Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Wilczy Pan

Zmierzchało. Mrok wpełzał przez ciasne okiennice, poszarzał kolory, rozmywał kontury, cieniami kładł się na twarzach gości. Igrał z płomieniami pochodni, przysłuchiwał się gwarowi rozmów. Towarzyszyła mu ociężała mgła, wilgotna i lepka. Zdołała przecisnąć się przez zamknięte drzwi, wsunąć przez zabite okna i zawisła w ciepłej izbie pomiędzy ławami i buzującym w kominku ogniem. Lepiła się do ust ściszając gwar niemal do szeptów.
Naraz drzwi karczmy skrzypnęły bolesnym długim jękiem. Cichnące rozmowy urwały się nagle, a oczy gości skierowały się na wchodzących.
- Poznasz ją. Nigdy nie widziałeś takiej istoty.

Kobieta była piękna. Szczupła i niewysoka zdawała się płynąć tuż nad ziemią. Długa jedwabna suknia miękko kołysała się w rytm jej ruchów. Wysoko uniesiona głowa i wyprostowane jak struna ciało bardziej niż drogie odzienie, klejnoty czy towarzysząca jej służba, podkreślały wysokie pochodzenie. Z delikatnej twarzyczki, okolonej burzą krwistorudych włosów, patrzyły intensywnie błękitne oczy równe barwą najczystszym turkusom. Przesunęła chłodnym dumnym spojrzeniem po siedzących, a widząc ich zachwyt uśmiechnęła się z wyższością. Ruszyła w głąb izby wciąż patrząc na mijanych mężczyzn. Towarzysząca jej młoda pokojówka, śliczna niemal jak jej pani, wyprzedziła ją, wysunęła zza paska chustę i przetarła nią stół, a potem ławę, przy której dama zamierzała usiąść. Kobieta niezauważalnie skinęła głową wielkiemu lokajowi. Olbrzym szybko podszedł do karczmarza i złożył zamówienie. Ledwie dama usiadła, a już tłusta mała karczmarka rozkładała przed nią talerze. Błękitne oczy nawet na nią nie spojrzały. Nadal wolno rozglądały się wokoło. Wreszcie spoczęły na siedzącym naprzeciwko mężczyźnie. Piękne powieki zwęziły się.
Potężny mężczyzna drzemał oparty o ścianę. Długie blond włosy opadały na ramiona, a złocisty zarost ukrywał rysy. Długie rzęsy kładły cienie na opalone policzki. Te rzęsy, ciemne i gęste przyciągnęły spojrzenie kobiety, gdyż nawet nie drgnęły, kiedy weszła i nadal zakrywały męskie oczy. Potężną klatkę piersiową, a wraz z nią skrzyżowane na płaskim brzuchu ramiona unosił regularny oddech. Spał. Nigdy nie spotkała jej taka obojętność ze strony człowieka, toteż wpatrywała się w niego zaskoczona. Powolnym ruchem sięgnęła po kubek z winem i nadal obserwując śpiącego zamoczyła w nim usta.
Mężczyzna uniósł ociężałe powieki. Bursztynowe zaspane oczy spojrzały na obserwującą go kobietę, a potem wolno znów się zamknęły.
Zagniewana prychnęła wzgardliwie i zmieniła obiekt zainteresowania.

Doren nie spał.
Wyczuł ją nim weszła do karczmy. Czekał na nią. Czekał, od chwili, gdy w lesie minęła kryjówkę Braciszka. Jego myśli zapowiedziały Dorenowi przybycie Hrabiny. I bez tego wiedział, że nadchodzi. Czuł jej zapach, cierpki i słodki jednocześnie, zapach skrzepłej krwi. Gęsty, jak mgła, która jej towarzyszyła lecz wyczuwalny tylko dla niego. Z daleka. Ukryty za zasłoną powiek pozwolił jej wejść do izby. Udając sen czuł. Tylko on. Czekał. Świadomie wybrał to miejsce. Ciężkie oddechy pijanych mężczyzn, smród niemytych ciał i gorące płomienie paleniska skutecznie maskowały jego zapach. Nie wyczuła go. Mimo zamkniętych oczu, wiedział, że mu się przygląda. Nie wszedł w jej myśli, nawet nie próbował. Gdyby go wyczuła, a zapewne tak by się stało, utraciłby przewagę. Wyrównał oddech i powoli uniósł powieki.
Ledwie zdołał zapanować nad zaskoczeniem. Nie, nie tego się spodziewał. Wiedział, że będzie piękna. Pijawki zawsze były piękne. Takimi stworzyła je ciemność, by łatwiej uwodziły swoje ofiary. Tak, wiedział, że będzie piękna. Nie spodziewał się jednak głębi turkusowych tęczówek, delikatnie wygiętych bladych warg i dziecinnej niewinności w ślicznej twarzyczce. Nigdy, a widział ich setki i dziesiątki wysłał do Matki, nie spotkał takiej pijawki. Zamknął oczy by ta ułuda cnoty nie zdołał go skusić. Chrapliwy śmiech Braciszka zabrzmiał w jego myślach. Rzucił mu gniewną uwagę urażony, że go nie uprzedził. Potem uspokoił myśli. Niezauważalnym ruchem przekręcił pierścień Serbithów by móc patrzeć umysłem.
Goście przestali już przyglądać się nowoprzybyłej. Uwolnieni spod jej uroku pogrążyli się w rozmowach. Ona zaś sącząc cierpkie, tanie wino, rozglądała się wokoło. Piękna oblicze wydawało się znudzone, ale skupione spojrzenie szybko przesuwało się z mężczyzny na mężczyznę. Chrapy szczupłego, lekko zdartego nosa rozdęły się, gdy wyczuła to czego szukała. Twarz pozostała obojętna, gdy Harbina powolnym ruchem odłożyła kubek z winem i równie wolno wstała. Nie spojrzała na olbrzymiego lokaja, ale ten i tak usłyszał jej polecenie. Wstał i szybko ruszył do drzwi. Otworzył je i przytrzymał nim jego pani przez nie przeszła. Tym razem nikt im się nie przyglądał. Nikt, za wyjątkiem jasnowłosego śpiącego mężczyzny. Tylko na niego nie zadziałała magia Hrabiny. Poczekał, aż drzwi zamkną się za wychodzącą i otworzył oczy. Zobaczył, jak wzywany bezgłośną pieśnią, młody elf opuścił towarzyszy i ruszył za damą. Doren też uniósł się szybko. Wsunął leżący dotąd na ławie srebrny miecz w pochwę na plecach i lekkim, mimo jego rozmiarów, krokiem ruszył ku drzwiom.
