Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Stwórca

 

 

                   Parszywa pogoda w ostatnim dniu listopada nie zniechęciła  gawiedzi do przybycia na brukowany czerwoną kostką rynek. Dzień był, jak na tę porę roku przystało wietrzny, zimny i deszczowy. Lodowata wilgoć przesączała się przez najgrubsze sukno długich, znoszonych płaszczy mężczyzn i ciemne, wełniane chusty niewiast. Krople deszczu spływały cienkimi smugami po żądnych sensacji twarzach, wlepiających wzrok w kamienny krąg usytuowany na środku placu.

                    Krąg miał  dwa metry średnicy. Zwykle służył jako postument dla miejskiego krzykacza. Teraz stanowił podstawę stosu. Pełniący rolę miejskiego kata kowal  i jego pomocnik Ryszard wcześnie rano ułożyli na nim trzy warstwy drewna. Na dole grube, żywiczne pnie, potem mniejsze gałęzie, a wierzch podsypali mocno wysuszonym chrustem. Kat znał się na swojej profesji. Widowisko zapowiadało się piękne. Delikatny ogień palącego się chrustu jedynie owionie ofiarę, da jej przedsmak tego, co zdarzy się później, gdy temperatura stosu zacznie się podnosić wraz ze zwiększającym się obwodem, zajmujących się po kolei warstw drewna. Szkoda tylko, że Najwyższy, jakby kpiąc z wiernego mu ludu, zesłał w ten dzień taką suczą pogodę.

                  A mogło być tak pięknie: ciepły wiatr szeleszczący w rudych liściach, słońce napawające otuchą i wlewające w poddanych nadzieję, że ich Pan w niebiosach się raduje. Bo to właśnie tu zostanie dziś ostatecznie pokonane i zniszczone dzieło Ciemnego – pomyślał Morg.

             Dwaj  chłopcy usłużnie pomagali mu nakładać ciężką od złotych obszyć szatę kapłana. Wysoki, lekko łysiejący mężczyzna w średnim wieku popatrzył z aprobatą na swe odbicie w lustrze. W ślad za jego spojrzeniem natychmiast powędrowały pełne zachwytu oczy służących.

-Co się tak gapicie jak świnie w puste koryto? Dawać mi płaszcz, ale żywo. Przez to wasze guzdranie stos do reszty przesiąknie wodą i dopiero będzie problem -krzyknął kapłan z udawaną złością.

-Tak jest Wasza Miłość. Ten z kapturem ?

-Ośle jeden, nie widzisz ,że deszcz zacina. Ma mi się lać na głowę?

 Ceremonia, choć piękna   niechybnie skończy się  katarem – kontynuował rozmyślania mężczyzna. No nic trzeba iść, ukazać cały majestat i litościwe oblicze Najwyższego.

                   Mężczyzna wiedział ,że za chwilę wywloką z lochu wychudłą i zmaltretowaną młodą kobietę, oskarżoną publicznie przez trzech świadków o czary. Patrząc na uwalane błotem i zakrzepłą krwią strzępy czegoś, co było kiedyś  suknią, trudno będzie rozpoznać jakiej płci jest skazaniec. Tak naprawdę – po tym, co zrobił z jej ciałem kat w trakcie  ciągnących się kilka dni przesłuchań –  nawet wiek ofiary nie będzie łatwy do określenia. Wszystko zostało zaplanowane. Morg, jako Najwyższy Kapłan, wypowie głośno pytanie, czy oskarżona chce coś powiedzieć na swoją obronę i czy wyrzeka się Ciemnego. Po tym nastąpi krótkie przypomnienie tego, jak Pan Najjaśniejszy raduje się każdą zbłąkaną owieczką, która w godzinie prawdy zechce z własnej woli pojednać się z nim, i daruje jej wszystkie winy, choćby była przez ludzi  osądzona i potępiona. Biedna błądząca musi tylko głośno i                                                                                                               wyraźnie wyrzec się Ciemnego oraz wskazać wszystkich, którzy pozostawali z nią w   zmowie. Oczywiście, kobieta niczego takiego nie uczyni. A gdyby jednak  chciała cokolwiek powiedzieć, to i tak by nie mogła. Kat, jak już wspomniano, biegły w swej sztuce, tak popodcinał jej spód języka, że jedynym dźwiękiem wydobywającym się z ust dziewczyny będzie niezrozumiały bełkot. O tym fakcie jednak ciekawska gawiedź zgromadzona na rynku nie będzie poinformowana. Bo i po co maluczkim wkraczać w meandry sprawiedliwości boskiej.

