Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Uzależnienie

Uzależnienie

 

Wszystko zaczęło się od Uzależnienia. Około dwóch milionów ludzi rocznie umiera z powodu przedawkowania narkotyków. Oczywiście przedawkowania wcale nie musi poprzedzać uzależnienie, ale to nie wszystko. Od papierosów umiera rocznie około czterdziestu ośmiu milionów ludzi. Roczną ilość zgonów spowodowanych alkoholem również podaje się w milionach. Zresztą z pijaczkami jest jeszcze inna sprawa, przecież sam dobrze wiem jak często umierają od mrozu czy w wypadkach samochodych, a nie zapici na śmierć. Zbłąkane dusze twierdziły, że Uzależnienie pochodzi z piekła. Pytałem, czy jeszcze tam jest, czy tylko pochodzi, ale nie chciały ze mną rozmawiać. Niemniej podchwyciłem ten trop i udałem się do piekła.

- Niektórzy nazywają to Uzależnieniami, inni Uzależnieniem - mówił pokraczny demon, który trzymał się pazurami głowy cienia jakiejś ludzkiej duszy. Zamiast nóg miał sześć cienkich wici, z których dwie wchodziły do uszu głowy jego ofiary, dwie do nosa i dwie do oczu. - Idź na północ. Z daleka będzie ci to przypominało drzewo. Czarne, o wszystkich gałęziach skierowanych do dołu, a pniu wygiętym niczym... eee... - Zamknął żółte oczy, a wici pod oczami ludzkiej duszy niespokojnie drgnęły. - ...znak zapytania. - zamilkł, uważnie się we mnie wpatrując.

Zwróciłem twarz w stronę północy. Po mojej lewej zachodziło czarne słońce, które za dnia pozwalało przebywającym tu duszom widzieć własne cierpienie, a nocą bać się następnego dnia.

- Dlaczego go szukasz?

Demon doskonale wiedział kim jestem, każdy to wie, gdy mnie spotka. Powinien się bać, zwłaszcza że anioły i demony dotkliwiej odczuwają taki strach, bo nie mają żadnych przesłanek na temat tego, co znajduje się po drugiej stronie. Mimo to zapytał. Pokręciłem tylko głową. Odzwyczaiłem się od otwierania ust, i chętnie bym z kimś czasem porozmawiał. To jeszcze jednak nie znaczy, że tym kimś ma być rachityczna poczwara żerująca na ludzkiej duszy.

Ruszyłem. Zostawiłem demona za plecami, nie słyszałem, czy odszedł. Można by się zastanawiać czemu w ogóle wyszedł ze swej kryjówki, nie ma tu przecież niczego do oglądania. Tylko gdzie mógłby się ukryć w piekle?

Tak jak dusze. Właściwie rzadko je widziałem, trzymały się ode mnie z daleka. Ja też się nimi nie interesowałem. Czasem tylko po pustkowiu niosły się ich krzyki. Nie mam wyrzutów sumienia, każdy jest kowalem własnego losu i tylko od niego zależy, jak przeżyje swoje życie. Jest tyle ludzi zarzekających się że wcale nie, że to przez matkę, dziadka, szefa, społeczeństwo... tylko że ja mam to gdzieś.

Im dalej na północ, tym bardziej popielatoszary piach pod moimi stopami zdawał się twardnieć. Czasem dało się ujrzeć pod nim przebłyski suchego kamienia. Obróciłem się za siebie. Za mną ciągnął się długi pas śladów niknący na horyzoncie. Nikt nich nie zmazał. Każdy wiedział, że to ja tamtędy szedłem.

Na północy widziałem już czarne drzewo. Wszystkie gałęzie sięgały ziemi. Rozciągały się bardzo daleko na wschód i zachód. Chociaż to pewnie nie były gałęzie. Demon powiedział, że Uzależnienie tylko przypomina drzewo, i to z daleka. Zbliżałem się coraz bardziej. Tysiące, miliony czarnych, gładkich linii, które u dołu dotykały ziemi, a góry łączyły się w jakiś punktach. Z wielu stron już otaczała mnie ciemność. Linie łączące razem ziemię i Uzależnienie tworzyły obraz wielu ciemnych, pajęczych sieci. Z bliska, bo z daleka zlewały się w jedną czerń, tak ich było dużo. Potknąłem się nagle; upadłbym, lecz podparłem się w porę kosą. Zerknąłem w dół. Dłoń. Czarna dłoń, zaciskająca ostre szpony na czymś gładkim i okrągłym. Ręka. Rozejrzałem się. To wszystko były ręce. Miliony niewyobrażalnie długich rąk.

