Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Opowieść

                        OPOWIEŚĆ”

Opowieść ta będzie baśnią jakich wiele na świecie, jednak takich baśni nigdy dość. Opowiadać będzie o  losach trzech starych ras- tak starych, jak świat w którym się one dzieją. I oby ten kto ją przeczyta chodź na chwilę zastanowił się dokąd zmierza nasz świat.

W pięknym ogrodzie już z daleka było słychać głośną kłótnię. Dwa najstarsze osobniki żyjące w tym miejscu spojrzały na siebie.

- Słyszysz znowu się kłócą- stwierdził stary Pegaz

- Tak wiem- odpowiedział mu równie stary Jednorożec- Myślisz że  i tym razem chodzi o to samo?

- Sądzę że tak.- oblicze Pegaza stało się nagle smutne.  - I co z tym zrobimy?

Jednorożec zapatrzył się w dal, stał tak jakiś czas pogrążony we własnych myślach. W końcu powoli otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na swego towarzysz.

- Myślę że już nadszedł czas na Opowieść.- w jego głosie próżno było szukać zadowolenia które zwykle towarzyszy bajarzowi który ma snuć opowieści.

Jego rozmówca spojrzał na niego, wiedział ile kosztowało go podjęcie tej decyzji- sam zresztą niedawno zmagał się z tym samym pytaniem. Wówczas nie potrafił samemu sobie odpowiedzieć na pytanie czy już nadszedł czas na Opowieść. Obaj znów zapatrzyli się przed siebie.

- Są jeszcze tacy młodzi…- stwierdził z bólem Pegaz- Czy wolno nam obarczać ich tym wszystkim co wiemy. Czy można mówić tym młodym istotom o tym jak wiele od nich zależy. Poza tym jak powiedzieć  że to nasza wina, że to wszystko przez nas?

- Za błędy zawsze trzeba płacić bracie, wiemy o tym od dawna- jednorożec smutno potrząsną grzywą- Jeśli teraz im tego nie powiemy nic się nie zmieni. A przecież po to to wszystko, po to by historia znów nie zatoczyła koła.

- Masz rację i tak kiedyś będzie trzeba to zrobić, miałem tylko nadzieję że to jeszcze nie dziś że może za parę lat. 

Podjęli więc decyzję, a miała ona już na zawsze zmienić los ich bliskich. Kopyto przy kopycie obaj podeszli do kłócących się  istot.

Była to bardzo dziwna zbieranina. Sześcioro źrebiąt Jednorożca, i tyleż samo źrebiąt Pegaza oraz co najdziwniejsze Szustka ludzkich dzieci po dwoje z każdej rasy. Nieopodal pasło się stado koni, nawet niespecjalnie pięknych jednak silnych i dumnych.

            Kiedy kłócąca się zgraja młodych istot spostrzegła idących ku nim starców zaprzestała sporów. Wszystkie ustawiły się grzecznie w półkolu i ukłoniły się każdemu ze starszych. Wtedy odezwał się Jednorożec:

- Słyszeliśmy że się spieracie, chcemy wiedzieć o co chodzi- Jego spojrzenie padło na  najstarsze dziecko z całej grupy.  Czarnoskóry chłopak spojrzał na jednorożca i powiedział powoli:

- Dziadku od dawna zastanawiamy się która z naszych ras jest najlepsza i największa? Każdy z nas ma coś wyjątkowego; pegazy skrzydła, jednorożce róg a ludzie panują nad innymi istotami. A mimo to nie potrafimy powiedzieć która rasa jest najlepsza.

            Pegaz i Jednorożec spojrzeli na siebie, właśnie tego najbardziej się obawiali, historia wróciła do punktu wyjścia i trzeba było rozpocząć ją od nowa. Obaj wiedzieli, że ten ciężar spoczął właśnie na nich ,gdyż to oni byli odpowiedzialni za to co niegdyś się stało. Wiedzieli także że jeśli znów popełnią błędy to wszystko zacznie się od nowa- a nie o to przecież  chodziło. Chcieli by te młode istoty stały się początkiem świata- ale świata lepszego niż ten w którym żyją teraz.

Pegaz spokojnie spojrzał na całą gromadę i przemówił powoli:

-Moi drodzy dziś będziemy snuć wielką Opowieść, nie będzie to jednak bajka lecz prawdziwa historia tego co niegdyś się zdarzyło. Mamy nadzieję, że kiedy już jej wysłuchacie będziecie w stanie sami sobie odpowiedzieć kto z was jest najlepszy i największy.

Wszystkie oczy płonące ciekawością były wpatrzone w dwoje starców a uszy młodzików łowiły każde słowo. I tak Jednorożec rozpoczął Opowieść. 

- U zarania dziejów kiedy świat dopiero został stworzony przez Najwyższego istniały cztery potężne siły.  Zwały się one: Woda, Ogień, Powietrze oraz Ziemia. Każda z nich była już sama w sobie wielką i niszcząca jednak dopiero ich połączenie pokazywało jak bardzo mogą być one potężne i niebezpieczne. Jednak mimo istnienia tychże sił świat był pusty. Aby go zapełnić Stwórca postanowił iż stworzy istoty które na tym świecie będą mogły żyć. I tak z twardej Ziemi i płonącego Ognia stworzył mnie -pierwszego Jednorożca. Rzekł mi wówczas iż będę zawsze twardy i niezniszczalny jak ziemia z której zostałem stworzony a ogień w mym sercu i rogu pozwoli mi panować nad wszystkim co stąpa po ziemi oraz tym co żyje pod nią. Lecz Pan w swej mądrości dla równowagi stworzył także  drugą istotę. Wasz dziadek Pegaz został stworzony z szybkiego Wiatru i życiodajnej Wody. Pod jego panowaniem znalazło się wszystko to co żyje w przestworza oraz to co pływa w wodzie. I tak każdy z nas objął własne królestwo. Jednak szybko stało się jasne że dwie tak potężne istoty nie są w stanie żyć razem w jednym miejscu. Mimo że nasz świat był ogromny dla nas obu brakowało w nim miejsca. Dlatego zaczęliśmy się  zaciekle zwalczać, jednak nigdy żaden z nas nie odnosił zwycięstwa gdyż żywioły które w nas szalały były sobie równe. Trwało to bardzo długa jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Wszechmocny widząc nasze postępowanie powiedział dosyć i stworzył wówczas nową istotę. Stworzył ją z prochu Ziemi zmieszanej z Wodą, w jej nozdrza tchnął Powietrze a w sercu rozpalił Ogień i nazwał tą istotę Człowiekiem. Rzekł wtedy człowiekowi iż stwarza go ze wszystkich żywiołów aby wszystko co im odpowiada było mu posłuszne. I tak człowiek stał się potężniejszy od nas. Jednak my w swej pysze nie chcieliśmy tego przyznać. Uznaliśmy człowieka za słabego i kruchego zwłaszcza że nie znał on magii.  Nawet magia  imienia była mu obca, dlatego wydawało się nam że człowiek nigdy nie będzie nad nami panować. Jednak czas pokazał że byliśmy w błędzie.

