Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Tajemnica zła

              Znów spojrzałam w lustro. Złote, grube loki. Turkusowe oczy. Smutne? Nie, raczej stęsknione. Blada cera. Jasnoróżowe usta. Lubiłam tę twarz. Gorzej z resztą ciała. Miałam wiele ogromnych kompleksów - niewielki biust, grube uda, nogi całe w bliznach...

               Nie lubię mieć tyle czasu, bo wtedy przyglądam się sobie i znajduję coraz więcej wad. Zamknęłam więc oczy i skupiłam się na swojej duszy. Wiem, że jest dobra. Umie kochać bezwarunkowo i jest cierpliwa. Ale jeśli ktoś ją skrzywdzi, potrafi nienawidzić każdą

cząstką siebie.

Już nie mam na nic siły, jak zwykle mam wstręt do ludzi. Ile można powtarzać, że nie chcę rozmawiać?! Nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Ubrałam się więc w niebieską sukienkę i wyszłam po kryjomu z domu.

 

               Szłam lasem i rozmyślałam. I nagle na drodze pojawił się jakiś chłopak. Szedł w moim kierunku i moje serce przyspieszyło rytm. Był tak podobny do Niego, że przez chwilę myślałam, że to On. Ale nie, ten nieznajomy miał ciemniejsze włosy, tylko kilka tonów jaśniejsze od czerni - jednak były tej samej długości co Jego włosy. Chłopak szedł, poruszając się tak wdzięcznie, jakby tańczył. Miał na sobie czarną koszulę i spodnie, ale nie nosił butów - był boso, tak jak ja. Gdy podszedł trochę bliżej, moją uwagę przykuły jego oczy, wpatrzone we mnie i niesamowicie czarne. To spojrzenie, jakby pochłaniające wszystko, kryło w sobie mrok - najgłębszą czerń, przyciągającą moje bezbronne oczy.

               Przeszedł mnie nagły dreszcz, gdy zobaczyłam jego duszę - nigdy nie widziałam podobnego zła. Kiedy dostrzegłam, że ma ciemną cerę, tak jakby był z Południa, zdałam sobie sprawę, że ten chłopak jest moim ideałem. Nie tak jak On, którego kochałam ponad wszystko - to był po prostu facet z marzeń.

 

               Nagle poczułam, jak ziemia wysuwa mi się spod nóg. Co się dzieje? Czemu wszystko wiruje w tak szybkim tempie? Czułam wilgotną glebę pod policzkiem, trzymałam się za głowę, bo bałam się, że zaraz mi pęknie. Ten dziwny stan trwał może pięć sekund, po czym wszystko ustało. Niepewna, czy mogę się poruszyć, podniosłam się na łokciu. Leżałam na ziemi, na ścieżce w lesie, ale dlaczego? I... gdzie ten chłopak?

               Ostrożnie podniosłam się na kolana, po czym chwiejnie wstałam. Co to było, do cholery?! Rozejrzałam się dookoła. Nadal nigdzie go nie było... Czemu mi nie pomógł? Czemu znikł, tak po prostu? Nawet nie widziałam, żeby przechodził obok czy zawracał...

               Zamknęłam oczy. Pod powiekami wciąż widziałam to smoliste zło w jego oczach i równocześnie czułam dreszcz podniecenia. Tak, zło mnie pociągało. Sama byłam czystym dobrem, które potrzebowało zła jak powietrza. Otworzyłam oczy i wrzasnęłam z przerażenia.

 

               Stał zaledwie kilka centymetrów ode mnie, tak blisko, że instynktownie odeszłam w tył. Potknęłam się, nie mogąc oderwać od niego wzroku, a on, widząc, że się chwieję, złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Zaparło mi dech w piersiach - mój ideał mnie obejmował... i patrzył prosto w oczy, nie kryjąc pożądania. W tym momencie mnie puścił i cofnął o dwa kroki. Zakręciło mi się w głowie, ale stałam pionowo.

 

               ˗ Przepraszam za tę bezpośredniość, Alicjo. - jak to możliwe? Skąd znał moje imię? Och, czy to ważne? Miał tak cudownie aksamitny głos, że chciałoby się go słuchać bez końca. ˗ Nazywam się Alejandro.