            Zresztą może to i lepiej, żeby chciała coś powiedzieć? Gdyby zaczęła tak bełkotać – pomyślał Morg. Można by wtedy zakrzyknąć: Słuchajcie, zacni ludzie, jak Ciemny swym wyznawcom miesza w głowach i język ludzki im odejmuje! Albo: Oto macie, szacowni obywatele, dowód, że ten pomiot Ciemności do grzechu przyznać się nie chce, kto wie, jakie czarne zarazy i nieszczęścia na ludzi pobożnych chce rzucić w tej chwili w swym plugawym narzeczu!- Spekulował przez chwilę  Morg – Eee, lepiej jednak, żeby nic nie mówiła? – zakończył rozważania, zdając sobie  sprawę, że podsycony jadem tłum, gotów będzie zlinczować czarownicę, zanim zacznie się na dobre, miłe mu w istocie widowisko.

            Na czarny, długi do ziemi płaszcz Morg założył ostatni rytualny symbol swojej kapłańskiej posługi- ciężki, złoty łańcuch zwieńczony wielkim rubinem. Ozdoba ważyła pewnie ponad kilogram, ale ani jej ciężar ani tandetny  wygląd nie zniechęciły kapłana

           do jej noszenia. Morg zastanawiał się czy nie będzie dziwne  ,że łańcuch nosi na  płaszczu a nie pod nim, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie  ryzykuje  zapalenia płuc i nie wyjdzie na tę paskudną pogodę w rozpiętym odzieniu. A symbol posługi musi być widoczny dla wiernych. Kapłan jest przecież tylko wiernym sługą Pana i wykonuje jedynie jego wolę. Wszyscy zgromadzeni powinni o tym wiedzieć. Tak myśląc , z głową ukrytą pod wielkim, czarnym kapturem   szybkim krokiem wyszedł na dziedziniec Domu Kapłanów i przeszedł podcieniem na rynek.

             Zgromadzona, nie tak tłumnie jak życzyłby sobie tego kapłan, tubylcza ludność zaczynała się już trochę nudzić. Na domiar złego deszcz przybrał na sile i zerwał się porywisty, lodowaty wiatr. Na znak dany przez Morga z bocznej bramy Domu Kapłanów wyjechał drewniany wóz. Na platformie umieszczono masywną, drewnianą klatkę, wewnątrz której majaczył jakiś ciemny kształt.

            Morg zamrugał powiekami. To niemożliwe – pomyślał. Po tym wszystkim, co zrobił jej kat, powinna być tylko bezkształtną masą brudnych łachmanów.

Tymczasem kobieta stała wyprostowana, z uniesioną głową. Wiatr i deszcz zdawały się ją omijać. Cała postać emanowała nieziemskim dostojeństwem i siłą.

              Z narastającą wściekłością Morg patrzył na  dumną, mimo brudu i okaleczeń kobietę . Odwrócił wzrok lecz tylko na krótką chwilę. Chciał ,musiał widzieć jej twarz. Przez moment jego wzrok spotkał się z wciąż pełnymi blasku oczami stojącej już obok stosu dziewczyny. Jakaś cząstka w jego duszy zatrzepotała trwożnie. Paniczny strach na moment opanował ciało i umysł kapłana. Chciał przestać patrzeć, ale jakaś tajemna siła nakazywała mu spojrzeć  prosto w jej  oczy… te dobre, straszne  oczy. Kobieta poruszyła wargami:

-Morderco niewinnych kobiet! Twoje dni są już policzone! Zginiesz marnie parszywy pomiocie Ciemnego - krzyk kobiety niemal rozsadził mu uszy.

-Znam ją! To ona!  – zdążył pomyśleć Morg i znów usłyszał w głowie dźwięk tym razem był to ledwie słyszalny szept z przeszłości:

- „Jeszcze się spotkamy, chłopcze… Jeszcze się spotkamy…”.

             Wstrząsnął nim zimny dreszcz. Rozejrzał się szybko po zgromadzonych. Czy wszyscy słyszeli ten głos? Jednak nikt nie patrzył w jego kierunku. Oczy zgromadzonych utkwione były w drobną ciemną postać, idącą w absolutnej ciszy na pewną śmierć.

           Kat przywiązał dziewczynę do słupa stojącego pośrodku stosu i zszedł wolno z paleniska. Stojący obok niego pomocnik odwrócił się tyłem do stosu i skoncentrował całą swą uwagę na głośnym wydmuchaniu nosa oraz starannym złożeniu wyjętej z kieszeni śnieżnobiałej chusteczki.  Morg chrząknął, zakaszlał i dziwnie  wysokim głosem zaczął wypowiadać formułę.

         Kobieta stojąca na stosie patrzyła mu prosto w oczy, uśmiechnęła się nawet ale nic nie powiedziała. Potem powoli uniosła głowę i jakby poszukując zbawiennych promieni słońca poza kłębiącą się zasłoną ciemnych chmur, zaczęła śpiewać.

          Właściwie nie był to śpiew, bo z jej okaleczonych ust nie wychodziły żadne słowa, była to pieśń bez słów – tylko dźwięk tak czysty i piękny, że serca zgromadzonych na chwilę stopiły się w cudownej harmonii ze wszechświatem. Przez tę jedną chwilę świat był tworem doskonałym i skończonym , a każda istota go zamieszkująca poczuła więź ze Stwórcą.