            Człowiek był inny niż my, a jednak mieliśmy jedną cechę wspólną- a była nią pycha. Ogród pod panowaniem nowego stworzenia zaczął się zmieniać, naszym zdaniem na gorsze. Aż pewnego dnia jedno ze zwierząt chcąc przywrócić stary porządek skusiło człowieka. Za namową owego zwierzęcia człowiek zerwał owoc z drzewa z którego zakazano jeść wszystkim mieszkańcom ogrodu. Kiedy Stwórca się o tym dowiedział wygnał człowieka z Raju i zakazał mu do niego wstępu. Ja i Pegaz byliśmy zadowoleni. Uznaliśmy iż człowiek już nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia i nigdy więcej nie będziemy musieli mu się podporządkować. W tym przekonaniu trwaliśmy setki lat. Nie widzieliśmy już więcej nowej istoty - my żyliśmy w Raju- ona poza nim.  Nie mogliśmy wiedzieć jak bardzo rozrósł się ludzki ród i jak bardzo urósł w pychę. Jednak pewnego dnia wszystko się zmieniło. Najwyższy pożałował swego stworzenia  i obrócił się przeciw człowiekowi - zniszczył niemal całą jego rasę. Ochronił tylko garstkę ludzi sądząc że dzięki nim wyprostuje to przekorne plemię. Na resztę ludzkości zesłał wielką wodę która zgładziła wszystkich. My byliśmy bezpiecznie w Ogrodzie w którym rosło Drzewo Życia. Co więcej sądziliśmy że ludzie zasłużyli sobie na to co się z nimi stało. Nie zauważyliśmy jednak,  jak bardzo ludzie byli do nas podobni. Pan ukarał ich za pychę, za wzajemne zwalczanie się i ciągłe wojny. Wówczas nie chcieliśmy zauważyć iż my robimy to samo, tyle że w naszym przypadku jeden gatunek zwalczał drugi.

            Wkrótce miało się okazać iż nasze rasy też zaczynają zmierzać ku zagładzie. Stało się tak przez dwoje młodych. Młodość jak wiecie rządzi się swoimi prawami, często dochodzi też do zatarcia się niektórych granic, a wtedy dzieją się rzeczy które wydawały by się niemożliwe. Dla nas starych przekroczeniem wszelkich granic stała się miłość Córki Pegaza do mego syna.

            Stary Jednorożec zapatrzył się w dal, nikt poza Pegazem nie potrafił zgadnąć o czym teraz myślał i dlaczego jego oblicze wyrażało tak bezgraniczny smutek. Dalszą cześć opowieści podjął Pegaz;

- Naszym błędem było to, że nie wzięliśmy pod uwagę tego iż są na świecie miejsca w których wszystkie żywioły stykają się ze sobą. Wcześniej sądziliśmy, iż połączenie się pegazów i jednorożców jest  niemożliwe, stało się jednak inaczej. Moja córka spotkała pewnego dnia syna Pegaza i pokochała go całym sercem. Wkrótce okazało się iż była to miłość wzajemna i młodzi postawili za wszelką cenę być ze sobą. My jednak byliśmy wściekli- moja córka kochała syna wroga i nawet się z tym nie kryła. Była na tyle bezczelna by przyjść do mnie po błogosławieństwo którego oczywiście jej nie udzieliłem. Uznałem swą potomkinię za zdrajcę krwi i rozkazałem jej pozbyć się ukochanego. Ona jednak tego nie zrobiła, co więcej poszła do Jednorożca i to jego poprosiła o zgodę na ich związek. Po raz pierwszy od czasu stworzenia człowieka ja i Jednorożec byliśmy zgodni- uznaliśmy że niewolno dopuścić do związku  naszych dzieci. Każdy z nas zabrał swego potomka do stada i surowo ukarał aby dać mu nauczkę i przestrzec innych przed podobnymi pomysłami. Jednak miłość młodych okazała się naprawdę silna i pewnego dnia uciekli razem z Raju. Obaj czekaliśmy kiedy wrócą, lecz oni nie wrócili.  To wprawiło nas w jeszcze większą złość, odszukaliśmy ich i nakazali powrót do stada jednak oni woleli zostać poza Ogrodem. Wiedzieli iż prędzej czy później skończy się to  dla nich śmiercią, mimo to trwali przy swoim. Oświadczyli iż wolą te kilka lat życia razem niż całą wieczność bez siebie.  Jednorożec i ja odeszliśmy więc i zostawiliśmy młodych w spokoju- zakazaliśmy im jednak wstępu do bram Raju uznając ich za nieczystych.

            Po zaledwie chwili według naszej miary czasu dowiedzieliśmy się że moja córka spodziewa się źrebaka. Ta wiadomość zmiękczyła nasze kamienne serca ale zarazem posłużyła do obmyślenia chytrego planu jak rozdzielić młodych. Kiedy nadszedł czas rozwiązania Jednorożec wraz ze mną udał się do zagajnika w którym mieszkali młodzi. Ujrzeliśmy tam nowo narodzone źrebię bez rogu i bez skrzydeł. Jak pewnie wiecie o tym kim się stajemy decyduje dotknięcie źrebaka rogiem lub muśnięcie go skrzydłem. Musi to jednak zrobić przewodnik stada innej możliwości niema. W swym okrucieństwie kazaliśmy pegaziej córce i jednorożcowi wybierać kim chcą by ich dziecko się stało. Wybór ten był ważny gdyż decydował o tym które ze stad ma się podjąć opieki nad nią i źrebakiem.  I wówczas doszło do czegoś czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Moja córka strasznie się rozgniewała i zażądała aby każdy z nas dotknął nowo narodzonej istoty tak by stała się ona pomostem pomiędzy naszymi gatunkami. My jednak pozostaliśmy niewzruszeni, żaden z nas nie zamierzał dotknąć źrebaka jeśli zrobi to ten drugi. Ponownie nakazaliśmy młodym wybierać. I wtedy oni wybrali. Oświadczyli że niczego się dotąd nie nauczyliśmy i kazali nam odejść.  Zapytałem wówczas swoją córkę kim będzie jej źrebak jeśli żadne z nas go nie naznaczy. Spojrzała na mnie hardym wzrokiem i rzekła: „ To dziecko nie będzie ani pegazem ani jednorożcem. Stanie się ojcem nowej rasy, pierwszej rasy nie stworzonej przez Najwyższego. I abyście pamiętali czego symbolem będzie ta istota nadaje jej gatunkowi nazwę Konie. Czynię tak byście zapamiętali że wraz z jej przyjściem na świat doszło do końca nienawiści (KOniec  NIEnawiści) pomiędzy jednorożcami i pegazami.”.

            Słowa mojej córki były dla nas prawdziwym ciosem gdyż do tej pory żadna z istot nigdy nie śmiała się nam sprzeciwić. Opuściliśmy wiec polanę i wróciliśmy do Raju, obaj jednak wiedzieliśmy że od tej pory nasze dzieci dla nas umarły i że już nigdy się z nimi nie spotkamy. Nikt nigdy nie wzgardził nami a już na pewno nie w taki sposób. Nigdy też nikomu nie wspomnieliśmy o tym jak nas upokorzono. Zamiast wyciągnąć wnioski z tej lekcji zaczęliśmy się wzajemnie obwiniać a efektem tego były jeszcze zacieklejsze wojny jakie ze sobą prowadziliśmy. Nasza szlachetna krew lała się strumieniami i nikt nie był w stanie nas powstrzymać. Jeden winił drugiego za upokorzenie którego doznaliśmy i żaden nie chciał przyznać do błędu. I tak wojna trwała przez  wiele setek lat. Coraz więcej Jednorożców i Pegazów zaczęło odchodzić ze stada. W wszystkie one były zmęczone ciągłym rozlewam krwi.  Wybierali wprawdzie powolną śmierć jednak dzięki temu mieli spokój. Każdego dnia jeden z naszych braci opuszczał stado by nigdy nie powrócić. Nazywaliśmy ich wówczas zdrajcami i dalej trwaliśmy w swym uporze i przekonaniu że to co robimy jest słuszne. Trwało to setki lat aż do czasu kiedy wreszcie zrozumieliśmy iż nie ma to sensu.

