Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Mała Pupilka - część I

To był dziesiąty dzień mojej ucieczki. Nie wierzyłam już w powodzenie mojego bezsensownego planu. Musiałam chyba stracić rozum, jeśli w ogóle miałam jakąś nadzieję. Przedwczoraj ledwie wywinęłam się grupie milicjantów, ale podczas rozpaczliwego biegu spadłam z wysokiego stoku i chyba złamałam rękę. Nie mówię, to właśnie mnie ocaliło, bo stracili mój ślad, ale teraz całe ramię bolało okropnie, spuchło i było gorące w dotyku. Ponadto od ponad trzech dni nie miałam nic w ustach oprócz wody ze strumienia, nad którym teraz leżałam, zwinięta w wysokiej trawie. Dobrze, że miałam dostęp do wody, bo dręczyło mnie nieustające pragnienie. Jeść mi się nawet nie chciało, choć miałam pusty brzuch. Czułam się chora, bardzo chora. Musiałam nieświadomie skomleć, bo nagle usłyszałam wabiące nawoływanie w języku Sponsorów. Ktoś rozgarniał nadbrzeżne krzewy, wyraźnie czegoś szukając. Mnie!

Poderwałam się do ucieczki, ale w tym momencie uderzyłam o coś ramieniem i z mego gardła wydarł się bolesny skowyt. Krzaki i trawy od razu zaszeleściły od przyspieszonych kroków i ujrzałam Sponsorkę. Była nieduża, najwyżej o głowę wyższa ode mnie i dopiero po chwili zorientowałam się, że to dziecko, dużo młodsze niż ja. Mogła mieć najwyżej dziesięć lat, choć i tak była znacznie masywniejsza niż ja i nie miałam z nią żadnych szans. Skuliłam się na ziemi w oczekiwaniu na najgorsze i zaskomlałam. Potem ucichłam, bo przeszło mi na myśl że wszystko jedno. Niech mnie zabiorą do stadniny i uśpią, tak będzie najlepiej. Jednak wyglądało na to, że ta Sponsoreczka nie ma złych zamiarów.

- Co tu robisz, mała Pupilko? - przykucnęła obok i wyciągnęła pokrytą łuskami rękę - Gdzie twój Opiekun?

Mówiła do mnie po rosyjsku, kalecząc słowa, ale mimo to zupełnie zrozumiale.

- Nie mam Opiekuna - pisnęłam żałośnie - Jestem bezpańska.

Pogłaskała mnie niezręcznie.
- Wyglądasz na chorą.

- Ręka mnie boli. Spadłam ze stoku.

O milicjantach postanowiłam na razie nie wspominać. Wyraźne współczucie tej żabki dawało mi jakąś szansę, choć wątłą, i musiałam ją wykorzystać.

- Zabiorę cię do mojej mamy - zdecydowała Sponsoreczka - Na bój się. Ona jest weterynarzem, będzie umiała ci pomóc.

"Tak, i pewnie zaraz zawiadomi stadninę." pomyślałam, ale z rezygnacją pozwoliłam wziąć się na ręce. Żabka przytuliła mnie do swej twardej piersi i ruszyła do domu. Okazało się, że nieświadomie zmierzałam w swej ucieczce prosto do sporego osiedla, gdzie może ktoś by mnie przygarnął. W końcu taki właśnie był mój plan - i wszystko się zawaliło. Zaskomlałam cichotko z rozpaczy.

- Tak, wiem że rączka cię boli - zaszemrała uspokajająco Sponsoreczka - Moja mam cię zaraz obejrzy. Nic się nie bój, jest bardzo dobra i lubi Pupilów.

Bardzo dobra to może była dla swej małej Żabki, ale czy będzie dla mnie? O, to było dopiero pytanie. Miałam poważne wątpliwości, ale co mogłam zrobić? Gdybym czuła się dobrze, mogłabym ugryźć tę małą i spróbować uciec, jednak z drugiej strony... co by to dało? Tym zajadlej by mnie ścigano.

Sponsoreczka wniosła mnie do pierwszego ogrodu z brzegu, a potem do domu, typowego dla zabudowań sponsorskich, szarego i solidnego.

- Mamo, mamo! - zawołała w języku Sponsorów - Znalazłam ranną Pupilkę nad strumieniem!

Z głębi domu wynurzyła się masywna, dorosła Sponsorka w srebrzystoszarej sukni. Miała ze cztery metry wzrostu i na pewno nie sprawiłoby jej żadnej trudności skręcenie mi karku jednym uderzeniem pazurzastej ręki. Mimo swej tuszy poruszała się z pewną niewymuszoną gracją.

