Rozdział 1
Szlakiem Wzdłuż Jeziora
Delikatne promyki porannego słońca przedarły się przez zasłony, zalewając pokój dziennym światłem. Było jeszcze bardzo wcześnie i dwaj towarzysze spali smacznie, wykończeni wrażeniami poprzedniego wieczoru.
Nie było im jednak pisane wyspać się tego poranka. Po pojawieniu się pierwszych promieni słońca, do pokoju wszedł Redo, budząc ich dość gwałtownie. Chwilę później jedli śniadanie. Redo nigdy im nie żałował jedzenia. Goszcząc u niego mogli być pewni, że będą syci i wypoczęci.
Niestety w tej dość ekstremalnej sytuacji, nie mogli na to liczyć. Ludzie z zachodu życzyli sobie ich rychłego pojawienia się i jak najszybszego ruszenia w drogę. Redo poczęstował ich więc skąpym śniadaniem, lecz zadbał o prowiant na drogę.
Krótko po zapianiu pierwszego koguta, trzech przyjaciół wyszło z domu udając się w stronę umówionego miejsca spotkania.
W centrum miasta mieścił się Wielki Pawilon. Było to miejsce postoju dla odwiedzających miasto podróżnych, posiadających konie i wozy. Nazywano go często Pawilonem Handlowym, ze względu na licznie zatrzymujących się w nim kupców, którzy za okazaniem dokumentów uprawniających do handlu, zyskiwali zniżki w opłacie za postój. W ten sposób Pawilon stawał się głównym punktem handlowym w mieście.
Zadaszenie, wsparte wysoko na filarach, zajmowało sporej powierzchni obszar. Pod nim, mimo tłoku, panował porządek. Każde miejsce postoju było oznaczone odpowiednim symbolem i ograniczone wyznaczonymi liniami. Również drogi do ów stanowisk były zaprojektowane tak, by nie kolidowało to w czasie wjazdu i wyjazdu z Pawilonu.
Grupa Gryfina zatrzymała się właśnie w Wielkim Pawilonie i właśnie tam mieściło się umówione miejsce spotkania. Dzięki dobremu oznakowaniu w Pawilonie, znalezienie obozu Gryfina nie kosztowało ich zbytniego wysiłku.
Po dotarciu na miejsce, okazało się, iż ich pracodawca był już gotowy do drogi. Dwa zaprzęgnięte wozy oraz dwóch jeźdźców czekało już tylko na nich.
- Miło mi was widzieć, panowie. – Przywitał ich Gryfin, wyciągając rękę w powitalnym geście.
Siedział na jednym z wozów, w towarzystwie Farhira En Dove. Półelf nie siedział jednak zaraz przy nim. Znajdował się na pace wozu, tradycyjnie obracając w palcach małą, kryształową kostkę.
Dwaj bracia Bardfinger zajmowali miejsca w siodłach, tym czasem drugi wóz prowadziła kobieta, która nie gościła u Redo zeszłego wieczoru. Przedstawiła się jako Joanna Fillister. Nie liczyła więcej jak trzydzieści lat. Była zgrabną i dość ładną blondynką o kręconych włosach i zielonych oczach. Jej wyraźnie arsyjska uroda musiała bardzo zaskakiwać mieszkańców wschodniego Bolenhoull, nie przywykłych do arsyjczyków.
- Zdaje się, że przybyliśmy na czas. – Od parł Redo, podając Gryfinowi rękę, w geście powitalnym.
- Jak najbardziej! – Powiedział wesoło młodzian. – Wszystko zgodnie z planem. I tak jak uzgodniliśmy wstępna wplata za usługi. – Kiwnął w stronę, siedzącego za jego plecami Farhira.
Wielkooki półelf chwycił kryształową kostkę w jedną z kościstych dłoni. Tym czasem jego druga dłoń namacała wełnianą sakiewkę. Z wyraźną niechęcią, podał ją swojemu przełożonemu, następnie wracając do zabawy kostką. Gryfin przyjął sakwę, mierząc Farhira pogardliwym spojrzeniem.
- Proszę bardzo. – Powiedział Gryfin. Redo przyjął wynagrodzenie z lekkim ukłonem.
Kruk przyprowadził własnego konia, na którym miał zamiar spędzić podróż. Higins zaś dosiadł się do Joanny. Niedługo później opuścili Ugargrad, kierując się drogą, wzdłuż północnych brzegów jeziora ugardskiego.
*****
- Zaiste przepiękny poranek. – Zagaił rozmowę Higins. – Czy zgodzisz się ze mną, panienko?
- Tak. – Odpowiedziała Joanna.