Przed Uzależnieniem stanąłem w męskiej postaci. Na sobie noszę ciemnoszary płaszcz, wszak cały czas skrywam się w cieniu. Z tego samego powodu mam białe włosy. Nierówno obcięte, postrzępione. Zawsze musiałem radzić sobie sam, także z obcinaniem włosów. Ci, którzy choć trochę mnie lubili, często mnie obrażali i nie chciałem ich towarzystwa. Mam młodą twarz. Żyję już dłużej od każdego z was razem wziętych, lecz się nie starzeję. Mocne, wygodne czarne buty. Bo bardzo dużo chodzę. Za pasem zatknięty miałem sierp, w dłoni trzymałem kosę. Czarne drzewce i masywne ostrze z inskrypcją w języku aniołów. To narzędzie jest praktycznie niezniszczalne.

Stanąłem i mocno stuknąłem drzewcem kosy o ziemię.

To, co z daleka wyglądało jak pień drzewa, z bliska przypominało ciało człowieka. Wyprostowane, jakby wrośnięte w ziemię nogi, poskręcany, sczerniały tors, wystające ramiona, z których wyrastają dziesiątki milionów rąk, i wydłużona, zniekształcona szyja, również pokryta plamami czerni, zakończona głową o ludzkiej twarzy. Twarzy mężczyzny o kędzierzawych włosach, szyderczym uśmieszku i zmrużonych, zaczerwienionych oczach. Z bliska przypominało ciało człowieka, lecz wielokrotnie ode mnie większe. Jedynie dłonie niesamowicie długich rąk miały normalne rozmiary, jeśli nie liczyć ich szponów.

Musiałem zadrzeć wysoko głowę by spojrzeć w oczy Uzależnieniu.

- Mnóstwo ludzi umiera z twojego powodu.

- Tak. - Kiwnął głową, na jego twarzy spostrzegłem cień uśmiechu. - Ale przecież nie tylko tym się zajmuję. Uzależnienie od telefonu, internetu, seksu, jedzenia, telewizji, kawy, zakupów... to wszystko ja.

 Uzależnienie nagle z szelestem ściągnęło ręce. Miliony dłoni odchyliły w tył... głowy. Ludzkie głowy szyjami wrośnięte w grunt. Wysuszona, zrezygnowana staruszka o żółtych zębach. Mężczyzna z głupkowatym uśmiechem i czerwoną twarzą. Dziewczyna o nerwowym, rozbieganym spojrzeniu. Chłopak z tajemniczym błyskiem w oku. Nerwowo czegoś wypatrująca brunetka. Facet z brudną, odpychającą mordą. Roześmiana nastolatka. Głowa tak tłusta, że nie sposób rozpoznać płci. I mnóstwo, mnóstwo twarzy, z którymi nie dało się określić, co właściwie jest nie tak. Niekończące się morze głów. W każdą wpijają się czarne, haczykowate szpony Uzależnienia i odchylają ją do tyłu, ukazując twarz. Otaczająca je ciemność. Znów zwróciłem się do Uzależnienia:      

- Około dwóch milionów ludzi umiera co roku z powodu narkotyków. Około czterdziestu ośmiu milionów ludzi umiera co roku z powodu...

- Tak, tak. 

W tym momencie twarz Uzależnienia zaczęła się zmieniać. Niczym zerwane przez wiatr, jej czarne, strzępiaste fragmenty uniosły się do góry wraz z czerwonymi iskrami i obróciły w powietrzu w proch. Twarz pod spodem była chudą twarzą pomarszczonej kobiety o brudnych włosach i zaczerwienionych policzkach.

- Domyślam się, o co ci chodzi - powiedziała. - Nie rozumiem tylko dlaczego? Z litości? - Uzależnienie popatrzyła na mnie z pogardą.

Poczułem gniew. Splunąłem ze złością i otworzyłem usta do krzyku, lecz przerwała mi głośno:

- Na nich plujesz?! - Tuż przed moimi stopami ukazała się odchylona w tył przez szpony Uzależnienia głowa młodego mężczyzny o podkrążonych oczach. - Na nich?! - Zaraz po niej następna, dziewczyny toczącej wokół nieprzytomnym wzrokiem. - Nie szkoda ci ich?!