          Morg też ku swemu zdumieniu zamknął oczy. Po raz pierwszy w swym dość długim już życiu poczuł coś tak nieprawdopodobnego. Ciepło, wszechogarniające ciepło i spokój. Tak, błogi spokój i niezachwiana pewność, że wszystko będzie dobrze. Tak muszą się czuć – nie mógł znaleźć właściwego określenia – może dzieci w łonach matek? – niespodziewanie przyszło mu do głowy i sam zdziwił się skąd wzięło  mu się  takie porównanie

           Ale dlaczego? Jak… skąd tu? – oderwał się od rozmyślań i spojrzał na rynek. Wszyscy zgromadzeni , w tym kat unosili głowy i wpatrywali się w jaśniejący poza chmurami punkt. Obłoki niechętnie i powoli zaczęły się rozstępować, a dźwięk pieśni kobiety przybierał na sile i zdawał się torować sobie drogę poprzez wilgotny całun listopadowego nieba.

           Nie wiedząc, co się właściwie dzieje, Morg  zaczął działać instynktownie. Nie czekając ,aż kat przestanie się gapić w chmury i wreszcie weźmie się do roboty, zeskoczył z postumentu, który specjalnie dla niego przygotowano w bezpiecznej odległości od stosu.   Podbiegł do kata, wyrwał mu z rąk płonąca głownię i jednym stanowczym ruchem podpalił chrust. Wierzchnia warstwa wysuszonych wiórów, mimo padającego od godziny deszczu,  zajęła się prawie natychmiast. Z paleniska buchnął pierwszy żar, a zgromadzeni wokół ludzie jęknęli żałośnie. Kobieta przestała śpiewać. Niespodziewanie wyciągnęła przed siebie, uwolnione  z więzów dłonie i uczyniła nimi szybki ruch. Strzeliła palcami, jakby rozpryskiwała nimi wodę i  wokół jej łachmanów pojawiła się cienka fiołkowa mgiełka. Ogień napierał coraz mocniej, żar przy stosie był nie do zniesienia, stojący wokół ludzie cofnęli się o krok , by zaczerpnąć choć trochę powietrza. Przez chmury przedarł się wreszcie potężny blask. Błyskawica uderzyła perfekcyjnie w sam środek stosu.

            Fioletowa mgiełka wokół skazanej zjednoczyła się z płonącą iskrą niebios. Gigantyczny grzmot prawie rozsadził zgromadzonym na placu ludziom bębenki. Zaraz potem niebo przecięła jeszcze jedna, tym razem pozioma błyskawica, obejmująca świetlistymi ramionami niebo nad całym horyzontem.

             Rozległ się jeszcze jeden grzmot, ale już słabszy,  wytłumiony. Przez chwilę panowała mrożąca krew w żyłach cisza po czym z nieba lunęła ściana wody. Ogień na stosie zgasł  natychmiast, gniewnie tylko sycząc po bokach paleniska, jakby dla postrachu odgrażając się obłoczkami pary.

Kobieta stojąca jeszcze przed chwilą na stosie zniknęła. Ze środka opływającej wodą sterty drewna sterczał jedynie ciemny, osmalony pal. Wiatr zawył żałośnie i szarpnął gwałtownie zwęglonymi kawałkami postronków – jeszcze przed sekundą mocno więżącymi kobietę – rozsypując je w czarny, smolisty pył. 

               



Stwórca

                                                    Rozdział II

           Lilith wydawało  się ,że przez cały poranek była bardzo grzeczna.  No może nie cały, bo przecież poszła za mamą i bratem mimo wyraźnego zakazu. Ale co miała robić? Bardzo chciała z nimi iść, a Niani , pod której opieką miała zostać w domu nie mogła znaleźć. Tata był w miasteczku w pracy u kowala  i nawet pies zwykle śpiący na progu gdzieś zniknął.

          Pobiegła więc za idącymi do miasta ludźmi  i na szczęście tuż przed rogatkami ich dogoniła. Mama bardzo się gniewała, ale zawrócić nie zawrócili. Prawie cała wieś szła w tym dniu na coś co Leo nazwał bardzo mądrym ,jak się Lilith zdawało słowem „egzekucja”. Dziewczynka pytała kilkakrotnie co to jest ale jakoś nikt z dorosłych nie kwapił się jej tego wytłumaczyć. Z rozmów dorosłych wywnioskowała, że to była  jakaś bardzo ważna i dorosła sprawa i wszyscy mieli przyjść na rynek. Nie mogła tego przegapić.

          Przez cały czas w miasteczku stała posłusznie wśród gapiów, trzymając mamę za rękę. Na początku bardzo jej się nudziło, a potem wydarzenia potoczyły się tak szybko, że nie bardzo wiedziała co się właściwie stało. Ale  był tam też Leo więc udawała, że wszystko jest w porządku.  Leo, jej starszy brat był dla niej kimś absolutnie wyjątkowym. Uwielbiała się z nim bawić i ciągle chciała robić to, co on. Mama śmiała się i często mówiła do Lilith, że jeśli tak bardzo chce robić to, co brat, to powinna się urodzić chłopcem, a nie dziewczynką. Mimo wszystko Lilith nigdy nie chciała być chłopcem. Pragnęła być sobą, po prostu Lilith.