Seirin była głodna.
Minęły już dwa dni od ostatniego posiłku. Pragnienie suszyło jej opustoszałe żyły. Nie, żeby nie mogła znieść dwudniowego postu. Zdarzały się jej wielotygodniowe posuchy. Przed laty, nim zauroczyła Pelopina i Deidre, w czasach gdy podróżowała sama i nie mogła sobie pozwolić na pożywianie się na statku czy w karawanie. Gdy była jeszcze młoda, a na dzieci ciemności urządzano polowania i nie chciała ryzykować odkrycia. W tamtych czasach zdarzało się jej nie jeść i tydzień czy dwa. I teraz tak mogła. Tyle, że już nie musiała. Woziła ze sobą swoje własne sakwy krwi - wielkiego Pelopina i maleńką Deidre. Pomagali jej przetrwać ciężkie dni posuchy, gdy polowanie było zbyt ryzykowne. Nie lubiła z nich korzystać. Zawsze trochę się bała, że pragnienie ją pokona i wyssie któreś z nich. No i była smakoszem. Nie odpowiadała jej ludzka krew. Była dobra by zaspokoić głód, ale nie miała tego delikatnego subtelnego smaczku, jaki dawała słodycz elfa. Lekkość elfiej posoki, tej, która kiedyś płynęła w jej żyłach, nim Matka Ciemność włączyła ją w grono swych dzieci, ta właśnie lekkość ożywiała jej martwe ciało, pieściła podniebienie i rozpalała zmysły. Na taki posiłek warto było czekać, bo gdy wreszcie napełniał żyły wszystko nabierało smaku.
Ciemność nocy rozświetlały gwiazdy, gdy Hrabina czekała na swoją ucztę. Długie rude loki zdawały się płonąć w delikatnym świetle pełnego księżyca. Cera straciła barwy i niemal przezroczysta jaśniała jak wypolerowana perła. Lekki uśmiech oczekiwania igrał na jasnych wargach. Kiedy brama karczmy uchyliła się i przeszedł przez nią młody elf, Seirin rozchyliła usta i westchnęła. Czarne szpilki źrenic rozszerzyły się. Język wolno przesunął po białych zębach. Piersi uniosły się, a pożądanie rozpaliło skórę. Lekko skinęła na młodzieńca. Elf patrzył na nią nieobecnym zamkniętym magią wzrokiem. Posłuszny przeszedł obok wielkiego lokaja, zatrzymał się i wolno opadł na kolana. Kobieta wsunęła palce w czarne włosy klęczącego. Nieznośne pragnienie szarpnęło jej ciałem, gdy delikatnie pieściła skronie młodzieńca. Tętno ciepłej krwi, którą czuła pod opuszkami pozbawiało tchu. Bladość skóry Hrabiny pogłębiła się. Oczy poczerniały. Spod uniesionej górnej wargi wysunęły się długie ostre kły. Zacisnęła palce na czarnych włosach i gwałtownie przyciągnęła elfa.
- Nie - cichy głos rozbrzmiał w jej głowie. Zatrzymała się. Kropla ciepłej krwi z lekko naciętej elfiej skóry spłynęła po ostrym kle. Przesunęła po niej językiem. Zadrżała odwracając głowę.
Wysoki, potężny blondyn stał u drzwi karczmy. Przyglądał się jej chłodnym spojrzeniem bursztynowych oczu. Doskonały wzrok Hrabiny nawet w ciemności nocy dojrzał srebrną rękojeść ostrza za plecami mężczyzny i długi sztylet za paskiem. Zdołała nawet odczytać elfie runy na jego ostrzu. Nie to jednak sprawiło, że lekko się cofnęła. W chłodnym wiosennym powietrzu wyczuła zapach olbrzyma. Ciężką, zwierzęcą dziką woń, która uniosła włoski na jej karku.
- Cofnij się hrabino - słowa rozbrzmiewały w jej umyśle, mimo, że mężczyzna nie otworzył ust. - Elf jest pod moją ochroną.
Wciąż czuła delikatny smak elfiej krwi. Rozczarowanie i gniew silniejsze były niż strach. Nie wypuszczając z rąk swojej ofiary rzuciła bezsłowne polecenie Pelopinowi. Lokaj wyszarpnął zza pasa potężny gaalski miecz i ruszył na jasnowłosego. Ten przez moment stał w bezruchu. Potem wolno wysunął zza pleców srebrne ostrze. Uchylił się przed atakiem. Uskoczył lekko. Odbił mające go powalić potężne uderzenie, zamarkował i ciął. Siła uderzenia oderwała głowę lokaja i rzuciła ją pod nogi Hrabiny.
Seirin nie drgnęła. Ciężki odór ludzkiej krwi podrażnił jej nozdrza. Tęczówki pociemniały jeszcze bardziej, a palce mocniej zacisnęły się na skroniach elfa.
- Puść go, pani.- Tym razem mężczyzna powiedział to na głos. Bardzo wolno ruszył w jej kierunku lekkim krokiem drapieżnika. W dłoni wciąż trzymał miecz. Krew na jego ostrzu drażniła jej zmysły.
- A jeśli nie zechcę?
Melodyjny niski głos wibrował w jego umyśle. Prawie się uśmiechnął słysząc w nim próbę zauroczenia.
- Zechcesz, pani. Nie wyżywisz się w tym kraju, Hrabino. Jest pod moją ochroną.
- Dlaczego sądzisz, że to mnie powstrzyma?
- Dlatego...
Stał na wyciągnięcie ręki. Mogła policzyć włosy w jego brodzie. Miękkie złote włosy. Miękkie złote włosy, które naraz ożyły. Wiły się, skręcały, ciemniały, aż stały się czarne jak noc. Uniosła wzrok...
W pełni kontrolował przemianę. Mimo iż jego ciało stawało się potworem, on nadal był człowiekiem. Wciąż myślał, wciąż czuł. Zapach krwi podrażnił i jego zmysły, musiał więc mocno się wysilić, by drzemiące w nim monstrum nie przejęło władzy. Wiedział jak wygląda, widział to w wielu oczach, oczach tych, których zabił.
Hrabina puściła elfa. Cofnęła się o krok. Czerń z jej oczu znikła, a w błękicie tęczówek odbił się strach. Zobaczył go i zatrzymał przemianę. Monstrum walczyło przez chwilę, żeby wreszcie wycofać się w głąb myśli Dorena.
