Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Mój przyjaciel - zmiennokształtny

 Joanna przysiadła obok legowiska psa z kubkiem aromatycznej herbaty w dłoni. Patrzyła w zamyśleniu na spokojnie oddychające przez sen zwierzę, pociągając łyk za łykiem. Nie planowała przygarnięcia psa, a już na pewno nie przybłędy z ulicy. Jednak los ma za nic ludzkie plany i jak zwykle zadecydował inaczej, bez uwzględnienia zdania Joanny. Psa znalazły razem z córką. Magda, dziesięciolatka, od dawna marzyła o futrzanym ulubieńcu, Joanna była natomiast nastawiona sceptycznie do tego pomysłu. Jak wielu rodziców przed nią, miała uzasadnione wątpliwości w kwestii zwierzaka w domu. Dzieci potrafiły szybko stracić zainteresowanie pupilem, wówczas na rodziców spadał kolejny obowiązek, a tych Joanna, jako samotna matka, miała wystarczająco wiele.

            Pies westchnął głęboko przez sen, poruszył łapami i cicho zapiszczał. Joanna pogładziła łeb zwierzęcia, sprawdziła, czy bandaż okalający jego grzbiet nie nasiąkł zbytnio wydzieliną z rany. To Magda wypatrzyła psa, kiedy wracały ze spożywczego przez zadrzewiony skwerek koło bloków. Zwierzę leżało pod drzewem, oddychało ciężko, a na jego lewym boku ziała paskudna rana, na której muchy używały życia. Suchy nos świadczył o gorączce. Magda na ten widok zaczęła ryczeć. Joanna pomyślała, że może powinna wykorzystać ten moment na udzielenie córce brutalnej lekcji na temat prawideł życia i śmierci. Czego jednak tak naprawdę nauczyłaby dziecko pozostawiając cierpiące zwierzę na pastwę losu?

            Gabinet weterynarza znajdował się niedaleko na osiedlu. Joanna zmobilizowała siebie i córkę. Na wszelki wypadek zawiązała pysk psa wstążką z włosów Magdy (pętelkę dentystyczną podpatrzyła na Animal Planet), po czym owinęła zwierzę we własną kurtkę i zaniosła do weterynarza, pocąc się z wysiłku. Zwierzak był spory, ciężki i bezwładny, długie łapy zwisając obijały się o kolana Joanny. Za nią dreptała zadowolona córka, targając ciężkie siatki z zakupami. W gabinecie okazało się, że stan zwierzęcia nie jest tak poważny, jak oceniło niedoświadczone w tych sprawach oko Joanny. Koszt zaopatrzenia rany i antybiotyków wyniósł więcej niż zakładała, jednak szeroki uśmiech na twarzy Magdy był wart tych pieniędzy.

- Pies wygląda na zwierzę domowe, jest zadbany. Sądzę, że komus uciekł. Mieszaniec owczarka niemieckiego. Sierść i zęby są w dobrym stanie, uszy czyste. Nie ma jednak obroży ani czipu. Chce pani zostawić ogłoszenie w lecznicy? Może zgłosi się właściciel. – zaproponował lekarz.

- Nie! – wtrąciła się szybko Magda. – To będzie mój piesek!

- Magdusiu, pan doktor ma rację. Może ktoś teraz płacze za tym pieskiem. Tak dziewczynka jak ty na przykład.

- Nie pilnowała go dobrze, to niech sobie płacze. – oświadczyła twardo Magda odwracając spojrzenie od matki i krzyżując ręce na piersi na znak, iż uważa temat za zakończony.

            Joanna nie kontynuowała sprzeczki w obecności weterynarza, zawsze może powiesić ogłoszenie bez wiedzy córki. Lekarz zgodził się rozłożyć koszta na raty i nawet podwiózł matkę, córkę, rannego psa i siatki z zakupami pod blok. Joanna zorganizowała naprędce psie legowisko i wysłała córkę do sklepu po smycz i obrożę. W tym czasie przyrządziła późny, szybki obiad i zajęła się psem.

Dzień pełen wrażeń szybko dobiegł końca. Magda padła przed dwudziestą jak nieżywa, dlatego Joanna mogła posiedzieć w spokoju. Nie mogłaby spędzić wieczoru w dobrym nastroju, zostawiwszy ranne zwierzę na pastwę losu.Głaskając psi łeb, popijając herbatę i wspominając przebieg ostatnich godzin, poczuła się lepszym człowiekiem.

 

*

 

            Leilani wysunęła się z ciała żywiciela i podążyła w stronę, z której dobiegał ją słaby blask aury Perro. Wiedziała, że jej cel ucierpiał podczas ataku innego demona. Jednak upolowanie Perro było oficjalnym zadaniem Leilani, żaden inny Łowca Zmiennoksztłtnych nie miał prawa jej wyręczać. Życie demonów nie posiadało w zasadzie innej wartości poza zabijaniem wyznaczonych celów. Łowca żyje, dopóki nie zgładzi ostatecznie swej zdobyczy. Zabicie zmiennokształtnego stawało się sensem istnienia demonicznych Łowców, a po śmierci upolowanego brakowało już powodu, by utrzymywać ich przy życiu. Odkrywszy to prawidło, Leilani bardziej stwarzała pozory polowania niż naprawdę starała się zgładzić Perro. Wszystko to wydało jej się jakimś okrutnym żartem – po co wyposażać jednostkę w potencjał do przeżywania rzeczywistość: emocje, inteligencję, gdy traktuje się ją tak jednorazowo? A teraz jakiś inny demon z niewiadomego powodu próbował w zasadzie pozbawić ją życia. Choć Łowca powstawał tylko po to, by dopaść naznaczoną zdobycz, Leilani ceniła jednak swoją egzystencję, choćby dlatego, że nie znała innej formy istnienia i bała się bezpowrotnie zniknąć. Demony wszak nie idą do nieba z oczywistych względów, a piekło jest ich domem za  życia. Nie ma zaświatów dla takich jak ona.

            Leilani przeniknęła ściany i zbliżyła się do swego celu. Wciąż pozostawał pod postacią zwierzęcia, psa, który zauroczył małą dziewczynkę i jej matkę. Wciąż gorączkował, ale temperatura powoli spadała dzięki podanym przez weterynarza płynom i lekom. Łowczyni wyczuwała, że infekcja została powstrzymana. Za kilka dni Perro będzie jak nowy.

Uspokojona Leilani wycofała się z pomieszczenia z powrotem w ciało żywiciela. Zanosiło się na to, że bedzie musiała w nim trochę pomieszkać, jeśli zamierzała zapewnić bezpieczeństwo Perro. Wszak chodziło przede wszystkim o jej własne życie. Zbadawszy ciało żywiciela, odkryła ognisko raka. Musiał formować się już od dłuższego czasu, może nawet dawał już objawy. Lelilani skoncentrowała się na wadliwych komórkach i chłonęła ich energię. Za jakiś czas po nowotworze w ciele żywiciela nie pozostanie najmniejszy ślad. Łowczyni rozgościła się wewnątrz i pozwoliła sobie na mentalny odpoczynek.

 

*

 

            Perro bardzo szybko dochodził do siebie po walce z Łowcą. Rana goiła się bez powikłań. Magda szalała za nowym ulubieńcem. Wzorowo wywiązywała się z obowiązku opieki nad psem, nie zaniedbując przy tym innych powinności. Ostatnio nawet dostała piątkę z matematyki, która od początku szkolnej kariery dziewczynki była jej piętą Achillesa. Joanna nawet martwiła się na zapas, co będzie, kiedy przyjdzie czas, by Magda zmierzyła się z fizyką i chemią... Tymczasem córka wydawała się radzić sobie coraz lepiej także z innymi przedmiotami w szkole. Od kiedy w domu pojawił się pies, dziecko stało się bardziej energiczne i zdyscyplinowane oraz zdecydowanie mniej marudne.

- Może ty jesteś jakimś cudownym psem, co Perro? – spytała kręcącego się po kuchni pupila córki.

- Hau – przytaknął pies i zamachał ogonem.

- I jakim zgodnym. – uśmiechnęła się i rzuciła mu kawałek kabanosa, który został pochwycony jeszcze w locie i natychmiast połknięty.

            Pies-towarzysz zdecydowanie nadawał życiu nowych, nieznanych wcześniej kolorów. Joanna nie powiesiła ogłoszenia w lecznicy, przyznając w duchu słuszność stwierdzeniu Magdy. Poprzedni właściciel Perro rzeczywiście na niego nie zasługiwał. Pies był grzeczny, nie brudził w mieszkaniu, nie niszczył rzeczy i nie wył, zostając sam. Mało szczekał i chętnie się przytulał oraz bawił. Weterynarz ocenił jego wiek na dwa, może trzy lata, co oznaczało, że cała trójka ma przed sobą jeszcze dziesiątki miesięcy wspaniałej przyjaźni.