- Ma obrożę? - spytała.

Skuliłam się jeszcze bardziej i spróbowałam nie dać po sobie poznać, że rozumiem jej słowa. W stadninie Oxen wszyscy ludzie znali nieskomplikowany język naszych Opiekunów, starsi przekazywali tę umiejętność młodszym, a ci z kolei doskonalili ją podsłuchując pod oknami kwater administracji. To była jedyna broń, którą mogliśmy zawsze mieć przy sobie. Wiedzieliśmy, co mówią przy nas Sponsorzy, a oni nie mieli pojęcia że cokolwiek z ich pochrząkiwań rozumiemy.

- Nie, mamo. Jest bezdomna, sama mi powiedziała.

- Masz ci los. Ugryzła cię?

- Skądże, to łagodna i oswojona Pupilka. Mamo, ona chyba ma złamaną rękę, trzeba jej pomóc.

- Zanieś ją do gabinetu, zaraz się temu przyjrzę.

Po chwili znalazłam się w "gabinecie", podobnym do tych w których badali nas lekarze, określający stan zdrowia kandydatów na Pupili. Zwykle działo się tak przed wizytą "rekruterów". Od razu wtedy zabierano tych bardzo silnych, z góry przeznaczano ich do pracy w fabrykach i kopalniach, a już najsilniejsi trafiali do szkoły gladiatorów. Nie wiedziałam, czy to znaczy, że mieli najgorzej czy najlepiej spośród tych przeznaczanych do pracy. Podobno praca była zabójcza dla Pupili, a gladiatorzy mieli jakąś szansę. Oczywiście najlepiej było trafić do jakiegoś domu, ale to spotykało jedynie najładniejszych i najbardziej przymilnych spośród grona maluchów. Jak wyrosło się z wieku dziecięcego, taka możliwość stawała się coraz mniej prawdopodobna, natomiast wzrastało prawdopodobieństwo wywiezienia do jakiejś fabryki. Albo "na mydło". Tak czy inaczej odkąd pamiętam, zapowiedź wizyty "rekruterów" wszystkich przerażała, z wyjątkiem najmłodszych.

Sponsorka zbadała mnie z największą delikatnością, na jaką mogły się zdobyć jej twarde palce.

- Tak, rzeczywiście kości przedramienia są złamane - powiedziała - Nastawię je i założymy gips. Najpierw jednak trzeba umyć tę znajdę.

Rozgarnęła włosy na mojej głowie i przejrzała je skrupulatnie.

- Nie ma pasożytów. To naprawdę musi być domowa Pupilka.

- Mamo, możemy ją zatrzymać? - spytała błagalnie Sponsoreczka.

- O to musisz spytać ojca. Zresztą i tak trzeba będzie się najpierw dowiedzieć, skąd uciekła.

- Ja wszystko powiem.- wybąkałam cicho. Sponsorka nie zwróciła na to uwagi. Namydliła gąbkę i zaczęła mnie myć, jakbym była małym dzieckiem.

- Tato dawno już mówił, że pozwoli mi wziąć Pupila.

- Tak, tylko że zwykle do domu bierze się małego osobnika, takiego najwyżej trzy, czteroletniego, żeby można go było odpowiednio ułożyć. Ta panienka ma około piętnastu lat i na pewno mnóstwo nawyków, które trudno byłoby wykorzenić.

- Ale ja chcę właśnie ją.

- Bądźże rozsądna, nic o niej nie wiemy.

Rozpłakałam się. Sponsorka zastygła ze zdziwienia z gąbką w zaciśniętej dłoni. Może niepotrzebnie dałam po sobie poznać, że rozumiem mowę zwaną w stadninie "językiem żab", ale było mi już wszystko jedno. Tak bardzo chciałam tu zostać, w tym wielkim domu, gdzie wszystko tchnęło bezpieczeństwem i spokojem. Nigdy wcześniej nie byłam w domu mieszkalnym, słyszałam tylko o nim od Wika...

- Będę posłuszna i wierna. Umiem utrzymywać higienę i bardzo mało jem. Nie sprawię żadnego kłopotu. Zrobię co tylko każecie, tylko pozwólcie mi tu zamieszkać.

- Już dobrze, nie płacz - lekarka odzyskała wreszcie mowę - I tak decyzję podejmie mój mąż. To jego musisz przekonać, jeśli w ogóle zechce cię wysłuchać. Pan Kirijko potrafi być bardzo surowy i nie wiem, jak zareaguje.

