Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Smak czy niesmak?

I

Dziennik Kulturgradzki, 01.01.01(19.02.2086 r.)

Zmiana warty
 

     Obywatele i Obywatelki! Spieszymy z radosną nowiną. Ogłaszamy, że z dniem pierwszym pierwyjkultu roku pierwszego, ster rządzenia państwem przeszedł w ręce Jego Demiurgencji, Ministra Dobrego Smaku, Bielkova. Oznacza to jedno,powrót do korzeni, ucieczkę od upadku.

     Społeczeństwo z trudem godziło się już na wszechobecne kulturalne poniżenie, komercjalizację i degenerację godności ludzkiej. To, co działo się z szeroko pojętą kulturą, wołało o pomstę do nieba.Miliardy egzemplarzy nikczemnej literatury, godziny bezwartościowej muzyki, niezliczone dzieła,które dawno przestały reprezentować sztukę, wszystko to, stanowiło istną plagę. Na szczęście pojawił się On. Nieśmiertelny, niezrównany, nieprzejednany w walce o szczęście, Jego Demiurgencja Bielkov. To nie człowiek. To bóg w ludzkiej skórze.

     Nasze drogie państwo, od dnia dzisiejszego, nosi miano Kulturgrad. Dożywotnia władza spoczywa w rękach Jego Demiurgencji Bielkova. Organem doradczym Ministra Dobrego Smaku jest Rada Najwyższa, w skład której dożywotnio wchodzą: kulturmajor Stopkin, kulturkapitan Kirov oraz kulturpułkownik Bieresov. Porządku kulturalnego strzeże armia złożona z dwudziestu tysięcy Strażników Dobrego Smaku.

     Stało się. Na łamach rządowego Dziennika Kulturgradzkiego proklamowano narodziny nowego ustroju, bielkovszczyzny. Tłum wiwatował na Placu im. Franciszka Schuberta i skandował"Bielkov, bohater ludu, nie boi się usuwać brudu". Ludzie się przekrzykiwali. Każdy chciał okazać swoje uwielbienie dla przywódcy.

    Jego Demiurgencja Bielkov wyszedł na mieszczący się na pierwszym piętrze dziedziniec
balkonowy i spojrzał w dal.
– Moje mrówki - pomyślał. - Kulturmajorze, pozwól na chwilę.

     Stopkin podszedł do wodza i stanął zadumany.
– Proszę spojrzeć. Czyż to nie jest uderzające? - zapytał Bielkov
– Gdyby tylko wiedzieli, co to naprawdę znaczy – odparł melancholijnie Stopkin.
– Najpierw trzeba powołać pełen komplet Strażników Dobrego Smaku. Bez tego, wiele nie zdziałamy. Kultura nie utrzyma się bez siły. To, co działo się za poprzednich rządów, nigdy więcej nie może się powtórzyć. Tego wymaga od nas heglowski duch dziejów.
– Ludzie sami garną się do naszych struktur, więc z tym akurat nie powinno być problemu.
Bardziej martwi mnie to, co będzie np. za miesiąc, kiedy odkryją, że... - nie dokończył.
– Przywołuję pana do porządku kulturmajorze. Nie odbiegajmy zbytnio w przyszłość. Za miesiąc mój drogi Strażnicy Dobrego Smaku będą od nas uzależnieni, a ci będą trzymać w karbach resztę. Wyobraża pan sobie, żeby ktoś opuścił sektę? Będziemy kontrolować
wszystko. Jego Demiurgencja Bielkov będzie w umysłach wszystkich  – po chwili - Mianuję pana szefem Biura do Spraw Przestępstw Literackich.
– Dziękuję za zaufanie.
– Proponuję oddać się tej hipnozie - tutaj obrócił się w kierunku wiwatującego tłumu.
– Oczywiście Wasza Demiurgencjo.

 

II

Dziennik Kulturgradzki, 02.01.01(20.02.2086 r.)

O literaturze słów parę
 

     Ministerstwo Dobrego Smaku, dnia drugiego pierwyjkultu roku pierwszego, zobowiązało się wprowadzić kategorie, jakimi należy kierować się podczas wyboru dzieł literackich do konsumpcji. Do Kultury Pierwszego Rzędu zaliczana jest literatura ponadczasowa, zmuszająca do refleksji oraz zawierająca w sobie ważne dla ludzkości przesłanie. Szczególną opieką jest przez Ministerstwo otoczona utopia. Za świętą księgę wszyscy obywatele Kulturgradu zobowiązani są uważać powieść "Rok 1984" Orwella. Jest ona bezdyskusyjną wyrocznią. Każde, znajdujące się w granicach państwa wydawnictwo, ma obowiązek wydać ją w nakładzie minimum dziesięciu tysięcy egzemplarzy.

     Do Kultury Drugiego Rzędu należą dzieła, które pewne braki jakościowe nadrabiają zgrabnym językiem. Nie posiadają wieńczącego morału. Ich atrybutem jest polot i finezja.

     Kultura Trzeciego Rzędu to cała reszta. Literatura nikczemna. Nie ma ona w naszym państwie prawa bytu. W geście Redukcji Głównej jest jej wykrycie i zniszczenie.

     Wszyscy, bez wyjątku, którzy będą w swoich zbiorach posiadać wytwory Kultury Trzeciego Rzędu, wszyscy, którzy swój cenny czas będą tracić na jakąkolwiek promocję podrzędnej literatury,zostaną surowo i przykładnie ukarani. Karane będzie także oczernianie bądź niedocenianie dzieł,które znajdować się będą w oficjalnie przyjętym Kanonie Wieczystym, świętej, niezbywalnej liście dzieł należących do Kultury Pierwszego Rzędu.

