie zrobili tej zasadzki nieco wyżej. Skoro mają liny, przepaść do niczego nie jest im potrzebna. Niestety moja ciekawość została zaspokojona. Okazało się że ich prymitywna sieć nie było w stanie zatrzymać nawet połowy stada. Z około 25 sztuk, w prymitywnej zagrodzie zatrzymało się tylko siedem. Kilka sztuk wyswobodziwszy się próbowała czmychnąć strumieniem, ale prąd był zbyt silny. Może choć jednej parce udało się wydostać z wody po upadku z wodospadu, naprawdę mam taką nadzieję. Kilka nie zatrzymawszy się na siatce, lub po prostu przeskoczywszy ją zniknęło mi z oczu tuż za krawędzią. W tej chwili ich resztki pewnie są zeskrobywane z kamieni przez tych dwóch co zeszło na dół.

Co do reszty stada, spodziewałem się teraz zobaczyć krwawą rzeź. Ubijanie piszczących i wyrywających się saren. Może nawet wyrywanie bijących serc, zjadanie ciepłej wątroby i tego typu rytuały. Widocznie chora fantazja wykarmiona holiwoodzkimi superprodukcjami za bardzo mnie poniosła.

Małpoludy zamknęły szybko wyjście z „zagrody”, a później z wprawą, świadczącą niewątpliwie że nie robią tego pierwszy raz naganiały wystraszone siedem sztuk w jeden róg. Jeden większy samiec, wymykając się w ostatniej chwili śmierci, wziął nieco rozpędu i potężnym skokiem przeskoczył liny, częstując przy okazji pana Ucho potężnym kopniakiem w ramię. Następnie szybko czmychnął w górę strumienia, ten był wolny. Reszcie szybko nałożono pęta na szyje. O ile wcześniej były wystraszone, teraz dostały prawdziwego szału. Wyrywały się ciągnąc silnie w przeciwną stronę, kopiąc przy okazji i czyniąc użytek ze swych wspaniałych rogów. Mimochodem prezentując mi skąd wzięły się tak liczne blizny u małpoludów.

Szamotanina trwała dobre piętnaście minut. Tyle było potrzeba, by każdej „sarence” przydzielono po dwie „opaski”. Gdy już z którąś udała się ta sztuka, wyciągano ją z zagrody. Dwóch małpoludów, utrzymując bezpieczną odległość po obu jej stronach odprowadzało ją, widocznie do obozu. Wątpię żeby chwytanie żywych zwierząt wynikało z chęci ich udomowienia, ale w warunkach kiedy lodówki bywają trudno dostępne przechowywanie jakiś czas żywej zwierzyny to na pewno uzasadniony pomysł. A może by tak wymyślić puszkowanie, peklowanie i takie tam...

Do obozowiska wyruszyło sześć dorodnych, żywych sarenek, albo antylop w zasadzie to nie wiem co dokładnie upolowaliśmy. Na pewno nie kojarzyłem takich zwierząt z Atlasu Zwierząt, ale mógł to równie dobrze być nie opisany tam podgatunek co całkiem wymarły w moich czasach gatunek.

Prawdziwe „łupy” zaczęły natomiast nadchodzić z dołu. Eleganckie wstępnie oprawione połówki i ćwiartki wędrowały na linach do góry, rozchwytywane niemal natychmiast przez wyczekujące ich niecierpliwie myśliwych. Herszto osobiście doglądał podziału. Najgorsze że mnie wypatrzył i pewnie i mnie nie ominie taszczenie. Nie pracujesz nie jesz...? Lepiej chyba jak podejdę i wypatrzę dla siebie jakąś malutką ćwiartkę.

Nawet z 10 kilogramową ćwiartką, droga powrotna nie będzie łatwa.

W tym momencie coś błysnęło mi po oku i to wyraźnie silniej niż zwykłe odbłyski światła na falach. Cofnąłem się nieco żeby zaspokoić ciekawość i stanąłem jak wryty. Takiego znaleziska to się na pewno tu nie spodziewałem.

 Autor: Taron78
 Data publikacji: 2010-12-17
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 247 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 247 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Wiedzcie, że dla poety jedna tylko droga:
W sercu szukać natchnienia i dążyć do Boga!

  - Adam Mickiewicz
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.