Jesteś jak słońce, Takie gorące,
Takie rozpalone, że aż cały płone,
Spróbuj ugasić ten płomień,
Lecz nie ocieraj się o mnie,
Dajesz mi złudną nadzieję,
Potem w twarz mi się śmiejesz,
Postaraj się to poczuć,
A potem weź zejdź mi wkońcu z oczu!
Weż się w końcu opanuj,
Stary mówił Ci szanuj,
Szanuj Ojca, Matkę swoją,
Twe maniery nie przystoją,
Chcesz tak jak ona skończyć?
Z sercem ciągle bolącym?
Z umysłem brudnym?
Z życiem wciąż złudnym?
Zacznij w końcu je szanować,
By swej szansy nie zmarnować...!
|