     Kancelaria kulturmajora Stopkina mieściła się w podziemiach Ministerstwa Dobrego Smaku. Pokój - 46. To tutaj odbywały się przesłuchania podejrzanych. Szef Biura do Spraw Przestępstw Literackich już samym swoim wyglądem budził strach i przerażenie. Przez brak jednego oka, które stracił na ostatniej wojnie, nazywany był przez współpracowników Polifemem. Dobrze zbudowany, barczysty mężczyzna, który dodatkowo kulał na prawą nogę. Był urzędnikiem samowystarczalnym, który jako jedyny z wyższych państwowych dostojników nie posiadał osobistej sekretarki. Oczytany.

     Rozległ się dźwięk telefonu.
– Biuro do Spraw Przestępstw Literackich. Słucham.
– Wyższa Szkoła Pielęgnowania Gustów Literackich im. Jego Demiurgencji Bielkova. Jeden ze studentów dokonał fałszywej interpretacji "Roku 1984" Orwella. Proszę o interwencję.
– Przyjąłem. Wysyłam Strażników Dobrego Smaku.

     Po dziesięciu minutach młody mężczyzna znajdował się już w "minus czterdziestce szóstce". Za nim weszło dwóch Strażników Dobrego Smaku. Został kurtuazyjnie powitany.
– Witamy w naszych skromnych progach, proszę, spocznij – pierwszy odezwał się kulturmajor Stopkin.
– Dziękuję.
– Jesteś już na trzecim roku, więc pewnie solidnie zapoznałeś się z utopią. Masz jakąś ulubioną?
– Mam. Antyutopia "Rok 1984" Orwella.
– Rozumiem – Stopkin pokręcił przecząco głową - Co ci się w tej książce najbardziej podobało?
– To, że u Orwella pewne rzeczy były przerysowane po to tylko, aby ukazać niebezpieczeństwo płynące z ograniczania wolności jednostki - ostentacyjnie wygłosił student.
– Cóż za butność. Tego na pewno nie było na zajęciach. To zła interpretacja. Obawiam się, że korzystałeś z innego, nielegalnego wydania tej książki. - Stopkin podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer kierunkowy do Oddziału Rewizji Głównej – Proszę połączyć mnie z dyrektorem Morozovem – po czym zwrócił się do studenta – To nie odwaga, to głupota.
– Różnica między tym dwoma pojęciami już dawno się zatarła.
– Nie rób z siebie bohatera – silniej przyłożył słuchawkę do ucha – Dzień dobry panie Morozov - zaczął poważnie, niemal dostojnie – Z tej strony kulturmajor Stopkin. W obliczu niebezpieczeństwa, za palącą potrzebę uważam teraz przeszukanie mieszkania niejakiego
Saszy Kuzniecova, zamieszkałego przy ulicy Mikołaja Gogola 16. Osoba ta, prawdopodobnie, ma starsze wydanie "Roku 1984".
– Przyjąłem – odpowiedział głos po drugiej stronie i się rozłączył.
– Na pewno nie zdziwiło ciebie, że znamy twój adres – z głosu Stopkina biła pewność siebie
– Ani trochę. Nie zdziwiłoby mnie nawet, gdybyście znali dokładny plan mojego mieszkania, wiedzieli gdzie trzymam przyprawy, gdzie buty, a gdzie koszule.
– Nad tym wciąż pracujemy. Krok po kroku będziemy dążyli do urzeczywistnienia wizji "orwellowskiej", oczywiście nie całkowicie. Nie jesteśmy bezmyślną kalką - po chwili dodał – Wiesz o czym myślę?
– O mojej przyszłości?
– Konkretnie o twojej karze. Minęły już trzy lata od pamiętnej Rewolucji, a wciąż pojawiają się takie niesforne elementy jak ty. Jak to ukrócić?
– Za dużo od siebie wymagacie.
– Żeby nie było. Nie mam zamiaru leczyć ciebie prądem. To krótkotrwałe. Naszemu systemowi zależy na długofalowych skutkach. Słyszałeś o Izbach Degradacji Wskaźnika Intelektualnego?
– Obiło się o uszy.
– Ministerstwo aktualnie planuje dobudowę dwustu sal. Najcięższych przypadków wciąż przybywa, jak widać na załączonym obrazku. Powiem ci coś w sekrecie. Na początku sławetnej "Rewolucji roku 2086" wątpiłem nieco w możliwość solidnego ugruntowania się naszego ustroju. Dzisiaj nie tylko nie wątpię, ale jestem jego orędownikiem. Ciekawe, co nie?
– To pańska sprawa.
– O nie! Twoja arogancja zaczyna być irytująca - kulturmajor udał poruszenie - A ja bym powiedział, że to nasza wspólna sprawa. I tych dwoje panów za tobą.

     Kuzniecov odwrócił się. Ujrzał skupionych i opanowanych Strażników Dobrego Smaku. Wymieniono spojrzenia. Nie utrzymał długo wzroku. Minęła chwila, a siedział znów twarzą w twarz z kulturmajorem.
– Uchylę rąbka tajemnicy i powiem ci, co się zaraz stanie – zaczął Stopkin. – Przeniesiony zostaniesz do Izby Degradacji Wskaźnika Intelektualnego. Sala nr – 243. Na samym dole. Całkowita ciemność. Poczujesz się trochę jak w morskich głębinach. Przez rok nic nie
będziesz czytał ani pisał. Z nikim nie będziesz rozmawiał. Zero komunikacji. Wiesz, że w ciągu dwóch tygodni IQ potrafi spaść o dwadzieścia punktów? Doprowadza do tego bezczynność, której i ty zostaniesz poddany. Wielcy dyktatorzy robili jeden zasadniczy błąd.
W podbitych przez siebie państwach uciekali się do eksterminacji elementu wykształconego. Nasz system nie będzie uciekał się do takich barbarzyńskich metod. My nie Hunowie. My wpierw oczyszczamy przeciwników naszej ideologii z nadmiaru szarych komórek, a potem ich edukujemy. Bez fizycznego wyniszczenia. Po rocznym pobycie w podziemnym kurorcie poddany zostaniesz terapii przystosowawczej w gmachu Więzienia im. Siergieja Kaganowicza. Taki twój los.