            Po zdjęciu szwów z zagojonej rany na boku, Perro po raz pierwszy od potyczki z demonem zaryzykował przemianę, kiedy Magdy i Joanny nie było w domu. Obserwował zwyczaje swoich pań od kilkunastu dni, dobrze poznał rozkład ich tygodnia. Po przemianie był całkiem nagi, a nie spodziewał się znaleźć w domu choćby sztuki męskiej odzieży. Przejrzał wszystkie majtki Joanny, jednak żadne nie wyglądały na wygodne. Zmieścił się jednak w jej spodnie od piżamy i szlafrok. Ubrawszy się, popędził do lodówki. Nie miał nic przeciwko psiej karmie, doskwierał mu jednak brak kulinarnego urozmaicenia, podniebienie potrzebowało odmiany. Zaopatrzenie lodówki pozostawiało jego zdaniem wiele do życzenia. Kiełbasa i pomidor musiały na razie wystarczyć, Joanna nie powinna się zorientować, że czegoś ubyło w tajemniczych okolicznościach.

Napełniwszy brzuch, Perro siegnął po telefon. Chwilę trwało, zanim przypomniał sobie numer Waleriana, przywódcy swojego stada, ostatnio korzystał z komórki, która zwolniła jego pamięć z obowiązku zapisywania przydługich rzędów cyfr. Kiedy uwikłał się w starcie z demonem, zarówno jego telefon, jak i ubranie, przepadły.

- Walerian? To ja, Perro. – zaczął nieśmiało, obawiając się nieco reakcji przywódcy. Jedną z najważniejszych zasad funkcjonowania zmiennokształtnych we współczesnym świecie był zakaz nawiązywania trwałych relacji z ludźmi. Przeszłość stada pokazywała wyraźnie, że takie związki prowadzą wyłącznie do obustronnego smutku i cierpienia. Demony polujące na zmiennokształtnych nie oszczędzały bowiem i ludzi.

- No, nareszcie! Baliśmy się, że Leilani w końcu cię dopadła. Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? Skąd dzwonisz? – w głosie przywódcy stada słychać było ulgę. – Próbowaliśmy cię złapać na komórkę, ale wciąż byłeś poza zasięgiem.

            Perro streścił przełożonemu przebieg ostatnich dwóch tygodni. Walerian komentował jego opowieść ostentacyjnymi westchnieniami oddającymi jego głębokie niezadowolenie.

- Perro, tyle razy ci się powtarzało, ty niedobry szczeniaku – nie zbliżamy się do ludzi w ten sposób. Jak zamierzasz rozwiązać tę sytuację? Pozwoliłeś, żeby te kobiety przyzwyczaiły się do ciebie. Pomyślałeś, jak będą się czuły, kiedy odejdziesz? Pomijając wszystkie problemy, które spadną na nas, jeśli zaczną cię szukać i wieszać ogłoszenia z twoja podobizną.

- Walerian, proszę. Wiem, że głupio wyszło. Mam pomysł, jak to rozwiązać, ale jeszcze nie teraz. Demon, który mnie zaatakował, to nie była Leilani.

- Jak to?

- Muszę się dowiedzieć, co knują demony. Dlaczego zostałem zaatakowany przez obcego, ale nie zabity? A potem zostawiono mnie w spokoju na dwa tygodnie? To wszystko jest jakieś dziwne. No i ... nie chcę, żeby stało się coś złego Joannie i Magdzie.

            Walerian głośno wypuścił powietrze.

- Księżniczka tęskni za tobą. Pytała kilka razy o swojego małego pieska.

- Safiana... Co u niej?

- Standard. Do południa wolontariat w schronisku dla zwierząt, potem załatwianie spraw na mieście, a wieczorem granie w RPG albo ta knajpa gotycka. Wkurzają mnie trochę ci jej znajomi, ale jeśli księżniczce to odpowiada...

- Dalej jest przygnębiona?

- Też będziesz, kiedy zostaniesz sam na świecie.

- Safiana ma mnie! To znaczy... nas.

- Miałem na myśli, że jest ostatnią przedstawicielką rasy elfów, oczywiście. – Walerian uśmiechnął się do słuchawki.

- Wiem, wiem. Może jeszcze kogoś dla niej znajdziemy, chociaż półelfa?

- Może. Na razie podaj mi swój adres. Odwiedzimy cię. Zakładam, że potrzebujesz paru rzeczy.

            Tego dnia czekała Joannę miła niespodzianka. Perro znalazł portfel z pieniędzmi na wieczornym spacerze z Magdą. Merdając ogonem, dostarczył zdobycz wprost do rąk swojej pani. Oprócz pliku setek w porfelu nie było żadnych dokumentów, niczego, co pomogłoby w identyfikacji właściciela.

- To dużo pieniędzy. – powiedziała Joanna. – Ktoś pewnie się zamartwia. Może powinniśmy zanieść to na policję?

- Jaką policję? Mamo! Nie przesadzaj. – Magda złapała się za głowę i przewróciła oczami.

- Z drugiej strony ciągle mamy dług u weterynarza...

            Joanna zdecydowała odczekać kilka dni i sprawdzić, czy ktoś nie będzie szukał wartościowej zguby. Perro podziwiał jej uczciwość z jednej strony, z drugiej uważał, że to naiwne. Ta kobieta miała zdecydowanie za mało instynktu przetrwania. Dziwił się, że przeżyła w tym stanie prawie czterdzieści lat. Postanowił mieć na nią oko. I na jej córkę, która właśnie drapała go za uchem, też.

           

*

 

            Leilani otworzyła portal do swojego wymiaru, kiedy księżyc nad uśpionym miastem wszedł w fazę nowiu. Ta pora sprzyjała demonicznej magii. Udała się do Wielkiego Ogara Piekieł po wyjaśnienia. Czy to Ziemia, czy Otchłań, przełożeni nie lubią być niepokojeni w sprawach, jakie uważają za mało istotne.

- Leilani – powitał ją Wielki Ogar Piekieł. – Czym zawdzięczam sobie tę wizytę? Dlaczego przerwałaś polowanie? – usłyszała groźbę w jego głosie. Gdyby miała kolana, zmiękłyby z pewnością. Okazywanie słabości wobec przełożonego, będąc Łowcą, nie było jednak najlepszym pomysłem, dlatego zebrała się w sobie i wyłuszczyła swoją sprawę. Wyraziła oburzenie zachowaniem demona, który najwyraźniej usiłował podebrać jej zdobycz.

- Melduję więc, iż możemy mieć do czynienia z renegatem. – zakończyła rzeczowym tonem.

            Wielki Ogar Piekieł uśmiechnął się na to wszystko z politowaniem.

- Nie ma żadnego renegata, Leilani. Po prostu zostałaś zastąpiona. – odparł przesłodzonym tonem.

- Zastąpiona? – powtórzyła jak echo zbita z tropu Łowczyni.

- Miałaś kiepskie wyniki. Nie ma drugiego demona, który tyle razy pozwoliłby celowi zwiać. Dlatego możesz sobie odpuścić. Już tu nie pracujesz. Pożyjesz jeszcze, tak długo, jak żyje cel. Jesteś z nim związana i na to nic nie poradzę. Zasada obowiązuje nadal, mimo że zabicie Perro to już nie twoje zadanie. Nie chcę nieudaczników w moich zastępach. – rzekł ostro Wielki Ogar Piekieł.

            Leilani pragnęła skwitować ten wywód celną ripostą, ale nie potrafiła. Wiedziała, jak żałosną istotą stała się teraz w oczach przełożonego.

- Sama sobie jesteś winna, Leilani. Ty i te twoje sentymenty. – dodał Wielki Ogar Piekieł, z nieskrywanym obrzydzeniem wypluwając ostatnie słowo. – Myślisz, że nie wiem, co kombinowałaś? Nie przykładasz się do polowań, chcąc przedłużyć sobie życie. Niepotrzebnie wmawiasz sobie, że jesteś osobą. To nieprawda. Jesteś zaledwie funkcją i nigdy nie myśl o sobie inaczej, bo stajesz się przez to słaba i bezużyteczna. A teraz idź. Ciesz się chwilą, która ci jeszcze została, skoro tak to cenisz.

            Łowczyni nie odezwała się. Zaiste, sądziła, że jest sprytna, bo miała taki świetny plan – oszczędzać cel, stwarzać pozory podejmowania działań. Dzięki niemu miała być bezpieczna. Rzeczywiście, ktoś tak głupi nie zasługuje na zwanie się osobą, pomyślała. Otworzyła portal powrotny. Zanim przekroczyła próg, Wielki Ogar Piekieł odezwał się jeszcze raz.

- Cały czas pozostajesz demonem, Leilani. Nikt nie zakazuje ci walczyć o swoje.

            Nie musiała widzieć wyrazu twarzy przełożonego, by zrozumieć, co chciał jej przekazać.