         Chociaż bycie sobą nie było wcale takie przyjemne. Często zdarzało się ,że w nocy, kiedy wszyscy spali dziewczynka nie mogła usnąć.   Rozmyślała wtedy nad swoim losem.-Kim ja jestem?- pytała. –Znajdą!- szeptał złośliwy głos w jej głowie.- Rodzona matka cię nie chciała. -Cicho-próbowała zapanować nad głosem-Na pewno chciała ale nie mogła mnie wychowywać. Może po prostu była chora?- Podrzutek. Bękart-naśmiewał się głos-A właśnie, że nie bo mam mamę i tatę i brata. I co z tego, że nie rodzonych jak kochają mnie jak własną?- Wcale cię nie kochają. Litują się nad tobą. Jesteś żałosna.- Na takie argumenty dziewczynka nie umiała już odpowiedzieć. Zaczynała łapać krótkie oddechy, walcząc o każdy haust powietrza, które nie chciało się przecisnąć przez zaciśnięte żalem, bólem i niewysłowioną goryczą gardło. Ulgę przynosił tylko  płacz. Przyciskała mocno twarz do poduszki.-Żeby tylko nikt nie usłyszał. Żebym tylko nikogo nie obudziła. Mogliby się na mnie pogniewać i naprawdę mnie wyrzucić. I co ja bym wtedy zrobiła?- Nie ,nie wyrzucą mnie .Leo im nie pozwoli.-dodawała sobie odwagi ,ale wiedziała ,że to tylko jej dziecięce pragnienie. Wtedy zaczynała marzyć.

                  Na przykład  ,że  jej brat, kiedy dorośnie,  zostanie księciem albo nawet królem. Może nawet królem świata? A wtedy, gdy on już będzie tym królem świata, to niczego Lilith nie odmówi. Kupi jej najpiękniejsze stroje.  Może nawet kilka par ślicznych bucików. I koniecznie jedne takie z króliczym futerkiem w środku, takie ciepłe i miłe, jakie dziewczynka widziała tylko raz na dorocznym targu. Kiedy Lilith poprosiła o kupno tych wymarzonych bucików, mama nie chciała jej słuchać. Powiedziała, że są za drogie i za takie małe buciki można by kupić całe stado kaczek.

Też mi coś? Stado kaczek? Na co nam drugie stado kaczek? A w ogóle kaczki są głupie, tak jak gęsi, ale nie syczą chociaż i nie dziobią tak jak gęsi.Dobrze, że Wyjec, druga ukochana przez Lilith istota na świecie – wielki, kudłaty wilczur, który przybłąkał się niewiadomo skąd zaraz po tym jak ją odnaleziono – przegania je jednym warknięciem.

O tak, z Wyjcem i Leo dziewczynka czuła się absolutnie bezpieczna.

– Nie ma na świecie takich strachów, których nie przegnaliby : brat i pies– powtarzała sobie w duchu jak mantrę Lilith.

           Strachów z opowiadań Niani dziewczynka bała się tylko trochę. Zresztą nie wierzyła w nie za bardzo, bo zawsze, kiedy pytała o te strachy tatę, on się tylko śmiał, a mama zaraz dodawała, że nie strachów trzeba się bać, ale złych ludzi.

          A złych ludzi Lilith akurat wcale się nie bała. Bo na przykład taka Celeste. Mówili o niej, że jest czarownicą. A czarownica to przecież musi być złym człowiekiem.  Celeste mieszkała sobie na bagnach, w małym, bielonym wapnem domu. Miała miłego, czarno-białego kota  i rybki w słoju na komodzie. Były takie malutkie, błyszczące w słońcu. I była bardzo ładna i bardzo miła. Miała takie długie, falujące włosy i ciemnofiołkowe oczy. I cudnie śpiewała.

-Śpiewała nawet troszkę tak jak ta pani, co  rano stała na ogniu-pomyślała-. Ale to przecież nie mogła być Celeste, bo Celeste miała piękne ubrania i była zawsze starannie uczesana. A ta pani to przecież  miała brudną buzię.

Ale po co stawiać panią na ogniu?- zastanawiała się usiłując zrozumieć poranne zdarzenia. Przecież to bardzo boli. Czy to możliwe, że ten wysoki pan w czarnym płaszczu chciał zrobić krzywdę tej pani? –Ale tak przy wszystkich, na oczach tylu ludzi? –O tym, że ludzie krzywdzą innych Lilith wiedziała doskonale. Ale do tego dnia wydawało jej się ,że prawdziwe  zło dzieje się zawsze w tajemnicy przed innymi.

-A ta pani to wcale nie płakała, uśmiechała się przecież i nawet szeptała do Lilith, tak cichutko, że Lilith słyszała to chyba tylko w głowie. Mówiła: „Lilith… nasza nadziejo, nasza ostatnia nadziejo, bądź pozdrowiona królowo Lilith…”.