            Pewnego dnia stanęliśmy prze sobą tylko my dwaj, nikogo innego już z nami nie było. Stoczyliśmy wtedy najcięższą z naszych dotychczasowych potyczek. Poraniliśmy się tak dotkliwie iż żaden z nas przez wiele tygodni nie był w stanie się ruszyć. Wzywaliśmy wielokrotnie naszych braci i siostry ale oni nie przychodzili. Wołaliśmy ich imionami jakie nosili w stadzie a kiedy to zawiodło wypowiadaliśmy ich prawdziwe imiona. Jednak i to nie poskutkowało- przez wiele miesięcy nikt nie odpowiedział na wezwanie. Z konieczności skazani na własne towarzystwo rozmawialiśmy ze sobą, najpierw z wielką nienawiścią i pogardą później ze złością i pretensjami aż w końcu nauczyliśmy się rozmawiać ze sobą jak równy z równym. Po którejś rozmowie doszliśmy do wniosku iż to co robimy nie ma sensu – obaj byliśmy sobie równi  o czym tak naprawdę wiedzieliśmy od dawna. Przyrzekliśmy sobie nawzajem że już nigdy jeden nie zaatakuje drugiego i do tej pory dotrzymaliśmy przyrzeczenia. Po wielu wspólnych dyskusjach przekonaliśmy się jak wiele nas łączy i tylko jedna rzecz nie dawała nam spokoju- dlaczego nikt z naszych potomków nie odpowiedział na wezwanie. Uznaliśmy że magia imienia nie działa poza ogrodem i żeby to sprawdzić każdy z nas wyruszył w długą podroż. Jak się potem miało okazać ta właśnie podróż stała się początkiem waszego istnienia dzieci. 

            Pegaz zamilkł i spojrzał na młodzież. Dalszą część opowieści podjął wiec Jednorożec.

- Każdy z nas ruszył w inną stronę, obawialiśmy się że jeżeli pójdziemy razem nasi pobratymcy nie będą chcieli z nami rozmawiać. Ja ruszyłem w drogę ku rozległym równinom, uznałem iż są tam odpowiednie warunki by jednorożce mogły tam swobodnie i dostatnio żyć. Było tam pięknie, pożywienia i wody było pod dostatkiem a niewielu strażników wystarczyło by z daleka wypatrzyć potencjalne zagrożenie. Zresztą według mnie  na świecie nie było żadnego zagrożenia dla naszej rasy. Siły z których zostaliśmy stworzeni pozwalały nam panować nad wszystkimi żywymi istotami poza ludźmi a ponadto mogliśmy porozumieć się z każdą istotą. Jednak świat się zmienił, im dalej wędrowałem tym boleśniej się o tym przekonywałem. Niegdyś piękne równiny stały się suchym jałowym pustkowiem, wtedy też zrozumiałem iż w takich warunkach żaden jednorożec nie mógł by żyć. Szukałem więc coraz dalej i dalej a to co widziałem napawało mnie coraz większym przerażeniem. Cały świat zdawał się być zniszczony a  ja nie rozumiałem jak to mogło się stać. Przecież stworzenie świata trwało według naszego czasu 6 dni ale według krótkiego czasu ludzi było to wiele setek lat. Jak wiec możliwe by świat w tak krótkim czasie uległ tak straszliwemu okaleczeniu. Wszędzie dokądkolwiek się udałem widziałem ziemię pokrytą ranami i bliznami. Zniknęły gdzieś lasy, łąki, dżungle, knieje, tundry i tajgi a ich miejsce zajęły staranne równe kwadraciki na których w równych rzędach rosły przedziwne rośliny.  Inne miejsca wyglądały jeszcze gorzej. Pamiętam pewne miejsce w którym gdzie okiem sięgnąć nie istniało nic, nie było zwierząt roślin a jedynie jałowa ziemia. Najgorsze było to że kiedy stąpałem po tej glebie czułem się chory i zbrukany. Nie chcąc oglądać dalej tego wszystkiego zstąpiłem do mego drugiego królestwa. Jednak i to nie ukoiło mego bólu a jedynie jeszcze bardziej go pogłębiło. Podziemne królestwo było w równie opłakanym stanie. Tysiące niekończących się korytarzy ziejących pustką, widziałem także wiele podziemnych jezior, jedne wyschnięte a inne skażone. Gleba także była skażona i jałowa, a z jej trzewi wyrwano wszystko co tylko Stwórca w niej umieścił. Zniknęły rudy srebra i złota zniknęły kamienie, węgiel a nawet ropa. Ogromne wulkany- serca naszej planety były zasypane jakimiś dziwacznym rzeczami których nie byłem w stanie nawet nazwać. Powróciłem na ziemię i zacząłem się zastanawiać co mogło się stać- jakim cudem doszło do tak okrutnego zbeszczeszczania mych królestw. Nie mogłem tego zrozumieć sądziłem ze musi to być jakaś potworna plaga tylko nie umiałem wtedy jej nazwać. Kiedy jednak wreszcie to do mnie dotarło zmroziło mi krew w żyłach i przez wiele miesięcy nie byłem w stanie otrząsnąć się z szoku. Tą plagą okazał się być człowiek, ten sam człowiek który został wygnany z raju i któremu dano moc panowania nad żywiołami.

            Jednorożec spojrzał na swego przyjaciela, ten skinął mu głową i  dalszą część opowieści podjął Pegaz.

- Pozwólcie dzieci że teraz  wam opowiem o tym co ja widziałem podczas swej podróży. Kiedy wyszedłem z Raju także zauważyłem iż coś jest nie tak. Powietrze wokół mnie miało dziwną barwę i kwaśny posmak a od oddychania nim rozbolały mnie płuca. Coś złego stało się także z wodą której jak się szybko okazało nie mogłem pić, zmuszony byłem za pomocą magii przywoływać każdą kroplę wody z trzewi ziemi.  Mimo to postanowiłem  dotrzymać obietnicy i udałem się szukać moich potomków. Widząc jednak co stało się z moimi żywiołami uznałem że muszę działać bardzo szybko gdyż na dłuższą metę nie jestem w stanie funkcjonować w takich warunkach. Postanowiłem wiec że najlepiej jeśli zapytam zwierzęta o to gdzie znajdę mych braci i siostry. Jednak ze zwierzętami także stało się coś dziwnego. Mimo że przywoływałem je do siebie one nie chciały podchodzić a wręcz uciekały na mój widok. Było to niezwykle dziwne gdyż do tej pory istoty te nie ośmielały się nam sprzeciwiać i zawsze chętnie z nami rozmawiały. Teraz jednak było inaczej i niedługo zrozumiałem o co w tym wszystkim chodzi. Pewnego dnia zmęczony ciągłymi ucieczkami każdej istoty którą spotkałem zapędziłem zająca do jednej z jaskiń i tam przyparłam go do skały. Było mi go bardzo żal, widziałem jak trząsł się cały przerażony  i gorączkowo szukał drogi ucieczki. Uspokoiłem zwierzątko i zapytałem go czego się tak bardzo boi, zwierzak nastawił uszu i przyglądał mi się z dziwnym wyrazem pyszczka jak gdyby próbował coś sobie przypomnieć. Trwał w tej pozycji kilka chwil ale nic mi nie odpowiedział, pytałem więc dalej ale  skutek wciąż był ten sam. Pozostał mi tylko kontakt mentalny ale ku mojemu zdumieniu w napotkałem na opór a później na kompletny barak jakichkolwiek ważnych myśli zwierzaka. Wszystko o czym myślał to jak uciec, gdzie znaleźć pożywienie oraz partnerkę do odbycia godów. I wtedy dotarło do mnie co się stało i poczułem się tak jak gdybym dostał w głowę obuchem. Okazało się że niemal wszystkie zwierzęta zatraciły zdolność porozumiewania się z nami a ich świadomość została zredukowana wyłącznie do najbardziej pierwotnych instynktów. Zrozumiałem iż one na pewno nie powiedzą mi gdzie znaleźć mych pobratymców, musiałem  wiec znaleźć inny sposób by tego dokonać. I wówczas zaświstała mi pewna myśl. Początkowo byłem jej bardzo niechętny jednak wkrótce zrozumiałem że jest to jedyne wyjście – mianowicie musiałem zapytać człowieka. Pierwszy napotkany człowiek uciekł na mój widok- podobnie uczyniło kilku kolejnych. Byli też tacy którzy chcieli mnie za wszelką cenę pojmać jednak ja byłem potężniejszy i nie zdołali tego dokonać. Udałem się do lasu i zniechęcony skubałem źdźbła trawy i różne zioła które nie miały żadnego smaku. Nagle zobaczyłem że podchodzi do mnie człowiek- ale był on dziwny - zarazem podobny jak i niepodobny do reszty ludzi. Był to człowiek płci żeńskiej ale był dużo mniejszy od pozostałych ludzi jakich spotkałem. Podszedł do mnie i  przyglądał mi się z zaciekawieniem, w pewnym momencie przekrzywił głowę i zapytał:

- Skąd się tu woziłeś dziwny koniku?- 

Zawrzał we mnie gniew, ta mała nędzna ludzka istota ośmieliła się nazwać mnie koniem. Stłumiłem jednak gniew gdyż była to pierwsza istota z którą byłem w stanie się porozumieć. Odpowiedziałem wiec z wyższością.

- Nie waż się człowieku nazywać mnie koniem jestem pierwszym Pegazem.

            Ludzkie stworzenie spojrzało na mnie zdumionymi oczyma.

-To ty umiesz mówić koniku?- spytało- Przecież koniki nie umieją mówić.

- Nie jestem koniem ludzka istoto jestem Pegazem- powtórzyłem a mały człowiek nadal patrzył zdumiony. Rozmowa z tą dziwną istotą była nad wyraz osobliwa. – Jesteś człowiekiem widzę podobieństwo, powiedz mi jednak dlaczego jesteś taka mała?

- Jak to dlaczego- jestem przecież dzieckiem!- roześmiała się istota a po chwili dodała- Ale ty jest niemądry koniku ze skrzydełkami. Mogę dotknąć twoich skrzydeł chcę zobaczyć czy są prawdziwe.

            I nie czekając na pozwolenie dziecko podbiegło do mnie i chwyciło moje skrzydło. Przeraziłem się i wierzgnąłem, bałem się iż podobnie jak pozostali członkowie jej rasy chce mnie pochwycić. Mała istota poleciała w tył odrzucona moim kopniakiem, wylądowała na ziemi i zgięła się wpół. Wyglądała bardzo dziwnie: z jej oczu spadały kropelki wody, twarz wykrzywiona była w okropnym grymasie i wyraźnie było widać że coś złego się z nią dzieje. Nie potrafiłem tego zrozumieć, chciałem wiedzieć czemu ta istota tak dziwnie się zachowuje. Kiedy podszedłem bliżej dziecko skuliło się jeszcze bardziej i zaczęło krzyczeć że mam nie podchodzić a z jego oczu spadało jeszcze więcej kropelek wody. W akcie desperacji zajrzałem do umysłu ludzkiej istoty i poraził mnie jej ból. Zrozumiałem że niezamierzenie sprawiłem małemu człowiekowi wiele bólu, a poza tym śmiertelnie przeraziłem tą istotkę. Korzystając z magii zajrzałem w głąb jej ciała i zobaczyłem zgruchotane kości. Mała istota nadal kuliła się u mych stóp, chcąc uleczyć jej ból dotknąłem jej skrzydłem. Znieruchomiała na chwilę potem podniosła na mnie przerażone oczy a w chwilę później podniosła się i zaczęła szybko uciekać. Ruszyłem więc w pogoń, biegliśmy kilka metrów i wtedy mała istota upadła twarzą do ziemi.  Kiedy się  odwróciła stanąłem i nad nią i zobaczyłem w jej oczach potworny strach ale i coś jeszcze- i wtedy zrozumiałem czym a właściwe kim jest dziecko. Dzieci były tym dla ludzi czym źrebaki dla nas a ta świadomość zupełnie mnie poraziła. Musicie bowiem wiedzieć że skrzywdzenie źrebaka było zawsze największą zbrodnią, tego kto uczynił coś tak strasznego skazywałem na wieczne wygnanie. Tym razem jednak to ja sam skrzywdziłem tą bezbronną istotę która teraz kulił się u mych kopyt. Wezbrała we mnie złość do samego siebie i począłem uspokajać maleńkiego człowieka. Trwało to długo jednak w końcu istotka uspokoiła się na tyle bym mógł poprosić ją o wybaczenie. Na znak zgody pozwoliłem jej dotknąć nie tylko swoich skrzydeł ale nawet wspiąć się na mój grzbiet. Zapytałem dziecko jak ją zwą odrzekła mi iż wołają na nią Sara. Wiedziałem już że dziewczynka mi ufa  dlatego spytałem ją czy nie wie gdzie żyją Pegazy,  jednak Sara nie znała odpowiedzi na to pytanie. Poprosiła mnie jednak abym poczekał a ona się tego dowie umówiliśmy się na spotkanie następnego dnia. I Sara  przyszła do mnie i opowiedziała czego się dowiedziała. Rzekła mi:

- Wiesz mama powiedziała że nie ma czegoś takiego jak pegazy. Powiedziałam jej ze widziałam wczoraj jednego a ona się na mnie zdenerwowała i nazwała mnie kłamczuchą. Ale ja poszukałam w Internecie wiadomości o dowiedziałam się paru rzeczy. Ludzie uważają pegazy za mit czyli za coś co było dawno i nie było prawdziwe. Dzisiaj nikt już w was nie wierzy i ludzie sądzą że nie istniejecie. –Twarz dziewczynki była smutna, parzyła na mnie później podeszła i przytuliła mnie- Tak mi przykro kochany Pegazie, bardzo bym chciała żeby twoi bliscy żyli ale ich już chyba nie ma na świecie.

            Zadziwiło mnie to że Sara tym razem nie szukał u mnie ukojenia ale sama starała się mnie uspokoić. Zrozumiałem wtedy że mali ludzie- dzieci- nie są takimi potworami za jakich ich brałem. Dzieci są dobre a dopiero z czasem staja się złe pod wpływem dorosłych ludzi. Ta myśl na dobre utkwiła w mym sercu i umyśle i odtąd zacząłem uważać dzieci za `dobre  delikatne i szlachetne istoty. Z Sarą zostałem jeszcze kilka dni, dowiedziałem się od niej wielu strasznych rzeczy. Opowiedziała mi o tym że  to ludzie  niszczą całą planetę, oni skazili wodę i powietrze a także glebą i wszystko co pod nią. Dziewczynka opowiedziała mi o ginących gatunkach zwierząt i roślin niszczonych każdego dnia przez człowieka, o tym że człowiek zabija i zjada inne istoty a z ich futer robi sobie odzienie. Mówiła też i o tym  iż najprawdopodobniej pegazy niegdyś żyły na ziemi ale ludzie musieli je zabić. Spytałam ją także o jednorożce i tu dziecko udzieliło mi tej samej odpowiedzi- one także już nie istnieją. W akcie desperacji zapytałem ją o naszych potomków- konie. Tu buzię Sary rozjaśnił uśmiech i powiedziała mi że konie istnieją, jednak chwilę później stała się smutna a ja spytałem o powód jej smutku.

