Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Te cholerne jonocząsteczki

W całkowitych ciemnościach rozległo się dziwaczne mlaśnięcie, chwilę później suchy trzask, jak gdyby cyngla rewolweru i ekran rozświetlił się zimną, laboratoryjną bielą. Na drżącym ekranie, rwącym się od niejednostajnego przepływu jonocząsteczek, kręcił się zażywny, czarno-biały mężczyzna w lekarskim kitlu, obracając przed sobą czarną skrzynkę i mówiąc coś bezgłośnie do widzów.

 - I to o to chodzi? – Odezwał się chrapliwie ktoś z widowni. – Lecimy za jakąś pieprzoną skrzynką?
 - Zamknij się, Johnson – Z cienia poszarpanych zębem czasu foteli wychylił się mężczyzna z wykałaczką w zębach. – Załoga musi obejrzeć film, takie są wytyczne.

 - W dupie mam takie wytyczne – Pieklił się Johnson, gestykulując na tle skaczącego obrazu. Zimne światło projekcji wydobywało z ciemności jego brodatą twarz niedźwiedzia. – Wsadzili nas w podrdzewiałą puszkę, wykopali w kosmos i jeszcze jakieś gówna każą oglądać…!

 - Uspokoisz się, czy ja mam cię uciszyć? – Warknął z trzeciego fotela kobiecy głos. Johnson automatycznie opadł na zżarte siedzisko, kląc pod bujnym wąsem. Film dobiegł końca, jonocząsteczki uległy rozproszeniu po kabinie wyświetleniowej, na sekundę barwiąc wszystko lodowatym błękitem. Zapaliły się normalne, pomarańczowe światła, ale tylko pośrodku kabiny. Mężczyzna z wykałaczką podniósł się z ciężkim westchnieniem i huknął pięścią w metalową osłonę. Światła zamigotały, ale nie zapaliły się po bokach.

 - Mówiłem przecież – Burczał Johnson, wstając ze swojego miejsca. – Kupa gówna.

 

            Lata temu, zanim człowiek poznał większą część kosmosu i znudził się nim, przygotował, w porozumieniu z najtęższymi umysłami Ziemi, specjalną skrzynię, w której zamknął największe zdobycze swojej kultury. Prawdziwą skrzynię skarbów, którą raczej powinien zakopać, niż wysyłać w kosmos. Pierwszą jej wersję zmieniono w wiązkę sygnałów i wysłano w czarną przestrzeń, z nadzieją, że ktoś odpowie. Drugą wersję przygotowano później, już po Pierwszym Kongresie Układu, kiedy rzeczową skrzynię rozbito na atomy i wysłano w kosmos z prędkością światła. Gdy po latach wciąż nie było odpowiedzi, zdesperowani naukowcy skonstruowali specjalną maszynę, sztuczny mózg, zawierający te same dane, co zwykle i wystrzelili ją w kosmos, tym razem bez specjalnych fajerwerków, w zwyczajnej, łatwo otwieralnej kapsule. Być może uznali, że niepotrzebnie się wysilają. Według kapitana drugiej licencji, Martina Stanza, w tej ostatniej kwestii mieli akurat rację. On sam nie miał pojęcia, po jakiego diabła plazmańskiego wysłali go w kosmos rozlatującą się rakietą, z najbardziej przypadkowymi ludźmi, jakich kiedykolwiek spotkał. I po co? By odnaleźć i dostarczyć tę pieprzoną skrzynkę mądrości z powrotem.

 - Nie obchodzi mnie, co to będzie – Powiedział Stanz, żując wykałaczkę, kiedy zaproponowano mu kontrakt. – Byle tylko dobrze zapłacili.

Paragraf, dotyczący zapłaty za tę misję, wyglądał niezwykle obiecująco, kiedy składał swój elektroniczny podpis na plazmatycznej płytce umowy. Potem było szybkie spotkanie inauguracyjne z resztą załogi, na którą składały się tylko dwie osoby, prezentacja statku, którym mieli polecieć i zanim się obejrzał, zbudził się na pokładzie tej połatanej kupy złomu po pięćdziesięciu ziemskich latach lotu. Przecierając oczy i usuwając z ciała przewody maszynerii, podtrzymującej hipersen, poczuł ulgę, że choć jedna rzecz działała sprawnie i nie spowodowała jego śmierci. Aleksander Tom Johnson wyręczał go całkowicie w obrzucaniu statku klątwami, jego wielka, włochata sylwetka wypełniała ciasne korytarze między poziomami, a chrapliwy głos rozbrzmiewał jak salwy instrumentów już dawno wycofanych z obiegu. Także teraz, po zakończeniu obowiązkowej projekcji wprowadzającej, Johnson podążył śladem kapitana i z całej siły rąbnął pięścią w osłonę oświetlenia.