      Wyraz twarzy Kuzniecova zdradził niepokój.
– Teraz się przejąłeś? Nie sądzisz, że poniewczasie? - Stopkin pogroził palcem. - A taki byłeś twardy i nieskruszony. Powiem ci, że każdy prędzej czy później się łamie. Tyle już przeprowadziłem przesłuchań. Nie oszukasz swojego człowieczeństwa. Przynajmniej ty. My
poświęciliśmy się wyższej idei i wszelkie ludzkie odruchy musimy tłamsić już w zarodku – kulturmajor poklepał się po sercu.

      Stopkin nagle wstał i przeszedł się po sali. Właśnie przypomniał sobie o mijającej trzeciej rocznicy Rewolucji – Może wypadałoby to jakoś uczcić – pomyślał. Poczuł się trochę jak w dniu objęcia rządów przez Jego Demiurgencję Bielkova. Tylko, że wtedy obserwował tłum anonimów, sunących po Placu im. Franciszka Schuberta, a teraz zamknięty był w czterech ścianach. Ta myśl zainspirowała go.
– Jesteś tylko numerem, rodem z "Iskry życia" Remarque'a - zwrócił się do Kuzniecova.
– 509? - wykrztusił student.
– Prawie. - Stopkin usiadł - Kulturgrad nie jest taki duży. Miasto w państwie ma swoje plusy, czyż nie? Pewnie w głębi ducha dziwisz się, jak taki maluteńki kraj może forsować taką formę rządów, bez interwencji sąsiadów. My jesteśmy takim, posłużę się terminologią z
początku XXI wieku, Watykanem. To my przejęliśmy prerogatywy papieża. Tylko, że zamiast religii, wyznajemy wiarę w sztukę. Wyznaczamy kanony piękna. Niestety nie wszystkie państwa liczą się z naszym kulturalnym osądem. Ale nadejdą wkrótce czasy, że dojdzie i do tego. Spokojna głowa. Nawiasem mówiąc, czy to nie Henryk IV ukorzył się w Canossie?