Wyjechali z miasta zaledwie paręnaście minut wcześniej, kierując się w stronę brzegów jeziora. Biegnący tam szlak prowadzi przez dwie niewielkie wioski, leżące na odcinku drogi, po między Ugargradem a wodospadem.
Według wstępnych obliczeń niziołka, do pierwszej wioski dotrą koło południa. Będą tam jedynie przejazdem. Druga wioska nosiła nazwę Den i miała być miejscem ich postoju. Den leżało bardzo blisko wodospadu, wiec było doskonałym miejscem na pozostawienie wozów i koni. Przy sprzyjających prognozach, mieli tam dotrzeć jeszcze przed wieczorem.
- Proszę mi wybaczyć wścibskość, ale rozumiem, że i panienka z Arsyrii? – Kontynuował rozmowę.
- Owszem. – Odparła dziewczyna. Zajęta prowadzeniem wozu, nie odwróciła wzroku w stronę jej towarzysza podróży. – Pochodzę z Bergen, jak pozostali. Za wyjątkiem Farhira.
- Półelf nie jest z wami? – Zdziwił się Higins Bikten.
- Dołączył do nas w Tower Heel. – Wyjaśniła dziewczyna.
Gins zadumał się nad tą odpowiedzią przez chwilę. Od razu zauważył, że Farhir En Dove nie pasował do tego całego towarzystwa. Cały czas trzymał się na uboczu i wyraźnie nie przepadał za Gryfinem i jego podwładnymi. Skoro półelf zastał wynajęty, to kim tak naprawdę był?
- Farhir był waszym przewodnikiem po centralnym Bolenhoull. – Stwierdził Higins, choć w rzeczywistości było to pytanie.
- Nie… - Odparła zajęta jazdą dziewczyna, zupełnie bez zastanowienia. Poczym poprawiła się szybko. – To znaczy tak… Przepraszam. Plotę bzdury.
Kłamała. Był tego pewien. Higins rozpoczął jeden ze swych słynnych monologów, odwracając w ten sposób jej uwagę od faktu, że domyślał się prawdy. Półelf nie był przewodnikiem. Nie został też wynajęty dla ochrony, ponieważ ta grupa sama mogła o siebie zadbać. W jaskiniach pod wodospadem nie znajdowało się nic na tyle cennego, by wynajmować płatnego złodzieja. Na badacza jaskiń też nie wyglądał…
Tym czasem w jaskiniach pod wodospadem mieszkał tajemniczy jegomość… Zatem były zatem dwie możliwości. Farhir En Dove był łowcą nagród, którego zadaniem było schwytanie nieszczęsnego pustelnika, albo płatnym zabójcą, który miał nieszczęśnika pozbawić życia.
-… Tak więc wyobraź sobie, moja droga, że ów woźnica zupełnie zgłupiał, gdy zobaczył grupę świń, pakowanych na jego wóz. – Kontynuował swoją opowieść. – A tak przy okazji… Od jak dawna jest panienka woźnicą?
- Właściwie to jestem służką. – Odparła nieśmiało.
- Na pewno najlepszą służką w Ocerylii. – Pochwalił ją Higins, chwytając się przyjacielsko jej ramienia. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten gest. – A więc twój pan, powierzył ci misję prowadzenia wozu? – Dziewczyna przytaknęła. – Od dawna pracujesz jako służka u pana Gryfina?
- Gryfin nie jest moim panem. – Odparła. Tym czasem Higins zdobył kolejną istotną informację.
- Wydaje się być eleganckim kawalerem…
- Jest bardzo ważną osobą na dworze. – Odparła Joanna, która wyraźnie dała się złapać w pułapkę, zastawioną przez Higinsa. – Lord bardzo go ceni. Przypomina mu ojca Gryfina, który dawniej mu służył… - Urwała nagle, uzmysławiając sobie, że znów powiedziała zbyt wiele.
- Pracujemy więc dla lorda. – Zauważył niby to przypadkiem niziołek. – Doprawdy niezwykłe są koleje losu… Lord mieszkający w mieście Bergen, rozszerzający swoje wpływy, można by rzec, na drugi koniec świata! Muszę przyznać, panienko Joanno, że masz wielkie szczęście, pracując dla tak wielkiego męża stanu. – Powiedział Higins, rozpoczynając opowieść o pewnym szlachcicu, którego spotkał lata temu.
Tym czasem wgłębi ducha, wciąż się zastanawiał. Lord z dalekiego królestwa poszukiwał czegoś, a raczej kogoś daleko na wschód. Kim zatem mógł być Mieszkaniec Wodospadu? Może zaginionym spadkobiercą, a może wrogiem z dawnych lat. Może jednym i drugim. I jaki interes w tym wszystkim ma ten najemny półelf?
