Na dziesiątym piętrze, w budynku Korporacji Are, w sali zebrań milcząco siedziało dwanaścieosób. Ośmiu mężczyzn w granatowych takich samych garniturach i cztery kobiety w granatowych identycznych garsonkach. Można by powiedzieć, że wszystko ich łączyło, a odróżniała tylko płeć. Siedzieli za długim brązowym stołem i czekali, czekali w bezruchu na niego.
Prezes Henryk Janikowski pewnym krokiem zmierzał do sali narad, był już spóźniony na partie golfa z ministrem, ale tej sprawy nie mógł tak pozostawić. Szarpnął klamkę szklanych drzwi i dosłownie wbiegł na sale.
- Proszę wstać Pan Prezes przyszedł – jeden z granatowych garniturów z okrzykiem poderwał się o sekundę szybciej od innych.
Janikowski błyskawicznie zanotował w pamięci nazwisko lizusa, pokiwał prawie uprzejmie reszcie zebranych i rozpoczął z pełnym dla siebie urokiem.
- Przewidywane są cięcia, co ja pierdole przewidywane jest wyjebanie paru z was darmozjadów z roboty na zbity pysk – nikt nawet ni próbował wziąć głębszego oddechu, a jakieś szlochy czy omdlenia były po prostu karierowym samobójstwem.
Lecz Prezes Henryk Janikowski spodziewał się przynajmniej paru łez w oczach, ale się straszliwie zawiódł.
Dobra gnoje i tak po tej rozmowie będzie was o połowę mniej, pomyślał z obrzydliwą nieludzka satysfakcja i kontynuował swoje przemówienie.
- Nie mam zamiaru po raz kolejny przypominać, że nasza Korporacja Are zajmuje się szeroko pojętą cyfryzacja, a naszym produktem wiodącym są telefony komórkowe.
Przez chwile grymas bólu przebieg przez twarz Prezesa, te cholerna buty do golfa jednak nie były warte swojej ceny.
- Wiec pytam się was szanowni dyrektorzy techniczni i inżynierowie wydziałów – kolejny ból w stopie spowodował nagły wybuch złości – gdzie do jasnej cholery są najnowsze przełomowe modele telefonów, no gdzie?
Kolejny ciąg wypadków, to obrzydliwe lizusostwo i wychwalanie swojej niebywałej wiedzy prze podchodzące po kolei do Prezesa granatowe garnitury i garsonki. Prezentowane były prze różne aparaty telefoniczne, ale żaden nie doczekał się choćby odrobiny uwagi Prezesa Janikowskiego, za to obelg i wyzwisk nie szczędził.
Ostatnia w kolejce była granatowa garsonka, wysoka kobieta o włosach rudych jak ogień, podał Prezesowi mały czarny telefon, nie różniący się niczym od zwykłego telefonu komórkowego jakiego można było kupić w każdym salonie.
Janikowski prze chwile go oglądał, aż w końcu rzucił pytająco do granatowej garsonki.
- Co to jest? No co?
- Ghostfon – odparła dumnie.
- Ghostfon? A co to za kolejny bubel – Prezes nagle się zaciekawił, może dla tego że jego komunistyczna edukacja nie obejmowała innych języków niż rosyjski, albo jak on to zwykle mawiał radziecki.
Kobieta w granatowej garsonce tylko na to czekała, jednym ruchem wyrwała zdziwionemu Janikowskiemu telefon i podał mu stos dokumentów technicznych by w końcu zacząć objaśniać.
- Proszę sobie wyobrazić, że jesteście po tamtej stronie, no wiecie wasza ziemska droga dobiegła końca. Jesteście tam zagubieni i przestraszeni, ale co najważniejsze wy na dal istniejecie i nie wiecie jak to przekazać swoim żyjącym bliskim. Jak dać znać, że nie smażycie się w piekle, nie obarczacie ich swoim zgonem, albo jak przekazać, że gdzieś tu na ziemi zakopaliście milion dolarów a teraz bez was te pieniążki sie zmarnują ? I do tego służy Ghostfon wybieracie numer bliskiej ci żyjącej osoby i dzwonicie.