- Pluję na nich tak samo jak oni na mnie! Obrażają moją godność, obrażają i nie szanują mnie! Pogardzają mną! Cóż to, powiesz, unoszę się gniewem i idę do piekła żeby żalić się demonom?! - Tu wybuchnąłem nieszczerym, smutnym śmiechem. - Przez setki lat znosiłem te upokorzenia! Beze mnie nie byliby wstanie żyć!  

Uzależnienie wpatrywała się we mnie intensywnie oczami zupełnie innej już twarzy, popiół z poprzedniej unosił się w powietrzu.    

- Jeśli uważasz, że twój gniew jest słuszny, powinieneś być przecież zadowolony! - stwierdziła. - Wymierzasz sprawiedliwość.

- Sami sobie wymierzają! MNĄ! I swoją sprawiedliwość! Gówno mi po takiej sprawiedliwości!

- Dobrze więc - przerwała pewnie, choć niezdrowe błyski w jej oczach zdradzały, że ledwo nad sobą panuje. - Nie miejmy wątpliwości. Mów, po co przyszedłeś.

- Mnóstwo ludzi umiera z twojego powodu - odpowiedziałem po opanowaniu oddechu. - Mają przestać umierać.

- Och... ależ mój drogi, to nie jest takie proste.

- Jest. Po prostu ich puścisz. Tych uzależnionych od telefonu, jedzenia, seksu i tak dalej możesz sobie zostawić, ale innych masz puścić.

- Tylko że to naprawdę nie jest takie proste. Widzisz, ja do nich nie przychodzę, nie gonię ich. Spójrz, jestem przykuta do tego ponurego miejsca i nie mogę chodzić na spacery. - Tutaj miałem przerwać, powstrzymał mnie jednak jej pobłażliwy ton. - Nie mogę przyjść do żadnego człowieka, ja tylko tu sobie stoję. To oni przychodzą do mnie. Od tej pory stale są blimwmww - Kobieca twarz jęła rozpadać się wpół słowa, które dokończyły usta długowłosego chłopaka o podkrążonych oczach: - wwmwsko mnie.

- Przykro mi. Mimo to ich puścisz.

- Nie. - Uzależnienie posłał mi wystraszony uśmiech. - Nie.

Moja cierpliwość się skończyła. Zbyt długo Uzależnienie cieszył się przyjemnością rozmowy ze mną. Nie musi wiedzieć, że go zniszczę. Do mojej lewej dłoni wskoczył sierp. Cisnąłem nim tak, że ludzkie oko nic by nie spostrzegło. Pomiędzy mą dłonią a głową Uzależnienia rozciągnął się łańcuch, łączący sierp z moim chowanym pod rękawem karwaszem. Pociągnąłem mocno. Raz, dwa. Uzależnienie krzyknął bojaźliwym głosem gówniarza, którego miał teraz oblicze, gdy ostrze wyszarpnęło mu z ust dwa zęby, każdy wielkości mojej głowy. Sierp zatrzymał się w dziąśle.

Szarpnąłem.

Szarpnąłem, i pofrunąłem w stronę Uzależnienia. Lekko cofnąłem trzymaną w prawej dłoni kosę. Ostrze wbiło się do połowy w wykrzywioną strachem twarz, a bijący od niej żar zsunął mi kaptur z głowy. Zawisłem chwilę w bezruchu, trzymając się tylko drzewca kosy. Ciąłem! Rozpadające się połówki twarzy poleciały w dół, a ja uniesiony siłą cięcia w górę, w przelocie posyłając ku niebu obydwa kościste policzki jakiegoś staruszka i skręciłem ciało w salcie, trzymając kosę niemal za sam koniec drzewca, po czym z hukiem wylądowałem na ziemi.

Prawie nie usłyszałem głuchego charknięcia kolejnej twarzy Uzależnienia, które od siły ostatniego ciosu aż ugięło szyję jeszcze bardziej ku ziemi. Następna jego twarz była nieprzenikniona. Gdybym ujrzał na ziemi człowieka, do którego należy, nigdy nie pomyślałbym że jest od czegoś uzależniony.