 

*

           

            Dzwonek wyrwał Perro z przyjemnej drzemki. Po cichu podszedł do drzwi. Nie musiał korzystać z wizjera, czuły nos podpowiedział mu, kto znajduje się po drugiej stronie. Safiana. Ostatnia elfka na Ziemi przyszła do swojego ulubionego pieska. Perro otworzył i momentalnie przyjął zwierzęcą postać, szlafrok i spodnie piżamowe Joanny nagle opadły na podłogę. Kojąca obecność elfki zawsze tak na niego działała, kamuflaż ludzkiej postaci przestawał być potrzebny. Perro dreptał wokół niej, kręcąc młynka ogonem.

- Dasz mi usiąść? – spytała melodyjnym głosem, którego brzmienie przywoływało na myśl szmer czystego, leśnego strumyczka. Uśmiechała się, co wielce radowało Perro. Odkąd umarł jej brat i ostatni elfi towarzysz, na twarzy księżniczki na stałe zagościł smutek. Wciąż nie zrezygnowała z gotyckiego wizerunku, który przyjęła niedługo po śmierci swego pobratymca. Szafirowe oczy podkreśliła czarną kredką, w delikatnym nozdrzu tkwiło srebrne kółeczko. Kolczyki ozdabiały też małe, szpiczaste uszka ukryte pod naturalnie czarnymi włosami. Spod długiej sukienki wystawały nieco sfatygowane czubki glanów. Wszystko to, zdaniem Perro, szpeciło Safianę, ale żaden z członków stada nie ośmieliłby się krytykować elfki. Byli jej gwardią, a ona jako księżniczka miała prawo do drobnych fanaberii. Obecni ludzcy przyjaciele Safiany odejdą prędzej czy później, ale stado zostanie – zawsze tak to się kończyło.

            Elfka rozgościła się w pokoju Joanny, który z powodu małego metrażu mieszkania był jednocześnie sypialnią, jadalnią i salonem. Perro wlazł na kanapę obok niej i położył głowę na kolanach księżniczki.

- Jak się ma mój mały piesek? – spytała gładząc go po głowie białą dłonią o wąskich palcach.

- Całkiem nieźle, chociaż bok mnie jeszcze pobolewa, kiedy biegam.

            Safiana przyłożyła dłoń do blizny.

- O, jak miło. – westchnął Perro i przeciągnął się z rozkoszą, na chwilę prostując wszystkie cztery łapy.

- Dobrze ci tu? - spytała elfka.

- Tak. Tylko ta psia karma trochę mi się przejadła. Ale poza tym jest OK. Jak w stadzie. - Perro przymknął oczy rozkoszując się kojącym dotykiem elfki. – A co u ciebie? Potrzebujesz mnie? Czy mogę jeszcze zostać?

- Walerian wspominał, że chcesz prowadzić śledztwo.

- To za duże słowo. Po prostu wolę trzymać łapę na pulsie i wiedzieć wcześniej, co tym razem uknuła Leilani. Ona jest gdzieś blisko, czuję to. Nie chcę, żeby Joannie i Magdzie stała się krzywda. Są miłe. I uratowały mnie.

- Walerian spłacił twój dług, podrzucając wam portfel z pieniędzmi.

- Ale tu nie chodzi o pieniądze. Rozumiesz? – dotknął zimnym nosem policzka elfki. – Kocham cię najbardziej na świecie i nadal chcę być twoim strażnikiem. Ale czuję się odpowiedzialny za Magdę i Joannę.

- Bo jesteś dobrym pieskiem. Dobrze, zostań, jak długo musisz. - Safiana poklepała Perro po głowie i spojrzała głęboko w psie oczy, wypowiadając słowo w zapomnianym elfim języku. Zmiennokształtny natychmiast zasnął. – Śpij, pieseczku, dobrze ci to zrobi.

Księżniczka rozejrzała się za dobrym miejscem na ukrycie reklamówki z ubraniem i komórką dla Perro, jego czuły nos poradzi sobie ze znalezieniem przedmiotów, ale lepiej, by matka i córka nie trafiły w domu na nic, czego same nie przyniosły. Sprzątnęła porzucone przez Perro szlafrok i piżamę. Rzuciła okiem na półkę z książkami Joanny. Żadnej fantastyki, zauważyła z żalem. Elfka lubiła poczytać fantasy, choć ludzcy pisarze potrafili mieć całkiem dziwne wyobrażenie o jej pobratymcach i ich czasach. Safiana jednak dobrze rozumiała marzenia o lepszym świecie, tęsknotę i poczucie beznadziejności. To ostatnie zwłaszcza zbliżyło ją niedawno do subkultury gotów, z którymi grywała w RPG i odwiedzała gotycki pub. Ludzie zwykle brali ją za ekscentryczną studentkę. Oczywiście pytali o uszy. Wyjaśniała, że to efekt operacji, jakiej poddała się w Rosji. Zdjęcia z takiego zabiegu znalezione w internecie dodawały wiarygodności jej historyjce.

Od kiedy zmarł jej brat i wydawało się, że pozostała jedyną elfką na świecie, pogłębiło się jej poczucie bezsensowności istnienia. Znajomi goci Safiany podobnie odbierali rzeczywistość, nawet jeśli z innych powodów, wśród nich czuła się mniej osamotniona. Mieli zbliżone marzenia. Lecz nawet gdy ona, ucieleśnienie tych marzeń, stawała przed ludźmi, którzy czytali o elfach i grali ich postaciami w RPG, nie potrafili rozpoznać prawdziwej elfki, mając ją przed oczami. Safiana była samotna, tak bardzo samotna. Tylko słabnąca nadzieja na odnalezienie innych żyjących elfów i stado utrzymywały ją jeszcze przy życiu. Jej zmiennokształtna gwardia. Przywódca Walerian, którego ceniła za siłę i intelekt. Regina, ruda jamniczka, znana z zajadłości w walce. Opiekuńcza bernardynka Balbina matkująca im wszystkim, skupiona zwłaszcza na kwestii odżywiania. Pełen młodzieńczego zapału Perro i inni. Jej podwładni, rodzina, wataha.

Tylko stado trwało przy niej dosłownie wiecznie, pokolenie za pokoleniem. Ludzie zbyt szybko się zmieniali, taka już ich natura, by dotrzymać kroku elfce. Safiana nie buntowała się przeciwko takiemu porządkowi rzeczy, niczego by to nie zmieniło. Wiedziała, że jej gotyccy przyjaciele w większości, prędzej czy później, porzucą obecne tęsknoty, zaczną żyć inaczej. Tylko ona zostanie z tym bólem w sercu...

Safiana trzymała się bliżej ludzi niż zmiennokształtni, ponieważ demony nie zagrażały jej bezpośrednio. Obserwowała rozwój człowieka od setek lat. Z początku było to zajmujące, później stało się coraz bardziej przewidywalne. Elfka rozumiała naturalne dążenie do doskonalenia się, nie odczuwała wrogości wobec rozwoju cywilizacji. Martwiły ją jednak nadmierna eksploatacja natury i fatalny stosunek ludzi wobec zwierząt, dlatego została wolontariuszką w miejscowym schronisku. Zmiennokształtni z jej stada czasem przychodzili pomagać razem z nią. Kilka razy zdarzyło się, że sprawcy przemocy na przywożonych do schroniska zwierzętach z interwencji, zostali później dotkliwie ukarani.

Elfka opuściła mieszkanie Joanny zanim ta wróciła z pracy. Wetknęła w uszy słuchawki i po raz kolejny tego dnia pozwoliła słodko-gorzkim dźwiękom Hurricane ukoić swoje serce. Zanim udała się do schroniska, usiadła na osiedlowej ławce, by poobserwować okolicę. Miejscowi dresiarze przepędzili ją niewybrednymi komentarzami.

 

*

           

            Na czas swojej nieobecności Leilani zapieczętowała magicznie mieszkanie Joanny. Postanowiła za wszelką cenę utrudnić konkurentowi dostęp do Perro, dopóki nie będzie gotowa na konfrontację. Na razie zmiennokształtny nie wychodził pod nieobecność Joanny, głównie dlatego, że nie miał własnego kompletu kluczy. Głupio by było, gdyby teoretycznie zamknięte mieszkanie, do tego z psem-obrońcą w środku, zostało okradzione. Perro, jako najmłodszy w stadzie, był wciąż nie dość doświadczony i jak każdy miał różne wady, ale brak odpowiedzialności do nich nie należał. Leilani nie musiała zatem wysilać się intelektualnie, by zatrzymać go w domu. Nie mogła pilnować go osobiście, wyczułby ją. Poza tym ciało żywiciela umarłoby, gdyby zostawiła je na zbyt długo, co wprowadziłoby dodatkowo niepotrzebne zamieszanie.