Mężczyzna położył dłoń na ramieniu niedoszłej ofiary i cofnął urok. Uwolniony elf potrząsnął głową. Zaskoczony rozejrzał się, a słysząc niemy nakaz odejścia, posłuchał go.
Jasnowłosy olbrzym wolno schował broń. Nadal stał na wyciągnięcie ręki od Hrabiny. W milczeniu przyglądali się sobie.
- Myślałam, że jesteś legendą. - nie modulowała już głosu, świadoma, że on nie podda się urokowi.
Uśmiechnął się nie odpowiadając.
- Zabiłeś mojego lokaja.
- Zauroczysz innego, ale nie tutaj. Ten kraj...
- Jest pod twoją ochroną, mówiłeś. Jestem głodna - wykrzywiła śliczne usta niczym nieszczęśliwe dziecko. Przysunęła się bliżej i położyła małą dłoń na piersi mężczyzny. Wolniutko zatoczyła palcem kółko. Zwykle wiedziała jak to działa, ale z bursztynowych oczu nie zdołała nic wyczytać.
Czuł jej zapach. Ten sam intensywny zapach stężałej krwi. Drażnił jego zmysły dużo bardziej niż jej bliskość czy dotyk. Podniecał i rozpraszał.
- Jestem głodna - powtórzyła łagodnie, stanęła na palcach i wsparła się na jego potężnej piersi. Pieszczotliwie przesunęła palcami po szerokim karku i wsunęła je w jedwabistą brodę. Doren nie drgnął. Patrzył na nią chłodnym obojętnym wzrokiem. Pochyliła głowę by nie mógł odczytać jej myśli.
W jednej chwili jej twarz znów się zmieniła. Rysy wyostrzyły, kły wysunęły. Palce zaplątane w brodzie zacisnęły, a Seirin zaatakowała.
Nie zdołała ukąsić.
Nagły ból, jasny i palący rozerwał jej myśli. Zawyła głośno.
Przekręcił powoli wbity głęboko w plecy kobiety sztylet. Błękitne oczy napełniły się łzami, a wysoki przerażający zaśpiew wypełnił ciszę nocy. Objął ją mocno przyciskając rudą głowę do piersi i tłumiąc w ten sposób krzyk.
- To był zły pomysł, Hrabino - powiedział cicho. - To błogosławiony sztylet Serbithów. Jeśli potrzymam go jeszcze przez chwilę w twoim ciele, a później odprawię rytuał, zmienisz się w proch.
Załkała cicho tracąc siły. Wiotczała. Nadal czuł jej zapach, ale coraz słabiej. Trzymał ją mocno, drobne piękne ciało pozbawione życia od setek lat.
- Zaraz wyjmę ostrze, Seirin, a kiedy to zrobię odwrócisz się i odejdziesz. Opuścisz ten kraj i nie wrócisz do niego.
Osłabił uścisk. Czekał
Ostatkiem sił uniosła głowę. Turkusowe oczy mokre od łez patrzyły nie rozumiejąc.
- To moja sprawa, dlaczego. - odpowiedział na nieme pytanie. Wyjął broń. Dziewczyna zesztywniała i ciężko zawisła w jego ramionach. Na chwilę. Potem moc wróciła. Hrabina wyrwała się i odskoczyła.
Patrzyła długo i w milczeniu na jasnowłosego olbrzyma. Wreszcie odwróciła się i odeszła.
Powoli i bez słowa.
On też się odwrócił.
-Masz rację, przyda nam się jeszcze. No i jest inna.
Potężny wilk o bursztynowych oczach wyszedł spomiędzy drzew. Podszedł do Dorena, a ten lekko poklepał go po wielkim kudłatym łbie.
- Tak, Braciszku, jest inna. - Uśmiechnął się i wraz z wilkiem wszedł w las.

Młoda elfka wiła się w nieskładnym tańcu. Rozszerzone belladonną źrenice pogłębiały naturalną czerń oczu i ich nieprzytomny wyraz. Słyszał jej myśli, a raczej to czego jeszcze nie zabiły magiczne korzenie, krzyczące o pomoc, ale blada twarz tancerki pozbawiona była jakiegokolwiek wyrazu. Tańczyła w rytm brzęczących u nadgarstków i stóp bransoletek, bo inne dźwięki już dawno ucichły. Książę wygnał z komnaty muzyków, a goście rozeszli się do swoich sypialni. Tylko władca wciąż siedział za stołem wpatrując się w pląsającą dziewczynę prawie tak nieprzytomnym jak jej spojrzeniem, w którym alkohol i pożądanie walczyły o pierwszeństwo.
Doren stał obserwując tych dwoje i słuchając ich myśli. Nie mieli nadprzyrodzonej mocy, jak Hrabina, więc mógł to robić będąc niezauważonym. Wreszcie uznał, że dość już zobaczył i wychylił się zza filara.
Minęła długa chwila nim książę go zauważył mimo iż komnata była rzęsiście oświetlona. Zmrużył ciemne oczy, w otumanionym umyśle próbując powiązać olbrzymią postać jasnowłosego wojownika z imieniem. Wstał, ale osłabione ogromną ilością wina kończyny odmówiły mu posłuszeństwa i ponownie ciężko opadł na ławę.
- Wróciłeś.. - wymamrotał.
Dziewczyna zatrzymała się widząc, że pan nie patrzy, ale władca niezdarnym gestem kazał jej kontynuować.
- Taa... wróciłeś - powtórzył głośniej. - To dobrze! - Uderzył pięścią w stół wykrzywiając się w parodii uśmiechu. - Znaczy, zabiłeś pijawkę. I dobrze, niech ciemność ją pochłonie! Wreszcie będzie spokój!
Doren milczał. Chłodne spojrzenie bursztynowych oczu śledziło ruchy tancerki.
- Dzisiaj... dzisiaj już noc - książę znów mamrotał nie patrząc na przybyłego - jutro się rozliczymy. Idź, służba... pokoje... - zwiesił głowę. Przez krótki czas w komnacie panowała całkowita cisza, przerywana tylko brzękiem bransolet i odgłosem drobnych stóp uderzających o podłogę w rytm szalonej niesłyszalnej muzyki. Naraz doszedł do tego ciężki, głęboki pomruk. Władca chrapał.
Jasnowłosy olbrzym wyprostował palce złożone w znak snu. Podszedł do tancerki i chwyciwszy ją za ramiona zatrzymał. Dziewczyna wciąż ruszając głową patrzyła, jakby go nie widziała, przez jego ciało, gdzieś na przeciwległą ścianę.