- Kochany Pegazie- powiedziała- konie istnieją ale nie są taki jak ty. Wiesz one służą ludziom. My na nich jeździmy, zaprzęgamy do nich różne maszyny by wykonywała za nas ciężkie prace a kiedy są już za stare by pomagać to niektórzy je zabijają albo zawożą do rzeźni. Tam konie się zabija i robi się z nich kiełbasę którą później ludzie jedzą. Ale ja nigdy takiej kiełbasy bym nie zjadła bo ja kocham konie które mamy w naszym gospodarstwie i uważam że nie powinno się ich zabijać i zjadać.

Pomimo bólu jaki sprawiła mi ta wiadomość zobaczyłem w oczach dziecka dziwne błyski i byłem pewien iż ta mała dziewczynka nigdy nie skrzywdziła by żądnej innej istoty. Nie byłem jednak w stanie uwierzyć w to co Sara mówiła- konie potomkowie dwóch najstarszych ras na ziemi miałyby służyć ludziom? Poprosiłem Sarę by pokazała mi czy faktycznie to co mówi jest prawdą. Wtedy pokazała mi gospodarstwo i na własne oczy zobaczyłem upadek moich potomków. Konie zapięte do różnych dziwnych rzeczy mozoliły się na polach, inne pasły się otoczone metalowymi kolczastymi drutami a jeszcze inne nosiły na swych grzbietach ludzi. Jednak moja uwagę przykul jeden z koni który rżał przerażony na widok dziwnego przedmiotu którym człowiek go smagał. Nie rozumiałem tego zapytałem więc Sary o co w tym wszystkim chodzi.

- Ten człowiek trzyma w ręku bat, to takie straszne coś czym bije się konia kiedy nie słucha pana. Konia to boli i on następnym razem będzie słuchać człowieka bo nie będzie chciał żeby go znowu zbił. To okropne prawda ja nigdy nie mogę na to patrzeć tak mi strasznie żal tego konika.

Z oczu dziewczynki znowu spływały kropelki i zdałem sobie sprawę że jest to oznaka smutku. Oszalały ze złości że człowiek krzywdzi konia i sprawia smutek dziecku ruszyłem w jego kierunku. Ale Sara wybiegła przede mnie i przerażona chwyciła mnie za przednie kopyta.

- Nie rób tego kochany Pegazie- krzyknęła mocno mnie trzymając- Kiedy tamten człowiek cie zobaczy będzie chciał cię złapać a potem cie sprzeda. Zamkną Cie w klatce i będą pokazywali ludziom za pieniądze, a ludzie będą się z ciebie śmiać. Albo zamkną cię w laboratorium i tam będą robić testy i inne okropne rzeczy.

Nie było wątpliwości że ta mała istotka chce mnie chronić i wtedy całym swym sercem pokochałem to ludzkie dziecko. Zrozumiałem też że mimo swej mocy nie będę w stanie pokonać tak wielu ludzi i że najlepiej będzie dla mnie jeśli odejdę z tego miejsca. Stwierdziłem iż musze naradzić się z Jednorożcem co do tego jak mamy teraz postąpić. Powiedziałem to małej Sarze a ona patrzyła na mnie smutna a z oczu znów spływały jej kropelki. Po chwili jednak otarła kropelki, popatrzyła na mnie i rzekła:

- Kochany Pegazie nie tylko dla koni ten świat jest zły, dzieci też nie mają tu łatwego życia. Proszę cie zabierz mnie ze sobą do Raju. Tak strasznie chciałabym tam z tobą iść.

Wiedziałem wtedy że nie będę mógł tego uczynić ale nie mogłem też świadomie skrzywdzić tego stworzenia które tak wiele dla mnie znaczyło. Rzekłem więc do niej:

- Moja maleńka dzisiaj nie mogę cie ze sobą zabrać gdyż czeka mnie długa męcząca podróż. Muszę sam przekonać się czy to prawda że na świcie nie ma już ani jednego pegaza i ani jednego jednorożca.  Ale przyrzekam Ci że kiedy wrócę z tej podróży znów się spotkamy na tej samej polanie.

Sara dzielnie skinęła głową i chodź wiedziałem jak jej ciężko uśmiechnęła się tylko i powiedziała:

- Będę tu na ciebie czekać tak długo jak tylko będzie trzeba. Wracaj do mnie cały i zdrowy i pamiętaj by nigdy nie zbliżać się do złych ludzi bo mogą zrobić Ci krzywdę. A to daję Ci żebyś o mnie pamiętał.- dziecko przytuliło się do mojej grzywy a potem zaplotło z jednego kosmyka warkoczyk i związało go własna kokardką. Tak tą czerwoną kokardką którą do dziś widzicie wpleciona w moją grzywę.

            Pegaz spojrzał po zdumionych obliczach dzieci i źrebaków. Wszyscy patrzyli teraz na czerwona wstążeczkę.

- Dziadku czy dotrzymałeś obietnicy?- Zapytał najmłodszy z jednorożców.

- I tak i nie- doprał stary Pegaz- posłuchajcie a zrozumiecie dlaczego.

Wyruszyłem w drogę i wędrowałem przez kilka ludzkich lat, zwiedziłem wiele krain aż w końcu musiałem przyznać że słowa Sary były prawdziwe- na świcie nie było już ani pegazów ani jednorożców. Znalazłem tylko ból cierpienie i udrękę wielu istnień. Dalsze poszukiwania nie miały sensu, ruszyłem więc w drogę powrotną. Musiałem jeszcze dotrzymać danego słowa i skierowałem swe kroki ku polanie gdzie kiedyś spotkałem Sarę. Ale kiedy tam dotarłem nie było jej. Czekałem dzień, potem drugi i kolejni i tak cały tydzień ale moja dziewczynka nie przyszła. Wiedząc jak okrutny stał się ten świat odszedłem z polany by poszukać Sary. I znalazłem ją. Moja mała dziewczynka już niebyła mała i nie była tą samą dziewczynką którą niegdyś musiałem opuścić. Znalazłem ją wieczorem śpiącą w drewnianej skrzyni i od razu zauważyłem że coś było nie w porządku. Zawołałem moja przyjaciółkę. Jednak ona nie odpowiedziała, podszedłem więc bliżej i znów wymówiłem jej imię- jednak i tym razem nawet nie otwarła oczu. Trąciłem ja pyskiem i wyczułem że jest lodowato zimna a na jej ciele zobaczyłem ślady bata. I zaraz zrozumiałem co było nie tak- nie usłyszałem bicia jej serca. Przypomniałem sobie że podczas mojej wędrówki spotkałam wielu takich ludzi i żaden z nich nigdy już się nie ocknął. Wiedziałem że moja Sara także już więcej się nie obudzi. I wtedy po raz pierwszy z moich oczu zaczęły spadać kropelki, a były one tak gorzkie jak żal w mym sercu. Stałem długo przy mojej przyjaciółce aż w pewnym momencie usłyszałem że ktoś się zbliża i zobaczyłem mężczyznę i maleńka istotkę bardzo podobną do mojej Sary. Człowiek popychał przed sobą dziecko a ono szło wystraszone. Weszli do pomieszczenia gdzie w skrzynce spała Sara. Mężczyzna stanął nad skrzynką złapał mocno dziecko, podniósł je do góry i zmusił do parzenia. Trwał tak chwilę po czym opuścił małego człowieczka i powiedział;

- Widzisz smarkulo co stało się z twoja matką? Jeśli nie będziesz mnie słuchać zrobię z tobą to samo.- I z całej siły uderzył dziecko w twarz- Zapamiętałaś?!- Krzyknął jeszcze.