            Obserwowanie Perro z tak bliska było interesujące. Sprawiało Leilani przyjemność. Można powiedzieć, że dopiero teraz go poznawała, choć byli ze sobą związani od początku istnienia obojga. Przyglądanie się zmiennokształtnemu w interakcji z ludźmi pełniło dla Leilani taką funkcję jak reality show i Discovery Channel jednocześnie – zaspokajanie nie zawsze zdrowej ciekawości i wartość edukacyjna w jednym. Łowczyni obiecała sobie, że to ona zadecyduje, jak to wszystko się zakończy. Przebywając w okolicy zauważyła, że po osiedlu codziennie kręci się ktoś ze stada Perro, dziś odwiedziła go nawet sama księżniczka Safiana. Elfy nie interesowały demonów, niedobitki i tak skazane były na zagładę, dawno przestały odgrywać jakąkolwiek rolę w dziejach świata. Co innego zmiennokształtni. Ci mieli wciąż duże możliwości, by się rozmnażać i trwać. Nikt nie pamietał, kiedy ani od czego zaczęła się wzajemna nienawiść. Demony polowały na zmiennokształtnych i tyle, po co to kwestionować?

            Leilani odruchowo cofnęła się na widok Reginy, samicy ze stada Perro. Rudowłosa zmiennokształtna słynęła z waleczności i skuteczności w zabijaniu Łowców. Zgładziła tylu, że ostatnio zaczęli polować na nią parami, a nawet trójkami. Członkowie stada zwali ją między sobą Wściekłą Cholerą, co nie znaczy, że nie lubili Reginy. Zmiennokształtni traktowali się dobrze nawzajem niejako z założenia, czemu Leilani nie mogła odmówić słuszności. Gdyby zaczęli mordować się między sobą w obliczu stałego zagrożenia ze strony demonów, nie przetrwaliby tylu stuleci.

            Zgrabna, wysoka Regina, odziana w obcisłe spodnie, dopasowaną koszulkę i krótką kurtkę, wpadła w oko jednemu z osiedlowych dresiarzy. Właśnie próbował ją olśnić elokwencją, jednocześnie wypinając pierś zdobną w logo Nike. Regina, wbrew panującej opinii, pozostała niewzruszona bardzo długo, całe pięć minut. Wrażliwy nos zmiennokształtnej coraz gorzej radził sobie z nieświeżym, piwnym oddechem łysego adoratora, uszy drażnił głupkowaty rechot. Spojrzała znacząco spod grzywki w twarz nietkniętą intelektem.

- Spadaj! – warknęła.

- Hy, hy. Ej, no, laska, nie bądź taka. Powiedz, jak masz na imię. Ja jestem Darek. – i wyciągnął do niej dłoń o brudnych paznokciach, którą zignorowała. – A może wolisz od razu poznać dużego Dariusza? – poklepał się po kroczu.

- Wiesz, kiedy będzie duży? Jak spuchnie. – rzekła pogardliwie Regina. Dresiarz zaniósł się obleśnym śmiechem, który przeszedł w kwik, kiedy kolano zmiennokształtnej sięgnęło jego genitaliów. Zanim upadł, pięść Reginy trafiła go w twarz. Jego koledzy jak na komendę ruszyli spod budki z piwem, klnąc jak szwadron szewców. Regina odwróciła się ku nim z uniesioną pięścią, sam wyraz jej twarzy wystarczył, by ich zatrzymać. Zmiennokształtna powoli odsunęła się. Koledzy zeskrobali Darka z chodnika, pozbierali jego zęby i ponieśli do domu.

- Sonya... Sonya Blade... – bełkotał półprzytomny Darek, a jego głowa podskakiwała w rytm kroków tachających go kumpli. Regina pozostała jeszcze chwilę na posterunku.

            Cała sytuacja ubawiła Leilani do łez, na które mogła sobie pozwolić dzięki ciału żywiciela. Minęła Reginę. W ciele żywej istoty mogła pozostać niezauważona. Dobrze wiedzieć, że stado jest w pobliżu, pomyślała Leilani. Uwzględni to w swoich planach. 

 

*

           

            Perro oglądał Rozmowy w toku. Temat zainteresował go, pokazywali młodą kobietę, nie tylko przebraną za elfkę, ale i uważającą się za przedstawicielkę tej rasy. Podżerał chipsy Magdy i nasłuchiwał jednym uchem zgrzytu klucza w zamku. Dziewczyna z talk-showu umalowała oczy na szmaragdowo, założyła zieloną sukienkę i srebrne ozdoby. Opowiadała o elfim świecie w swoim umyśle, do którego uciekała w trudnych życiowych sytuacjach. Ludzie na widowni śmiali się z niej otwarcie. Zasmuciło to Perro. Pomyślał o Safianie. Mogłaby znaleźć bratnią duszę w tej dziewczynie. Przyszło mu też do głowy, że gdyby pokazać elfkę w telewizji czy internecie, zwiększyłoby to szanse znalezienia kogoś z jej rasy. Musiał jej jak najszybciej powiedzieć o tym pomyśle.

- Kurde – mruknął, odkrywszy pustą torbę po chipsach w swoich rękach. Zakopał dowód przestępstwa w koszu na śmieci. Może Magda nie będzie pamiętała o chipsach. Zaraz potem rozebrał się, schował ubranie od Safiany i przybrał zwierzęcą postać. Bardzo potrzebował spaceru. Odkąd Joanna zauważyła, że papier toaletowy i odświeżacz do powietrza dziwnie szybko się kończą, z toalety korzystał oszczędnie. Wreszcie usłyszał upragniony dźwięk klucza w zamku.

            Joanna uwolniła się od sąsiada z naprzeciwka. Starszy pan bełkotał coś niezrozumiałego o nagim mężczyźnie i szczupłej brunetce w jej mieszkaniu.

- Niemożliwe. Coś się panu pomyliło. Z nami mieszka tylko piesek. – wskazała na Perro, który witał ją w progu. Puściła Magdę przodem i zamknęła drzwi przed nosem wścibskiego sąsiada. – Co za człowiek! – westchnęła.

            W kuchni Magda rozpakowywała obfite siatki, a Perro obwąchiwał je z lubością. Z rozmów swoich pań dowiedział się, że dziś będą mieć gościa na kolacji – miłego weterynarza, który troskliwie zajmował się jego raną. Perro lubił lekarza. Był dobrym fachowcem i porządnym człowiekiem, prawdopodobnie potrafiłby odpowiednio zająć się również Joanną. Kobieta, patrząc na siebie w łazienkowym lustrze podczas mycia rąk, myślała o tym samym. Od śmierci męża, ojca Magdy, nie chodziła na randki. Całe życie podporządkowała dziecku, sprowadziła je właściwie do tej jednej funkcji – bycia matką, jedyną żywicielką rodziny. Zapomniała, że jest człowiekiem, kobietą, osobą.

 Joanna zamknęła się w łazience i zrzuciła ubranie. Uwolniła włosy z oficjalnego koka. Z lustra spoglądała na nią kobieta o ładnej sylwetce i miłej, zmęczonej twarzy. Piersi trzymały się wciąż dość wysoko, podobnie pośladki – oceniła. Mogła znaleźć chętnego na to ciało... Biorąc szybki prysznic myślała o seksie.

- Trochę za szybko! – skarciła samą siebie. – Poza tym to tylko niezobowiązująca kolacja. Chociaż byłoby miło, gdyby ktoś odkurzył pajęczynę, którą z pewnością zarosłam tam na dole... Ale o czym ja myślę!

            Weterynarz Grzegorz przybył punktualnie i z kwiatami. Perro wylewnie okazał radość z jego przybycia. Cała trójka wraz z psem zasiadła do jedzenia. Po kolacji Magda ziewnęła dyskretnie, powiedziała grzecznie dobranoc i zostawiła matkę sam na sam z weterynarzem. Perro obserwował rozwój sytuacji spod stołu. Grzegorz nie był biegły w sztuce uwodzenia lub nie o to mu chodziło tym razem. Siedząc po dwóch stronach stołu, mężczyzna i kobieta rozmawiali o nudnych, codziennych sprawach. Perro zapadł w drzemkę, którą przerwał dopiero dźwięk słowa „kastracja.”

- To go w żaden sposób nie skrzywdzi. – przekonywał weterynarz. Kiedy Joanna wyraziła zainteresowanie przeprowadzeniem zabiegu, Perro aż podskoczył, uderzając masywną głową w blat od spodu.

- Chyba zrozumiał. – uśmiechnęła się Joanna. Ponieważ taki temat był bezpieczny, zaczęła opowiadać o różnych zabawnych sytuacjach z życia psa. Perro wyczuwał seksualne napięcie w powietrzu, w jego ocenie jednak dziś nic z tego nie będzie. Chyba że kogoś podnieca gadanie o czworonogach.

            Grzegorz i Joanna pożegnali się, zanim wieczór na dobre zmienił się w noc. Umówili się na weekend, co ucieszyło zmiennokształtnego. Mniej radosną perspektywą było ustalenie daty zabiegu kastracji. Perro pokochał Joannę i Magdę za ich dobre serca, jednak poświęcenie jąder dla tej przyjaźni okazało się dla niego ceną zbyt wysoką. Związek z obiema kobietami był przecież chwilowy już z samego założenia. Perro zrozumiał, że oto zbliża się czas rozstania.