               ˗ Alejandro? Jesteś z Hiszpanii? - mój głos wydał mi się z kolei cienki i naiwny.

               ˗ Taak, można tak powiedzieć. ˗ śmiał się ze mnie. Słyszałam to, tonąc w tym aksamicie.

 

               I wtedy zdałam sobie sprawę, że mimowolnie się do niego przysuwam, a moje usta są lekko otwarte. Odejdź, głupia! Uciekaj! Słyszałam ostrzegawczy głos w mojej głowie i jednocześnie podchodziłam coraz bliżej. Dopiero gdy zauważyłam jego triumfalny uśmiech, wróciłam do rzeczywistości.

               ˗ Muszę już iść. Przepraszam... muszę... iść... ˗ pewność w moim głosie wyparowała. Te nieznoszące sprzeciwu oczy nakazały mi posłuszeństwo.

               ˗ Zostań ze mną. Proszę... ˗ uśmiechnął się czarująco i wyciągnął rękę w moim kierunku. Poczułam, jak moje palce chcą spotkać się z jego dłonią. Nie!

               Zamknęłam oczy i odepchnęłam tę moc. Wyjdź z mojej głowy!

               Spojrzałam na niego przelotnie. Leżał jakieś pięć metrów ode mnie i próbował się podnieść.

               ˗ Kim ty jesteś, dziewczyno?! ˗ wykrzyknął głosem ciemnym jak jego oczy. Gdzie się podział aksamit?

               ˗ A kim jesteś ty? Bo raczej nie człowiekiem! ˗ chyba mam zbyt bujną wyobraźnię.

               ˗ Co ty mówisz, piękna? ˗ poczułam jego usta tuż przy moim uchu.

               Jakim cudem znalazł się przy mnie tak szybko? I znów mówił z tą namiętnością w głosie. Jego ręka zsunęła się na moje biodro i jednym płynnym ruchem obrócił mnie do siebie. Chwilę później jego usta były już na moim ramieniu.

               ˗ Ej, ej, zabieraj te łapy! Zostaw mnie! ˗ poczułam złość wzbierającą w moim sercu. Dziwne, nikt nie potrafił wzbudzić we mnie tak silnej nienawiści... Odepchnęłam chłopaka z całej siły i ze zdumieniem stwierdziłam, że znów leży na ziemi z wyrazem dzikiej wściekłości na twarzy. Odwróciłam się i uciekłam. Jak daleko byłam od domu? I jak długo będzie tam leżał?

               ˗ Hej, cudo. ˗ znów szeptał mi do ucha. Tym razem w niewiadomy sposób znalazłam się w jego ramionach. Niósł mnie, przyciskając do piersi. ˗ Chciałem tylko wziąć, co moje. ˗ i wtedy zapadła ciemność.

 

 

               ˗ Alicja? Czemu tu leżysz? ˗ jakiś wysoki głos... Brygida? Tak, to ten dzieciak. W sumie dobrze ją słyszeć. ˗ Hej, Alicja! – poczułam małe rączki na ramionach. Próbowała mnie podnieść. ˗ No wstawaj! Albo chociaż otwórz oczy! ˗ Oczy? Oczy... otwórz... udało się. Widzę te słomiane włosy nad sobą. Czemu ma taką zmartwioną buzię? Spróbowałam wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Hmm, chyba trzeba najpierw otworzyć usta. Dobrze. Teraz mów.

               ˗ Brygida. Zawołaj. Kogoś. ˗ tej małej nie trzeba dwa razy powtarzać. Przybiegła po chwili z Tomkiem, chłopakiem z sąsiedztwa, bezowocnie starającym się o moje względy.

               ˗ O mój Boże! Co się stało? Alicja? To ty? ˗ chyba wziął mnie na ręce. ˗ Co ci się stało? Powiedz coś!

               ˗ Cscscsoś...

               ˗ Co?!

               ˗ Coś...

               ˗ Ach, dobrze, żyje.

               ˗ Nie, idioto, nie żyję! Puść mnie! ˗ czemu jestem na niego taka zła?

               ˗ No już dobrze, ja tu ci życie ratuję, a ty mi się tak odwdzięczasz...

               ˗ Tak, oczywiście. Puszczaj. ˗ wyrwałam się z jego uścisku.