     Wywód kulturmajora Stopkina przerwał telefon.
– Biuro do Spraw Przestępstw Literackich. Słucham.
– Dyrektor Morozov. Sasza Kuzniecov korzystał z wydania "Roku 1984" z końca XX wieku.
– Przyjąłem i dziękuję - odłożył słuchawkę. – Czyli potwierdziły się moje przypuszczenia. To już i tak nie może pogorszyć twojej sytuacji. Jesteś w pełni przekonany o absurdzie naszego ustroju. Jesteś istotą samodzielną, niezależną, a przez to niebezpieczną.
– Za rok będę innym człowiekiem?
– Oczywiście. Zawsze tak jest. Ludzie się zmieniają. Są oczywiście nieliczne przypadki, które nie rokują najlepiej. Takie osobniki skazywane są na publiczny ostracyzm i usuwane poza granice naszego drogiego państwa. Sąsiadująca z nami Monarchia Monomacha przyjmuje takich "dymitrów samozwańców". Ty jesteś młodzieńcze całkowicie reformowalny.
– Wygnanie?
– Lubimy dużo wiedzieć co nie? - Stopkin uśmiechnął się. – Owszem. Kierujemy tam ludzi umysłowo chorych. Ty jesteś psychicznie zdrowy, ale zagubiony. Musimy ciebie nawrócić.
– Imponujące – Kuzniecov wybałuszył z niedowierzania oczy.
– Dopiero teraz to dostrzegłeś? To, co ja mówię, jest niczym w zestawieniu z potęgą naszego ustroju. Spójrz. Wychyl się trochę. Zobacz, gdzie aktualnie znajdujemy się na linii czasu. Społeczeństwo idealne to społeczeństwo kontrolowane. Nie ma innej opcji. Człowiek na
przestrzeni wieków był zbyt liberalny. Poprzez tą śmieszną wolność chciał osiągnąć szczęście, a nie tędy droga. Które społeczeństwo było dawniej szczęśliwe? Wieczne kłótnie, kryzysy, niepokoje, dziwaczne formy rządów. Republika to przeżytek. Monarchia to przeżytek. Dyktatura to przeżytek. Tak! Dyktatura.
– Jego Demiurgencja Bielkov nie jest dyktatorem?
– Ależ oczywiście, że nie. Dyktatorzy mieli wizje, które nie pokrywały się w 100% z poglądami mas. Oczywiście próbowano to osiągnąć, nieudolnie tępiąc wszelką opozycję, ale to było barbarzyństwo czystej krwi! My w przeciwieństwie do wcześniejszych dyktatorów
nie musimy taplać się we krwi. Wszystko u nas rozgrywa się na płaszczyźnie intelektualnej, bez przemocy. To co jest w głowie Jego Demiurgencji Bielkova, jest w głowie każdego obywatela Kulturgradu. Mówiąc "obywatela", nie mam na myśli tych kretów z podziemi
Ministerstwa Dobrego Smaku. Och, przepraszam – Stopkin udał zakłopotanie - Krótko mówiąc, ustrój bielkovski to taki, w którym wszyscy, bez wyjątku, popierają politykę swojego przywódcy.
– System, który dobiera sobie ludzi słabych i mentalnie schorowanych – z zadziwiającą szczerością powiedział Kuzniecov. Nie miał już nic do stracenia.
– Nie tak ostro, bo jeszcze zmienię o tobie zdanie. Wyrok już zapadł i myślisz teraz, że już ci wszystko jedno. Błąd. Jakich słabych i schorowanych? - Stopkin podniósł głos. - Tak jak za dawnych, niepamiętnych czasów katolik miał obowiązek misyjny tak i my jesteśmy
misjonarzami, którzy głoszą prawdę objawioną. Zobacz co się dzieje w Kraju Liberalnym. Skąd się to bierze? - kulturmajor wymownie spojrzał na Kuzniecova. - Wszelkie władze robią jeden zasadniczy błąd. Zakładają, że człowiek jest z natury dobry i dają mu takie oto
zacofane prawo do wolności. A ja się pytam, czym jest wolność? Nie ma wolnej woli i nasz ustrój jest tego świadomy. Wykorzystujemy to do budowania powszechnego dobrobytu i szczęścia.
– Wykorzystujecie brak wolnej woli? - zdumiał się student.
– Wykorzystujemy determinizm. Ludzie muszą sobie to uświadomić. Kiedy to zrobią i oddadzą swój los w nasze ręce, będą wówczas w stanie zasmakować szczęścia. Wolność była i jest generatorem zła.
– Nie zmienicie ludzkiej natury.
– A kto powiedział, że my ją chcemy zmienić? My zmieniamy tylko środki, cel jest zawsze taki sam.
– Zniewolenie jako środek?
– Zagłębiając się bardziej w istotę problemu, czy zniewolenie nie jest wolnością?
– Zniewolenie to zniewolenie, wolność to wolność.
– Nasi naukowcy przeprowadzili dawno temu eksperyment, który stał się punktem wyjścia do przeprowadzenia zmian. W Przedszkolu Kulturgradzkim wszystkie dzieci dostały do zabawy figurki przedstawiające Jego Demiurgencję Bielkova. Pozostałe zabawki, ciuchcie,
samoloty, statki kosmiczne, zostały za murami przedszkola spalone. Na samym początku spotkało się to z dezaprobatą. Z czasem jednak dzieci zapominały o istnieniu innych zabawek i odnajdywały przyjemność w podobiznach Jego Demiurgencji Bielkova. Dostępne
były tylko one. Na początku XXI wieku modna była teoria, którą nasz system podchwycił i nieco zmodyfikował, teoria dysonansu poznawczego. Ludzie dążą do spokoju ducha i chcą go osiągnąć za wszelką cenę. Stojący pod mentalną ścianą człowiek, musiałby z czasem, aby nie zwariować, nie popaść w marazm czy dekadentyzm, odnaleźć przyjemność w tym, co mu pozostało. Wolnym jest ten, który czuje się wolnym. Wszystko jest względne.
– Wolność w moim rozumieniu jest inna.
– W twoim, nie naszym. Nie zapominaj, że to my jesteśmy kaznodziejami,. Historię piszą zwycięzcy.
– Rządzicie dopiero trzy lata.
– Dla jednych dopiero, dla innych aż. Spójrz proszę na dzieje świata. Jak zmienia się ocena wydarzeń na przestrzeni wieków? Jak zmienia się wizerunek osób? Taki Adolf Hitler.
– Dla ludzi światłych zawsze pozostanie ludobójcą.
– Czyżby? Już pojawiły się głosy dotyczące jego rehabilitacji. Nie sądzisz, że w obliczu zmiany układu sił na świecie na korzyść Cesarstwa Azji, izraelskiej dehumanizacji narodu palestyńskiego oraz dominacji Żydów w handlu światowym, ogólny stosunek do nich uległ
drastycznej zmianie na niekorzyść? Zresztą holocaust miał miejsce 150 lat temu. Trochę dawno. Stare emocje zastąpiły nowe. Aż chce się powiedzieć, panta rhei.
– Heraklit dzisiaj nie miałby nic do powiedzenia. Pozbawienie drugiego człowieka życia zawsze będzie uchodziło za czyn karygodny i nic tego nie zmieni.
– Bzdury. W kuluarach rządowych innych państw już się debatuje nad wprowadzeniem prawa do tzw. usprawiedliwionego dzieciobójstwa. Z uwagi na tak duże zaludnienie naszej planety i brak perspektyw zasiedlenia innej, te kroki wydają się nieuniknione. Chociaż z drugiej
strony, może nie będzie to konieczne. Azjaci zajęli całą Syberię i szukają nowych miejsc bytu. Unia Europejska? Czemu nie. Wojna? Czemu nie. A teraz ludzi zestaw sobie z literaturą. Ile to już książek powstało? Stanowczo za dużo. Jak wielka jest populacja ludzka?
Będzie już 15 miliardów. Sam sobie odpowiedz, jak to się musi skończyć.
– Znajdzie się inne rozwiązanie.
– Nie sądzę - Stopkin zerknął na zegarek. – O nie! Już dwudziesta! Panowie – zwrócił się do
Strażników Dobrego Smaku – znieście go na dół.
– To się wam nie uda! - krzyknął Kuzniecov.
– Tylko bez scen.
– Nie wygracie! Nie możecie wygrać! - student, trzymany przez Strażników Dobrego Smaku, zaczął się szarpać.
– Milcz! - po chwili spokojnym, beznamiętnym głosem. - Zrobimy z ciebie amebę, ale później, w toku ewolucji, pozwolimy ci osiągnąć poziom wzorowego obywatela Kulturgradu. Spokojnie. Będziesz szczęśliwy. Powinieneś być nam wdzięczny.
– Nie!
Drzwi się zamknęły. Kulturmajor został sam. Westchnął.
– Uff, ciężki przypadek. - powiedział. – jeszcze kilka takich spraw i wykorkuję.

 

III

Dziennik Kulturgradzki 05.01.01(23.02.2086 r.)