 

*



Śmiech Waleriana huczał w słuchawce dobre pięć minut. Wybuchł w sposób niepohamowany zaraz po tym, gdy Perro powiedział mu o kastracyjnych planach Joanny i Grzegorza.

- Ale śmieszne – obruszył się młody zmiennokształtny.

- Może powinieneś sobie zafundować taki zabieg. Będzie z tobą mniej problemów. – zasugerował rozbawiony do łez przywódca stada.

- Walerian, proszę. Chciałem ci tylko powiedzieć, że do końca tygodnia postaram się załatwić sprawę z Leilani. Znajdę ją i zabiję, żeby nie zagrażała Magdzie i Joannie. Potem po mnie przyjdziecie.

- Dobrze. I tak siedziałeś tam zbyt długo. – Walerian szybko zakończył rozmowę, potrzebował pośmiać się jeszcze trochę z młodego zmiennokształtnego, ale sam zainteresowany nie musiał dłużej tego słuchać.

            Perro odczuwał smutek z powodu konieczności rozstania z ludźmi, jednak przynależność do stada – strażników ostatniej elfiej księżniczki – znaczyła więcej. To, a nie bycie pupilem dziesięciolatki, stanowiło cel i sens jego istnienia. Jak tylko Walerian rozłaczył się, Perro wybrał na komórce numer znajomej wiedźmy. Choć mroki średniowiecza wydawały się odległe, czarownice wciąż istniały. Te prawdziwe nie obnosiły się wśród zwykłych ludzi ze swą mądrością i umiejętnościami w myśl przekonania, że niewiedza często bywa błogosławieństwem.

Wiedźma Natalia zgodziła się odwiedzić Perro i pomóc zlokalizować Leilani. Wchodząc do mieszkania, zamiotła próg długą spódnicą. Poprawiła okulary w dużych, nietwarzowych oprawkach i przywitała się z Perro. Natalia przypominała mu telewizyjną Supernianię, dlatego czuł się przy niej odrobinę nieswojo. Wyciągnęła z torebki swoje parafernalia, zapaliła jakieś kadzidło. Matko, czy to wywietrzeje, zanim Joanna wróci, zastanawiał się Perro. Siedział cicho niczym mysz pod miotłą, kiedy Natalia odprawiała swoje rytuały.

- Ciekawe. – odezwała się w końcu czarownica. – Całe mieszkanie zostało zapieczętowane przez demona. Tylko po co? Może gdzieś się tu chowa.

- Wyczułbym. – wyraził powątpiewanie Perro.

- Nie, jeśli demon ukrywa się w ciele ludzkiego żywiciela, a zwłaszcza dziecka. Mieszkają tu jakieś dzieci?

- Jedno. Magda. Ale to niemożliwe! Po co Leilani miałaby się ukrywać tak blisko, zamiast mnie po prostu zabić?

- Tego już sam musisz się dowiedzieć. W każdym razie usunęłam jej osłony. Tyle mogę zrobić, żeby ci trochę pomóc. – Natalia zmierzwiła włosy Perro, jak gdyby był dzieckiem. Wyszła, zostawiając go sam na sam z ciężkimi myślami.

 

*

 

            Sfrustrowana potrzeba Archaeona coraz mocniej dawała mu się we znaki. Z powodu, którego nie rozumiał, od kilkunastu dni nie był w stanie wyczuć celu. Zmiennokształtny Perro nie mógł nie żyć – wówczas energia Archaeona rozproszyłaby się. Szczeniak musiał używać jakiegoś rodzaju magicznych osłon, nieprzeniknionych dla demona. Archaeon podejrzewał Leilani o współdziałanie ze zmiennokształtnymi. Wszak to Łowczyni, nikt inny, zapobiegła ostatnim razem śmierci Perro. Demon zaczął traktować personalnie jej wtracanie się. Może powinien odnaleźć Leilani i nieco nią potrząsnąć. Ubieganie się o interwencję Wielkiego Ogara Piekieł nie było w jego stylu. Totalnie nie.

            Nieoczekiwanie Archaeon poczuł, że więź z celem wróciła, magiczna zasłona skrywająca dotąd Perro opadła, wystawiając go na łaskę i niełaskę demona. Łowca teleportował się od razu do celu. Zaskoczony Perro nie zdążył dobrze zamknąć drzwi za Natalią, gdy stanął oko w oko z demonem.

 

*

 

            Leilani natychmiast wyczuła, że jej magiczne bariery zostały rozproszone. Znajdując się w ciele żywiciela w miejscu publicznym nie mogła tak po prostu teleportować się. Ścislej mówiąc, nie chciała. Ciało zbyt długo pozbawione obecności demona umierało, wówczas powrót do niego nie był już możliwy. Pomijając inne, bardziej prozaiczne konsekwencje zostawienia nieprzytomnego żywiciela z ludźmi... Z drugiej strony zareagowanie w ciele również nie pozostanie bez echa wśród postronnych. Jeśli nie zareaguje w żaden sposób, Perro zginie, a ona razem z nim. Leilani nie miała czasu na dalsze rozważanie konsekwencji. Musiała działać.

            Nauczycielka nie zdążyła nawet zacząć upominać Magdę, która poderwała się z niewygodnego szkolnego krzesła i wybiegła z klasy szaleńczym pędem, pozostawiając wszystkie swoje rzeczy na szkolnej ławce.

 

*

 

            Regina, po pamiętnym spotkaniu z dresiarzem Darkiem i bandą jego zapijaczonych koleżków, z niechęcią szła pilnować Perro tego dnia. Członkowie stada, odporni na jej manipulacje, ze stoickim spokojem znosili najpierw jamnicze marudzenie, a nastepnie ataki złości. Gdyby była młodsza lub miała niższą pozycję, Walerian po prostu podniósłby ją za kark i wytarmosił niczym niegrzeczne szczenię. Regina doskonale wiedziała, że nic takiego sie nie wydarzy, dlatego używała sobie radośnie na pozostałych członkach stada. Balbina, która w wielkim garze przyrządzała dla wszystkich aromatyczną pomidorówkę, pogroziła jej tylko łyżką.

            Zmiennokształtna dotarła punktualnie na posterunek. Widziała Natalię udajacą się do Perro. Nawet będąc w ludzkiej postaci, lubiła pogryzać psie smakołyki, mimo wielokrotnych próśb Waleriana, by nie zwracać w ten sposób na siebie uwagi. Może właśnie to sprawiło, że obserwujący ją z pewnej odległości dresiarz Darek, na którego twarzy wciąż rozlewał się granatowy siniec, nie dwa, a cztery razy zastanowił się, czy do niej podejść. Ich ostatnie spotkanie utwierdziło go w przekonaniu, że oto znalazł laskę, jakich mało. Laskę-marzenie o figurze z rozkładówki, ciętym języku i silnym kopnięciu, prawdziwie ostrą babkę – do tej pory takie widywał tylko podczas grania w Mortal Kombat. Nawet nie ośmielał się marzyć, że kiedyś odnajdzie kogoś takiego jak ona, swoją własną Sonyę Blade... To dla niej zainwestował w proszek do prania, kostkę mydła i pastę do zębów. Założył najlepszy, wyjściowy dres i kupił kwiaty. W końcu zebrał się w sobie i podszedł.

- Czego tu? – warknęła Regina zanim zbliżył się na odległość kopnięcia. – Za słabo ci przylałam ostatnim razem? Mogę to naprawić. – i ruszyła na niego. Darek zasłonił siną twarz kwiatami.

- Proszę poczekać, proszę pani! Ja chciałem przeprosić za tamto. – wyciągnął w jej stronę garść ściskającą łodygi trzech róż. – Pani mi się podoba. Może poszłaby pani do kina? Albo na kawę? – dodał nieśmiało i pociągnął spuchniętym nosem.

            Regina taksowała Darka podejrzliwym wzrokiem. Rozejrzała się za grupą jego śmierdzących kolesi, ale żadnego tak nie dostrzegła, jak i nie wyczuła w pobliżu. Już miała przyjąć kwiaty, gdy kątem oka złowiła ruch. Od strony szkoły zbliżała się Magda, biegnąc, jak gdyby uciekała przed stadem rozjuszonych byków. Dziewczynka wpadła w gęste krzaki i tam zniknęła. Regina wyczuła natomiast coś innego. Leilani. Błyskawicznie sięgnęła do kieszeni.

- Masz! – wręczyła zaskoczonemu Darkowi swoją komórkę. – Wybierz numer Waleriana, powiedz, że dzwonisz ode mnie i że ma natychmiast tu być. Jasne? I niech ci nie przyjdzie do pustego łba zwiać z moją komórą. Spierdolisz sprawę, urwę ci jaja. Załatwisz wszystko porządnie, może zgodzę sie na kawę.

- Ten Walerian to jakiś twój facet? – spytał podejrzliwie Darek.

- Rób co mówię! – ryknęła w odpowiedzi Regina i pognała w stronę bloku.

