Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Mały Człowiek





 


                                   


 
HARIS
 
 
 
 

        Jest rok 2026. Miasto nad brzegiem morza zapada w mrok , a kawałki promieni zachodzącego słońca na horyzoncie przemieniają gwiazdy w krwiste ogniska.  Całe miasto wydaje się martwe. Po chwili widziałem twarze przerażonych żołnierzy, Uciekali ze swoich baz przed czymś co ich ścigało nad wybrzeżem. Pomyślałem , że wybuchła wojna z nieznanym do tej pory wrogiem , który użył straszliwej broni. Ale zrozumiałem nagle czym jest ludzka bezsilność bo nagle na wysokości dziesiątego pietra ukazała się złowroga i szkarłatna ściana wody wywołana przez trzęsienie ziemi na dnie Bałtyku. Cała moc fali kierowała się w strunę miasta przez koryto rzeki i nagle opadła , ścierając wszystko na swojej drodze. Spienione odmęty wody w szybkim tempie przedostały się na ulice miasta gdzie jeszcze tak niedawno było wielu miejscowych ludzi i turystów. Może ja śniłem ale ból narastał i uciskał klatkę piersiową. Tej nocy już nie istniałem a następnego dnia już nie było. Zmielony beton od murów miasta spływał teraz po moim ciele , porwany przez niszczycielski wir , byłem na dnie jego szału. Ten wir miał swoje dzikie oblicze a ja byłem jego pulsem pod delikatnym naskórkiem własnego strachu. Tak naprawdę byłem niczym pośród niczego , nie miałem świadomości , choć bylem na dole wydawało mi się ze frunę do wysokiej wieży z której wszystko moglem zobaczyć. Bylem nad tym wszystkim co się działo pozbawiony ciężaru ciała i myśli. Bylem gdzieś pomiędzy powietrzem a ziemią.
        - Haris? -
        - Obudź się ! ( głos który usłyszałem porwał mnie jak ten wir spienionej wody siedząc niczym na dzikim ptaku w baśniowej opowieści. ) Znalazłem się na pustyni która raziła mnie w oczy od blasku ostro świecącego słońca.  Mogłem później zobaczyć kształt tej postaci. Był to posąg orła , ale to nie on mówił do mnie tylko to coś co było za nim. Nie wiem co znaczyło imię Haris i dlaczego tak do mnie mówiono. Moja podróż trwała chwile ale gdy się skończyła bylem wewnętrznie bardzo stary jakbym przeżył całe wieki. Kołysałem się w mydlanej bance i spokojnie obserwowałem światy które widziałem w mojej podróży. Te wszystkie światy odbijały się we mnie zapisując  swoje kształty i zapachy. Jakbym trafił do środka kroniki Akaszy. Nazwano mnie Haris co znaczyło tyle co Mały człowiek. Granice rzeczywistości zatarły się z fantazją i prawdą.