Muzyka i to, co z niej wynika

     Ministerstwo Dobrego Smaku, z dniem piątym pierwyjkultu roku pierwszego, uporządkowało kwestię kategoryzacji utworów muzycznych.Jedynym gatunkiem obowiązującym na terenie Kulturgradu jest muzyka poważna.Dzieła przełomowe, ustanawiające nowy porządek rzeczy w dziejach klasycznej muzyki wpisują się do Kanonu Wieczystego Kultury Pierwszego Rzędu. Dzieła wyłączone z Kanonu Wieczystego, a wciąż reprezentujące Kulturę Pierwszego Rzędu to takie, które znajdują się na wysokim poziomie artystycznym, ale w toku pościgu dziejowego nie zrewolucjonizowały żadnego z muzycznych nurtów. Dla przykładu, Symfonia "Pastoralna" Beethovena jest powszechnie uznawana, nie tylko w Kulturgradzie, za protoplastę muzyki programowej. Należy ona zatem do Kanonu Wieczystego. Do Kanonu Wieczystego należy również Symfonia Fantastyczna Berlioza,mimo, że powstała 20 lat później. Zrewolucjonizowała jednak brzmienie orkiestrowe.Kulturę Pierwszego Rzędu, ale nie Kanon Wieczysty, reprezentuje za to VII Symfonia A-dur Beethovena, która zasadniczo w symfonice niewiele zmieniła, ale całość, pod względem muzycznym, brzmieniowym oraz jakościowym jest imponująca.

     Kultura Drugiego Rzędu obejmuje utwory muzyki poważnej, które były i są afirmacją istniejących na przestrzeni wieków muzycznych zasad. Warto mieć o nich pojęcie, ale zachwycać sięnimi nie sposób. Są to głównie młodzieńcze utwory, znajdujące się na średnim poziomie artystycznym.

     Kultura Trzeciego Rzędu to tzw. nie-muzyka poważna.
 

     Za propagowanie podrzędnej muzyki grozi, zależnie od stopnia uświadomienia podejrzanego, kara dwóch lat pozbawienia wolności z trzyczęściową terapią ogólną, bądź kara rocznego pobytu w podziemiach Ministerstwa Dobrego Smaku wraz z dalszym kształceniem, wchodzącym w zakres terapii przystosowawczej.Karany będzie jakikolwiek przejaw ignorancji wobec dzieł kultury wysokiej.

      Biuro do Spraw Przestępstw Muzycznych mieściło się w sali numer – 12. Przewodził mu nieskazitelnie ubrany oraz nienaganny w manierach kulturkapitan Kirov. Jego nieodłącznym rekwizytem był papieros. Wiecznie pociągający nosem alergik. Wielbiciel muzyki romantycznej. Nieprzekupny niczym Robespierre.