Promienisty uśmiech pojawił się na twarzy kobiety, jednak Prezes nawet na nią nie spojrzał przez chwilę przeglądał się dokumentacji by wreszcie zapytać.
- Gdzie w tym wszystkim tkwi haczyk?
- Można zadzwonić tylko raz na jeden wybrany numer – odparła kobieta w granatowej garsonce.
- No dobrze pomyślimy o ty, ale teraz nie mam czasu – Henryk Janikowski schował Ghostfona do czarnych spodenek, odsunął krzesło i wyszedł z sali konferencyjnej Korporacji Are nie żegnając się z nikim.
Dziesięć minut później szum rozmów i szelest dokumentów przerwał nieznośny jęk karetki pogotowia.
Stał tak samotnie, przed obrośniętym bluszczem kawałkiem bramy i strasznie bolały go stopy w tych tandetnych butach do golfa. Otaczający wszystko las tonął w zimnej złowrogiej mgle. Coś mówiło wszem i wobec, że nie jest to miejsce gdzie można szczęśliwie spędzać wolny czas.
- Cholera chyba umarłem i coś mi się wydaje, że nie jest to niebo – Prezes Henryk Janikowski wyraził na głos trafne zwątpienie.
W przestrzeni, między filarami bramy wisiała czarna tablica Henryk Janikowski powoli przeczytał wyryty na górze napis "Grzechy Henryka Janikowskiego".
Przez chwile obchodził ją z różnych stron, aż wreszcie podszedł bliżej. Ku jego zdumieniu tablica nienaturalnie się powiększyła, a na niej pojawiły się napisane drobnym maczkiem grzechy. Minęło sporo czasu niczym doszedł do końca, i jeszcze raz rzucił okiem na listę grzechów odwrócił sie uniósł głowę i krzyknął w mgłę.
- Ja pierdole, Boże co to jest?
W tej samej chwili na tablicy pod listą grzechów pojawił sie nowy "Bluźnierstwo"
Janikowski jeszcze raz spojrzał na listę i wściekły na samego siebie znów przemówił do mgły.
- To nie sprawiedliwe, ja juz nie żyje.
Po czym usiadł i schował głowę w dłoniach. Po chwili wyciągnął Ghostfona i włączył kalkulator grzechów, pomnożył sumę ich ciężaru razy lata w piekle i na ekranie pojawiła sie strasznie długa liczba. Janikowski w myślach ją przeliczy i z wrażenia aż się położył na ziemi.Leżał tak zobojętniały i pozbawiony nadziei, patrzył na czarnego Ghostfona i zastanawiał sie gdzie ma zadzwonić? Przed śmiercią był przekonany, że trafi do nieba wiec zadzwonienie do swojej żon i doprowadzenie ją do szału, że taki drań bawi się w sferach niebiańskich nie wchodziło w rachubę. Miał tylko jedną szansę i musiał ja dobrze wykorzystać, nagle olśniło go szybko wybrał numer po czym z szalonym uśmiechem czekał na połączenie
Ksiądz Paweł Filar zerwał sie na równe nogi kiedy zadzwonił na jego nocnym stoliku telefon, spojrzał na zegarek, który wskazywał druga w nocy i ospale podniósł do ucha słuchawkę
- Halo - odezwał sie zaspanym głosem.
Przez chwile milczał, ale w miarę rozmowy jego zaspane ciało wracało do życia.
- Czy dobrze zrozumiałem? Chce pan zamówić msze święte za dusze zmarłego cztery razy dziennie przez kolejne dwadzieścia lat ? Ależ tak nie można są inni potrzebujący.
Znów przez chwile słuchał głosu z słuchawki, aż w końcu z wrażenia usiadł
- Ile? Miłosna Panienko ile pan chce ofiarować naszej biednej parafii? Nie to nie jest żaden problem jutro zaczynam msze za dusze Henryka Janikowskiego.
Ksiądz odłożył mokrą od potu słuchawkę, przeliczył w pamięci kwotę, którą otrzyma za każdą msze.
- Święty Irnicenty, za te pieniądze to w ciągu roku nowa plebanie zbuduje, a i na remonty kościoła starczy.
Henryk Janikowski czekał spokojnie, dwadzieścia lat w piekle to nie tak dużo, jakoś to dźwignie.
|