       Wciągnęła mnie otchłań niczym trąba powietrzna. Ten wodny wir i fala tsunami zabrała mnie do mojej krainy Oz.. Ten nowy świat przypominał błyskawiczne połączenie z internetem gdzie można z każdym rozmawiać na dużych odległościach ale bardziej fizycznie będąc obecnym tam gdzie chciało się być. Wszystko jednak było takie beztroskie i nie systematyczne. Moje przemieszczanie się przypominało transplantacje na żywym organizmie Poznajamiając tajniki teleportacji w tej nadrzeczywistości uwierzyłem że wszystko tutaj może być możliwe a jednocześnie nie musi być ! Podróżowano przez kapsuły które były windami poruszającymi się w każdą możliwą stronę i pod każdym możliwym kontem.  Nie mogłem nic zaplanować bo to nie miało sensu. Gdym chciał dokładnie trafić w jakieś konkretne miejsce popsuł bym całą zabawę.  Byłem jak łuk który napina strzałę ale bylem tym i tym. Łuk oznaczał archetyp dobra a strzała odzwierciedlała archetyp zła. Nie było w tym logiki. To było połączenie dobra ze złem. Połączenie porządku z chaosem , celu i zagubienia. To mnie zastanowiło czemu strzała jest symbolem zła i nagle mnie. oświeciło Jakie by było nudne życie by trafiać tyko do celu i spełniać swoją misje. To nie jest nic nadzwyczajnego. Znalazłem się martwy w świecie żywych ! Postać która zbliżała się do mnie była podobna do anioła ale to był archetyp o imieniu Ter. Wyjaśnił mi że ludzie i archetypy szykują się na starcie ze zbuntowanymi archetypami które przestały służyć ludziom i chcą być ich Bogami  Wynik tej bitwy będzie miał ogromny wpływ na mój świat z roku 2026. Zostałem poinformowany , że w moim czasie rządzi Mad który wprowadza zamęt ale jego misja z góry jest skazana na porażkę bo jego cel jak każdy inny cel nie łączy się z dziką naturą stworzenia i pierwotnym Universum. Wyjaśnił mi że największym problemem nie są sami ludzie czy zbuntowane archetypy ale nasza materialność i niepewność. Istniejemy pod innym kontem postrzegania świata niż nam się wydaje bo jesteśmy odwróceni od prawdy.
        - Haris... Twoje imię to tylko imię... (głos Tera był wyrazisty i dostojny a jednocześnie bardzo delikatny i miły.)
        - Wiec co ja tu robię , Ter? - Odpowiedziałem.
        - Zostałeś zesłany z czasu wielkiego ucisku by spisać wskazówki które wam pozwolą żyć godnie i funkcjonować w przyszłości.
Nie miałem jeszcze pojęcia o czym mówił Ter.
        - Haris. Porzuć wiarę , że można zmienić świat. Sam nie dasz rady ! Musisz bardzo uważać na ten świat ... Bo wielu już zmienił... !
        Po rozmowie z Ter zostałem zabrany do innego miejsca w centrum metalurgicznego miasta. Wszystko było zachwycające i miałem myśl że znam  to miejsce chociaż jest całkiem inne. To było moje miasto ale teraz jest rok 3100.