 - Siłą nie sprawisz, żeby maszyna zadziałała – Powiedziała korpulentna brunetka, poprawiając zsuwające się z nosa okulary cyfrowe. – Jesteś tu przecież po to, żeby to naprawić.

 - Szmelcu nie da się naprawić, mówię przecież – Niedźwiedź miał na wszystko odpowiedź. Rozłożył bezradnie wielkie ręce. – Od początku miałem zastrzeżenia do tego rupiecia, który nazwali statkiem kosmicznym…

Johnson urwał, bo rakietą nagle zatrzęsło tak mocno, że powpadali na ściany.

 - Co do diabła?!

Cała trójka rzuciła się do drugiego pokładu, Stanz władczo pociągnął za stery i statek wykonał gwałtowny manewr, potem kolejny, aż wszystko się uspokoiło.

 - Co to było, do cholery? – Gorączkował się Johnson zza fotela kapitana. – Anna, rzuć no okiem na mapy!

Kobieta gorączkowo przeglądała plazmatyczne płytki z tą częścią układu.

 - Nic tu nie ma… - Powiedziała powoli.

 - Jak to nic?!

 - No nic! – Anna rzuciła w mechanika płytką. – Żadnego deszczu meteorytów, żadnej asteroidy, żadnej planety! Pieprzona pustka!

 - Może to czarna dziura – Odezwał się Stanz. Anna prychnęła.

 - Myślisz, że bym tego nie wyłapała?

 - No to co to było?

Siedzieli chwilę w milczeniu, jakby czekając na następny wstrząs. Nic się jednak nie wydarzyło.

 - Myślicie, że coś nas minęło? – Przerwała milczenie Anna. Stanz pokręcił głową, przekładając językiem wykałaczkę, przełączył wizję na główny ekran. Rzędy cyferek zamigotały i znikły, a na przedniej szybie pojawił się obraz ciemnej pustki.

 - Sama powiedziałaś, że nic tu nie ma – Powiedział, załączając autopilot.

 - Wiem, ale…Nie uważacie, że to dziwne? – Anna zadrżała. – Człowiek dotarł już do najdalszych zakątków kosmosu i nie spotkał żadnego życia. A co, jeśli…

 - Wykluczone – Johnson był realistą. – Myślisz, że obca forma życia ukrywałaby się przed nami? Powinni być mądrzejsi od nas, nie głupsi!
 - Są mądrzejsi – Stanz wyłączył wizję. – Dlatego się ukrywają. Jeśli w ogóle.

 - Poczekaj – Anna spojrzała na kolejną płytkę, którą wypluła maszyna. – Stanz, włącz wizję. Coś tu mam.

 - W tym zadupiu? – Johnson rzucił okiem na płytkę, którą Anna posłała wcześniej w jego kierunku. – To najdalszy kwadrat kosmosu, nic tu…

Komputer pokładowy nagle szarpnął całym statkiem i pojazd zatrzymał się, uruchamiając alarm zbliżeniowy. Stanz szybko włączył ekran z powrotem i wszyscy byli już w stanie zobaczyć obiekt, który wymusił postój: zielonkawo połyskującą własnym światłem mgławicę, rozlewającą się z wolna na otaczającą ją czerń.

 - Ja dziękuję… - Wysapał Johnson. Anna szybko rzuciła okiem na płytkę i produkujące się wydruki danych.

 - Z tego wynika, że w tym miejscu znajdziemy naszą zgubę… - Postukała paznokciem w powierzchnię płytki.

 - To dlatego statek się zatrzymał – Stanz pieszczotliwie pogładził panel kontrolny. – Staruszka idealnie obliczyła czas hipersnu.