            Tak w każdym razie Lilith zrozumiała ten głos w głowie. A zaraz potem ukazały się  błyskawice i był straszny huk, i już dalej nic. Zaczęło mocno padać, więc mama zabrała ją czym prędzej do domu. A teraz ,w domu wszyscy usiedli do spóźnionego obiadu, ale jakoś nikomu nie chciało się ani jeść ani rozmawiać. Lilith upiła łyk zaparzonej mięty z miodem, którą mama zawsze robiła „od przeziębienia”, jak mówiła.

Ciepło, które rozlało się cienką strużką po żołądku dziewczynki, dodało jej odwagi, więc przerywając ciszę panującą od chwili gdy usiedli do stołu zapytała:

– Mamo, a dlaczego ta pani rano stała na ogniu? To jest chyba bardzo niegrzecznie tak stać na ogniu, bo się można oparzyć, prawda? – dodała z przekonaniem.

Mama przez chwilę patrzyła na córkę niewidzącymi oczami, po czym ocknąwszy się z głębokich rozmyślań rzekła:

-Lilith, prosiłam cię .Nie rozmawiajmy już o tym strasznym wydarzeniu. Najlepiej zapomnij o tym jak najszybciej. 

-No teraz to możesz sobie prosić!- wybuchnął  ojciec. –Co cię kobieto podkusiło, żeby malutkiego dzieciaka na egzekucję ciągnąć. Rozum ci odjęło czy jak? Mało mała miała wrażeń w życiu? Jak was zobaczyłem na rynku to mało mnie szlag na miejscu nie trafił.

- Ty co niby lepszy? Kto podpałkę pod ten stos usłużnie ułożył? A potem się wielkie panisko dupą do niego odwracało, że niby nigdy nic. Wszyscy cię widzieli mimo, żeś gębę chustką zasłaniał. Myślisz ,że mi wtedy było przyjemnie?

- Moja wina ,że robotę mam taką? Że kowal za kata w miasteczku dorabia?  Jak wydawać wypłatę to jestem cacy. A jak mnie przy robocie widziała to mi teraz wypominać będzie?  Weź się kobieto opamiętaj i mi tu przy dzieciach głupot nie pieprz. Robiłem co kazali. Nie ja stos podpaliłem.

- No całe szczęście ,że nie ty. A w ogóle to daj spokój Ryszard!-  Wiem, że źle wyszło. Ale co miałam zrobić ?-próbowała załagodzić atmosferę kobieta. Leo i Lilith siedzieli cicho udając ,że wcale ich tam nie ma. - Mówiłam ci, że sąsiad Walenty specjalnie po nas do domu przyszedł. Miałam się chować przed nim czy jak? Skaranie Pańskie z takim wścibskim sąsiadem.  Pobożny jaki ,patrzcie ludziska, a we wsi wszyscy   wiedza, że  jak się nachla to żonę i dzieciska tłucze.

-A głowa cię nie mogła rozboleć? Dla odmiany rano, a nie jak zwykle na noc?-  podsunął rozwiązanie mężczyzna. Siedzący obok Lilith brat ledwo powstrzymał salwę śmiechu.

-A ty co parskasz jakbyś rozumiał o czym dorośli rozmawiają? Kończ jedzenie i jazda do jakiej pożytecznej roboty - rzucił w stronę syna.

- Rysiek! Ty mi tu z takimi poradami nie wyskakuj-rozeźliła się znów kobieta - Do roboty poszedłeś i jak zwykle wszystko na mojej głowie było. Miała z niańką zostać, ale ta gdzieś jak raz polazła i do tej pory jej nie ma. Gdzie starą w taką parszywą pogodę pognało to pojęcia nie mam? Był nakaz ,że wszyscy z wioski mają iść to co miałam zrobić? A Walenty i tak zauważył, że ciebie i niańki nie ma. Na pewno doniesie na nas do Kapłanów.

- O, a ja już się przestraszyłem ,że doniesie- zaśmiał się ojciec. –A swoją drogą to ciekawe co mu ten cały Kapłan Morg za bajkę wciśnie ,żeby wytłumaczyć uniknięcie kary  przez było nie było czarownicę? Kowal powiedział ,że pierwszy raz coś takiego się zdarzyło i gdyby mu ktoś o tym opowiedział, a nie on na własne oczy widział, to by w życiu nie uwierzył.

-Mamo- wtrąciła dziewczynka ,znów korzystając z ciszy jaka zapadła po słowach ojca. -Prawda, że nieładnie na ogniu stawiać panią?

– Tak, okropność. To bardzo niedobrzy ludzie robią takie rzeczy innym ludziom. Bardzo, bardzo źli ludzie.

Dziewczynka, niezrażona nerwowymi spojrzeniami swojej przyszywanej rodziny   kontynuowała  dociekania.