            Darek popatrzył na jej kształtne pośladki poruszające się pod obcisłymi spodniami. Potem obczaił sobie komórkę Reginy. Na chwilę odezwały się w nim uśpione kombinatorskie instynkty. Telefon okazał się byc starym modelem Nokii, mało interesującym. Westchnął i wybrał numer Waleriana. Powiedział, czego sobie życzyła, na pożegnanie usłyszał trzask odkładanej słuchawki. Wzruszył ramionami i czekał na rozwój wydarzeń. Obczai sobie tego Waleriana. W ogóle co za pedał nosił takie imię?

 

*

           

            Natalia nie minęła nawet jednego piętra, gdy wyczuła silną emanację demonicznej energii. Zawróciła, mając nadzieję, że Perro nie przekręcił zamka. Klamka ustąpiła pod naciskiem dłoni wiedźmy. Zaraz za drzwiami, jak zamurowany, stał Perro, okrągłymi oczyma wpatrując się w materializującego się demona. Rozpoznał go. Pamiętnego dnia ten właśnie Łowca zaatakował go i pozostawił rannego i nieprzytomnego pod drzewem.

- Nie stój tak! – krzyknęła Natalia. – Broń się!

            Demon w materialnej postaci przyjmował kształt dostosowany do wyobrażeń patrzącego. Jeśli przypadkowy obserwator nie wierzył w demony, nie zobaczyłby nic. Wiedźma nie wiedziała, jaka potworność odmalowała się przed oczami Perro, że zmiennokształtny zastygł w bezruchu. Ona sama widziała demony w postaci wielkich, lśniących robali. Głos Natalii wyrwał Perro ze stuporu. Błyskawicznie przybrał zwierzęcą postać. Archaeon w pierwszej kolejności zwrócił się przeciwko Natalii, która nie zdążyła nawet pomyśleć o zabezpieczeniu się osłoną przeciwmagiczną. Po czarownicy została jedynie kupka popiołu na wykładzinie przedpokoju.

            Perro obnażył kły i rzucił się do ataku, jednocześnie rozwścieczony i porażony bezsensowną śmiercią Natalii. Wczepił się w ciało Archaeona, aż z pomiędzy zębów trysnęła czarna, kwaśna posoka demona. Łowca odrzucił zmiennokształtnego silnym ciosem, a ten uderzył całym ciałem o ścianę i stracił przytomność. Zanim demon do niego dopadł, wydarzyły się dwie rzeczy. W przedpokoju zmaterializowała się Leilani, zasłaniając leżącego całą sobą. Przez drzwi, niczym ruda kometa, wpadła jamniczka Regina. Uwijała się wokół kończyn demona tak szybko, że wyglądał, jakby płonął na stosie. Leilani wczepiła się w niego, korzystając z momentu zaskoczenia. Zaczęła wysysać z konkurenta energię, chcąc ostatecznie unicestwić. Archaeon zwalił się jak kłoda na splamioną własną czarną krwią wykładzinę. Regina szarpała jego ciało w furii. Kły zmiennokształtnej odrywały kawałki ciała, które zmieniały się w czysta energię i ulatywały do Leilani. Łowczyni spijała je chciwie, czując jak rośnie w siłę. Nagle zrozumiała kolejne prawidło rządzące światem demonów. Zabijając pobratymców, stawały się silniejsze, co w pewnych przypadkach mogło okazać się kłopotliwe lub nawet niebezpieczne dla ich przełożonych.

            Archaeon wydał ostatnie tchnienie i zniknął na zawsze. Leilani, upojona nową mocą, spoglądała z góry na zalaną krwią demona jamniczkę i powoli podnoszącego się Perro. Ucieszyła się, że nic mu się nie stało. Odetchnęła z ulgą. Zmiennokształtny najwyraźniej nie podzielał jej radości. Błyskawicznym ruchem znalazł się przy niej. Kły zacisnęły się mocno. Mając podwójną moc, Leilani łatwo mogła sobie z nim poradzić. Zaniepokoiło ją jednak, że Regina, która otrzepała właśnie z demoniej posoki wciąż najeżoną sierść, najwyraźniej szykuje się również do ataku. Zmobilizowała świeżo wchłonięte siły i zniknęła. Weszła do spoczywającego w krzakach ciała Magdy i pędem wróciła na górę, pragnąc wszystko wyjaśnić. Nie wiedząc, że Perro odkrył jej postępek, choć nie jego motywację, liczyła, że zmiennokształtny uspokoi się na widok dziewczynki.

- Tyyyyy!!! – niespodziewanie gniewnie ryknął na jej widok. W mgnieniu oka znalazła się na podłodze, cztery silne łapy przygwoździły ją w bezruchu, nad twarzą zawisł pysk pełen ostrych zębów.

- Koniec zabawy, Leilani. Tym razem cię zabiję. Za to, co zrobiłaś Magdzie. Wyłaź z jej ciała, tchórzliwa bestio!

- Poczekaj...

- Nie mam zamiaru słuchać twoich kłamstw, demonie. Wyłaź, albo sam cię wytrząsnę!

- Proszę...

            Regina przyglądała się z boku tej wymianie zdań. Rozwścieczony krańcowo Perro (nigdy go takim nie widziała), wyglądał, jakby miał poważny zamiar wcielenia swych gróźb w czyn. Zachowanie Leilani było natomiast zastanawiające od samego początku. Najpierw pomogła im pokonać Archaeona. Następnie wróciła do mieszkania, mimo świadomości złego nastawienia zmiennokształtnych względem niej. Choć posiadła moc drugiego Łowcy, przez co stała się dwa razy silniejsza i mogła zagrozić Perro, leżała spokojnie i próbowała zwyczajnie rozmawiać. Do tego ze słów zmiennokształtnego wynikało, że musiała już od pewnego czasu przebywać w ciele Magdy. Być przy nim. Ciekawska natura jamnika przeważyła nad ostrożnością i podejrzliwością.

- Może powinieneś jej posłuchać. – odezwała się Regina.

- Chyba żartujesz. Nie gadam z demonami. Lepiej pomóż mi ją wytrząsnąć z tego ciała, zanim zeżre duszę Magdy. – to mówiąc odwrócił się z powrotem do Leilani, warcząc.

- Nie chcesz po dobroci, to zrobimy po mojemu. Złaź z niej i daj jej mówić. I nie kłóć się ze mną, bo jestem wyżej w hierarchii stada.

            Perro niechętnie spełnił polecenie. Na wszelki wypadek usiadł pomiędzy Magdą-Leilani a drzwiami wejściowymi. Oblizywał się raz po raz, kwaśna krew Archaeona sprawiła, że swędziały go dziąsła, co dodatkowo potęgowało jego złość. Leilani rozpoczęła opowieść. Wyjaśniła wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy opowiadała, po twarzy Magdy płynęły szczere, mimo że demonie, łzy. Regina spotkała w swoim życiu wiele demonów, większość z nich bezlitośnie zabiła. Leilani była w oczywisty sposób inna, choć zmiennokształtna jeszcze nie do końca wierzyła, że to nie kolejny podstęp Łowców.

- Cały czas byłaś tutaj? Ze mną? – nie dowierzał Perro. Ta cała sytuacja nie mieściła mu się w głowie.

- Od samego początku?

- A coś ty myślał? Naprawdę sądziłeś, że telepatycznie podpowiedziałeś mi swoje imię?! I dobrze wiedziałam, że zżerałeś moje chipsy! - wykrzyknęła w odpowiedzi Leilani, powstrzymując kolejną falę łez.

Perro machnął ogonem, wyrażając zawstydzenie na wzmiankę i chipsach. Wspomniał małą raczkę drapiącą go za uchem, tam gdzie lubił najbardziej, troskliwą opiekę, spacery, pełną miskę. Przypomniał sobie, jak śpiewały w kuchni z Joanną, lepiąc pierogi. To naprawdę była ona? Jeśli tak, zawdzięczał Leilani życie. Jej i Magdzie, której duszę zeżarła. Z drugiej strony tak naprawdę zrobiła to wszystko, by chronić siebie. Nie lepszą sprawę, nie dobro innych, lecz siebie. Do tego postawiła go w dręczącej sumienie sytuacji, w której i on zawdzięczał życie unicestwieniu ludzkiej duszy.

- Nie usprawiedliwiaj się. Zabiłaś małą dziewczynkę i jeszcze mnie w to wciągnęłaś. – burknął pogardliwie.

- Dziewczynka i tak by umarła. Miała zaawansowanego raka. Teraz zostały już tylko resztki, które także wkrótce znikną.

- To się akurat da sprawdzić. – Regina poderwała się z miejsca, podeszła na krótkich jamniczych łapach do Leilani i zaczęła uważnie obwąchiwać ciało dziewczynki wilgotny, czarnym nosem. – Mówi prawdę. – odezwała się po chwili do Perro. I do Leilani – Masz szczęście, że akurat ja potrafię wykrywać raka u ludzi. Perro nie umie.