     Ktoś zapukał do drzwi. Kirov właśnie czytał. Starał się każdego dnia, w przerwie w ministerialnych obowiązkach, czytać minimum godzinę. Ten rytuał pozytywnie go nastrajał.
– Proszę – odezwał się kulturkapitan i oddał się lekturze. Do "minus dwunastki" weszło dwóch Strażników Dobrego Smaku. Prowadzili
młodą kobietę. Kirov oderwał wzrok od biografii Franciszka Schuberta i zatrzymał go na ciele niewiasty. Subtelnie zaczął rozmowę. Scenę tę zawsze odgrywał w "białych rękawiczkach".
– Dzień dobry panno Kaliniczenko.
– Dzień dobry.
– Mam nadzieję, że obecność Strażników Dobrego Smaku nie będzie dla pani krępująca. Zapowiadam długą rozmowę.
– Zdążyłam się przez ostatnie pięć lat przyzwyczaić do ich bytności.
– Wspaniale! - kulturkapitan pstryknął palcami. – Jest pani w miarę inteligentna, na pewno domyśla się pani, jaka jest przyczyna dzisiejszego spotkania.
– Mam pewną hipotezę.
– Posłuchajmy.
– Moja nieusprawiedliwiona nieobecność na ostatnim koncercie w Filharmonii Wiecznego Postępu?
– W rzeczy samej. Muszę przyznać, że głęboko poruszył mnie ten pożałowania godny incydent. Dobrze pani wie, że każdy obywatel Kulturgradu ma obowiązek uczęszczać na koncerty, na których nasi znakomici ministerialni muzycy wykonują utwory wpisujące się do Kanonu Wieczystego. Skąd ta absencja? - kulturkapitan Kirov udawał niewiedzę.
– Naprawdę nie mogłam. Zmogła mnie choroba.
– A jaka to choroba uniemożliwia wysłuchanie „Niedokończonej” Schuberta?
– Wstydliwa.
– Biegunka? Nasze stacje pomiarowe nie zaobserwowały wzmożonej aktywności wodnej w sieci kanalizacji miejskiej, odpowiadającej położeniu pani domu. Nie odwiedziła pani też żadnej z ministerialnych aptek. Wizyt u lekarzy także nie zanotowano. Pytam się po
raz kolejny, dlaczego nie była pani na koncercie w Filharmonii Wiecznego Postępu? Musi pani wiedzieć, że Schuberta szczególnie upodobał sobie Jego Demiurgencja - Kirov zmienił ton głosu – Milczeniem tylko pogarsza pani swoją sytuację i potwierdza moje przypuszczenia. Obserwuję panią od przeszło czterech lat. Dotychczas uważałem panią za wzorowąobywatelkę. Myślałem nawet o specjalnym państwowym odznaczeniu. W imieniu Jego Demiurgencji Bielkova gotów byłem przypiąć do pani piersi Order Poświęcenia Wolności w Imię Powszechnej Szczęśliwości. To byłby prawdziwy zaszczyt. Dzisiaj już wiem, że byłoby to przedwczesne. Zamiast koncertu w Filharmonii Wiecznego Postępu byłaś niewdzięcznico w podziemnym lokalu z szafą grającą, która jak widać ostała się Rewizji Głównej z roku pierwszego. Speluna ta została już zamknięta. Jak widać, sabotażyści zakłócający państwową świętą przestrzeń dźwiękową nie śpią. Muzyka rozrywkowa! Wie pani co za to grozi? Nie należy pani do niebezpiecznie uświadomionych obywateli Kulturgradu. Więzienie w zupełności wystarczy.
– Chciałam się tylko rozerwać.
– Otóż to. Chwilowo zapragnęła pani Kultury Trzeciego Rzędu. To nie jest jedyna rzecz, która panią obciąża. Wiedziała pani też o szafie grającej, ale proszę się przesadnie nie martwić. Zdecydowanie gorzej skończy tamten jegomość, który prowadził ten nieszczęsny lokal. Nie obędzie się bez unicestwienia osobowości. Świetne słowo. Unicestwienie. Zdecydowanie lepiej brzmi od zniszczenia, zagłady, eliminacji, morderstwa. Lubię eufemizmy. A pani?
– Owszem.
– To psychologia. Pozwala ukryć przed samym sobą ciężar decyzji, bezmiar zniszczenia.
– Nie rozumiem.
– To proste. Cofnijmy się o – Kirov zawahał się - 150 lat. Przyjrzyjmy się takiemu protokołowi z konferencji w Wannsee z zimy 1942 roku. Jakich słów używali Niemcy na określenie ludobójstwa? Czy mówili o wymordowaniu? Ależ skąd. Pisali o odpowiednim postępowaniu, selekcji, unicestwieniu, ewakuacji. Wie pani, że Heydrich w czasie „akcji Reinhard” nie mógł spać po nocach? Gdyby nie eufemizmy, dawno by siebie zastrzelił a tak, wyręczyli go czescy partyzanci.
– Powtarzam, że chciałam się tylko rozerwać. Znużyła mnie muzyka poważna. Trzeba mieć jakieś urozmaicenia.
– Proszę panią. A czy muzyka klasyczna nie jest różnorodna? Symfonie, opery, koncerty, kwartety, sonaty, preludia, etiudy. Czy to mało?
– Ale przy tym nie można się bawić.
– Jak to nie?! - kulturkapitan Kirov podniósł głos. – A opery komiczne? Wodewile z końca XVIII wieku? Tańce?
– Ale to wszystko jest zbyt ciężkie.
– Cóż za oszczerstwa. Wybiję pani to z głowy, obiecuję. Nie sądzi pani chyba, że takie kontredanse Mozarta są ciężkie. Był nawet ostatnio koncert zatytułowany „Uśmiechnięty Mozart”. To oczywiście Kultura Drugiego Rzędu, ale tylko przy takiej człowiek jest w stanie się bawić.
– Nie byłam.
– Oczywiście, że pani nie była i przez najbliższe dwa lata nie będzie. Resocjalizacja w więzieniu opiera się wyłącznie na Kulturze Pierwszego Rzędu. Każdy przechodzi ją pomyślnie.
– Jesteście w stanie komuś wybić z głowy jego naturalną skłonność do rozrywki?
– Po pierwsze, to nie niszczymy skłonności, jak to pani powiedziała, do rozrywki, tylko unicestwiamy ludzkie aspiracje do zaznawania niskiej przyjemności. Po drugie, to żaden problem. Jakiś czas temu wizytowałem w Więzieniu im. Siergieja Kaganowicza i muszę przyznać, jestem bardzo zadowolony z jakości tamtejszych usług. W leczeniu tej choroby, jaką niewątpliwie jest pragnienie konsumpcji podrzędnej kultury, więzienie uzyskało świetne rezultaty. Na moich oczach zademonstrowano dwie terapie. Pewnie dziwi się pani, dlaczego dwie. Już spieszę z wyjaśnieniem. Pierwsza to tzw. terapia niszcząca. To pewien rytuał. Późnym wieczorem, kiedy większość osadzonych kładzie się już spać, strażnicy wchodzą do jednej z cel i zabierają danego więźnia do Sali Wytężonej Głośności. W niej znajduje się prycz oraz specjalne urządzenie, aplikujące konieczną w danym przypadku dawkę muzyki . Akurat w tym przypadku pacjentem, że się tak wyrażę, była kobieta podejrzana o potajemne słuchanie muzyki pop. Została ona przypięta klamrami do pryczy. Nałożono jej słuchawki i ustalono głośność na 140 db, na granicy pęknięcia błony bębenkowej. Personel więzienny zawsze dokładnie sprawdza to natężenie. W przypadku, gdyby kreska na słuchawkach osiągnęła poziom 170 db, uśmiercilibyśmy więźnia, a to byłoby niehumanitarne. Po ustawieniu głośności w uszach oskarżonej rozbrzmiała muzyka pop. Każdy taki zabieg trwał 10 h. Było to bardzo męczące dla osadzonej. Po kilku takich seansach miała ona dość i wykazała gotowość do podjęcia tzw. terapii naprawczej.
– Naprawczej?
– Oczywiście. Gdy zmysły chorego podupadły już wskutek nasilonej konsumpcji Kultury Trzeciego Rzędu, przychodzi czas na terapię naprawczą. Kiedy więzień jest wypoczęty i odpowiednio nastrojony, zabierany jest do Sali Subtelnego Dozowania Piękna. Siada sobie w wygodnym fotelu i słucha Kultury Pierwszego Rzędu, rozkoszuje się wdziękiem delikatnej muzyki fortepianowej. Jego reakcje analizowane są przez najlepszych specjalistów z zakresu muzykoterapii. Nasi naukowcy odkryli, że świetnie w tej roli sprawdzają się nokturny Chopina i preludia Rachmaninova. To pozwala ustrzec się błędów i prawidłowo koordynować cały proces resocjalizacji.
– Zostanę jej dokładnie poddana? - jakby z niedowierzaniem zapytała Anna
Kaliniczenko.
– Pieczołowicie. Moje uwagi o pani zostaną jeszcze dzisiaj przekazane do administracji Więzienia im. Siergieja Kaganowicza. Nie była pani na Kanonie Wieczystym w Filharmonii Wiecznego Postępu, zadowalała się pani Kulturą Trzeciego Rzędu, nie ujawniła pani informacji o nielegalnej szafie grającej, kłamała pani na temat nieobecności na koncercie, wymieniać dalej?
– Nie trzeba.
– Po terapii naprawczej przyjdzie kolej na terapię przystosowawczą. Trwa ona zawsze około roku i pozwala więźniom odnaleźć się w społeczeństwie. To chyba wszystko.
– Co teraz?
– Strażnicy Dobrego Smaku pokażą co teraz - kulturkapitan spojrzał wymownie na nich – Do dzieła!