Niziołek spojrzał na jadącego konno, dość daleko po prawej Kruka. Kompan spojrzał na niego, by odczytać wyraźny niepokój na twarzy Higinsa.
*****
Koło popołudnia wreszcie dotarli do Den, mieszczącej się niedaleko celu ich podróży. Po krótkiej wizycie w domu chłopa, do którego należała największa stodoła we wsi, pozostawili tam wozy i zaprzęgnięte do nich konie. Ze względu na to, iż podróż, którą odbyli była krótka, aczkolwiek mozolna i dość wyczerpująca, pan Gryfin postanowił dać im kwadrans na przygotowanie się do jej dalszej części.
Joanna, która jako jedyna nie kontynuowała dalszej wędrówki, pozostała przy wozach, czekając tam na ich rychły powrót. Tym czasem Gryfin i jego ludzie zapadli się pod ziemię, z faktu czego Higins był bardzo rad. Wraz z Krukiem poszukali ustronnego miejsca, gdzie mogli swobodnie omówić parę spraw.
Znaleźli się w dość gęsto zalesionym zagajniku, znajdującym się opodal wioski Den. W trakcie drogi często oglądali się za siebie. Mieli nadzieję, że nie zauważył ich nikt o to nieproszony.
Po chwili oczekiwania, pojawili się dwaj mężczyźni.
- Miło mi cię widzieć, Mangucie. – Powiedział Higins na powitanie dwóch przybyszy. – Cieszę się, że to właśnie ciebie i twojego ucznia Redo posłał za nami. Mam bowiem wstrętne przeczucie, że dzieje się tu coś co najmniej dziwnego.
Mangus był człowiekiem już w dość podeszłym wieku. Emerytowany żołnierz, którego Redo zwerbował parę lat wcześniej. Będąc jeszcze na służbie w ugardzkiej armii, Mangus zasłynął jako prawdziwy mistrz szabli. Był trzykrotnym zwycięzcą turnieju, organizowanego przez wojsko na terytorium Ugardii.
Człowiek znajdującym się zawsze metr za Mangusem, z głową pochyloną ku dołowi był niezwykle zdyscyplinowanym młodzieńcem. Kosmo był bardzo oddany swemu mistrzowi i w dużej mierze podporządkowany jego woli. Nigdy nie wychylał się przed swego mistrza i wyrażał swoje zdanie tylko wtedy, kiedy Mangus o to poprosił.
Mangus kiwnął głową na powitanie, od razu przechodząc do rzeczy.
- W czym tkwi problem?
- Na ile jesteś poinformowany o szczegółach mojego zadania?
- O szczegółach nie wiele wiem. Miałem polecenie wsparcia was w razie problemów.
Higins pokrótce wprowadził w szczegóły powierzonego mu zadania. Następnie podzielił się z nimi informacjami wyciągniętymi z Joanny. Cała trójka, po wysłuchaniu jego relacji doszła do wniosku, że istotnie Gryfin i pozostali nie byli do końca z nimi szczerzy, a cała sprawa zdaje się być dziwnie niepokojąca.
- Wobec tego, nie pozostaje nam nic więcej, jak zwiększenie czujności. – Stwierdził stary szermierz.
- Owszem. – Przyznał niziołek. – Jednak pamiętajcie żeby nie dać się zdemaskować. Chyba, że to będzie konieczne.
W ten sposób ich krótkie spotkanie dobiegło końca. Dwaj towarzysze wrocili do wioski, tym czasem mistrz i uczeń rozpłynęli się leśnej gęstwinie…
*****
- Mógłbym przysiąc, iż widziałem jak rozmawiali ze sobą przez całą podróż. – Podjął Rudolf Bardfinger.
- Nie ufam temu małemu. – Dodał Farhir En Dove, który o dziwo włączył się do rozmowy. – Jest zbyt wścibski.
- Zastanawiam się czy istotnie możemy na nich liczyć, jeśli dojdzie do konfrontacji. – Zastanawiał się Gryfin, drapiąc się po świeżo ogolonym podbródku.
- Twierdzisz, że mogą stanąć po jego stronie? – Zapytał jeden z braci Bardfinger.
- Nie jest to wykluczone. – Odparł ich młody przywódca. Następnie dodał. – Kiedy ja i Farhir zajmiemy się naszym celem, wy moi bracia miejcie na nich oko.
*****
Po upływie kwadransa, grupa zebrała się z powrotem, gotowa do dalszej drogi. Wzięli ze sobą trzy konie. Na jednym jechał Gryfin, drugi był prowadzony przez Rudolfa. Trzeci należał do Kruka, lecz ten prowadził go tylko, pozostawiając siodło siedzącemu na nim Higinsowi. Farhir i Oskar szli tym czasem z przodu, prowadząc całą grupę przez las.