               ˗ Możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego leżałaś na ziemi pod bramą? ˗ znów złapał mnie za ramiona.

 

               Żebym to ja wiedziała... Pamiętałam, że chciałam się przejść, więc wyszłam i... No właśnie, i co? Muszę coś szybko wymyśleć, żeby się nie martwili.

               ˗ Eee... Poszłam na spacer i... przewróciłam się... Chyba się uderzyłam o bramę i straciłam przytomność...

               ˗ Jak to się przewróciłaś? Przecież ty nigdy się nie przewracasz! ˗ oczywiście mi nie wierzył. Nie umiem kłamać, ale przecież nie powiem, że straciłam pamięć!

               ˗ Potknęłam się o ten duży kamień...

               ˗ No dobrze, powiedzmy, że ci wierzę. Ale jak mi wyjaśnisz kolor swoich oczu? Masz soczewki? Przecież ich nie potrzebujesz.

               ˗ Co?! O czym ty mówisz?!

               ˗ Chodź do domu i obejrzyj się w lustrze.

 

               Spojrzałam w swoje oczy. Zaraz... To nie są MOJE oczy. Gdzie się podział turkus? Z lustra patrzyły na mnie przerażająco czarne, chorobliwie rozszerzone źrenice. Chwila... ja... nie mam tęczówek... tylko tą czerń...

 

               ˗ Alicja?

               ˗ Tak, tak, noszę soczewki, nie mówiłam? Takie czarne... – nie mogłam oderwać wzroku od lustra, ale musiałam ich jakoś spławić. ˗ Chcę wziąć prysznic, możecie mnie zostawić? ˗ widziałam, że Tomek nie chce mnie opuszczać, ale Brygida uznała, że już po wszystkim i odciągnęła go ode mnie.

 

               Zamknęłam się w łazience i rozebrałam do naga. Spojrzałam w lustro i zaparło mi dech w piersiach. No, właśnie. Z przerażeniem dostrzegłam, że to, czego nie lubiłam w moim ciele, po prostu znikło. Powiem więcej. Miałam wymarzone, idealne ciało. Nie mogłam uwierzyć, że dziewczyna, którą widzę, to ja. Co się dzieje?

I te oczy...

               Stojąc pod prysznicem zdałam sobie sprawę, że nie mogę już dłużej tu mieszkać. Nienawidziłam tego miejsca, wciąż czułam, jakby moja dusza próbowała uwolnić się z ciała, jakby ono było dla niej więzieniem. Zawsze, gdy to czułam, miałam ochotę przestać żyć. Na domiar złego, w mojej głowie pojawiły się Jego obrazy… Ten szczery uśmiech, jasnoniebieskie oczy, miłe ciepło, gdy mnie przytulał…

               Zakręciłam wodę i owinęłam się różowym ręcznikiem. Usiadłam na podłodze, tak jak zwykle, z podkulonymi nogami. I pierwszy raz od wielu tygodni poczułam palące łzy na policzkach. Wiecznie nieszczęśliwa, wiecznie zagubiona!

               Położyłam głowę na kolanach i zacisnęłam zęby, żeby stłumić szloch. Otarłam łzy brzegiem ręcznika. Wyglądał, jakby ktoś wylał na niego atrament.

               Mam siebie dosyć. Ciągle tylko się nad sobą użalam, rozpamiętuję wspomnienia odrzucenia i depresji!

               Co?! Czemu mój ręcznik miał czarne plamy?! Co się znowu dzieje?!

               Zerwałam się, żeby zobaczyć, czy nic nie jest rozlane na podłodze. Była czysta... Więc skąd...? Rozglądając się po łazience, spojrzałam znów w lustro. Coś przykuło moją uwagę... Nie. Nie wierzę.

               Patrzyłam w czysty turkus.

               Z niedowierzaniem usiadłam na wannie. Czy... ja... wypłakałam... sobie... oczy...?!


                ˗ Alicja, wyłaź! - usłyszałam łomotanie do drzwi. Uświadomiłam sobie, że wciąż siedzę w łazience jak zahipnotyzowana. – jakiś chłopak do ciebie... em...przyszedł z kwiatami...

               Zerwałam się z wanny i wypadłam z łazienki ledwo owinięta ręcznikiem. Moja babcia stała przede mną z miną, jakby zobaczyła anioła.