IV

     Biuro jego Demiurgencji Bielkova mieściło się na pierwszym piętrze gmachu Ministerstwa Dobrego Smaku. Pokój numer 100. Odbywały się tutaj zebrania Rady Najwyższej. Najbliższe posiedzenie miało dotyczyć sztuk plastycznych. Jego Demiurgencja czekał już w swoim gabinecie na podwładnych.

     Około południa, do sali wszedł kulturmajor Stopkin. Mimo, że kulał, zawsze przychodził na zebrania pierwszy. Ot, taki paradoks. Powiesił swój płaszcz, usiadł przy rozległym dębowym blacie i czekał.
    

     Drugi pojawił się kulturkapitan Kirov. Stopkin od razu wyczuł zapach tytoniu. Odsunął się. Nie zwrócił mu jednak uwagi. Nigdy tego nie robił.

    Kulturpułkownik Bieresov, świeżo mianowany Szefem do Spraw Zbrodni PrzeciwkoSztuce Prawdziwej, wszedł jako ostatni. Szara eminencja. Nikt, prócz Jego Demiurgencji, godobrze nie znał.

     Milczenie przerwał Bielkov.
– Dzień ósmy pierwyjkultu roku pierwszego. Zebranie nr 3 uznaję za otwarte. Przedmiotem dzisiejszej debaty będzie malarstwo. W związku z tym, jako pierwszy, głos makulturpułkownik Bieresov.
– Dziękuję Wasza Demiurgencjo. Moje przemówienie nie będzie długie. Po dogłębnej i wnikliwej analizie stwierdzam, że jeden malarz w historii wybił się ponad wszystko i powinien być czczony w naszym kraju, który przecież za najwyższą wartość ceni sobie kulturę wysoką. Jest nim Vincent van Gogh.
– To dość wąski zakres - zauważył kulturkapitan Kirov. - W kwestiach muzycznych doszliśmy do wniosku, że nie można ograniczać się do jednego kompozytora. Z tego co pamiętam, na poprzednim spotkaniu forsował pan, jak to pan określił, „ potęgę mozartowości”.
– A cóż w tym złego? - zapytał Bieresov – Po co się rozdrabniać? Tak będzie łatwiej. Ludzie powinni mieć jasno wytyczone ścieżki. Vincent to Vincent. Nie ma innych malarzy. Proste.
– Proszę rozwinąć ten pomysł – zaproponował Bielkov.
– Oczywiście Wasza Demiurgencjo. Do Kultury Pierwsze Rzędu należałyby wyłącznie dzieła van Gogha.
– Nawet te słabsze? - zdumiał się kulturmajor Stopkin.
– Van Gogh nie stworzył niczego poza poziomem doskonałości.
– Niemożliwe. Każdy, nawet największy geniusz, przechodzi przez etap nauki, nie od razu Kulturgrad zbudowano.
– Niezupełnie – wtrącił się kulturkapitan Kirov. – Historia muzyki zna takie przypadki. Felix Mendelssohn, jako cudowne dziecko, niemal od razu zaczął komponować w swoim odrębnym stylu. Długo nad tym nie pracował. W wieku 16 lat powstała znakomita symfonia
c-moll. Objawiał się w niej już silny indywidualizm twórczy. Prawdziwym przełomem była powstała rok później uwertura do „Snu nocy letniej”. Dzieło kompletne. Dzieło dojrzałe. Przypomnę, kompozytor miał wtedy 17 lat.
– I proszę! Można? - Bieresov wymownie rozejrzał się po sali.
– Można – odparł kulturkapitan. – Tylko pan forsuje tutaj dyktaturę van Gogha, a to chyba nie o to chodzi. Z pewnością byli malarze, którzy mu dorównywali.
– Którzy? Słucham.
– Piłeczkę możemy odbijać sobie tak w nieskończoność. Z jednym się z panem zgodzę. Trzeba umieć odróżniać dzieła wysokie od tych niskich.
– Panowie – próbował ostudzić zapały swoich podopiecznych Bielkov. – Takie postawienie sprawy ma jednak swoje plusy. Dzieła van Gogha należałyby to Kultury Pierwszego Rzędu, obrazy jego naśladowców do Kultury Drugiego Rzędu, a pozostali do Kultury Trzeciego
Rzędu.
– Ależ Wasza Demiurgencjo – zaprotestował Stopkin – co z resztą? Co z takimi nazwiskami jak Manet, Gauguin, Renoir, Cézanne ? Kultura Trzeciego Rzędu?
– Zapomina się pan. Do mnie należy ostatnie słowo kulturmajorze. Ludzie kupią wszystko. Proszę spojrzeć na siebie. Nie jest pan specjalistą w dziedzinie sztuki, a jednak wymienił Maneta, Gauguina i resztę. Dlaczego akurat tych? To wyższe elity, w czasach kiedy pan był jeszcze dzieckiem, wyznaczyły ścieżkę pana rozumowania. Kto tak naprawdę się zna, żeby móc obiektywnie stwierdzić, czy dane dzieło ma wartość artystyczną? Garstka. Reszta tylko powiela jej opinie. Nic tego nie zmieni. Ja ufam w tej mierze kulturpułkownikowi – Bielkov
wskazał wzrokiem na Bieresova. – Wierzę, że van Gogh swoim geniuszem pobił wszystkich dookoła. A jeśli ja wierzę, to jest to prawda. Będę patronował tej koncepcji.
– Dziękuję Wasza Demiurgencjo – odezwał się Bieresov.
– Pozwolę sobie zabrać głos Wasza Demiurgencjo – zaczął kulturkapitan Kirov. – Nie będę ukrywał, nie znam się na sztuce, ale moja percepcja artystyczna karze mi do tego pomysłu podchodzić z rezerwą. Muzyka, jak i sztuka, to dziedziny pokrewne. Powinny ze sobą
współgrać.
– Przypominam, że odrzuciłem pomysł kulturpułkownika, który wystąpił ostatnio z propozycją o wyniesieniu na piedestał osoby Mozarta. Przyznałem wtedy słuszność panu, bo jest pan w tej materii uznanym autorytetem. Bieresov jest znakomitym teoretykiem sztuki i komu mam ufać jak nie jemu? Proszę postawić się w mojej sytuacji.
– Nie śmiałbym – po chwili - Proszę wybaczyć Wasza Demiurgencjo, ale uważam, że ucierpi na tym tylko sztuka.
– Proszę na to spojrzeć z innej strony. Dzieci będą uczyć się w szkole, że van Gogh był najwspanialszym malarzem jakiego wydał świat. Ich maleńkie mózgi będą pochłaniały wszystko, co im powiemy. Maksymalnie zawęzimy im pole widzenia. A jeśli to się uda,
dlaczego by tego nie rozszerzyć na muzykę oraz literaturę?
– Literaturę też? - zdziwił się Stopkin – Myślałem Wasza Demiurgencjo, że doszliśmy do ostatecznego porozumienia w sprawie pisarzy. Oprócz znakomitego Orwella uznajemy przecież Vonneguta, Čapka , Steinbecka, Faulknera i innych.
– Uznajemy, ale czas na eksperyment kulturmajorze. Utworzylibyśmy takie trio: Orwell – van Gogh i...kto by jeszcze mógł je zasilić kulturkapitanie? Jaki kompozytor przychodzi panu do głowy?
– Nigdy, szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym, kto był największym kompozytorem w dziejach.
– Haydn już to powiedział, czyż nie?
– Z całym szacunkiem, Wasza Demiurgencjo, Haydn to XVIII wiek. A co z muzyką poważną powstałą trzysta lat po nim?
– Ktoś mógłby równać się z Beethovenem?
– Bez wątpienia wielki kompozytor. W Kanonie Wieczystym znajduje się wiele jego dzieł.
– Najwięcej?
– Najwięcej.
– Czy jest jakaś muzyczna forma, w której Ludwig nie czuł się najlepiej?
– Zanim nadał ostateczny kształt operze „Fidelio”, przerabiał ją dwukrotnie. Beethoven nie czuł do końca sceny. Partie orkiestrowe można wykonywać samodzielnie, bez inscenizacji. Równie dobrze, mogłaby to być symfonia.
– Zatem Fidelia nie będziemy wystawiać. Postanowione. Wagner?
– Jego piętą Achillesową była symfonia.
– Brahms?
– Nie skomponował opery. Zresztą korzystał z usług hamburskich prostytutek. Taka postać nie powinna być w ogóle brana pod uwagę.
– Pozwolę się wtrącić - zaczął kulturmajor Stopkin. – van Gogh żył jakiś czas z prostytutką o imieniu Sien.
– Nie słyszałem tego – szybko uciął Bielkov – Mozart?
– Mozart! - krzyknął Bieresov.
– Proszę się uspokoić kulturpułkowniku. Pan w kwestii muzycznej nie ma tutaj nic do powiedzenia.
– Proszę wybaczyć Wasza Demiurgencjo.
– Mozart? - ponowił pytanie Bielkov.
– Oprócz dzieł wspaniałych zaliczył też kilka wpadek.
– Liszt?
– Erotoman i showman. Do połowy XIX wieku nic, tylko się wygłupiał.
– Więc kto?
– Obawiam się, że nikt. Proszę wybaczyć bezceremonialność, ale uważam, że podobnie ciężko wskazać tego największego w muzyce, jak i w sztuce.
– Uprzedzałem pana kulturkapitanie.
– Przepraszam Wasza Demiurgencjo.
– Taki triumwirat byłby wspaniały! Proszę się zastanowić nad tym kompozytorem.
– Jak sobie Wasza Demiurgencja życzy.
– Dobrze - Bielkov wstał - A tymczasem, żeby nie przedłużać. Uznaję Boscha za największego malarza w dziejach, Orwella za najwspanialszego pisarza i Schuberta za najwybitniejszego kompozytora. Zapisz to kulturmajorze w Dzienniku Kulturgradzkim,
skrupulatnie - po chwili dodał z uśmiechem - Ludzie mają prawo wiedzieć.