- Starczy, Eone - powiedział cicho - zatrzymaj się.
Głowa zatrzymała się posłusznie, a czarne oczy bezskutecznie próbowały skupić się na mówiącym. Mężczyzna trzymał ją mocno, zaklęciami oczyszczając otępiały umysł. Wreszcie elfie źrenice zwęziły się, wzrok wyostrzył. Dziewczyna zamrugała i przytomnie spojrzała na Dorena.
- Spakuj się i wyjedź jeszcze tej nocy, Eone. - Kontynuował olbrzym. - Wróć do rodziny. Bieda jest lepsza niż to.
Przytaknęła wolno, a po szczupłych policzkach spłynęły łzy. Mężczyzna puścił ją. Przyglądał się długo płaczącej, a później sięgnął do sakiewki. Wyjął z niej dwie złote monety i podał dziewczynie.
- Nie, panie, nie powinnam - wyszeptała głucho, mimo iż oczy zabłysły na widok złota. Tyle dostawała na służbie u księcia za rok.
- Weź. To pożyczka. Kiedyś mi zwrócisz.
Roześmiała się gorzko, ale przyjęła monety. Obracała je chwilę w palcach.
- Zwrócę, panie. Obiecuję. - powiedziała poważnie, wpatrując się w bursztynowe tęczówki z uwielbieniem. - Niech dobrzy bogowie cię strzegą i prostują ścieżkę, którą zmierzasz. - Wypowiedziała starożytne błogosławieństwo i skłoniwszy się nisko wybiegła z komnaty.
Ironiczny śmiech Braciszka zabrzmiał w głowie Dorena.
- Nie uratujesz wszystkich.
- Ale mogę próbować.
- Robisz się coraz bardziej miękki.
- Któryś z nas powinien. Ty jesteś twardy za nas obu.
Warknięcie było jedyną odpowiedzią. Wilk opuścił myśli brata.

Noc była chłodna. Pani Zima wysyłała swoich posłańców by zapowiedzieli jej przybycie. Jeszcze tylko kilka takich nocy nim spadną pierwsze śniegi. Czuł to. Nie, nie chłód, przed nim chroniła go gruba skóra i srebrzysta twarda sierść. Czuł nadchodzącą zimę, tak jak czuł ją przed rokiem i przed dwoma laty. Tak, jak czuł nadchodzący deszcz i upał. I zagrożenie. Takie jak teraz, tuż przy miejscu, które wybrał na nocleg. Wciąż zdumiewało go, że twarda ziemia i leśne poszycie mogą być równie wygodne, jak kiedyś miękkie łoże. Udeptał trawę pomiędzy krzewami i położył się. Czuł zmęczenie, tak jak kiedy jeszcze był człowiekiem. Teraz nawet bardziej. Zwinął się i pozwolił snu wziąć się we władanie. Kiedy spał znów był człowiekiem. Walczył u boku brata, bawił się z siostrą, tańczył na dworze kuzynów. We śnie mówił, a jego słowa słyszeli wszyscy, nie tylko Doren...
Wyczuł zagrożenie, nim nadeszło. Rozwarło wilcze powieki, uniosło sierść na karku, zjeżyło ogon, z gardzieli wyrwało głuche warknięcie. Poznał ten zapach. Ciężki, cierpki i gęsty aromat stężałej krwi zabarwiony nutą drogocennych perfum. Napiął ciało gotując się do ataku i naraz poczuł coś jeszcze.
Krew.
Świeża ludzka krew, wciąż jeszcze ciepła, podrażniła mu zmysły. Śmiertelny krzyk przerażenia, rozpaczliwe, dygoczące wołanie o pomoc tłumione magią, zabrzmiało w umyśle. Nadal gotowy do ataku wychylił łeb z ukrycia. Wiedział co zobaczy.
Hrabina syciła głód.
Spod długich zatopionych w szyi młodej służki kłów spływał wąski purpurowy strumyk. Dziewczyna nie krzyczała, nie wyrywała się. Pogrążona w uroku swej pani stała spokojnie, mimo iż z każdą chwilą uciekało z niej życie.
Seirin nie panowała nad głodem. Widział to w czarnych pustych oczach, słyszał w myślach. Pragnęła przestać, ale nie mogła. Gorąca ludzka krew paliła żyły, uzależniała. Głód zmieszany ze strachem i bliskością śmierci, opanował jej umysł i z wolna odbierał życie Deidre. Hrabina krzyczała. Rozpaczliwie krzyczała ciszą błagając o pomoc, pewna, że i tak nikt jej nie usłyszy.
I wtedy go zobaczyła.
Bursztynowe oczy płonące w mroku. Uniesione fafle i bielejące w ciemności kły. Potężny srebrny wilk wysunął łeb spośród krzaków. Przez chwilę przyglądał się kobietom, a każdy mięsień imponującego ciała gotów był do ataku. Wiedziała, że ją słyszy i że może pomóc. Zatrzymać, czego ona zatrzymać nie potrafiła.
- Proszę!
Ruszył powoli. Naraz zatrzymał się i wolno usiadł. Rozpaczliwe błagania pijawki wwiercały mu się w umysł.
Śmierć dziewczyny była bardziej przydatna niż jej życie.
Tak. Był twardy. Doren miał rację.
Poczeka, aż się dokona.
Jedna, samotna łza spłynęła po bladym policzku Seirin.
Wilk skoczył. Całym ciężarem odepchnął słabnące ciało wyrywając je z objęć Hrabiny. Warknął odwracając się do niej. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Czarne oczy odzyskały barwę turkusu, a kły schowały pod jasnymi wargami. Przesunęła palcami po brodzie ścierając z niej krzepnącą krew.
- Dziękuję. - Powiedziała głośno.
Gdyby był człowiekiem odpowiedziałby, może ukłonił się doceniając niezwykłą urodę kobiety, a może po prostu wzruszył ramionami uśmiechając się leniwie. Tak, właśnie tak kiedyś by zrobił. Kiedyś, gdy jeszcze był człowiekiem. Teraz mógł tylko patrzeć.
- Muszę się nią zająć, jeśli pozwolisz.
Miała niski zmysłowy głos. Wibrował w jego umyśle, podniecał mężczyznę, wciśniętego w wilczą skórę.
- Muszę podać jej lekarstwo. Możesz?