               ˗ Jest śliczny... Taki blondyn, ale ciemny... Bardzo jasne oczy, chyba ma błękitne soczewki, bo tak dziwnie patrzy... Chce się z tobą zobaczyć natychmiast! Czemu mi go wcześniej nie przedstawiłaś?  -  co ta kobieta mówi? Zachowuje się jak nastolatka zauroczona chłopakiem i... jest zazdrosna! Zazdrości mi go!
Ominęłam obrażoną babcię i pobiegłam do pokoju. Nadzieja, która narodziła się w moim sercu, sprawiła, że poczułam, jakbym latała. Może to On? Przecież wspominał ostatnio, że jest niedaleko, no i wciąż powtarza, że za mną tęskni... Poza tym, opis babci pasuje do niego, tego piękna w czystej postaci. Ciesząc się coraz bardziej, założyłam czerwoną sukienkę, pamiętając, że to jego ulubiona.
               Zbiegłam po schodach, potykając się wiele razy; w mojej głowie była tylko jedna myśl: zaraz Go zobaczę. Na korytarzu wpadłam na niezwykle zamyśloną Brygidę. Spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem i wskazała mi duży pokój. Wbiegłam tam, roześmiana, pewna ciepłego przywitania. I nagle cała radość wyparowała.
Na kanapie nie siedział On.

               Patrzyłam na zupełnie obcego mi człowieka.

               Obcego?

               Przez chwilę w moich myślach pojawił się obraz nieskończonego cierpienia i smoliście czarnych oczu. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy... i patrzyłam w nieziemskie piękno. Na chwilę zapomniałam o otaczającym mnie świecie i poczułam, jak uginają się pode mną nogi. Miałam nieodparte wrażenie, że gdzieś już widziałam tego chłopaka... i nagle zdałam sobie sprawę, że wygląda zupełnie inaczej, niż opisała go moja babcia.

Przecież... to niemożliwe!

               Ciemne, prawie czarne włosy, ciemna cera, niespotykanie czarne oczy...

Nagle poczułam nieopisany ból w skroniach; przed oczami stanęła mi gęsta mgła. Zatoczyłam się z bólu... i wszystko ustało.

               Nieznajomy stał tuż przede mną, trzymając mnie za ramiona, i patrzył mi ze skupieniem w oczy. Dziwiłam się sobie, że ta bliskość mnie nie krępuje, nawet mi nie przeszkadza, tak jakbym z nim już wiele przeszła...

               - Wszystko w porządku? Alicja? Co się dzieje? - ten głos... zamknęłam oczy i bezwiednie przysunęłam się bliżej. - Alais! Co jest?

               - Jak dawno... Jak długo... - moje usta wypowiadały słowa jakby bez udziału mojej woli; wciąż miałam zamknięte oczy.

               - Przecież wiesz, że czas jest pojęciem względnym.

               - Ale... czemu... kiedy... nie... proszę...

               - Ciii, spokojnie... wszystko jest dobrze... - nadal nie otwierałam oczu, poczułam tylko jak jego gorące ręce obejmują mnie w talii i przyciągają do siebie. Wtuliłam głowę w jego ramię i wciągnęłam jego zapach. Czułam, że coś jest nie tak, że nie zachowuję się normalnie, że między moim mózgiem a ciałem nie ma żadnego połączenia. Miałam wrażenie, że ciało wykonuje polecenia kogoś innego, a mój umysł jest zepchnięty na dalszy plan. Co... co... co... się... dzieje...

               I nagle mój umysł zniknął. Nie czułam już w sobie Alicji.

 

 

               Otworzyłam oczy w innym świecie. Jak tu pięknie… wszędzie tak ciemno, tylko gdzieniegdzie widziałam płonące pochodnie. Ich blask, mimo że przyćmiony, raził moje oczy. Rozglądałam się wokół i po raz pierwszy w swoim siedemnastoletnim życiu  czułam się jak w domu. Ludzie, którzy pojawiali się przy mnie, zdawali się mnie nie zauważać. Czułam się dziwnie onieśmielona; wszyscy byli niespotykanie piękni. Nagle ktoś musnął moje ramię. Z zadziwiającą prędkością obróciłam się i spojrzałam w czarne oczy. Już nie dziwił mnie jego widok. Wreszcie czułam, że należę do chłopaka, który stał przede mną. Dziwne… wyglądał tak samo jak wtedy, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, a jednak coś się zmieniło. Co…?