             Po rozmowie z Ter zostałem zabrany do owalnego pomieszczenia z wielkimi oknami z widokiem na miasto Universum. W tym momencie szarpnęło mnie coś od środka i trafiłem do kapsuły , przez moment poczułem się jakbym był częścią wodospadu. Spływał po mnie subtelny dźwięk który pulsował mi pod czaszką i sprawiał dreszcz na mojej skórze. . Moje uniesienia przerwał Ter. A druga postać odpowiedziała:
          - Zabierz Harisa do wieży światła ! -
Tajemnicza postać miała na imię Roby. Z wyglądu postać była po części mężczyzną i kobietą bez konkretnej płci z rozwiniętym astralem ciała. Była to istota która ma wyrównaną energię żeńska i męska i stanowi dopełnienie Universum. Istota z dalekiej przyszłości która ma bezpośrednio wiele wspólnego z przeszłością.
To był dziwny rytuał przejścia. Podobało mi się to ale bylem coraz bardziej zaniepokojony tym wszystkim co się dzieje , pomyślałem że to jakaś gra. Moim oczom ukazała się wielka szachownica złocisto czarna i biała.
            - Haris zobaczysz plan działania Mada i z góry zobaczysz co się dzieje z twoim światem i kto ma nad nim władze! Zanim dotrzemy na miejsce przejdziesz przez próbę i staniesz przed archetypem zwanym w waszym świecie Lucyferem. Jest nim energia zazdrości i oszczędza tylko ludzi o czystym sercu. Haris wiemy że nie będziesz sam wstanie przejść tej przeszkody dlatego jestem tu z tobą  Dla archetypu czystego zła możesz być jeszcze postrzegany za kogoś kim można sterować bo nie zawsze twoje czyny i wybory były właściwe. -
            Nie pamiętam co się działo dalej , gdy ujrzałem plany szachownicy i system panujący w moim świecie ogarnęła mnie fala rozpaczy i smutku. Czułem się po tym jakbym stoczył bitwę z całą armią , byłem całkowicie rozbity , w głębi ducha otrzymywałem ciosy i padałem na kolana sam przed sobą , przed swoimi słabościami. Wewnętrznie bylem pokonany ale fizycznie czulę większe siły i ochotę do walki. Ale tylko poddając się będę gotowy iść dalej. Dostaliśmy się do Universum które było czymś w rodzaju akademii dla adeptów. Universum było pełne archetypów a nad nim krążyły statki powietrze , przepiękne latające żaglowce z rożnych epok  istnienia świata. W istocie były to transportery windowe. Przed akademią widziałem setkę wartowników podobnych do Spartańskich wojowników ale ich wysokość mierzyła 3 metry a każdy z tych postaci była jakby martwym posagiem ze złota Jednak ich spojrzenia były przerażająco żywe. Kolumny Universum lekko unosiły się ponad powierzchnią pod wielkimi podłużnymi schodami. Ter wyglądał dostojnie jak Zeus. Każdy z wartowników posiadał przy pasie miecze z pewnym urządzeniem na rękojeści z czerwonym lub niebieskim zapalnikiem. To był jakiś kryształ który emitował pole ochronne i osłaniał rękę aż do łokcia i przysłaniało pierś jak magnetyczna tarcza. Z tego urządzenia wartownik wypuszczał wiązkę światła która jarzyła się złotym płomieniem na 20cm na samym ostrzu miecza. Później widziałem że ten płomień miał kształt malej piramidy która z przejściem do ataku odrywał się od miecza i odwracała się  stożkiem w dół mogąc przy tym trafić w dowolny cel nawet na kilka km. Zdziwiło mnie jak okazało się że w każdym z tych archetypów był umieszczony adept który sterował wewnątrz jego mocą. Każdy z adeptów posiadał na ramieniu symbol oznaczający odwróconą piramidę za to zbuntowane archetypy co dziwne miały symbole piramid które nie były odwrócone i oznaczały znak rządów na ziemi. Ich przodkowie niegdyś byli kapłanami i faraonami dawnego Egiptu a teraz ich władza została przekazana królewskim rodom na świecie.  A ich nowe centrum stanowił Londyn. Siedziba Mada od tysięcy lat była w ukryciu w podziemnej twierdzy pod starym miastem Rzymu. Podziemne korytarze prowadziły nawet pod gigantyczny wodny wulkan na morzu Śródziemnym. Przez mroczne windy adepci Mada podróżowali tajemniczą siecią kanałów połączonych z piramidą Cheopsa. Mogli także przemieszczać się w czasie. Niegdyś stwórca Mada był równy Bogu...