Doskonale widziałem zbliżające się szpony Uzależnienia. W przeciwieństwie do niektórych nie udawałem, że ich nie widzę... pierwsza z wielu milionów rąk. Druga. Trzecia. Pierwszą odbiłem pewnym uderzeniem na odlew, kosa trzasnęła o nieugiętą czerń Uzależnienia. Drugą ciąłem wlew - ostrze przebiło dłoń na wylot! Szpony zacisnęły się na nim ze zgrzytem, a ja cisnąłem nią o zbliżającą się z prawej trzecią rękę! Obie złamane, upadły. Lekko tylko cofnąłem lewą nogę, biorąc szeroki zamach, gdy czwarta atakująca ręka Uzależnienia huknęła tuż przed moimi stopami! Cięcie. Bezlitosne. Nieuniknione. Druzgocące, przyszpiliło dłoń Uzależnienia do ziemi. Zostawiłem kosę i wskoczyłem na czarne ramię. Pobiegłem. Pęd powietrza zerwał mi kaptur z głowy. W palcach obracałem sierp. I nagle usłyszałem jęk ostrza mej kosy. Ręka Uzależnienia wystrzeliła spod niej jak z procy, szpony rąbnęły mnie w łydki, podbijając do góry. Obróciłem się w powietrzu, i nagle twarz Uzależnienia stanęła mi przed oczami. Uśmiechnąłem się. Delikatnie, ze smutkiem. Tak jakbym kogoś pocieszał, mówił ,,no trudno".

I rozciąłem twarz Uzależnienia na tysiąc kawałków.

Pod nią była następna. I jeszcze jedna. Tysiące, miliony twarzy, tyle co rąk. Rozwaliłem je wszystkie. Ich czarno-czerwone szczątki śmigały wokół mnie, a ja ciąłem, aż rozbolała mnie ręka. Upadłem, wzbiła się chmura pyłu. Spopielałe od mojego gniewu szczątki twarzy wciąż wirowały wokół mnie. Schowałem sierp. Podniosłem z ziemi kosę, gdy mogłem już coś dojrzeć. Z głowy Uzależnienia też zaczęły opadać szczątki. 

 

Uśmiechała się. Zabrano mi kolejny kawałek nadziei. Teraz miała tłustą twarz otyłej kobiety. Wirujące kawałki milionów twarzy dotknęły suchej ziemi. Opadło również gorąco. A ja stałem, złamany, pokonany i bezradny. Uśmiechała się.

- Nie możesz mnie zabić. Nie możesz, po prostu się nie da - szeptała, uśmiechając się coraz szerzej. - Nie da się mnie zabić... zginęłabym tylko razem z nimi wszystkimi. - Tu powiodła wzrokiem po wrośniętych w ziemię ludziach, których głowy trzymała w szponach.

Odwróciłem się. Nie uciekałem, nie rzuciłem się do dalszej walki, wiedziałem, że to bez sensu. Zacząłem powoli odchodzić. Wiedziałem, że jej szept będzie mnie prześladował już zawsze...        

 Autor: Panoramixomix
 Data publikacji: 2013-05-27
 Ocena redakcji:   
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 Klimatyczne
No to teraz wszystko jasne, teraz już wiem kto za tym wszystkim stoi i gdzie się kryje ;)
Autor: kero Data: 12:34 28.05.13
 A nawet ciekawe!
Ma swój sens, opowiada o czymś konkretnym. Ze dwa fragmenty trochę mi nie pasowały. Ten o braku zainteresowania duszami... i chyba coś o przyjaciołach którzy lubią, więc obrażają... mało sensowne, jeśli to przedstawić w ten sposób.

No, trochę też trudno identyfikować się z głównym bohaterem ;) Ale zakończenie już niczego sobie. Powiedziałbym - krótkie!
Autor: Whitefire Data: 23:46 6.02.14
 White, muszę się nie zgodzić :D
Z trzema rzeczami w twoim komentarzu. Śmierć nie interesuje się już duszami, bo w tym opowiadaniu piekło jest nie tylko piekłem angel fatasy, ale i piekłem teologicznym, czyli miejscem wiecznego, cholernego cierpienia. Prawdziwym piekłem, tych, co tam przebywają, nie da się w żaden sposób skrzywdzić lub dokuczyć im bardziej, nawet jeśli śmierć by chciał.

Lubią, więc obrażają. Ktoś, kto lubi śmierć, zabija. Ktoś, kto zabija, obraża śmierć.

I muszę Ci powiedzieć, pisząc to opowiadanie bardzo mocno identyfikowałem się z głównym bohaterem przez pewne uczucie, które on odczuwa. Może nie dość dobrze to zaznaczyłem...
Autor: Panoramixomix Data: 20:45 27.02.14


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 414 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 414 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Pismo i sztuka to jedyni świadkowie czasów.

  - Maria Dąbrowska
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.