Odsunął się powoli nie spuszczając wzroku z Hrabiny. Podeszła szybko do leżącej. Z mieszka przy pasku wyjęła flakonik i wlała kilka kropli w posiniałe usta służącej. Delikatnie odsunęła włosy z twarzy dziewczyny i pieszczotliwie przesunęła po jej policzku.
- Twój brat zabił jej kochanka, wiesz?
W bursztynowych oczach odbiło się zaskoczenie.
- Skąd wiesz, że Doren..?
- Och, to znowu nie jest takie trudne. Macie takie same oczy i wciąż o nim mówisz.
- Rozumiesz mnie?!
Uśmiechnęła się łagodnie.
- Nie krzycz. Oczywiście, że cię rozumiem, Ardinie.
- Ale jak? Klątwa mówiła, że żaden żywy człowiek.... - zamilkł widząc, jak jej uśmiech się pogłębił. Zrozumiał. - Ty nie jesteś...
- Możesz to powiedzieć, nie jestem żywa. Już nie.
Pod palcami Hrabiny słabe tętno Deidre przyspieszyło. Seirin spojrzała na leżącą. Siność policzków z wolna znikała, temperatura się podnosiła, oddech wyrównywał.
- Powinieneś odejść. Ona zaraz się obudzi. Dość już miała jak na jeden dzień.
- Nie chcesz by się wystraszyła potwora?
Spojrzała na niego smutno.
- Potwory nie są jej dziwne, mój panie.
Znów pojął czego nie powiedziała. Zrozumienie i współczucie, dawno pogrzebane pod warstwami gniewu i rozżalenia rozbłysły na chwilę. Nie chcąc ich czuć uniósł się i odwrócił wyrywając spod magii turkusowych tęczówek.
- Żegnaj Hrabino.
Kiedy nie odpowiedziała, odwrócił się. Polana była pusta. Obie kobiety znikły.

Dziewczynka miała duże bursztynowe oczy i jasne kręcone kędziory wokół ślicznej twarzyczki. Zadarta sukienka odsłaniała poobdzierane łydki, kiedy wdrapywała się na drzewo. Wysoki donośny chichot niósł się po okolicy, a im wyżej była tym większa radość w nim pobrzmiewała. Wreszcie usiadła na gałęzi machając długimi chudymi nogami.
- Nie złapiesz mnie, nie złapiesz!!!
- Złaź natychmiast!
Roześmiała się głośno i pokazała mu długi język.
- Thierre! Damy tak nie postępują!
Nie przestawała chichotać majtając bosymi stopami.
- Znaczy nie jestem damom!
- Damą - poprawił ją odruchowo. - Złaź!
- Wleź tu i mnie zdejmij!
- Wejdź - poprawił ją. Stał chwilę zadzierając głowę i marszcząc brwi. Widząc, że niczego nie osiągnie, usiadł na trawie. Szybko pozbył się butów, odwiązał pochwę z mieczem i odłożył broń, a potem ruszył w ślady siostry. Po chwili wspierał się na gałęzi tuż obok dziewczynki. Mała przestała się śmiać, chociaż chochlik nadal błyszczał w jej oczach.
- I co teraz? - zapytała roztropnie.
- Teraz powinienem ściągnąć cię na dół i sprać twój chudy tyłek...
Przekręciła główkę, a słońce igrało w jasnych włosach.
- Ale nie zrobisz tego, prawda?
Zsunął się na gałąź i usiadłszy obok siostry objął ją delikatnie.
- Nie zrobię.
Uniosła główkę i wpatrzyła się w niego poważnym nagle spojrzeniem.
- Bo mnie kochasz, Dorenie?
- Bo cię kocham, mała.
Wsparła się na nim.
- Ja też cię kocham, braciszku. Ciebie i Ardina. Zawsze będziemy razem.

Zawsze....
Obudził się gwałtownie siadając na łóżku.
Zawsze...
Chłód krążył mu w żyłach. Monstrum wyrywało się na wolność. Wrzeszczało rozrywając myśli, gotowe zmienić jego ciało w grę mięśni, ścięgien, kłów i pazurów. Szarpało się, tuż pod skórą bliskie oswobodzenia. Jeszcze chwila snu, a uwolniłoby się i zawładnęło wojownikiem.
Zawsze...
Przetarł oczy oddychając ciężko. Już kontrolował przemianę. Nakazał potworowi odejść i został wysłuchany. Wstał z łoża i wsunął spodnie. Potem drżącymi dłońmi zapalił świecę i podszedł do ciemnego okna. Gdzieś tam, w lesie spał Braciszek. Widział jego sen. Ardin rzadko śnił o Thierre. Potrafił wyłączyć wspomnienia, zapomnieć, że byli rodziną, że był człowiekiem. Bywało, że zazdrościł bratu.
Jemu nie było to dane.
Pamiętał każdą chwilę. Każde spojrzenie siostry, każde jej słowo.
Zawsze...
Oparł głowę o zimną szybę.
Cierpko słodki zapach podrażnił mu zmysły. Nie odwrócił się jednak.
- Kazałem ci odejść Hrabino - powiedział cicho.
Nie odpowiedziała. Słyszał jej kroki, delikatną pieszczotę rąbka sukni ocierającego się o podłogę. Stanęła tuż za nim.
- Kazałem ci odejść - powtórzył miękko.
- Wychowano mnie na damę, - niski głos śpiewał w jego uszach. - A damy nie odchodzą bez pożegnania.
Odwrócił się. Stała o krok. Zjawiskowo piękna w słabym świetle świecy. Przyglądała mu się z uśmiechem na jasnych wargach.
Naraz zamknął ręce na jej szyi.
Zacisnął dłonie na szczupłym karku, uniósł i razem z nią skoczył. Z głuchym łoskotem zderzyli się ze ścianą. Przycisnął do niej Seirin z siłą mogącą połamać drobne kości kobiety. Zawisł nad nią nie odrywając zaciśniętych palców od lodowatej skóry. Mroczny potwór czaił się na granicy umysłu, gotów zabijać. Szalony i gorący.
Dziewczyna wciąż się uśmiechała. Delikatnie przesunęła palcami po zaciśniętych szczękach mężczyzny, delikatnie wsunęła palce w jasne kędziory brody. Kciukiem wolno przesunęła po jego dolnej wardze.
- Dobrze, - wyszeptał - pożegnajmy się.