           Istoty w archetypach były śmiertelne jak ja. To byli adepci z różnych stron mojego świata. Zbuntowane archetypy były o nas zazdrosne bo posiadaliśmy swoją śmiertelność i wyjątkowość życia. Nasze intensywne chwile nie równały się z niczym nawet z wiecznością , są i będą czymś czego już nie da się przeżyć. W każdej chwili możemy stracić lub zyskać wszystko. Mimo że żyjemy wbrew sobie , mimo że pamięć o nas jest ulotna a historia zapomniana. Świat Tera powstał z ruin naszego świata i uszlachetnił się dopiero wtedy gdy został totalnie zgładzony ! Na krótki czas rozwiązaniem była technologia ale w rezultacie to ona doprowadziła do wyścigu zbrojeń zamiast do poprawy stylu życia. Świat Tera zmienił kierunek na rozwój ludzkości wiedząc dobrze o tym , że człowiek nie jest stworzony do ciężkiej pracy wiec sama technologia zastąpiła go i produkowała nawet 4 razy więcej niż sam człowiek mógł nagromadzić. Tylko przez dwa miesiące sam człowiek mógł się zająć samą kontrolą nad zbiorami a resztę roku mógł odpoczywać i rozwijać swoje inne niepowtarzalne talenty. Niestety mimo tego nadal były problemy. W końcu postanowiono utworzyć miejsce Universum i tam stworzono pierwsze maszyny do podróżowania w czasie.
          Przez ostatnie tysiąc lat człowiek rozwijał nie tylko swoją inteligencje ale także psyche. Technologia stała się dla człowieka bardziej naturalna i biologiczna. Utworzono rade mędrców i największych autorytetów zastępując politykę wspólnym zarządzaniem uwarunkowanym przez kronikę Akaszy  i prawem kosmosu. Świat Tera był pod adeptem generała wszechświata który podróżował po innych planetach i cywilizacjach federacji miast światła. Ten system polegał na pewnym wyborze który polegał na wyborze wolnej woli lub poddaniu się woli własnego wyższego ja. Jedne cywilizacje obierały kierunek wolnej woli i zostawały unicestwione bo najczęściej tak kończyły światy zarządzane przez ludzkie marności. Bylem dorosłym mężczyzną w ciele chłopca ale tak naprawdę byłem tam jeszcze dzieckiem a nawet embrionem który kołysał się w łonie matki natury. Mój język i myśli znaczyły tyle co gdakanie przez smoczek niemowlaka i tylko mogłem się uśmiechać albo płakać z przerażenia od pierwszych kontaktów  z nową rzeczywistością. Przechodząc przez bramy Universum dostąpiłem inicjacji przebudzenia i stałem się adeptem. Ter zaprowadził mnie do mojego pokoju nazywanym sypialnią bez snu. Pod powiekami mojego strachu rozgrywał się karnawał przygody jakiej nigdy jeszcze nie przeżyłem. Pomieszczenie było urządzone bardzo skromnie lecz to było tylko złudzenie , samo miejsce odzwierciedlało moje najśmielsze sny i marzenia. Z wielkiego okna mogłem podziwiać plac centrum metalurgicznego miasta światła. Na przeciw były tysiące innych takich samych okien adeptów tworząc ogromny krąg ścian z oknami obejmujących całe centrum a sam plac był przeogromny gdzie dostrzegałem ogrody , jeziora i lasy oraz mniejsze centra miast Byłem gdzieś na dziewiątym pietrze wielkiego kolosa który był zdobiony symbolami nieznanej mi dotąd architektury przeplatającej się z architekturą starych mi znanych miast.
          Na czterech horyzontach były umieszczone cztery wieże które od spodu przypominały otwory od rakiet. Cale miasto jakby się unosiło nad ziemią pod chmurą. Byłem wewnątrz św.Grala który lśnił w jaskrawym majestatycznym słońcu na dzikiej polanie. W pokoju znajdowało się urządzenie o nazwie PLEYDA. Po włączeniu go miałem wgląd w konstrukcje miasta na płaszczyźnie czterech wymiarów. To był bioprzewoznik który był powiązany z Terem. Sam Ter reprezentował moich mitycznych nauczycieli i mistrzów od początku istnienia mojej psyche. Znajdowałem się w miejscu gdzie albo mogłem dalej się rozwijać lub unicestwić swoją dusze. Największym moim odkryciem była komnata na jedenastym piętrze gdzie znajdowała się wizualizacja pewnej materii przypominającej trochę odległą galaktykę. Ten promień kształtu był ukazany tak by nie dostrzec jego istoty. Jaskrawo kryształowa i ciemnoniebieska