 

- Chodź ze mną, pokażę ci nasz dom. – znałam ten aksamitny głos, ale coś, jakaś nuta triumfu, nieznajomo dźwięczała w tym cudzie.

- Jak to: „nasz dom”? Z kim ty mieszkasz?

- Jak to z kim? Z tobą przecież! Czekałem na ciebie kilkanaście lat, wiedziałem, że nie mogę zabrać cię ani wcześniej, ani później. Teraz nadszedł nasz czas, wreszcie nasze dusze się złączą.

- Zabrać? Skąd? Dokąd? Jak…?

- Skąd? Z góry… Żyłaś tam, na górze, pamiętasz? – nagle zdałam sobie sprawę z tego, w jakim miejscu jesteśmy. Przecież tu nie było słońca! Mało tego, nigdzie nie mogłam dojrzeć drzew, trawy, nawet nieba… gdzie ja jestem? – Zabrałem cię stamtąd, bo wiedziałem, że twoje miejsce jest przy mnie. Już dawno cię szukałem, czułem twoją obecność, czekałem - niedługo, jeśli porównać ten czas do wieczności - i wreszcie mi się udało. Nie było łatwo… musiałem zabierać cię tu kilka razy, a ty wciąż się mi opierałaś… Nawet po naszym pierwszym spotkaniu, gdy zaczęłaś się już zmieniać, ziemskie życie wciągnęło cię z powrotem. Nie mogłem opuścić cię nawet na chwilę, bo widziałem, że jesteś silna. Wciąż musiałem na ciebie wpływać, mieszkać w twoich myślach, przypominać ci o szczęściu, jakie ci dawałem za każdym razem, gdy tu byłaś… Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale już kilka lat temu zasiałem w tobie wątpliwości, co do twojego ziemskiego życia. Przyznaj, ile razy chciałaś się zabić? Wiecznie nieszczęśliwa, zagubiona, wciąż czegoś szukałaś… - zbliżył swoje cudowne usta do mojego ucha – to  m n i e  szukałaś. J a  jestem twoim przeznaczeniem.

Nagle poczułam nieodpartą chęć uderzenia go. Nienawiść zapłonęła w moich oczach. Podeszłam o krok bliżej – stałam już tak blisko, że mogłam oddychać wydychanym przez niego powietrzem. On, widząc złość targającą moim sercem, podniósł mnie tak, żebym oplotła go nogami i posmakowała jego ust. Czułam, że przez ten pocałunek nienawiść we mnie wzbiera, a jednak nie chciałam go przerywać. Nagle cały świat zniknął. Za zamkniętymi oczami widziałam nieopisaną rozkosz, jaką mi obiecywał. Całkowicie się zatraciłam; pragnęłam, by ta chwila trwała wiecznie. Jednocześnie byłam z ł a, nie mogłam zapanować nad nienawiścią skupioną na nim. Wreszcie ugryzłam go w usta i odepchnęłam od siebie. Czułam, że wszystko się zmieniło, ale nie mogłam sobie przypomnieć, jak było wcześniej. Rozpierała mnie dzika złość, a wtedy tuż przy uchu usłyszałam słowa:

- Jesteś już gotowa.

 

Nie chciałam tego. To wszystko przez niego, to on mnie szarpał, ciągnął, krzyczał. Też krzyczałam, wyzwalałam z siebie całą tłumioną złość. Widziałam jak przez mgłę, jak tłumy pięknych istot przystają, by na mnie popatrzeć. Na chwilę powróciła moja świadomość; ujrzałam czerń. Ale nie – zwyczajną czerń. Czerń płonącą, skwierczącą w ciemnościach. Twarze wykrzywione w niemym krzyku, błagające mnie o pomoc.

- Nawet nie próbuj się uwolnić, Alais. Zapomnij o tamtej Alicji. Ona nie żyje. – usłyszałam głos mojego towarzysza. Odwrócił się do mnie, wziął moją twarz w dłonie i wyszeptał, co chwila wodząc ustami po mojej szyi: Ciebie jedyną kocham. Nie wierzysz mi? Przyprowadziłem cię tu, żebyś została ze mną na zawsze. Będziemy razem i nic już nam nie przeszkodzi w szczęściu. Musisz tylko zapomnieć o tamtym, ziemskim, życiu. Przecież już się skończyło. Teraz jesteś tutaj, z nami, Elfami. Jesteś tu z e  m n ą .