Maleńka istotka upadła na ziemię a człowiek kopnął ją, i zaraz podniósł nogę by zrobić to jeszcze raz. Wtedy wezbrał we mnie tak straszliwy gniew jakiego nie czułem  jeszcze nigdy. Dotarło do mnie że to ten mężczyzna sprowadził wieczny sen na moja Sarę a maleńka istotka której sprawiał ból była córeczką mej przyjaciółki. Tym razem nie miał mnie już kto powstrzymać, wbiegłem do pomieszczenia i z całej siły uderzyłem człowieka. Upadł i uderzył głową o ścianę. Jednak ja o to nie dbałem, pochyliłem się nad maleńką kulącą się z bólu dziewczynką i powiedziałem:

- Nie bój się maleńka córeczko Sary, już nikt nigdy cię nie skrzywdzi.- Dotknąłem jej  skrzydłem by uleczyć jej ból. Nie bała się mnie i kiedy pochyliłem się by dotknąć ją pyskiem przytuliła się do mnie tak samo jak niegdyś jej matka. Wiedziałem już że nie dotrzymam słowa danego mej przyjaciółce jednak mogę ocalić jej córeczkę. I wtedy pochyliłem się wziąłem dziecko na swój grzbiet i odeszliśmy na polanę.

Następnego dnia zobaczyłem jak ludzie wynoszą skrzynie z Sarą w środku. Zanieśli ją do jakiegoś budynku a później wrzucili do dołu i zasypali ziemią.  Nie tylko ja obserwowałem tą scenę. Obok jednego z budynków siedział poturbowany przeze mnie człowiek. W pierwszej chwili zdenerwowałem się gdyż miałem nadzieję że cios jaki ode mnie dostał sprowadzi na niego wieczny sen. Jednak wkrótce złość mnie opuściła wiedziałem że jeżeli zabiłby tego mężczyznę drzwi Raju zamknęły by się przedmą na zawsze. Uczyniłem więc coś innego by ukarać tego członka. Z całej magii jaką mogłem tylko z siebie wydobyć splotłem najokrutniejsze przekleństwo i z całą mocą pchnąłem nim w tego człowieka. Nie zabiłem go jednak i zresztą wcale nie zamierzałem tego zrobić. Mężczyzna zachwiał się i ujrzałem na jego ciele takie same rany od których zasnęła Sara i wiedziałem że rany te będą się każdego dnia na nowo otwierać tak by pamiętał co uczynił mej przyjaciółce. I tak z poczuciem sprawiedliwości odszedłem z tego miejsca będąc w pełni świadom że nigdy już tam nie wrócę. Jednak nie byłem sam, na mym grzbiecie spała maleńka córeczka Sary która od tej pory nazwałem Maleńką Sarą. I tak na swym grzbiecie zaniosłem Maleńką Sarę do Raju i nikt nie wzbraniał nam do niego wstępu.

Pegaz zamilkł i spojrzał na może dwunastoletnią czarnowłosą dziewczynkę która stała naprzeciw niego.

- I tak Maleńka Saro stałaś się pierwszym człowiekiem który zamieszkał w Ogrodzie po tym jak Najwyższy wygnał z niego ludzi.  

            Wszystkie dziecięce buzie i głowy źrebiąt obróciły się w stronę dziewczynki, a ona sama stała spokojnie nie spuszczając wzroku z swego wybawiciele.

- Byłam wtedy bardzo mała miałam ledwo cztery lata ale pamiętam co wtedy zrobiłeś dziadku i zawsze będę Ci za to wdzięczna. Moja mama przed śmiercią wiele razy opowiadała mi o swoim przyjacielu, powtarzała że kiedy znów przyjdzie zabierze nas do lepszego miejsca. Ona tego nie doczekała, ten potwór ją zabił i ze mną byłby zrobił to samo gdybyś go nie powstrzymał.

- Tak pewnie tak- Przyznał Pegaz- ale teraz jesteś bezpieczna i zawsze będziesz.

- Wiem dziadku jestem nie tylko bezpieczna ale i szczęśliwa, tam nic dobrego mnie nie czekało a tutaj jest mi dobrze.- Maleńka Sara przytuliła się do starego wybawiciela.

- Dziadku, dziadku a jak było z nami- spytał mały pegaz- przecież nie było już na świecie ani nas ani jednorożców. Skąd się więc wzięliśmy?

            Wszystkie dzieciaki zaczęły wykrzykiwać pytania do starszych. Pegaz i Jednorożec uśmiechnęli się do młodych. I dalszą część Opowieści podjął jednorożec.

- Jeśli jeszcze na chwilę się uciszycie to opowiem wam jak to wszystko się stało.

            Dzieci natychmiast zamilkły i wlepiły spojrzenia w starego jednorożca. A on po chwili przemówił tymi słowy:

- Jak już wiecie dowiedziałem się o tym jak bardzo nasza planeta została zniszczona przez człowieka. Stanąłem więc przed wyborem czy ratować to co zostało czy też zostawić to w rękach Najwyższego. Uznałem jednak że póki co wstrzymam się z podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Chciałem najpierw poradzić się mego przyjaciela. Jednak podczas gdy wędrowałem z powrotem przez zniszczoną ziemię coś przykuło moją uwagę. W pewnym momencie spostrzegłem grupę koni. Były to zupełnie inne konie niż te pierwotnie zrodzone z połączenia naszych ras. Były one dużo mniejsze od swych przodków za to bardzo wytrzymałe . Wiedziałam już że na świecie nie ma naszych pobratymców i że nasze rasy wyginęły niemal w całości. W moim umyśle zaczął rodzić się wariacki pomysł, wpierw jednak  musiałem przekonać się jakie naprawdę są konie. Podszedłem więc do nich. Były wobec mnie nieufne ale nie wrogie co już uznałem za sukces. Sądziłem wówczas że konie podobnie jak pegazy i jednorożce mają pamięć pokoleń.  Dopiero nieco później zrozumiałem że zatraciły one poza wyglądem wszystko to co upodabniało je do naszych ras. Chociaż może jednak nie wszystko gdyż okazały się być jednym z najinteligentniejszych żyjących stworzeń, byłem nawet w stanie z nimi porozmawiać. I tak dowiedziałem się jak źle im się wiedzie. Opowiedziały mi o ginących pastwiskach oraz o tym że człowiek ciągle je łapie i zniewala. Konie pragnęły wolności- było to zresztą ich pierwotną potrzebą. Konie w tym stadzie były ostatnimi nie zniewolonymi przez człowieka członami swej rasy. I wtedy postanowiłem jednak wprowadzić w życie wydawało by się nierealny plan. Obiecałem koniom że jeżeli pójdą za mną zaprowadzę je do bezpiecznego i spokojnego miejsca w którym będą mogły żyć. Nie wahały się, były na tyle mądrymi istotami żeby wiedzieć że jest to ich jedyna szansa na ocalenie. I tak kopyt za kopytem udaliśmy się razem do bram Raju. 