– No, ale na szczęście ta pani to się wcale nie oparzyła. Słyszeliście, jak ładnie śpiewała? Mamusiu, a prawda, że ona śpiewała tę samą piosenkę co Celeste? No, na pewno tę samą, bo Celeste kiedyś mnie trochę nauczyła. To znaczy ja się sama nauczyłam i mogę każdemu zaśpiewać– Mała z zapałem dzieliła się swoimi przemyśleniami, nie zważając na wpatrujące się w nią coraz bardziej przerażone twarze rodziców i brata. – A gdzie ta pani poszła? Bo jak tak błysnęło, huknęło, to zamknęłam oczy. A kiedy otworzyłam, to jej już nie było? Poszła sobie? Ciekawe, czy ją jeszcze kiedyś spotkam? Jak ją spotkam to jej powiem ,żeby nie wychodziła z domu jak nie umyje buzi. Mamusiu a dlaczego ta pani nie wie, że trzeba myć buzię? Przecież jest duża?

Mała upiła kolejny łyk   mięty, po czym klepnęła brata w kolano.

– Leo, czemu nic nie mówisz? Też przestraszyłeś się tego huku? Dobrze, że Wyjec został w domu. Ale nie, on by się na pewno nie przestraszył, on jest dzielny, prawda, tatusiu?

-Prawda, prawda. No, koniec tego gadania –Co tam jeszcze w gospodarstwie zostało do zrobienia? –zapytał ojciec wstając od stołu.

         Wtedy Jadwiga przypomniała sobie nagle o praniu, które przez tę ulewę z pewnością straszliwie zmokło i trzeba je będzie prać od nowa. Zrobił się ruch i wszyscy szybko rozeszli się w swoje strony.

         Lilith samotnie dopijała napar, zastanawiając się nad słowami nieznajomej kobiety. Ale dlaczego powiedziała do mnie „królowo”? No bo przecież tak powiedziała: „Bądź pozdrowiona, królowo Lilith…”. Może moja prawdziwa mamusia jest królową i jak mnie znajdzie to ja też będę królową? –Ta pani chyba coś wie? Szkoda ,że sobie poszła. Zapytałabym ją bardzo grzecznie . Przecież by mi powiedziała. A jakby znała moją prawdziwą mamę to mogłabym do niej wreszcie  pójść. - W sercu dziewczynki błysnął promyk nadziei lecz zgasł natychmiast skarcony przez logikę jej rozumowania. Moi rodzice na pewno nie żyją. Inaczej już dawno by mnie znaleźli. Tak powiedział tata Rysio i to jest cała prawda. Z resztą przecież i tak nie mogłabym zostawić Leo i nowego taty i mamy. Oni są dla mnie tacy dobrzy. To pewnie chodziło o co innego. Może jak Leo będzie królem świata, to ze mnie zrobi królową? Ale skąd ta pani wiedziała, że Leo będzie królem świata? Lilith nie mówiła przecież o tym nikomu, nawet samemu Leo.

Ten dzień był  bardzo dziwny– pomyślała dziewczynka. Muszę zapytać Nianię, czy jak brat jest królem, to jego siostra może być królową?

         Tak, stanowczo spyta nianię. Ona zna się na tych sprawach dużo lepiej niż mama i tata, chyba nawet lepiej niż Leo. Tego ostatniego dziewczynka nie była pewna, no bo przecież Leo wiedział wszytko.

         Z twardym postanowieniem natychmiastowego rozstrzygnięcia kwestii tradycji politycznych i zwyczajów panujących na królewskich dworach, ze szczególnym uwzględnieniem dworu króla świata, którego istnienie było dla Lilith oczywistością, dziewczynka pobiegła szukać starej niani.

         Znalazła ją jak zwykle robiącą na drutach kolejną chustę z wełny. Lilith bardzo podobały się chusty robione przez nianię. Były bajkowo kolorowe i takie miękkie, i puszyste, że wystarczyło wieczorem w łóżku na chwilę otulić się taką chustką, a natychmiast przychodził jakiś cudowny sen. I wtedy nigdy nie śniły jej się pająki, których dziewczynka bała się śmiertelnie. Leo często z niej kpił z tego powodu, ale dziewczynka znosiła te docinki z godnością. Jej fobia była dość uciążliwa, zważywszy że dziewczynka mieszkała na wsi. Pająki były wszędzie. Gdy tylko Lilith zobaczyła choćby najmniejszego przedstawiciela tego rodu natychmiast zamierała bez ruchu. Zwykle zamykała przy tym oczy i krzyczała głośno do czasu aż brat, rodzice czy niania nie uratowali jej przed potworem, wynosząc na rękach na bezpieczną odległość.  -Jak będę duża to już się nie będę bać. Albo może jak się przestanę bać to będę duża?- zastanawiała się filozoficznie, nie rozpowiadając jednak o swoich przemyśleniach.

           Widząc biegnącą w jej kierunku Lilith, niania na chwilę odwróciła wzrok od robótki i uśmiechnęła się.

– No co tam, moja śliczna, czemu masz taką smutną minkę znów napadł na ciebie  jakiś wstrętny pająk?