Czerń zabłysła w moich oczach.

- Dobrze. Wybacz mi, ona wciąż próbuje wedrzeć się do mojego umysłu. Przepraszam. Już nigdy ci tego nie zrobię. Chcę być z tobą. Wiecznie. – słyszałam, jak cieniutki i słaby głosik krzyczał w mojej głowie, żebym przemyślała te słowa, wypowiedziane przeze mnie – przez nową „mnie” – przecież usłyszałam wyraźnie: to są Elfy. Elfy. Najgorsze istoty, jakie żyją w tym wszechświecie. Ich piękno żywi się nienawiścią i złem, dlatego są stworzeniami, od których nie można oderwać wzroku. Tak, właśnie dlatego każdy widzi je inaczej! Każdy widzi w nich swój ideał!

Ale… czy nie warto wykorzystać tej okazji? Mój ideał chciał mieć mnie dla siebie, dać mi życie wieczne ze sobą, dać mi nieskończone piękno. Czemu nie?

Trzymał mnie za rękę. Szliśmy razem, równo, a ja już się nie opierałam. Przecież tego chcę.

- Aby stać się jedną z nas, musisz zabić Alicję. Ona nie może w tobie żyć, bo mogłaby cię sprowadzić na niewłaściwą drogę.

- Zrobię dla ciebie wszystko. Tylko powiedz, jak.

- Po prostu się zabij. Oczywiście to przeżyjesz, ale umrze twoja ziemska część. To nic takiego, ja też przez to przechodziłem.

- Kiedy mam to zrobić?

- Dziś jest twój dzień. Możesz wybrać gdzie i jak ją zabijesz, ale musisz zrobić to dzisiaj.

- Więc chodźmy. Chcę to mieć już za sobą i być z tobą na zawsze. – spojrzałam mu w oczy i wyszeptałam – wiesz, gdzie mnie zabrać.

 

W mgnieniu oka znaleźliśmy się na „krańcu świata”, miejscu, które kochałam całym sercem.

 

Wyjęłam z kieszeni żyletkę owiniętą w chusteczkę. Drżącymi palcami odwinęłam ją, chociaż przez łzy nie widziałam wyraźnie, co robię. Wiatr rozwiewał zwiewne falbany tej czerwonej sukienki, unosząc moje myśli. Gwałtowny powiew zdmuchnął złote loki z zaróżowionej ze złości twarzy. Wpatrywałam się wciąż w mordercze skały pod moimi stopami, kilkadziesiąt metrów pode mną. Zwykle lazurowy ocean burzył się i kotłował, próbując skłonić mnie do odwrotu.

            Już dawno podjęłam decyzję.

            Spojrzałam w dół na moje ręce. Powoli przejechałam ostrzem po śnieżnobiałym nadgarstku. Ciepły szkarłat musnął mnie, delikatnie łaskocząc. Jakie to piękne… Zafascynowana przecięłam kolejną żyłę, tę u drugiej ręki. Upuściłam żyletkę i stanęłam na krawędzi. Uniosłam ręce i zamknęłam oczy. Krew płynęła niepowstrzymanie, kojąc mój ból i cierpienie. To już koniec…

- Masz tu jeszcze sztylet, przyda się.

            Otworzyłam oczy i spojrzałam na leżący na ziemi przedmiot. Opuszkami palców wodziłam po jego zdobieniach, jak zawsze zahipnotyzowana potęgą, którą trzymam w dłoniach.

            Wbijałam go powoli, rozkoszując się przebiegającą przeze mnie ciszą. Moje udręczone serce wyło z bólu, słyszałam, jak łka, a jednak nie przestawałam, wbijałam ostrze coraz głębiej.

- Przecież umiesz latać, robiłaś to już nieraz…

            Zataczając się, postąpiłam dwa kroki naprzód. Stojąc na krawędzi wciąż widziałam jego czarne oczy i czułam ten cudowny zapach.