 - Jednego nie rozumiem – Johnson wskazał kciukiem migoczącą na monitorze mgławicę. – Skoro firma wiedziała, gdzie szukać tego kulturalnego śmiecia, czemu wysłała nas? Mogła użyć wiązki szukającej i byłoby po sprawie.

 - Dobre pytanie – Stanz wstał z fotela. – Trzeba by się temu bliżej przyjrzeć.

 - Chyba nie chcesz tam wyjść? – Wystraszył się Johnson, zaciskając palce na poręczy fotela. – Nie mamy pojęcia co to właściwie jest!
 - Głównie jonocząsteczki – Anna przesuwała palcem dane po płytce, wykonując działania. – Fosfor…azot?...
 - Myślałem, że azot już nie istnieje – Przerwał jej Stanz.

 - Na Ziemi nie. Kiedykolwiek byłeś poza układem, kapitanie? – Anna odłożyła płytkę. Stanz nie odpowiedział, próbując otworzyć szafkę ze skafandrami.

 - Cholerny złom…

Johnson podszedł do szafy, walnąwszy w nią pięścią, a drzwiczki odskoczyły posłusznie.

 - Służę pomocą – Uśmiechnął się paskudnie do Anny. – No co? Niektóre kobiety lubią być traktowane odrobinę…szorstko.

Stanz wyjął skafander i zamknął drzwiczki szafy, przytrzaskując niedźwiedziowi palce.

 

            Mówi się, że kapitan schodzi ze statku ostatni, ale Stanz miał gdzieś te bzdury. Zawsze czuł się bardziej odkrywcą, niż zasiedziałym za sterem staruszkiem, więc gdy tylko Anna potwierdziła bezpieczeństwo zielonej mgławicy, wskoczył w swój skafander i, wraz z linką bezpieczeństwa, przymocowaną do statku, wyruszył na podbój nieznanego, a właściwie po tę cholerną czarną skrzynkę. Gdy tylko opuścił pokład statku, odetchnął z ulgą, dryfując w kierunku fosforyzującej mgły. Uwielbiał ten moment, kiedy jedynym dźwiękiem, wypełniającym mu uszy był szum krwi i jego własny, płytki oddech.

 - Stanz? – Głos Johnsona zabrzmiał mu w uszach, trzeszcząc jeszcze bardziej z powodu kiepskiego sprzętu łączącego. – Słyszysz mnie, odbiór?

Stanz mimowolnie się skrzywił. Niestety nie mógł zdjąć hełmu, żeby pozbyć się irytującego dźwięku.

 - Nie drzyj się, Johnson, słyszę cię dobrze, odbiór – Uderzył lekko w bok hełmu i trzaski zmniejszyły się. Może jednak mechanik miał rację co do tego szorstkiego traktowania.

 - Jesteś już blisko celu. Uruchom napęd jonowy, zboczyłeś nieco z kursu, odbiór.

 - Przyjąłem, odbiór.

W przestrzeni kosmicznej nic się nie zmieniło, ale Stanz wyczuł, że porusza się szybciej i nakierował swoje ciało tak, by wpadło prosto w zielonkawą mgłę. Układała się w zdumiewające wzory i choć kapitan widział już wiele w swoim życiu, musiał przyznać, że kosmos, wraz ze swymi cudami jest wciąż fascynujący. Trzasnęło i tym razem w słuchawce rozległ się głos Anny, mocno zniekształcony:

 - Stanz…obiekt jest przed tobą…akieś sześć met…ów…jonocząs…ócenia w odbio…erwa w łącznoś…dziesięć minut, odbiór.

 - Zrozumiałem, bez odbioru.

Miał dziesięć minut, by chwycić skrzynkę i zabrać ją ze sobą na pokład, więcej nie potrzebował. Stanz mógł więc zgasić napęd jonowy i dryfować jeszcze parę metrów do przodu. Wkrótce zobaczył zawieszoną w zielonej mgle czarną skrzynkę i zdążył się tylko zdziwić, kiedy zauważył, że fosforyzujące drobinki zieleni wydobywają się właściwie z wnętrza skrzynki. Użył napędu raz jeszcze, by wyhamować przed obiektem i położył na nim ręce. Skrzynia była tak gorąca, że musiał ją puścić.