Na świecie panowała wiosna i świeżo odradzająca się natura prezentowała się niezwykle malowniczo. Małe pąki na gałęziach drzew i krzewów, oraz rozkwitające polne, rożno kolorowe kwiaty powodowały, iż wędrowcy zapomnieli na moment o czekającym ich zadaniu.
Prze krótką chwilę przedzierali się przez leśne poszycie w zupełnym milczeniu. Jednak, gdy znaleźli się na niewielkiej polanie, pan Gryfin zwrócił się do siedzącego w siodle, po jego prawej Higinsa:
- Panie Bikten. Przyszedł czas abyśmy wraz z moimi towarzyszami wprowadzili pana i Kruka w drugi element naszego zadania.
Niziołek i jego kompan spojrzeli się na niego z zainteresowaniem. Poczuli małą niepewność, względem swoich dotychczasowy podejrzeń co do Gryfina i jego ludzi. Czyżby ich obawy były nie uzasadnione?
Gryfin tym czasem mówił dalej:
- Jestem pewien, że macie wiele pytań dotyczących tego co tutaj robimy i czego dokładnie szukamy. Wybaczcie, że wcześniej was nie wtajemniczyliśmy. Mieliśmy wątpliwości jak zareaguje wasz zwierzchnik, jak i wy sami.
Polanka skończyła się i na powrót zgłębili się w lesie. Przedzierając się przez krzaki, spłoszyli niewielkie stado jeleni. Zwierzęta szybko rozpierzchły się w panice, pozostawiając ich samych w leśnej głuszy.
Niewzruszony tą sceną Gryfin mówił dalej:
- Zapewne słyszeliście opowiastki chłopów dotyczące Mieszkańca Wodospadu. Otóż on rzeczywiście istnieje i zamieszkuje tamtejszy kompleks jaskiń. W rzeczywistości nie jest niegroźnym pustelnikiem. Nim sprowadził się w te rejony, przez długie lata był ścigany przez mojego zwierzchnika za zbrodnie, których dokonał w Ocerylii. Moim zadaniem jest doprowadzenie tego człowieka przed oblicze sprawiedliwości, a powodem, dla którego was wynająłem nie jest samo przewodnictwo, lecz również pomoc w ujęciu tego przestępcy.
- Więc dlatego nasze wynagrodzenie jest takie wielkie? – Zapytał niziołek.
- Owszem. – Odparł tamten. – Ze względu na fakt, iż wschodnie i zachodnie Bolenhoull nie lubią mieszać się wzajemnie w swoje sprawy, woleliśmy wprowadzić was w to wszystko dopiero teraz. Czy zatem zgadzacie się na pomoc w ujęciu poszukiwanego prze nas zbrodniarza?
Ginsa dobiegła nagle myśl, że z jakiegoś powodu Gryfin starał się oszczędzić tej informacji jedynie staremu Redo… Sprawa nabierała coraz bardziej podejrzanego obrotu. Z jednej strony wysłuchali właśnie odpowiedzi na swoje wcześniejsze pytania, z drugiej narodziło to jeszcze więcej wątpliwości. Poza tym Higins wątpił w szczerość ich pracodawcy, podejrzewając, iż sprawa posiada drugie dno. Jednego był pewien. Ludzie, z którymi mieli do czynienia nie należeli ani do straży miejskiej, ani do żadnych innych przedstawicieli prawa. Było oczywiste, że wraz z Krukiem musieli obdarzyć ich ograniczonym zaufaniem.
Niziołek był teraz jeszcze bardziej tym wszystkim zaintrygowany. Wiedział jednak, że chcąc poznać prawdę, nie mógł o nią tak po prostu zapytać. Postanowił więc grać dalej, by zobaczyć jak to się potoczy. Spojrzał na swojego wyższego towarzysza, który znajdując się przed nim, nadal prowadził konia, na którym siedział niziołek. Były akrobata odwrócił się do niego i porozumiewawczym kiwnięciem, poinformował, że zdaje się na osąd małego towarzysza.
- W porządku. Może pan na nas liczyć. – Odpowiedział Higins Gryfinowi, który w napięciu czekał na ich decyzje.
Z oddali dało się słyszeć charakterystyczny szum. Im bliżej podchodzili do rozpościerającego się przed nimi skraju lasu, tym bardziej upewniali się, iż jest to szum wodospadu. Wyglądało na to, iż finał ich podróży zbliżał się nieuchronnie.
|