            Wiatr uniósł moje zmęczone ciało. Wreszcie mogłam rozwinąć skrzydła. Moją twarz muskały delikatne palce nimf, słyszałam, jak wzywają mnie do siebie. Ta krótka chwila trwała całe życie, widziałam wszystko po raz kolejny.

            Woda przyjęła mnie po cichu. Już nie grymasiła, wiedziała, że od urodzenia byłam jej oddana. Wchłonęła mnie, przepraszając.

            Otworzyłam oczy. Moje płuca zachłysnęły się wolnością.

 

            Co to…?

 

            Ogień.

            Płomień.

            Popiół.

            Świat się pali, świat płonie. A on się śmieje, śmieje, śmieje. Też wybucham śmiechem. Przecież to zabawne, tak palić człowieka, uwalniać jego duszę.

Ja… płonę…

            Przyjemnie.

            Odchylam się do tyłu. Płomień duszy ulatuje.



I nagle świat wygląda inaczej. Wszystko jest takie ciemne, a on… nie jest już tym samym pięknem. Widzę teraz, jaki jest naprawdę. Tak. Tak właśnie wygląda zło.

Teraz także ja nim jestem.

 Autor: Agnieszkajustyna
 Data publikacji: 2010-12-31
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Ach te emocje, och jakie są piękne i... strasznie sztuczne!
Poniżej jest to, co myślałem czytając na bierząco:
„Melancholijna narracja... Jezu czytając pierwsze akapity mam wrażenie, że powinnaś zabrać się za poezję! Tak, zdecydowanie powinnaś pisać poezję - masz duszę romantyka, nie lubię tego w epice w, aż takim nadmiarze. Bardzo zawiłe opisy, można w nich utonąć, potem z nich wypłynąć i zastanawiać się, czy to już, czy jednak coś mi się pokićkało. Kreślisz świat w dwóch barwach, barwie, która ci odpowiada i nie odpowiada - zupełnie zapominasz, że świat nie jest prosty! Masz całą tęcze do wyboru, ale twoje oczy są ślepe.

Co więcej, czytając tekst mam wrażenie, że ty sama chciałabyś znaleźć kogoś, kto by cię tak przyciągał i odpychał jednocześnie, by na koniec przyciągnąć cię najmocniej i już nigdy nie puścić - za dużo poezji, za mało realności. Och, on jest taki cudowny! I jest z Hiszpanii! I bohaterka była przy nim taka słaba! Taka...
...uległa.

O, a teraz rycerz na białym koniu zamienił się w gamonia chcącego ją zgwałcić! I znowu! Niewiadomym dla mnie sposobem ona skusiła się na pokuszenie i ponownie mu uległa - to już nawet nie romantyzm, to pożądanie! Główna bohaterka jest niesamowicie w centrum zainteresowania, jakby była sama sobie swoim uniwersum. Strasznie to nieskomplikowane o rzucające cień na całokształt opowiadania.

"Jak to się przewróciłaś? Przecież ty nigdy się nie przewracasz!" - (przepraszam cię, ale muszę to powiedzieć) co kurwa!? Myślałem, że to wcześniejsze to był jakiś sen tej bohaterki i dlatego te emocje tak nią władały, ale teraz już wiem, że to jakaś nimfomanka! I na dodatek straciła pamięć - ja cie, ale pokrzywdzona ;/ I od teraz Alicja będzie wyjątkowa - nieźle, nieźle...

Strasznie prostackie jest to patrzenie w lustro. Ukazuje bezlitosność autorki. Najpierw ofiara losu jest brzydka, jak glut, ma same kompleksy itp., a tu nagle tak ją skrzywdziłaś. Dałaś jej piękne ciało i tym skrzywdziłaś ją po tysiąckroć, bo ona zamiast pokonywać siebie nie wzięła udziału w zawodach. Jaie to przyziemne… Ale sprawdźmy, może pod koniec opowiadania będzie morał pt.: „piękno i sława się przydają, ale szczęścia nie dają” lub też: „Trzeba być tym, czym się jest, a wszelkie wynaturzenia odrzucić, bo nie jesteśmy na nie przygotowani (w sensie, że osoba brzydka, straci głowę, gdy stanie się ładna)”
Cholera nie doczytam tego do końca, ale założę się o własną rękę, że bohaterka nie zrozumiała, iż stała się pustą lafiryndą, która wkręca sobie co inne, a zamiast tego Ty, droga autorko uwydatniłaś pogardę do tego biednego faceta - jeśli tak, to strasznie bezsensowne te opowiadanie.”