 - Witaj, Martinie Stanz – Rzekł ni to damski, ni to męski głos i kapitan wstrzymał oddech na chwilę. Zielone jonocząsteczki wypłynęły ze skrzynki ze zdwojoną prędkością, a w szybce hełmu Stanza zamigotały kształty ludzkiej postaci.

 - Anna? – Stanz wcisnął przycisk przywracania łączności, starając się, żeby jego głos brzmiał spokojnie. – Johnson?

 - Obawiam się, że cię nie usłyszą, Martinie Stanz – Powiedziało widmo, z każdą chwilą stając się coraz wyraźniejsze. – Jonocząsteczki uszkadzają system łączności.

Stanz nie tracił głowy. Przesunął rękoma po bokach swojego skafandra, szukając jakiejś broni. Ale cząsteczkowa istota nie chciała go skrzywdzić. Zielony duch przybrał postać mężczyzny z kobiecą twarzą, która uśmiechała się łagodnie do kapitana. Jej strój przywodził na myśl togę, czy coś równie antycznego.

 - Przybyłeś tu zgodnie z planem Ziemi, by odzyskać skarbnicę ludzkiej wiedzy i kultury – Odezwała się znów jarząca lekko na zielono postać i jej obraz załamał się na sekundę. Stanz w jednej chwili się uspokoił, rozpoznając jonocząsteczkowy hologram. Znów, w całkowitym milczeniu podjął próbę opanowania skrzynki. Syknął z bólu, kiedy temperatura obiektu zaczęła mu palić rękawice skafandra.

 - Tu i teraz dowiesz się, jaki był cel tej wyprawy – Ciągnęła holograficzna postać.

 - Wiem, jaki był cel tej wyprawy – Odważył się burknąć Stanz, głowiąc się nad sposobem usunięcia skrzynki z mgławicy. Kiedy po dłuższej chwili ciszy spojrzał na postać, nie było już na jej twarzy dobrotliwego uśmiechu, a głos zmienił barwę na cięższą, bardziej metaliczną.

 - Za dziesięć minut Ziemia zostanie zniszczona – Powiedział zbiór jonocząsteczek, składając dłonie o długich palcach przed sobą. – Ty i twoi towarzysze jesteście jedynymi ludźmi, którzy przeżyją, by dotrzymać mi towarzystwa.

Stanz uśmiechnął się lekko do siebie. Twórcy tej skrzynki musieli wyłożyć duże pieniądze, żeby wcisnąć do środka jeszcze grożący hologram, świetny żart.

 - Wystrzelono mnie na obrzeża kosmosu bez większych nadziei na nawiązanie kontaktu z obcą cywilizacją – Postać w todze przestała wyglądać i zachowywać się jak zakodowany wcześniej obraz. Stanz z rosnącym niepokojem wciskał przycisk przywracający łączność ze statkiem.

 - Poprzez burze jonizujące wasza cenna skrzynka została zbombardowana jonocząsteczkami i w ten sposób pojawiłem się ja – Hologram rozłożył ramiona. –Pierwszy posłaniec ludzkości w drodze do nieznanego.

Stanz wciskał guzik coraz mocniej. Owadzie ślepia w kobiecej twarzy spoczęły na Martinie, skrząc się zielenią.

 - Nie mogę jednak podążyć tam sam. Dlatego obserwowałem was, ludzi, poprzez składowe mojego umysłu – Hologram pieszczotliwie przesunął długimi palcami po fosforyzujących cząsteczkach, otaczających ich obu połyskującym woalem. – I zdecydowałem, że nie jesteście gotowi na poznanie nieznanego. Powinniście zniknąć z Układu Planetarnego, by pozostałe formy życia mogły się rozwinąć. To naturalna kolej rzeczy.

Stanz usłyszał obiecujące trzaski w uchu i zdecydował się na głębszy oddech.

 - Stanz…co z tą sk…nką… - Wychrypiał ze słuchawki Johnson.

 - Nie zdołasz ruszyć stąd mojego fizycznego ciała – Teraz nawiedzony hologram wydawał się z niego kpić. – Jeśli statek podleci bliżej, ulegnie permanentnemu uszkodzeniu. Tak działają pogardzane przez was jonocząsteczki.

 - Czego chcesz? – Stanz zdecydował się nawiązać dialog. – Po co to wszystko?