     Bielkov podniósł się z miejsca i rzekł, jakby na odchodne:
– Dziękuję panom za naradę, była bardzo owocna. A teraz, do hymnu!

   Reszta wstała z miejsc. Pierwszy zaczął Jego Demiurgencja. Za nim reszta.

Kroczyć będziem za Bielkovem,
On nam wskaże słuszną drogę,
nieomylność jego matką,
a hańba wątpiącym dziatkom.

 Autor: Papageno
 Data publikacji: 2012-12-15
 Ocena redakcji:   
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Mi się podobało
Rok 1984 "świętą księgą" totalitarnego ustroju? Przewrotne, przewrotne, ale też nierealne... o przepraszam (...piszę komentarz w trakcie czytania...), jednak mnie przechytrzyłeś! Punkt, punkt dla Autora! Tekst niesie w sobie głębsze myśli, i to nie tylko takie, które zwykle przypisuje się antyutopiom - ja tu widzę uwypuklenie starego, a dobrego powiedzenia, że z gustami się nie dyskutuje... Każdy może ten tekst odnieść do wielu sytuacji z własnego życia wziętych i w tym niewątpliwie tkwi niebanalna siła.

Ha! Obok wyświetliła mi się właśnie myśl "Sztuka jest samowolą geniusza." Ciekawe...

Z jakiegoś powodu Bartkowi, który był drugim sędzią w konkursie, bardzo nie podeszło. Nie miałem jeszcze okazji z nim pogadać. Może sam coś tu skomentuje.
Autor: Whitefire Data: 01:06 2.02.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 479 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 479 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Dobre słowo leczy smutek.

  - Menander
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.