Opadł na jej wargi z drapieżnym błyskiem w bursztynowych oczach. Całował gwałtownie, a ona nie pozostawała bierna. Kiedy języki się spotkały, wbiła paznokcie w gorącą skórę na potężnych plecach, głęboko, do oporu i pociągnęła. Lepki zapach krwi podrażnił zmysły obojga. Turkus zmienił się w czerń, ostre kły wysunęły raniąc wargę mężczyzny. Warknął odsuwając się raptownie. Potwór nadchodził. Straszny, nieujarzmiony i nic nie mogło go zatrzymać.
- Odejdź - wycharczał. Włosy skręcały się w czarną krótką sierść. Kości zaczynały się rozciągać. Stawy chrzęściły. - WYJDŹ!!!
Zawahała się. Na chwilę.
Później stanęła na palcach i pocałowała zmieniające się oblicze. Turkus wrócił by zaraz zniknąć w morzu czerni. Zacisnęła palce w szczecinie potwora i odsunęła się lekko obserwując przemianę. Drobne stopy uniosły się ponad podłogę. Zawisła w powietrzu z wplątanymi w sierść palcami, niczym dziwna odwrotność kotwicy. Czekała.
Monstrum warknęło. Długie szpony złapały ją w pasie próbując odrzucić. Trzymała mocno. Pazury stwora zaplątały się w stanik sukni. Materiał trzasnął rozrywając się. Suknia opadła odsłaniając piękne nagie ciało dziewczyny. Seirin opuściła się powoli i przylgnęła do potwora obejmując go mocno nogami. Silne, twarde uda zacisnęły się wokół kudłatego pasa, a szczupłe ramiona opasały ciasno plecy. Szarpnął się raz i drugi.
- Wróć, Dorenie, czas się pożegnać - wyszeptała modulując głos. - Czekam na ciebie Wilczy Panie.
Wzywała go z głębokiej ciemności. Przywoływała niskim zmysłowym głosem. Słyszał ją. Czuł. Delikatny chłód marmuru skóry, miękkość piersi, ostre kły kąsające z pieszczotliwą czułością. Znów kontrolował przemianę. Pożądanie dało mu siłę. Wypędził monstrum w głębię podświadomości. Cofało się niechętnie, ale nie mogło mu się oprzeć. Wreszcie odeszło.
Hrabina nadal obejmowała go mocno, wtulona w ciepłe ciało, jakby chciała się z nim stopić. Ich spojrzenia się spotkały. Doren pocałował ją. Tym razem delikatnie. Oddała pocałunek w ten sam sposób. Szczupłe palce pieściły jasną brodę. Wolnymi pociągnięciami malowały regularne rysy mężczyzny, obrysowywały kształtne usta. Całowali się w całkowitej ciszy. Niespiesznie, wciąż stojąc na środku komnaty. Wreszcie mężczyzna oderwał usta. Spojrzał w turkusowe tęczówki i wyczytawszy w nich przyzwolenie, zaniósł kochankę do łoża. Położył delikatnie i powoli zatopił się w doskonałym ciele.

Przyglądał się dziewczynie leżącej obok niego. Nie spała, mimo zamkniętych oczu. Idealne nagie ciało leżało w bezruchu. Piersi nie unosił oddech i mimo chłodu na kremowobiałej skórze ani na chwilę nie pojawiła się gęsia skórka. Była martwa, a jednak sprawiła, że czuł się bardziej żywy niż przez ostatnie pięć lat. Dała mu przyjemność i spełnienie, jakiego nie zaznał nigdy wcześniej.
- Pochlebiasz mi - powiedziała z leniwym uśmiechem wolno unosząc powieki. Odwróciła się powoli nie zawstydzona swoją nagością. Przesunęła wzrokiem po potężnej piersi mężczyzny, ześlizgnęła po twardym brzuchu i zatrzymała poniżej. - Naprawdę mi pochlebiasz.
- Nie czytaj mi w myślach, Seirin.
Roześmiała się nisko, zmysłowo. Łagodnie musnęła skórę kochanka, opuszkami pieszcząc twarde ramię.
- Nie śmiałabym, panie.
Złapał jej dłoń i pociągnął ku sobie. Opadła na niego całym ciałem. Objął ją ciasno ramieniem, a wolną dłonią prześlizgnął po chłodnej skórze pleców Hrabiny, aż do pośladków.
- Och, śmiałabyś - wyszeptał w jej wargi. Trzymając ją przeturlał się zamieniając miejscami z dziewczyną. Wsunął palce w rude kędziory unosząc głowę kochanki. - Coś mam wrażenie, że nie ma rzeczy, której byś nie śmiała zrobić.
- Znów mi pochle.... - zamknął je usta pocałunkiem, nie pozwalając skończyć. Mruknęła głęboko poddając się pieszczocie.
Kochali się bez pośpiechu delektując każdą chwilą.
Kiedy skończyli, Seirin wtuliła się w tors mężczyzny i przerzuciła nogę przez jego uda.
- Mogłabym się w tobie zakochać, Dorenie. - Wymruczała .
Roześmiał się.
- Nie, Hrabino, nie mogłabyś.
Uniosła głowę i spojrzała w bursztynowe tęczówki.
- Dlaczego? Jesteś piękny, potężny, potrafisz mnie zadowolić, jak żaden mężczyzna...
Przestał się śmiać.
- Teraz ty mi pochlebiasz, pani
- Nie odpowiesz?
- Ależ odpowiem, jeśli tego chcesz. Pijawki nie potrafią kochać. Są martwe.
W turkusowych oczach błysnął ból, a zaraz po nim gniew. Przymknęła powieki, żeby tego nie dojrzał.
- To takie brzydkie słowo, Wilczy Panie. - Usiadła na brzegu łoża. - Mógłbyś go nie używać? Wolę „chodząca martwa" lub „żywa umarła".
Czuł gniew palący umysł Hrabiny. Widział go w wyprostowanych plecach, wysoko uniesionej głowie i napięciu ramion. Dostrzegł mimo iż maskowała go rozbawieniem, ukrywała pod przymkniętymi powiekami.
- Przepraszam, Seirin. - powiedział cicho. - Nie podziękowałem ci jeszcze.
Odwróciła się zaskoczona. Z obojętnej twarzy pokrytej jasnym krótkim zarostem nie wiele mogła jednak wyczytać.
- Nie ma takiej potrzeby, Dorenie.
- Gdyby nie ty, mogłem narozrabiać.
Wstała i miękko kołysząc biodrami ruszyła ku wyjściu.
- Ja powstrzymałam ciebie, ty dałeś mi rozrywkę. - powiedziała chłodno kładąc dłoń na drzwiach - Jesteśmy kwita.