– Oj, Nianiu, jak dobrze, że cię znalazłam. I nawet nie wspominaj tego słowa na „p”. –dziewczynka zrobiła srogą minę i położyła palec na ustach. Ale już po chwili kontynuowała, żaląc się na swój los -Wyobraź sobie, że  nikt w tym domu nie chce ze mną poważnie porozmawiać!

– Poważnie, powiadasz? A o czym to takim poważnym chce rozmawiać moja dorosła prawie, sześcioletnia panna?

– O, nie! I ty też sobie ze mnie żartujesz? A ja mam już prawie siedem! – oburzyła się Lilith.

– Jak ten czas szybko leci – westchnęła niania.

           Komu szybko, temu szybko– pomyślała dziewczynka. Czas nie był przyjacielem Lilith. Zawsze robił nie to, co ona chciała. Na przykład teraz, gdy czekała na dzień urodzin, dłużył się niemiłosiernie. Dni wydawały się tygodniami, a każda godzina ciągnęła się jak cukierki, które mama robiła tylko raz w roku – na Uroczystości Zimowe. Lilith lubiła tę ciągnącą się i zaklejającą usta masę. Śmieszyło ją to uczucie, gdy po ugryzieniu cukierka nie mogła otworzyć ust.

            Tak, stanowczo za długo musi czekać na te siódme urodziny. Właściwie nie był to prawdziwy dzień urodzin, bo nikt nie wiedział kiedy się urodziła, ale jakoś się tak przyjęło, że obchodzono jej urodziny z początkiem zimy.

             A znowu gdy bawiła się z bratem, czas, jakby na złość, mijał tak prędko, że ledwo zdążyła zacząć na dobre, już mama albo tata wołali Leo do jakiejś głupiej roboty. Ale to się wkrótce skończy, gdy Lilith będzie miała siedem lat i zacznie się uczyć. Tak, to jest prawdziwe dorosłe zajęcie! Leo już od zawsze umie czytać i pisać, i liczyć i jak go poproszę, to czyta mi swoje mądre książki .

           Gdy brat godził się jej czytać Lilith robiła  najmądrzejszą ze swoich min, opierała głowę na dłoni i słuchała uważnie. Nie to żeby za dużo rozumiała z tego, jak ustawiać pług, by orał pole na odpowiednią głębokość i jaka jest przewaga techniki zasiewu trójpolowego nad jednorodnymi uprawami. Po prostu słuchała ,a potem mogła powtórzyć prawie słowo w słowo co jej brat przeczytał. Czuła się wtedy taka duża i mądra. A Leo nie przestawał się dziwić ,że ona tak wszystko pamięta. Nawet słowa, których znaczenia nie rozumiała.

Tak, od razu nauczę się czytać i pisać, zaraz pierwszego dnia nauki, postanowiła Lilith. – A zaraz z rana następnego dnia nauczę się liczyć i już nikt nie będzie mnie uważał za dziecko. A potem poszukam mojej prawdziwej mamy. A jak ją znajdę to-tu znów naszła ją refleksja, że jednak nie zostawi Leo, nowej mamy i taty, -To powiem jej ,że czuję się dobrze i wszystko u mnie w porządku, żeby się już nie martwiła. O! Tak właśnie zrobię!

Podniesiona na duchu  radosną perspektywą mającą się ziścić już za cztery dni – za cztery, bo wprawdzie urodziny wypadały za trzy dni, ale chyba w dzień urodzin będzie za bardzo zajęta, żeby  czytać – dziewczynka zwróciła się do Niani:

– Jaka szkoda, że nie poszłaś z nami dziś rano na rynek. Wiesz, była tam taka pani, co stała na ogniu, a potem była błyskawica i straszny huk, i już potem tej pani nie było – zrelacjonowała jednym tchem poranne wydarzenia Lilith. – A ta pani to była chyba chora i strasznie brudna, ale pięknie śpiewała. I wiesz co? Ona nuciła tę samą piosenkę co Celeste. No chyba tę samą, bo ja całej nigdy nie słyszałam, ale bardzo podobną. – I Lilith zaczęła śpiewać. Jej drobny, dziecięcy głosik dźwięczał jak dzwoneczek, a melodia płynęła czysto.

– Przestań, Lilith! Natychmiast przestań! – zawołała ze zgrozą w głosie Niania. Po czym przytuliła przestraszoną dziewczynkę.

Chwilę trzymała ją w objęciach, a gdy poczuła, że dziewczynka się uspokoiła, nachyliła swoją starą, pooraną zmarszczkami twarz, uważnie popatrzyła na Lilith i powiedziała:

– Obiecaj mi, Lilith! Nie, przysięgnij na zdrowie mamy, taty i Leo, że nigdy, przenigdy nie zaśpiewasz już więcej tej piosenki. Przyrzeknij, Lilith! To bardzo, bardzo ważne!

Dziewczynka wpatrywała się w nianię zdziwionymi oczami.