galaktyka przedstawiała twarz samego stwórcy. To była straszliwa broń w świecie Tera , ukryta pod osłoną niezniszczalnego szkła które zatrzymywało śmiercionośne promienie twarzy Boga. Maska jego twarzy była jakby rozbita a kilka set tysięcy jej części rozproszonych w próżni. Każda z tych części stanowiło sylabę jego imienia. Brakowało tez wielu jej części które były w posiadaniu Mada i jego sług. Drobne kryształy maski Boga zdobiły ich własne twarze z promieniami dziwnej śmierci która niszczyła małe części naszych dusz. . Gdyby maska w całości dostała się w posiadanie Mada świat Tera i wszechświat stanął by w obliczu nieuchronnej zagłady.. Z Terem wróciłem do swojego pokoju na dziewiątym pietrze. Kiedy już zostałem sam na wysokości mojego pietra pojawiła się chmura z małymi piorunami a raczej ich błyskami. Chmura zbliżała się do wielkiego okna i wleciała przez poświatę przypominającą szybę okna.
         Chmura celowała prosto we mnie i trafiła w pierś otaczając moje ciało. To była moja zbroja i stawałem się maszyną archetypu. Byłem coraz wyższy aż na trzy metry , a moje ręce zamieniały się w metal wraz z kościami i czaszką. Żyły jakby z miedzi wtapiały się w moją otchłań organizmu a krew zalewała oczy w elektroniczne urządzenia. nadający im tchnienie życia. Mogłem mieć obraz dookoła głowy Ta przemiana była okrutnie nieprzyjemna a zaraz fascynująca. Maszyna niczym wrosła we mnie i w mój umysł. Byłem w niej nieśmiertelny ! To co mogło przebić mój pancerz to tylko gigantyczny meteoryt albo promień kryształu z twarzy Mada. Po przez Pleyde moglem tez wtapiać się w mury i inne przedmioty oraz wnikać w ich konstrukcje. Wszystko nagle stało się możliwe , wystartowałem przez okno i wzbiłem się do góry formując swoją maszynę na kształt powietrznego żaglowca a potem zmieniłem się w odrzutowiec. Sterowanie archetypem było dosyć proste każda moja myśl była związana z pragnieniem zmiany w jej strukturze i na życzenie moglem zamienić się w to co tylko chciałem. Jedynym ograniczeniem był tylko lęk przed zmianą masy i związaną  z nią przemianą która nie zawsze była przyjemna dla mojego prawdziwego ciała które gdzieś w głębi tego żelastwa było schowane. Dręczyło mnie coś dziwniejszego od leku  , bo to czym się stawałem przecież nie było mną.
            - Haris jesteś wolny jak mucha ! - Usłyszałem głos adepta który przedzierał się przez moje zwoje i on sam sunął w moim kierunku jak pocisk.
             - Co jest? - Odparłem i przemieniłem się w mniejszy obiekt by łatwiej było mi ominąć nadlatujący pocisk.  Z dużą prędkością leciałem w dół prosto do stawu przebijając się przez lustro wody aż do ziemi wywiercając otwór. Zryłem trochę ziemi zanim znów wystrzeliłem do góry i wydostałem się na powierzchnie w kształcie dysku.
             - Dobry manewr , ale to na nic! -
Adept w jednej chwili był już wartownikiem który pochwycił ręką mój dysk i rzucił nim o skałę. Uderzenie było potworne ale tak naprawdę nic mi się nie stało. Wróciłem do postaci wartownika i w lekkim szoku pozbierałem się. Następnie utworzyłem ochronną tarcze. Pulpit mojego archetypu był trochę skłócony z moimi życzeniami i nie działał tak jak trzeba ale miałem przeczucie że to chwilowe bo było skutkiem mocnego uderzenia. Z utworzonej tarczy nie mogłem nic zrobić bo adept wbił się w jej masę strumieniem lasera wydobywającego się z rękojeści jego miecza. Zanim się zorientowałem bylem już chmurą która bez mojej woli zabrała mnie do mojej komnaty. Tam ostygły moje myśli i życzenia. A za moją chmurą podążył adept.
              - Kim jesteś? -
              - Mam na imię Spek. - Przedstawił się i patrzył na mnie ale był już małym chłopcem po transformacji. Uścisk jego reki był przyjacielski.
              - Co to za imię? Spek... Zadałem kolejne pytanie.
              - To diagram od imienia Aurel.
              - Aurel..?  ( Zapytałem w zamyśleniu )
              - Tak i reprezentuje południową Europe od Grecji i Bałkanów po Italię i Hiszpanie....
             