- No i co z tego? – prychnął uparty zmiennokształtny. – Ona zabiła jej duszę, Regina. Duszę! Wszystkie religie ludzi uczą, że ciało to tylko tymczasowe opakowanie. W człowieku najbardziej liczy się dusza, a ona ją ZABIŁA!

-  Może postaw się na miejscu Joanny. Jak ona by się czuła, gdyby jedyna istota, jaka pozostała jej na świecie, odeszła? Ty nie możesz tu zostać, by służyć jej pocieszeniem. – argumentowała Leilani.

- Jakaś ty dobra! – zakpił Perro. – Co ci się tak na dobre uczynki zebrało?

- Może chciałam zrobić coś dobrego przed śmiercią! – odcięła się Leilani.

            Regina przyglądała się całej sytuacji z pewnym rozbawieniem. Całe szczęście Perro pozostawał w zwierzęcej postaci, inaczej ta dwójka siedziałaby tu ciągnąc się za włosy i obrywając sobie uszy, niczym para rozzłoszczonych przedszkolaków.

- Poza tym nie unicestwiłam jej duszy, tylko wchłonęłam. I teraz jestem jakby nią, a ona mną. Gdybym całkowicie ją zniszczyła, ciało mogłoby funkcjonowac wyłącznie jako zombi. Nic bym o niej nie wiedziała, nie miała jej wspomnień. – dodała Leilani.

            Perro nie odpowiedział, zapatrzony gdzieś w przestrzeń, może w siebie? Regina zdecydowała, że czas uporządkowac tę sytuację.

- Ty, mała, przynieś mi moje ubranie z półpiętra i sama tez się przebierz. Skocz potem na dół i zobacz, czy przyjechał Walerian. I rozejrzyj się za wystrojonym dresiarzem z moją komórką. Perro, zacznij sprzątać. Zapakuj to, co zostało z Natalii. Niedługo może wrócić Joanna. I przywyknij do myśli, że dzisiaj cię stąd zabieramy.

 

*

 

            Po niepokojącej rozmowie telefonicznej z dyrektorką ze szkoły Magdy, Joanna zwolniła się z pracy, chcąc jak najszybciej dostać się do domu i odnaleźć dziecko. Ostatnio dziewczynka robiła postępy w nauce, zniknęła także alergia, która regularnie męczyła ją o tej porze roku. Nagle Joanna przestraszyła się, że zmiany, z jakich tak bardzo się cieszyła, tak naprawdę są objawami czegoś patologicznego. Może jej dziecko wpadło w narkotyki? Magda miała co prawda dopiero dziesięć lat, jednak w dzisiejszych czasach młodzież tak szybko dojrzewa. To podobno przez faszerowane hormnami jedzenie, zwłaszcza kurczaki. Joanna obiecała sobie, że jeśli znajdzie Magdę całą i zdrową, nigdy w życiu więcej nie poda jej kurczęcego mięsa. W żadnej postaci. Przybajmniej i ona, i nieszczęsny drób, zachowają życie.

            Zgodnie z przewidywaniami Reginy, pod blokiem właśnie zjawił się Walerian. Telefon z komórki zmiennokształtnej od podejrzanego mężczyzny zmobilizował stado. W pierwszej linii szli Walerian, Safiana i Balbina w swej zwierzęcej postaci. Pozostali członkowie ubezpieczali ewentualny odwrót. Na widok postawnego bruneta o dłuższych włosach, któremu towarzyszyły zwalista bernardynka i ubrana na czarno szczupła dziewczyna, dresiarzem Darkiem wręcz szarpnęło przeczucie. To musiał być ten Walerian! Pedał z długimi włosami. Co taki mógł mieć do zaoferowania tak wspaniałej kobiecie jak... No właśnie, jak ona właściwie ma na imię?

Darek ruszył w stronę nadchodzącego mężczyzny. Idąca z nim laska, też brunetka, w ciemnej kiecce, wydała mu się znajoma. Czy to nie ją pogonili jakiś czas temu z ławki? Ożeż... ale się wkopał. To mogła być kumpela jego wyśnionej rudej laski. Ale co tam, może go nie zapamiętała.

- Przepraszam, pana. - odezwał się do przybysza wytężając swe nikłe zasoby kurtuazji. – Pan jest może Walerian?

            Darek zerkał, w swoim mniemaniu ukradkiem, na szczupłą brunetkę u boku domniemanego Waleriana. O w mordę, gapi się na niego! Chyba go poznała. A oczy ma takie dziwne, ża aż ciarki człowieka przechodzą, gdy tak patrzy, nic nie mówiąc.

- Gdzie Regina? – bez wstępów spytał brunet, ewidentnie patrząc na Darka z góry. Niepocieszony dresiarz wskazał w kierunku bloku, gdzie jakiś czas temu wbiegła jego wymarzona laska. A więc ma na imię Regina. Co za piękne imię!

- Jej telefon? – Walerian zadał drugie pytanie i wyciągnął rękę.

- Oddam tylko jeśli jest pan tym Walerianem, do którego kazała zadzwonić.

- Jestem.

            Darek zamierzał spytać jeszcze o jakis dowód potwierdzający słowa nieznajomego, było w nim jednak coś takiego, że wolał spasować. Do tego zwalisty psiur Waleriana jeździł nochalem wielkości pięści po spodniach Darka, przez co ten czuł się jeszcze bardziej nieswojo. Gościu też wyglądał jak z Mortal Kombat, trochę podobny do tego Indiańca Nightwolfa. Darek już miał zacząć wypytywać o Reginę, kiedy z bloku wyszła jego miłość wraz z jakąś małą dziewczynką. Walerian odprawił go bez ogródek. Cała grupa oddaliła się w stronę ławki. Darek obserwował, jak rozmawiają i czekał na odpowiedni moment, by podejść do Reginy.

            Joanna pojawiła się pod blokiem jakieś dwadzieścia minut później. Zastawszy swą córkę, uciekinierkę ze szkoły, na ławce w towarzystwie podejrzanie wyglądających dorosłych osób, rozważała przez chwilę wezwanie policji. Magda jednak pomachała do niej otwarcie, podeszła więc.

- Mamusiu, przepraszam, że uciekłam ze szkoły. – wydawała się mówić szczerze, głos miała przytomny, spojrzenie czyste. – Nagle przypomniało mi się, że nie zamknęłam rano drzwi. Tak się bałam złodziei! Dlatego tak wybiegłam. Przepraszam. Miałam wrócić do szkoły, ale nagle przyszli ci państwo. To są właściciele Perro, mamo. Przyszli po niego.

            Joanna czuła się, jakby wsiadła na uczuciowy kołowrót. Najpierw trzymał ją za gardło strach o dziecko, który puścił, robiąc miejsce uldze, teraz zastąpionej przez niepokój. I smutek z powodu perspektywy rozstania z psem. Zwierzakiem, którego pokochała.

- Pani pozwoli, że się przedstawię. Walerian Orliński, miło mi poznać. Bardzo się cieszymy, że odnaleźliśmy Ramzesa. Proszę, tu jest jego książeczka, tu umowa adopcji ze schroniska.

            Joanna przeglądała dokumenty i łzy wzbierały w kącikach jej oczu. Mężczyzna mówił prawdę. Na zdjęciu w książeczce widniał Perro, jej Perro. Walerian miał jeszcze inne dowody. Filmy w komórce z czasów znacznie wyprzedzających znalezienie psa przez nią i Magdę. Mężczyzna, miły, spokojny i przystojny, co Joanna zauważyła z niechęcią, opowiedział, jak pies został skradziony. Tęsknili za nim, szukali go i któregoś dnia zauważyli Magdę na spacerze z Perro. O pomyłce czy oszustwie raczej nie mogło być mowy. Pozostało sprawdzić reakcję psa.

- Madziu, idź na górę po Perro. To znaczy po Ramzesa. Ja tu poczekam z państwem.

            Po chwili, która wydawała się Joannie wiecznością, od strony bloku nadbiegł uradowany Perro. Skakał, wręcz szalał ze szczęścia na widok obcych, a kobiecie pękało serce. Powinna powiesić ogłoszenie w lecznicy od razu, kiedy go tylko znalazła i oddać, zanim się przyzwyczaiła. Wówczas rozstanie nie bolałoby tak bardzo, może nawet wcale.

- Chciałbym zwrócić pani koszt utrzymania psa przez te kilka tygodni. – odezwał się Walerian.

- Nie trzeba. – rzekła słabym głosem Joanna i straciła panowanie nad sobą. Rozpłakała się przy tych obcych.

- Będziemy za nim tęsknić. – powiedziała jej córka, również przez łzy.

            Szczupła brunetka odziana w czerń, która pierwszy rzut oka najmniej spodobała się Joannie, dotknęła teraz jej ręki. Kobieta spojrzała na dziewczynę i na chwilę utonęła w jej szafirowych, głębokich jak morze oczach. Negatywne emocje opadły.