- Zamierzasz tak wyjść?
- Podarłeś mi suknię, pamiętasz? - wyszła nie obdarzając go już spojrzeniem.
Usiadł na łożu patrząc na drzwi, za którymi znikła.
Nie chciał jej zranić. Nawet nie wiedział, że potrafi. Pijawki, które dotąd spotykał nie miały uczuć, a więc nie można było ich dotknąć. Były stróżami ciemności, dziećmi Matki Zła. Zabijały by żyć, a czasami dla zabawy. Były drapieżnikami. Okrutnymi i obojętnymi.
Braciszek miał rację. Ona była inna.

Hrabina delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Oparła o nie czoło i przymknęła oczy.
Cóż ona myślała mówiąc mu o miłości? Zapomniała się na chwilę. Wyobraziła sobie, że jest człowiekiem, że żyje, czuje, potrafi kochać... Zapomniała, że wieki temu Matka Ciemność powołała ja do swojego świata. Dobrze, że jej przypomniał. Rozprostowała wolno zaciśnięte dłonie uśmiechając się gorzko. Tak, dobrze, że przypomniał. Uczucia przeszkadzają, ale ona jest pijawką, jest martwa i nie czuje.
Usłyszawszy lekki szelest za plecami, odwróciła się. W korytarzu stała Deidre trzymając suknię swej pani. Przywołana myślami, czekała już od kilku godzin, jednak na ładnej twarzyczce nie było zniecierpliwienia czy irytacji. Podając w milczeniu odzienie dygnęła grzecznie. Hrabina lekko przesunęła kciukiem po policzku dziewczyny. Pieszczota sprawiła, że obojętne dotąd oblicze służki rozjaśnił uśmiech uwielbienia. Uchwyciła dłoń pani i ucałowała końce smukłych palców. Potem pomogła w założeniu sukni. I przez cały czas wpatrywała się z miłością i wyczekiwaniem w Seirin. Ta zaś, już ubrana, poprawiła rude włosy i uśmiechnęła się lekko.
- Chodźmy, Deidre - powiedziała - on czegoś chce. Czegoś, co ma książę. Tylko dlatego zgodził mu się służyć. Widziałam to w jego myślach. Przez chwilę, gdy był w uniesieniu i nie kontrolował ich. Zobaczmy co to jest. - Ruszyła korytarzem  - I może, jeśli nam się spodoba, zabierzemy to sobie - wyszeptała.
W ciszy nocy słychać było tylko szybkie uderzenia stóp służącej, bo jej pani zmierzała do sypialni władcy unosząc się nad marmurową posadzką. Mała Deidre ledwie za nią nadążała, biegnąc z podkasaną sukienką. Szybko pokonały korytarz i zatrzymały się pod drzwiami książęcej komnaty. Hrabina nacisnęła klamkę. Drzwi nie drgnęły zamknięte od wewnątrz. Czarne idealnie rysowane brwi uniosły się nieznacznie.
- Zostań tutaj dziecko - rozkazała służącej i zawróciła.
Służąca posłusznie została przed komnatą.
Następne drzwi również były zamknięte. Kolejne jednak ustąpił pod dotykiem Seirin. Weszła do ciemnego pomieszczenia. Ciężki intensywny zapach brudnej bielizny uderzył ją w nozdrza. Skrzywiła się szybko podchodząc do okna. Otworzyła je i spojrzała w ciemną noc. Kilkadziesiąt stóp dzieliło ją od ziemi. Stanęła na parapecie, a potem wyszła w ciemność. Błękitna zwiewna suknia miękko opływała szczupłą sylwetkę, gdy ta płynęła w powietrzu do książęcego okna. Uśmiechnęła się lekko widząc, że jest uchylone. Cicho wsunęła się do komnaty.
Książę spał. Słabe światło płonących w lichtarzach świec oświetlało jego brzydką twarz. Ostry odór alkoholu wypełniał cały pokój. Kobieta skrzywiła się z obrzydzeniem. Nie oddychała, jednak wciąż miała zmysł powonienia, silniejszy niż żywi i nie potrafiła go wyłączyć. Zapach wkręcał się w jej umysł utrudniając użycie pozostałych zmysłów. Potrząsnęła głową z niesmakiem patrząc na śpiącego. Spotkała go tylko raz, przed tygodniem, gdy wyprawiał przyjęcie. Wpadła na nie, żeby się pożywić i rozejrzeć wśród bogatej szlachty. Potrzebowała rozrywki, nie wzgardziłaby też pieniędzmi jakiegoś przystojnego szlachcica. Niestety zapragnął jej władca. Nie było to odwzajemnione pragnienie. Seirin nie gustowała w obleśnych staruchach - to właśnie powiedziała panu tego zamku. Książę źle zniósł odrzucenie. Na tyle źle, by nasłać na nią Wilczego Pana. Przyglądała się mężczyźnie. Mogłaby teraz odwdzięczyć się mu, wypić go we śnie... Taak, mogłaby. Wzruszyła ramionami podchodząc do drzwi. Wpuściła Deidre nakazując jej milczenie. W skupieniu rozglądała się po sypialni. Założyła, że jeśli przedmiot, którego pragnął Doren był tak cenny, by ten dał się za niego kupić, książę chciał mieć go blisko siebie. Tylko, gdzie mógł go schować...
Fetor wciąż blokował jej zmysły. Westchnęła ciężko i podeszła do łoża władcy. Usiadła, zamknęła oczy i weszła w sen mężczyzny.
Półnaga dziewczyna wiła się w ekstazie. Długie czarne włosy płonęły wokół jej twarzy. Puste czarne oczodoły wpatrywały w mrok. Nie krzyczała. Ciemność tańczyła wokół niej. Obejmowała wielkimi mackami, wreszcie pochłonęła. Nastał mrok. Trwał przez chwilę. Naraz rozjaśnił go inny obraz. Skrzynia, niewielka i lekka. Unosiła się w powietrzu. Mieniła złotem i srebrem. Opromieniało ją słońce, a potem okryła ciężka purpurowa tkanina...
Hrabina otworzyła oczy. Wstała i rozejrzała się raz jeszcze po komnacie. W kącie pokoju zobaczyła skrzynię przykrytą purpurowym aksamitem. Podeszła do niej i szybkim ruchem zsunęła kapę. Drewniany kufer podróżny pokryty kwiatowymi rycinami nie był zamknięty na klucz. Uklękła przy nim i uniosła wieko. Sięgnęła do wnętrza i spośród atłasowych szat wyciągnęła małą srebrną skrzynkę. Uśmiechnęła się ironicznie. Zapewne książę, jak wielu jemu podobnych wierzył w czarodziejskie właściwości szlachetnego kruszcu. Zapewne sądził, że żadne magiczne stworzenie nie będzie mogło go dotknąć. Cóż, pomylił się. Podobnie, jak kufer i skrzynkę otworzyła bez trudu.