- Dziadku czy to było to samo stado które pasie się nieopodal?- nie wytrzymał najmłodszy jednorożec.  

- Tak maleńki to samo- przyznał starzec- I już pewnie domyślacie się jaki miałem plan.

Wprowadziłem konie do bram Ogrodu a one były mi bardzo wdzięczne. Widziały że jest to piękne i dobre miejsce w którym wszystkiego mają pod dostatkiem i nie grozi im żadne niebezpieczeństwo. Cieszyłem się z tego gdyż miało to ogromne znaczenie dla mojego planu. Wpierw jednak musiałem porozmawiać z Jednorożcem i nie tylko. Obawiałem się jego reakcji na to co uczyniłem. On jednak zaskoczył mnie jeszcze bardziej gdyż zastałem go opiekującym się ludzkim dzieckiem. Byłem tym zdumiony, zażądałem więc wyjaśnień i wówczas dowiedziałem się prawdy o tym jak ludzie traktują swych potomków. Widząc maleńką dziewczynkę zdałem sobie sprawę z tego że nie mogła by ona funkcjonować w swej pierwotnej społeczności i że bez naszej opieki zginie. Postanowiłem jednak by o tym czy dziecko zostanie w Raju zdecydował kto inny.

            Mimo że obaj byliśmy już w domu nadal nurtowało nas pytanie co stało się z naszymi bliskimi. Żaden z nas nie  znalazł odpowiedzi, wiedzieliśmy tylko że nasi bracia i siostry już nie istnieją. Odpowiedzi musieliśmy  poszukać u źródła. I wtedy po raz pierwszy z wielką pokorą poprosiliśmy o przybycie Najwyższego. Nie wiedzieliśmy czy nie uzna nas za pysznych i nie straci za takie zuchwalstwo. On jednak przybył do nas w swej nieskończonej wielkości i dobroci. Padliśmy na kolana i ośmieliliśmy się prosić go o wyjaśnienie nurtujących nas spraw. I wówczas Stwórca pokazał nam co stało się z naszymi bliskimi. Zobaczyliśmy jak  nasze córki i nasi synowie wyszli z Raju i osiedlili się na równinach. Jednak każdego roku przybywało w tych miejscach coraz więcej ludzi aż wreszcie było ich tam bardzo wiele. Ludzie znaleźli w końcu stada pegazów i jednorożców i zaczęła się rzeź. Nasze rasy nie były przyzwyczajone do tego by były przez kogokolwiek atakowane nie potrafiły się więc odpowiednio bronić. A pomysłowość człowieka przewyższała ich pomysłowość. Człowiek kopał doły w które wpadały i jednorożce i pegazy, zaganiał ich do jaskiń i tam mordował, miotał włócznie i strzały które raniły- a że poza ogrodem nasi byli śmiertelni każda rana mogła ich zabić. Pan pokazał nam jaką ludzie czerpali korzyść z tak okrutnego traktowania naszych pobratymców. Obdzierali naszych ze skóry i rozbili z niej odzienie, później zjadali  mięso a z rogów i piór robili leki na własne choroby. I tak każdego dnia człowiek zabijał nasze córki i naszych synów, nasze siostry i naszych braci i w końcu nie został już nikt. Zapytać możecie dlaczego przecież nasza rasa nie straciła zdolności do rozmnażania się. To prawda jednak i pegazy i jednorożce zrozumiały wkrótce że ludziom przede wszystkim chodzi o nasze rogi oraz pióra a mięso i skórę zabierają jako dodatek by się nie zmarnowała. I wówczas podjęli decyzję- a musiała być ona dla nich bardzo trudna. Otóż uznali że jeśli źrebięta nie będą miały ani rogów ani skrzydeł ludzie przestaną je mordować. Sądzili że takie źrebaki staną się bezwartościowe- i po części mieli racje gdyż człowiek  przez dłuższy czas nie tknął tych istot. Jednak była też druga strona medalu, gdyż czyniąc w ten sposób oba plemiona skazały się na zagładę. Człowiek zabił w końcu ostatniego jednorożca i ostatniego pegaza na równinie. Pozostały już tylko konie- ich potomkowie bez rogów i skrzydeł. I wtedy człowiek zaczął podporządkowywać sobie także i te istoty. Jednak i ludzie uczą się na swoich błędach. Zrozumieli oni w końcu że bezpowrotnie zniszczyli rody naszych pobratymców i wyciągnęli z tego wnioski. Zamiast bezsensownego wyżynania koni zaczęli je zniewalać i wykorzystywać do własnych celów, a kiedy jakieś zwierzę nie sprostało ich oczekiwaniom kończyło w sposób tragiczny. I tak oto dopełniły się słowa Najwyższego że człowiek będzie nad nami panować. Człowiek mimo że był słabszy i nie władał magiom zniszczył najstarsze i najbardziej pradawne rody i sam objął w posiadanie całą ziemie i z nią czyni to samo co z naszymi rasami.

I tu Najwyższy skończył pokazywać co stało się z naszym światem i jego mieszkańcami, my jednak nie byliśmy w stanie otrząsnąć się z tego co usłyszeliśmy i zobaczyliśmy. Ogarnął nas prawdziwy smutek i żal nie do opisania. Byliśmy świadomi że człowiek w końcu zniszczy cały nasz świat. Nie tylko ten w którym żył on sam ale także ten w którym i my żyliśmy.

I wtedy pomyślałem o pięknie Ogrodu, o sobie i Pegazie o koniach które ze sobą przyprowadziłem i o maleńkiej Sarze która z nami mieszkała. Przypomniałem sobie plan jaki niedawno obmyśliłem i zrozumiałe że nadszedł czas by działać. Z wielką pokorą i strachem odezwałem się do Stwórcy:

- Panie ty wiesz wszystko, znasz serca i umysły wszystkiego co stąpa po ziemi oraz tego co żyje pod nią, znasz też zamysły tego co w przestworzach i wodach. Wiesz o Panie że nie wszystko na tym świecie jest równie złe. Ludzie nie są z gruntu źli- a na pewno nie są złe ludzkie dzieci. My dzisiaj już wiemy jak potworne błędy niegdyś popełniliśmy i jak wielkie jest nasze zaniedbanie. To my swoją dumą i pychą doprowadziliśmy do stworzenia człowieka który stał się zagładą wszystkiego co kochamy. Dlatego prosimy cię Najwyższy daj nam jeszcze jedną szansę byśmy mogli choci



chociaż spróbować naprawić to co zniszczyliśmy.

I wtedy Najwyższy spytał jak zamierzamy tego dokonać.

- A ja wyjaśniłem Mu nasz plan- podjął Opowieść Jednorożec- W ogrodzie znów spotkały się wszystkie rasy które z niego wyszły. Byłem ja Jednorożec był mój przyjaciel Pegaz oraz było z nami ludzkie dziecko- Maleńka Sara. Ale był ktoś jeszcze. Były też konie istoty będące pomostem, będące Końcem Nienawiści i to one mogły dać początek wszystkiemu. I wtedy pan widząc nasze żarliwe serca i ich szczere pragnienie przychylił się do naszej prośby i dał nam szansę.