- Jestem wolontariuszką w schronisku dla zwierząt. Jeśli chciałaby pani mieć psa, mogę pomóc wybrać. – odezwała się przyjemnym głosem. Joanna nie sądziła w tej chwili, by jakikolwiek pies był w stanie zastapić Perro. Posiadanie pupila jednak tak dobrze działało na Magdę...

- Chcesz? – spytała córkę, a ta pokiwała twierdząco głową.

            Perro wetknął pysk w dłoń Joanny, jak gdyby rozumiał, że to pożegnanie.

- Możemy go czasem odwiedzić? – spytała.

- Dopóki będziemy w kraju, tak. Niestety niedługo wyjeżdżamy w dłuższą podróż. – odparł uprzejmie Walerian.

            A potem odeszli. Matka wzięła córkę za rękę i wróciły do domu, w którym zabrakło nagle poszczekiwania i radosnego machania ogonem. Otwierając drzwi Joanna po raz kolejny odpędziła dziwnego sąsiada, który tym razem opowiadał coś o rudych jamnikach i Superniani kręcących się po klatce schodowej. Magda-Leilani zniknęła w swoim pokoju. Pod tapczanem wciąż leżała reklamówka z rzeczami Perro. Leilani wyciągnęła ze środka koszulkę, wtuliła w nią twarz i zapłakała gorzko. 

            Dres Darek odważył się podejść do Reginy, kiedy całe towarzystwo zbierało się do odejścia.

- To co z ta kawą? Wykonałem zadanie. – spytał, zadowolony z siebie. Twarz Reginy przybrała kolor cegły, reszta stada ledwie powstrzymała salwę śmiechu.

- Nasza Regina ma adoratora! Słyszałaś, Balbina? – zawołał Walerian. Z jakiegoś powodu zwrócił się do bernardynki idącej przy nodze.

- Cicho! – upomniała go zainteresowana. – No, dobra. Dotrzymam słowa. Pójdę na tę kawę.

            Darek wyglądał na uskrzydlonego. Zwrócił się jeszcze do Safiany.

- A panią przepraszam za wtedy. No, wie pani... Za siebie i kolegów. Proszę się nie gniewać. – i ukłonił się nisko, z jakiegoś powodu czuł, że tak powinien postąpić.

- Przeprosiny przyjęte. – odpowiedziała Safiana. – Każdemu należy się druga szansa.

            Dresiarz również w tym momencie odniósł dziwne wrażenie, że ostatnie słowa czarno odzianej dziewczyny skierowane były raczej do jej wilczurowatego psa...

 

*

 

            Joanna zmywała naczynia, czekając na powrót Magdy z próby chóru szkolnego. Jej córka od niedawna zaczęła wykazywać także zdolności artystyczne. Obie starały się trzymać dzielnie po zwróceniu Perro właścicielom, jedna przed drugą ukrywała swój smutek. Joanna wielokrotnie powracała do myśli o tym, ile pozytywnych zmian zawdzięcza pojawieniu się psa w swoim życiu. Magda stała się bardziej radosna i samodzielna. Pojawił się Grzegorz, pierwszy mężczyzna od śmierci męża Joanny. I ona sama zmieniła się w kobietę pełną radości z życia, stopniowo uwalniającą się od niepokoju i wiecznego trzęsienia się ze strachu przed przyszłością.

            Rozmyślania nad zlewem zostały przerwane przez dzwonek u drzwi wejściowych. Joanna zakręciła wodę i poszła otworzyć. W progu stał młody chłopak o szczerej twarzy, jasnych włosach i niebieskich oczach. Joanna była pewna, że skądś go zna. Nie mogła tylko przypomnieć sobie, gdzie go spotkała. U jego stóp na wycieraczce siedziały dwa niewielkie kundelki.

- Dzień dobry, pani Joanno. Nazywam się Piotr Orliński, przychodzę od Waleriana.

- Ach, tak! Proszę wejść, proszę, pieski też. Jakie kochane psiaki!

- Ja właśnie w sprawie piesków. Nie było mnie, kiedy tata odbierał od pani Ramzesa, ale siostra wspominała, że chciała pani adoptować psa ze schroniska. I ja właśnie w tej sprawie...

            Joanna uraczyła przybysza herbatą i ciastkami. Starała się słuchać go uważnie, nie była jednak w stanie przestać analizować, dlaczego wydaje jej się znajomy. Ba, wręcz nawet bliski. Zupełnie dziwne... Młody człowiek przyprowadził pieski, które niedawno zostały oddane do schroniska przez rodzinę zmarłej staruszki. Krewni nie wahali się w mgnieniu oka rozdrapać mienia starszej pani, nikt jednak nie był zainteresowany zajęciem się dwoma najbliższymi jej w tych ostatnich dniach istotami. Chłopak, który przedstawił się jako Piotr Orliński, syn Waleriana, opuścił mieszkanie Joanny już bez psów. Przewidział to, kilka tygodni temu miał okazję poznać jej dobre, troskliwe serce.

- Niech się pani dobrze wiedzie, pani Joanno. - powiedział jej na odchodne. Oby Grzegorz okazał się tak dobrym kochankiem, jak miłym jest człowiekiem i zdolnym weterynarzem, dodał w myślach. Joanna nie przypominała sobie, by przedstawiała się chłopakowi. Cóż, pewnie Walerian powiedział synowi, jak ma na imię. Gdy zamknęła za nim drzwi, z jakiegoś powodu chciało jej się płakać.

- Hormony. – rzekła do siebie i wróciła do zmywania. Idąc do kuchni uśmiechnęła się na widok swoich małych przyjaciół obwąchujących uważnie nowy dom.

            Opuściwszy mieszkanie Joanny, Perro udał się pod szkołę. Magda-Leilani powinna wkrótce kończyć próbę chóru. Rzeczywiście, wychodziła akurat, kiedy zatrzymał się przed nią.

- Cześć, Leilani.

- Perro... - podniosła głowę. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj.

- Wracam od Joanny. Przyprowadziłem wam dwa pieski, czekają na ciebie w domu. Przyszedłem się pożegnać. Trafiliśmy na ślady innych elfów w Indiach. Za parę miesięcy wyjeżdżamy. Prawdopodobnie na długo.

- Rozmawiałam z W.O.P.em...

- Z kim?

- Z Wielkim Ogarem Piekieł, przełożonym Łowców Zmiennokształtnych. Nazywamy go tak w skrócie. Nie jestem już Łowcą, wyzwoliłam się wchłaniając Archaeona. To znaczy, że połączenie między mną i tobą zniknęło.

- To czym teraz jesteś?

- Przez najbliższe pół wieku mam zamiar być Magdą.

- Naprawdę chcesz przejść całą tę drogę? Szkoła, studia, praca, mąż, dzieci...

- Może nie aż tyle, ale tak, chcę. Obiecuję ci, że opuszczę to ciało dopiero wtedy, kiedy moje odejście nikogo nie skrzywdzi. Za bardzo. - uśmiechnęła się dziewczynka.

- No to powodzenia, Leilani. I... dziękuję, że uratowałaś mi wtedy życie.

- Zobaczę cię jeszcze kiedyś? - głos Magdy nagle stał się mokry od łez. Perro przyklęknął na kolano i mocno przytulił dziewczynkę-demona. To nieprawda, że połączenie zniknęło. Zostało zastąpione przez coś innego, silniejszego i prawdziwszego, zrodzonego z wolnej woli dwóch istot, ich wspólnych doświadczeń i wzajemnego szacunku. Więź, która, odpowiednio pielęgnowana, przetrwa największe kataklizmy.

- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. - Ale nie zapomnę o tobie. Obiecuję.

- Dalej nosisz psią obrożę. - bardziej stwierdziła niż spytała Magda-Leilani.

- Przypomina mi ciebie. I Joannę.

- Może lepiej już mnie puść, zanim ktoś weźmie cię za pedofila. Albo, co gorsza, mojego chłopaka. - uśmiechnęła się przez łzy Leilani. Parę metrów od nich zebrał się tłumek uczennic podstawówki. Dziewczynki chichotały, tracając się łokciami, szepcząc i popiskując: "Jaki on ładny! Wygląda jak Dominik z You Can Dance! Może to jest Dominik z You Can Dance?"

- Chciałbym cię o coś prosić. Safiana zajmuje się psami w schronisku. Pod jej nieobecność...

- Zajmę się tym. – przerwała mu Leilani.

- A Balbina martwi się o pozostawienie swego ogródka warzywnego...

- Jasne. Zajmę się wszystkim.

- Opiekuj się Joanną i pieskami. – Perro, dotkliwie odczuwając słodko-gorzki smak pożegnania, uścisnął małą dłoń Magdy po raz ostatni. - Teraz jesteście stadem.

 

KONIEC            

 Autor: Karolina „Mangusta” Górska
 Data publikacji: 2011-06-26
 Ocena redakcji:   
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 35 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 35 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Kiedy uczciwie żyjesz, nie dbaj o słowa złych ludzi.

  - Katon Starszy
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.