Turkusowe oczy rozbłysły, gdy ujrzała jej zawartość. Niemal z nabożnym zachwytem ujęła w dłonie niewielki srebrny puchar żłobiony elfimi i serbithowskimi runami.
Kielich Serbithów.
Święte naczynie wykute przed tysiącleciami w Górach Delghartu przez Najświętszych Mędrców Serbithów. Wedle legendy jeśli nieumarły wypije z niego krew swego stwórcy odzyska swoje człowieczeństwo.
Delikatnie przesunęła opuszkami po brzegu czaszy. Och, nie żeby chciała znów być elfem. Szczególnie teraz, w świecie, w którym elfy nie cieszą się popularnością. Nie, żeby chciała wrócić do śmiertelnego ograniczonego rzeczywistością ciała. Zresztą znalezienie Wertena by napełnić kielich jego krwią byłoby ciężkie do wykonania. Nie po tym, co mu zrobiła...
Nie, w tej chwili nie chciała powrotu do życia.
Teraz jednak mogła do niego wrócić.
- Widzę, Hrabino, że znalazłaś coś, co należy do mnie.
Nie usłyszała, kiedy wchodził. Kiedy odwróciła się stał w wejściu, potężny jasnowłosy wojownik, a obok niego olbrzymi srebrzysty wilk. Światło pochodni z korytarza oświetlało tył jego sylwetki podkreślając imponujące mięśnie ramion i szerokość nagiego torsu.
Seirin wstała powoli. Szczupłe palce zacisnęła na naczyniu. Milczała.
Doren wszedł do komnaty zamykając cicho drzwi.
- Muszę cię prosić, żebyś mi go oddała. - Nie wyciągnął ręki. Świece oświetlały przystojne i chłodne oblicze. Wilk też wydawał się być całkiem obojętny. Bursztynowe ślepia wpatrywały się w Hrabinę, ale Barciszek milczał.
- Mi bardziej się przyda - powiedziała wreszcie.
Olbrzym uśmiechnął się łagodnie.
- Mylisz się, moja droga.
- Na co ci on? Nie jesteś nieumarły...
- Nie twoja rzecz, oddaj kielich.
Przyglądała mu się ze smutkiem w czerniejących oczach.
Zaatakowała bez uprzedzenia. W locie wysunęła kły przeobrażając się w potwora.
Doren uchylił się. Przeleciała obok. Stanęła. Odwróciła się unosząc górną wargę. Mroczne spojrzenie pozostało utkwione w mężczyźnie. Skoczyła raz jeszcze...
Wyrwał zza paska sztylet. Chwycił ją w pasie, obrócił w locie, przycisnął do siebie plecami, by nie zdoła go ukąsić i wbił ostrze w pierś.
Przerażający skowyt rozdarł ciszę.
Deidre wrzeszcząc rzuciła się na wojownika. Złapała go za włosy, a drugą pięścią okładała gdzie popadnie. On jednak wciąż mocno trzymał wyrywającą się Hrabinę. Wolno przekręcił tkwiące w jej ciele ostrze. Z bursztynowych oczu nie można było niczego wyczytać.
Służka nadal krzyczała szarpiąc i drapiąc, gdy obojętny dotąd wilk skoczył odrywając ją od Dorena. Dziewczyna upadając uderzyła głową w marmurową podłogę i zamilkła. W komnacie zapadła cisza. Seirin nie krzyczała. Nie wyrywała się już. Turkusowe oczy zwolna traciły blask. Kły schowały się, a blade usta posiniały. Zwisła ciężko w ramionach wojownika. Piękną twarz pokryła czarna pajęczyna żyłek, zsuwając się w dekolt, a potem wolno obejmując całe ciało. Z bezwładnej dłoni wysunął się puchar i upadł z brzękiem na posadzkę.
- Przykro mi, Seirin - cicho powiedział Doren. - Potrzebuję tego kielicha.
Delikatnie złożył lodowate ciało Hrabiny na podłodze. Uklęknął przy niej. Pieszczotliwie dotknął zimnego policzka zatrzymując na nim na moment dłoń. Potem jednym ruchem wyrwał z piersi kobiety sztylet i wstał. Sięgnął po leżące obok ciała naczynie i uśmiechnął się chłodno.
- Chodźmy Braciszku. Skończyliśmy tutaj.
Opuścili komnatę nie oglądając się za siebie.

Weszli w las w milczeniu.
Wysokie drzewa pogrążone w mroku, nierealne w ciszy nocy, drżały lekko kołysane wiatrem.
- Uśpiłeś księcia?
- Nie chciałem go... wystraszyć.
Ironiczny śmiech Braciszka był jedynym komentarzem.
- Jeśli się obudzi, nie będzie szczęśliwy.
- Jeśli.
- Rozumiem, że świadomie nie odprawiłeś rytuału?
Doren uśmiechnął się chłodno.
- Sam powiedziałeś, że jeszcze nam się przyda.
- Nie tylko ja bywam twardy, bracie.
Bursztynowe oczy wpatrzone w mrok nie spojrzały na wilka. Doren milczał.

Książę obudził się wyczerpany. Dręczyły go koszmary, dziwne, straszne wizje wciąż tańczyły na granicy świadomości. Usiadł na łożu wolno otwierając oczy. Naraz zamrugał gwałtownie, zastanawiając się czy wciąż śni, czy też powrócił do rzeczywistości.
Na podłodze leżała pijawka. Już nie tak piękna, jak ją pamiętał. Całą skórę pokrywały jej czarne żyłki, a oczy straciły światło. Powoli zsunął się z posłania i z wahaniem podszedł do leżącej. Trącił ją stopą by się upewnić, że rzeczywiście jest martwa. Gdy nie drgnęła, roześmiał się w głos.
- Teraz cię wezmę pijawko! - wrzasnął. Padł na kolana sięgając by unieść suknię kobiety.
Nie zauważył czerniejących oczu...
 Autor: emelkali
 Data publikacji: 2011-07-11
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 62 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 62 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Opanuj treść, a słowa się znajdą.

  - Katon Starszy
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.