– Dlaczego niania się na mnie złości, przecież to tylko piosenka, codziennie śpiewam różne piosenki, wszyscy śpiewają piosenki? Niania też mi czasem śpiewa na dobranoc. – Już miała zaprotestować i przypomnieć Niani, że sama zakazywała jej przysięgać na cokolwiek, a już na pewno ona, Lilith, nie ma zamiaru przysięgać na zdrowie Leo. Patrząc jednak na twarz niani, dziewczynka nagle zrozumiała, że dzieje się coś dziwnego i strasznego zarazem. Niania nie byłą na nią zła. Niania się bała! Ściskała głowę dziewczynki obiema dłońmi tak kurczowo, że Lilith czuła się, jakby oplatała ją zaciskająca się obręcz. Oczy Niani, i tak na co dzień ciemne i nieprzeniknione, teraz były dwiema wielkimi, czarnymi źrenicami, tak szerokimi, że nie widać było tęczówek. Lilith nigdy nie widziała jej w takim stanie. Nie przypuszczała nawet, że kobieta ma taka siłę. Głowa pękała jej z bólu, a przerażone oczy Niani przewiercały ją na wylot. Dziewczynka otworzyła usta i cichutko wyszeptała: – Przysięgam.

        Niania puściła głowę Lilith, usiadła wyprostowana na stołku, odetchnęła głęboko , uśmiechnęła się leciutko i przytuliwszy ponownie wystraszoną dziewczynkę, powiedziała już zwykłym, nianiowym głosem:

– Przestraszyłaś się, dziecinko? Przepraszam. Przepraszam, nie chciałam . Dziękuję, że mi to obiecałaś. To będzie nasza mała tajemnica, dobrze, Lilith?

           Lilith uwielbiała tajemnice. Tajemnice były takie dorosłe. A teraz ona, Lilith, jeszcze przed dniem siódmych urodzin będzie miała tajemnicę z Nianią. Szkoda, że nie może się tym pochwalić Leo. Gdyby jej brat dowiedział się, że Niania powierza tajemnice Lilith, na pewno sam też zdradziłby jej swoje męskie sekrety. O tym, że Leo ma sekrety, Lilith była przekonana. Podobnie jak o tym, że to muszą być jakieś bardzo ważne i bardzo dorosłe sekrety. No ale jeśli powie Leo, to nie będzie to już sekret. Nie, Lilith będzie dorosłą i odpowiedzialną dziewczynką i nikomu nie powie o tym, co się wydarzyło. Lilith umiała dochować sekretu. Już kiedyś komuś obiecała, że nikomu nigdy nie powie jak znalazła się w ziemiance . I słowa dotrzymała.

– Dobrze, Nianiu, nikomu nic nie powiem – obiecała poważnie dziewczynka i dla wzmocnienia swoich słów dwoma palcami prawej ręki wykonała ruch, jakby zamykała usta na kluczyk.

 Autor: Gruby_Delfin
 Data publikacji: 2013-04-15
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Cztery razy?
Chyba warto zwrócić uwagę, że wklejone zostało cztery razy to samo. Cztery teksty, identyczne. Myślałem że to podstęp, próbowałem doszukać się jakiejś różnicy, ale na próżno. Jest jakaś różnica? Jeśli nie... opowiadanie mi się podobało. Trochę błędów interpunkcyjnych. Po za tym bardzo fajny, pozytywny wydźwięk. Tylko brakowało tego, co potem czuł i jak się zachowywał Morg oraz inni ludzie.
Autor: Panoramixomix Data: 16:57 24.05.13
 ;)
Uff mam takie samo zdanie na temat tego opowiadania :) Już myślałam że coś nie tak mi komputer otworzył, ale widzę że to tak chyba ma być. Bardzo mi się podobało i często sobie czytałam to opowiadanie bo też myślałam że ma jakiś haczyk ;)
Autor: kero Data: 17:50 26.05.13
 Edycja
Usunąłem powtórzenia w tekście.
Autor: Whitefire Data: 23:35 30.05.13
 :)
Mi się podoba, ciekawie. Podobały mi się dokładne opisy, lubię, gdy są rozbudowane. Fajnie, z chęcią przeczytam jeszcze inne Twoje opowiadania :)
Autor: Eira Data: 20:40 8.06.13
 od autora-wyjasnienia
Bardzo przepraszam za wklejenie kilku razy tego samego fragmentu. Tekst ,który tu zamieściłam jest pierwszym rozdziałem trzytomowej sagi, z której napisane jest juz dwa i pół tomu.:) Dlatego nie było mnie tak długo. Jeśli się komuś to podoba, to wkleję następny rozdział.Pozdrawiam serdecznie. A już wydawało mi się ,ze nikt tu tego nie czyta:)
Autor: Gruby_Delfin Data: 22:57 21.11.13


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 123 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 123 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Człowiek na starość przypomina emerytowanego aktora, który siedzi na widowni i smętnie spogląda, jak jego ulubione role gra ktoś inny.

  - Magdalena Samozwaniec
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.