Oceniam na „czyta się dobrze”, ponieważ język masz i słownictwo również, ale nie potrafisz wydoić czegoś kreatywnego – nie znasz smaczków czytania fantastyki. Twoi bohaterowie nie są „plastyczni”, nie są skomplikowani, a za to cierpią na „przerost ramy nad ideą postawy”, czyli że na wynaturzenie! Nie ma ideałów - wszyscy o tym wiemy - dlatego też warto się skupić na realności pisanego tekstu, tak by nas przyciągał, a nie odpychał. Mnie odepchnęłaś totalnie.

Dodam jeszcze, że nie władasz nad tym, co wypływa ci z pióra. Żądzą tobą emocje i kobieca intuicja – musze zadać ci to pytanie: naczytałaś się romansów? Bo jeśli tak, to ok, ale to nie literatura dla mnie, ja wole, jak ludzie są ludźmi, a nie „ochami” i „achami”.

Na koniec drobna rada. Łącz przeciwności. Niech bohaterka będzie romantyczna (w końcu jest kobietą), ale z drugiej strony niech też będzie zołzą. Zamiast „przesładzać” swoje opowiadanie dorzuć odrobiny „pikanterii”. Użyj czasami prostych określeń typu: zrobiło jej się mokro, poczuła, jak coś ją gilgocze tam w dole, robiły jej się maślane oczy, gdy o nim myślała i precyzuj swoje emocje! Jeśli opowiadasz, że go pragnie, to napisz to! Napisz, że go pragnęła, a nie, że jasny księżyc rzucił swój cień na lazurową wodę i stąd wiedziała, że czuje się dobrze, bo wymyśliła jakieś homeryckie porównanie, skojarzyła z nim, pomorzyła tysiąc razy i wyszło tsunami emocji.

Kończę ten komentarz. Jest długi, owszem, ale tylko po to byś zrozumiała własne błędy, bo co w opowiadaniu dobre to nie muszę mówić – krytyka jest lepsza, bo więcej z niej wyniesiesz :)

Poskromienia emocji,
Furiat.
Autor: Furiat Data: 16:40 6.01.11
 No to tak:
Żeby to była anielica i demon, to ta aluzja do walki dobra ze złem byłaby bardziej harmonijna. Bardziej czytelna. Człowiek i elf, hm... Nie do końca zgadzam się z opinią Furiata, który mnie tu w komentarzach uprzedził, ale fakt faktem, opowiadanie da się przełknąć tylko wówczas, jeśli potraktujemy postacie jako symbole. A to trochę... mało.

Osobiście nie przepadam też za opowiadaniami, które rozgrywają się prawie w całości ‘w głowie’ (‘w duszy’)? Wolę historie, które są historiami. Jeśli niosą w sobie ładunek czegoś więcej, to pięknie, ale nie aż tak żeby przestawały być opowieścią.

Bo jeśli o wydarzenia chodzi, to niewiele tu można znaleźć. Dodatkowo, rozgrywają się one we fragmentarycznym świecie, świecie nieokreślonym i pozbawionym sensu. Jakaś Brygida, niebieska sukienka, pokryjome wyjście... Może umknęło mi kilka akapitów, ale zbyt mgliste to wszystko.

Lustro Alicji jak dla mnie pasuje (chociaż fanem tej z ‘Krainy Czarów’ nie jestem i do kina na 3D na pewno nie pójdę...). Że facet jest wersją diabła, a żeńska narratorka skuszoną owieczką – to też w sumie normalka, niemniej zwróć uwagę, że Furiata trochę ukuło, co? Zabawne nawet. Z drugiej strony, może wprowadzę kategorię ‘tylko dla kobiet’... :)
Autor: Whitefire Data: 13:40 14.02.11
 ...
Straszne i przerażające i jakie prawdziwe jak depresja popycha człowieka do strasznych kroków .
Autor: kero Data: 14:33 29.05.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 119 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 119 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Nigdy nie pisać książki, kiedy wystarczy strona, ani rozdziału, gdy starczy słowo.

  - G. C. Lichtenberg
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.