 - Nadal nie rozumiesz? Zorganizowałem tę wycieczkę własnoręcznie – Postać przysiadła na czarnej skrzynce, migocząc fosforem. – Wysłałem nieznane sygnały na waszą planetę, by podesłano mi kogoś do ich zbadania. Kogoś, z kim będę mógł rozmawiać i odkrywać.

 - Nie jestem zbyt rozmowny – Wycedził przez zęby Stanz, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. – Powinieneś postarać się o kogoś innego.

 - Stanz… - Zatrzeszczał w hełmie wystraszony głos Anny. – Wszystko w porząd…u? Co się tam dzieje?

 - Na twoim miejscu nie maltretowałbym przycisku połączenia – Hologram uśmiechnął się lekko. – Jonocząsteczki przenikają wszystkie urządzenia. Ich nagromadzenie się w statku mogłoby mieć przykre konsekwencje dla reszty załogi.

 - Stanz! – Skandowali mu do ucha na przemian Jonhson z Anną. – Stanz!
Stanz poczuł, że robi mu się gorąco, a pot spływa strużkami po grzbiecie nosa. Żałował, że nie mógł wziąć z sobą w kosmos swojej wykałaczki, pomagała mu myśleć.

 - Czyli co… - Sapnął ciężko. – Wysadzisz Ziemię, tak? Bo ludzie są paskudni, tak?

 - Dokładnie.

 - I nie mogę nic na to poradzić?

 - Niestety nie.

 - Stanz! – Odezwała się znów Anna pośród trzasków. – Próbuj…awiązać kontakt z Ziem…ą, daj znać…o ze skrzyn…ą…!

Kapitan spojrzał w oczy jonocząsteczkowej zjawie. Już wiedział, że wpadli w pułapkę, ciągnąc za sobą całą planetę. Zacisnął zęby, wciskając do oporu przycisk łączności.

 - Johnson? Anna? Odbiór! – Nie spuszczał wzroku z drżącego nad skrzynką hologramu. Postać nie poruszała się, wpatrując w kapitana martwym wzrokiem, jak program, który się zawiesił w połowie odtwarzania.

 - Johnson! – Zawołał Santz, kiedy w trzaskach usłyszał głos mechanika. – Johnson, posłuchaj mnie! Nie nawiązuj kontaktu z Ziemią, powiedz Annie, żeby przestała szukać częstotliwości! Johnson!

Rozległo się więcej trzasków.

 - Sta…z, co się tam dzi…e?

 - Johnson, wszystko jest w porządku, nie nawiązuj łączności! – Stanz zaczął panikować. Próbował włączyć swój napęd, ale silniki przy skafandrze tylko kaszlnęły dymem i zgasły na dobre. Hologram nagle się ożywił, cząsteczki zadrgały, jakby przeszedł go dreszcz.

 - Ziemia ulegnie zniszczeniu za dziesięć sekund – Powiedział metalicznym głosem robota. Stanz maltretował przycisk łączności.

 - St…nz, zaraz cię wycią…emy…owiedz, co przekaza…iemi…! – Mówiła Anna.

 - Nie nawiązuj łączności, powtarzam, nie nawiązuj łączności! 

 - Osiem, siedem… - Odliczał beznamiętnie hologram.

 - …anz! – Szczekał w słuchawce Johnson. – Włącza…araz transmisję z Ziemi!...
 - Johnson! – Stanz walił się pięścią w hełm. – Johnson, zostaw ten przycisk! Słyszysz?!

 - Cztery, trzy, dwa…

 - JOHNSON!

Na pokładzie statku Aleksander Tom Johnson wcisnął guzik.

 Autor: velveten
 Data publikacji: 2013-08-19
 Ocena redakcji:   
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


 KOMENTARZE
Ułóż od najnowszych ↑

 No całkiem całkiem.
Napisane przystępnym stylem, historia ma ręce i nogi, o ile można tak o historii powiedzieć. Jest kilka błędów (np. w zapisie dialogów), poza tym brakuje mi trochę rozbudowania pomysłu, uzasadnienia - po prostu krótkie jest.
Autor: Whitefire Data: 23:56 6.02.14


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 158 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 158 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Nie ma obłudniejszej formy literackiej nad aforyzm.

  - Stefan Napierski
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.