Ja i pegaz obcowaliśmy z klaczami koni, były one naszymi potomkami i zrozumieliśmy że skoro one mogły się wywodzić z nas to być może i nasze gatunki mogą odrodzić się z nich. I tak klacze poczęły was drogie dzieci. Jednak to był tylko pierwszy etap naszego planu, gdyż uznaliśmy że by wszystko mogło rozpocząć się od nowa na świecie muszą istnieć także ludzie. I tak nim wy źrebięta przyszłyście na świat wyruszyliśmy w drogę. Każdy z nas znalazł ludzkie dzieci bite i gnębione przez swoją rasę. Kiedy widzieliśmy dziecko któremu z oczu spływały kropelki a w sercu którego wyczuwaliśmy ból i smutek sadzaliśmy to dziecko na swój grzbiet i zabieraliśmy do Ogrodu. I tak znalazło się tu każde z was- nie zmuszaliśmy was ani nie porywaliśmy, szłyście z nami dobrowolnie i z wiarą w waszych sercach. Zaufaliście naszym słowom że tam gdzie się udamy będzie wam lepiej  i wiemy że jest wam tu dobrze. Jednak mimo wszystko macie wolną drogę i jeśli zdecydujecie pewnego dnia stąd odejść to nikt was nie zatrzyma.-Jednorożec zakończył swą mowę i spojrzał na dzieci. Wszystkie stały milczące skupione na jego słowach. Odezwał się Pegaz:

- Kochani wiecie już po co tu jesteście- waszym zadaniem będzie sprawić by wszystkie nasze rody się odrodziły. Ale nie tylko to. Największym i najważniejszym zadaniem jakie was czeka to sprawić byśmy wszyscy wzajemnie się miłowali i szanowali, tak byśmy mogli zgodnie ze sobą żyć. Wiecie już co może przynieść nienawiść, pycha i ciągłe przeświadczenie że jest się lepszym od innych. To kim się staniecie kiedyś będzie świadectwem tego czy udało się nam dotrzymać obietnicy danej Najwyższemu. Będzie też świadczyć o tym czy my sami dostatecznie się zmieniliśmy by zmieniać świat. To od was dziś wszystko zależy- w waszych kopytach i w waszych rękach jest los naszego świata i to wy o tym losie zdecydujecie. Co się z nami stanie? Cóż tego nikt z nas jeszcze nie wie a nasz cel jest bardzo odległy. Nadal jesteśmy w punkcie zwrotnym i wy dzieci będziecie dalej pisać historie, my zaś będziemy waszymi przewodnikami i stróżami. Będziemy służyć wam radą i pomocą byście dokonywali mądrych wyborów i wierzymy że tych mądrych wyborów dokonacie. I pamiętajcie jeszcze że dziś pegazy, jednorożce, ludzie, konie oraz wszystkie istoty tego świata są sobie równe. Jeśli choćby na moment o tym zapomnicie to wszystko legnie w gruzach a historia znów zatoczy koło a wtedy cały nasz świat straci sens. Dziś może nas uratować jedynie wasza wzajemna miłość i wasze czyste młode serca- Stary pegaz zamilka a cisza jaka zaległa  po tych słowach była wręcz ogłuszająca. Każde z młodych stworzeń zdało sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności jaki na nich spoczywa. Coś jednak nie dawało im spokoju.

- Dziadku wiemy już że jesteśmy sobie równi, zdajemy sobie także sprawę z odpowiedzialności jak na nas spoczywa,- odezwała się Maleńka Sara – jednak jedno mnie zastanawia. Powiedzieliście że ludzie niszczą świat, niszczą też nasze rasy. Jak zatem zdołamy się im przeciwstawić? Już raz zniszczyli klany pegazów i jednorożców a konie sprowadzili do roli swych sług. Jak zatem taka garstka jak my zdoła zwyciężyć miliardy ludzi żyjące obecnie na ziemi. Mamy z nimi walczyć? Sami powiedzieliście że naszą jedyną szansą jest wzajemna miłość. Poza tym jeśli ktokolwiek zdecydował by się zabić człowieka to tym samym  skaże siebie na wieczne wygnanie z Raju który jest naszym domem. Jak zatem dziadku zdołamy zaprowadzić ład na naszym świecie?- głosem dziewczynki wstrząsnął szloch, a buzie pozostałych istot wyrażały taką samą beznadzieję i rozpacz co twarzyczka maleńkiej Sary.

- Moje drogie dziecko- zaczął powoli  Jednorożec- nie bierzesz pod uwagę jednej istotnej sprawy. Pozwól zatem że ci ją wyjaśnię. Jak wiesz ludzki żywot jest kruchy i nietrwały, ludzie wedle naszej rachuby żyją bardzo krótko. My jednak jesteśmy nieśmiertelni a poza tym ciągle nas przybywa. W ciągu stu ludzkich lat będzie nas tu dwu- trzykrotnie więcej niż teraz. Co się jednak tyczy ludzi musisz wiedzieć dziecko że oni sami póki co nie zdają sobie sprawy  że sami milowymi krokami dążą do własnej zagłady. Każdy czyn ma swoje konsekwencje, każde wycięte drzewo, każdy nowy budynek popycha ludzi ku zniszczeniu. Codziennie tysiąc ludzi zabija inny tysiąc, ludzi dziesiątkuje brak wody pożywienia liczne choroby jakie sami sobie wytworzyli. Jedną z ich najpoważniejszych chorób jest to że coraz mniej ludzi jest zdolnych do posiadania potomstwa. Codziennie umiera więcej ludzi niż przychodzi na świat a ci którzy dzieci posiadają nie zdają sobie sprawy z swego szczęścia. Dlatego krzywdzą swoich potomków tak samo jak wasi rodzice krzywdzili niegdyś was. I wierzcie mi kochani podczas kiedy nas będzie przybywać ich będzie ubywało. A kiedy ludzie wreszcie zdają sobie z tego sprawę będzie najprawdopodobniej za późno.

- Ludzie niedługo zniszczą samych siebie- rzekł dalej Pegaz- i wierzcie mi że nie cieszę się na ten dzień. Jednak wtedy my będziemy gotowi i kiedy z tego zniszczonego świata zniknie ostatni zły człowiek my wyruszymy z Raju. Kopyto przy kopycie, ramię przy ramieniu, człowiek na grzbiecie pegaza i człowiek na grzbiecie jednorożca wyjdą razem. Będzie nas wtedy tak wiele że kiedy staniemy noga przy nodze będziemy mogli opasać świat. Wtedy razem wyruszymy i naszą wspólna magią naprawimy świat. Żywioły z których zostaliśmy stworzeni nadal w nas szaleją i tym razem posłużą dobrym celom. Przejdziemy przez każdą górę i każdą rzekę przez każdą pustynię i każdy step dotrzemy, do najdalszych zakątków ziemi. Nasza planeta znów stanie się jednym wielki ogrodem, z tą tylko różnicą że nie będzie już między nami kłótni i waśni. Świadomi bliskości naszej zagłady już nigdy nie popełnimy tych samych błędów. Pewnie popełnimy inne- miejmy jednak nadzieję że  nie będą one tak wielkie jak te już popełnione. W tej właśnie chwili kończy się Opowieść a dla nas wszystkich zaczyna się czas- czas prawdy, miłości i zgody.  Od was dzieci zależy teraz wszystko. Bo to wy jesteście nadzieją i przyszłością tego świata i zawsze o tym pamiętajcie.

 

                                               KONIEC

 

 

 Autor: syberyjska
 Data publikacji: 2010-12-30
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Pouczające
Fajne, naprawdę fajne i jakie pouczające bo wojny naprawdę nic nie dają oprócz cierpienia i zniszczenia, ale jak widać jest mała nadzieja na przyszłość ;)
Autor: kero Data: 18:38 26.05.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 114 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 114 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

W literaturze jest dużo seksu i nie ma dzieci, w życiu na odwrót.

  - David Lodge
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.