Naszą rozmowę przerwał Ter. Miał dla nas informacje która przekazał przez Pleyde.
              - Czas na żery !
Nie wiedziałem o co chodzi ale później okazało się że jest to wołanie na kolacje. Ter miał poczucie humoru. Słonce już zachodziło za północną wieża miasta światła. Zapadała mroczna noc nad miastem ale dokoła jej granic i w jej centrum odczuwało się że nadal panuje dzień. Jednak niebo z czasem było pełne gwiazd. Gdzieś w oddali błyskał złowrogi czerwony punkt planety Saturna. Każdy z adeptów już szykował się na ucztę i na narady w salonie Adeptonu. Setki adeptów przemieszczało się po wysokich schodach Universum. Jedne schody były ruchome inne normalne lub przypominające zejścia w starych zamkach. Ze ścian salonu spływały małe wodospady przeróżnych napojów owocowych oraz czekoladowych i wanilii. Stoły były zastawione na środku z niewyobrażalną ilością jedzenia każdego rodzaju. Białko z mięsa było zastępowane rybami i wizualizacją smaku soczystej szynki i kurczaków. Do pucharów lały się strumienie świeżych wyciskanych kokosów i kiwi. Naczynia , widelce i łyżki zastępowane były przez rozbicie kul pełnego jedzenia które fruwały dookoła. Po dotknięciu kuli palcem kula sama otwierała się i podawała wybrany produkt do ust ale tylko wtedy gdy ktoś zapragnął konkretnej porcji. Nic się tam nie marnowało , wodospady soków spływały do małych stawików zamrażając je w gałki lodów o różnych smakach które wpadały do perłowych wafli. Po zjedzeniu potrawy nie odczuwałem chęci wypróżniania ich z siebie , mój głód był ukojony choć karmiłem tylko swoją psyche wszystkimi zmysłami. Mało kto zwracał na mnie uwagę bo bylem wśród swoich. Ale nagle coś się zaczęło dziać , ostry sygnał dźwięku alarmowego sparaliżował moje ciało , jakby tysiące trąb zabrzmiało na wieżach miasta.
                 - Orion Atakuje !
Komunikat z pleyd każdego adepta brzmiał bardzo poważnie......... Na pewno nie umarłem ? Zadawałem sobie pytania w duchu .... Za sprawą dziwnych przeżyć moje ciało było jak perpetuam mobile o kształcie dysku a wewnątrz był silnik napędzany rtęcią - to w istocie była moja krew. - Bylem iskrą na tle czarnej kosmicznej komnaty która skrywała sekretne pomieszczenia , tam gdzie jeszcze nie było żadnego człowieka ale jednak wiedziałem że nie bylem tam pierwszy. Mogłem być każdym , w każdej żyjącej istocie , być pasażerem na stopa w kabinie ciężarówki , astronautą nad ziemską atmosfera a nawet być Bogiem albo dzieckiem. W tej podróży bylem  chłopcem o imieniu Haris. To było moje wyższe ja.

                  Cały korpus miasta zadrżał w posagach po uderzeniu meteorytów sterowanych przez promień Saturna gdzie Mad operował potężnym generatorem zniszczenia. Sam generator był tworem ludzkości i wszelkiego strachu i obrzydliwości. Każdy zły kształt myśli trafiał w to miejsce! Maszyny archetypów Universum wzbiły się w powietrze aby odeprzeć ataki Z tego boju adepci wracali rozbici jak nigdy dotąd , okaleczeni i ciężko ranni. Powracające chmury z błyskawicami wracały bez mocy. Widok był smutny. Jeden z adeptów nie wrócił z tej bitwy , to był Ultran.  Otrzymałem sygnał  do odpalenia swojego archetypa i wzbiłem się z resztą adeptów nad miasto osłaniając powracających. Nie miałem rozkazu aby atakować tylko bronić !
                 - Jeśli tylko zobaczysz Ultrana , zabieraj się z nim do Universum ! -  Mój pleyd  przekazał  informacje.
               
                





c.d.n




 

 Autor: kenaz
 Data publikacji: 2013-08-07

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 183 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 183 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Biada literaturze, która nie budzi namiętności.

  - Tadeusz Boy-Żeleński
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.