Spłukała ze mnie mydło i wytarła czystym ręcznikiem. Potem wzięła strzykawkę.

- Zrobię ci zastrzyk przeciwbólowy, bo muszę nastawić tę rękę, a to może być bardzo przykre.

Bałam się zastrzyków. Zwykle oznaczały albo szczepienie, co było stosunkowo niewinne, albo uśpienie, gdy selekcjonerzy uznali, że któryś osobnik jest niestabilny lub chory. Nie chciałam zostać uśpiona. Sponsorka wyczuła widać mój lęk, bo pogłaskała mnie po głowie i dodała:

- To tylko środek przeciwbólowy. Nie bój się.

Zaufałam jej. Sponsorzy nie mają mięśni mimicznych, jak ludzie, nie mogą wyrazić niczego twarzą, ale po głosie i gestach można wiele poznać. Ta weterynarz wydała mi się szczera.
Wkrótce moja ręka spoczywała bezpiecznie w gipsowej otulinie, a Sponsoreczka myła i rozczesywała z zapałem moje skołtunione podczas ucieczki włosy. Trochę bolało, gdy je szarpała grzebieniem, ale zacisnęłam zęby i ani pisnęłam. Starałam się okazać, że naprawdę jestem łagodna i posłuszna. Tyle od tego zależało. Gdy byłam już uczesana, pani Kirijko zaniosła mnie na wyciągnięty z szafy stary koc, na którym moglam zwinąć się i trochę przespać. Nigdy jeszcze nie miałam takiego wspaniałego posłania, miękkiego i ciepłego. Na dodatek Sponsoreczka przyniosła mi z kuchni kilka kromek chleba posmarowanego czymś, czego nie znałam oraz miskę z wodą. Gdy zjadłam jej dar i pochłeptałam trochę wody, poczułam się tak szczęśliwa, że aż mnie coś w środku zabolało. Taki dom był szczytem marzeń. Gdyby tylko udało mi się przekonać tego pana Kirijko... Póki co powieki mi się same zamykały. Sponsoreczka siedziała koło mnie i głaskała mnie po włosach, póki nie usnęłam.

 

Gdy się zbudziłam, przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. Potem przypomniałam sobie wszystko i zadrżalam ze strachu. Co będzie, jeśli pan Kirijko zdecyduje się odwieźć mnie do stadniny? Na pewno zostanę tam uśpiona, bo uznają mnie za niestabilną i niebezpieczną. Zresztą, tak będzie lepiej. Jeśli nie mogę mieć domu, wolę nie żyć. Nie zniosłabym już beznadziejnej egzystencji w stadninie. Tu było jak w niebie.

Zza półprzymkniętych drzwi usłyszałam szmer głosów. Podpełzłam bliżej i przystawiłam ucho do szpary. Rozmowa toczyła się w języku Sponsorów i wyraźnie dotyczyła mnie.

- Mogła być nasłana.- burczał męski, chrypliwy głos.

- Nie sądzę. Sam zobaczysz.- odpowiedział głos pani Kirijko. Jej mąż (domyśliłam się, że to musiał być on), prychnął.

- Nasza córka jest taka sama jak ty, zero ostrożności. Ta Pupilka mogła być chora zakaźnie, niebezpieczna, mieć jakiś związek z terrorystami..

- Ojcze, ona jest bardzo łagodna! - wtrąciła się moja Sponsoreczka.

- Mogła udawać. No dobra, porozmawiam z nią, skoro obie mnie prosicie, ale jestem z tej sytuacji bardzo niezadowolony i chcę, żebyście to obie wiedziały.

Podłoga skrzypnęła, odskoczyłam pospiesznie od drzwi. Otworzyły się, a w progu pokoju stanął pan Kirijko - masywny, groźny i uzbrojony, jak oni wszyscy.

- Chodź ze mną, Pupilko. - rzucił władczo po rosyjsku. Posłusznie pobiegłam za nim do gabinetu. Zamknął za nami drzwi.

- Teraz opowiedz mi wszystko. - zażądał, siadając w głębokim fotelu. Zacinając się i drżąc, opowiedziałam mu o stadninie, o moich marzeniach i o tym, co mówił Wik, rasowy i rozpieszczony Pupil w pięknej obroży.

- A więc ten reproduktor namówił cię na ucieczkę? - spytał pan Kirijko, gdy skończyłam.

- Nie, niezupełnie... Powiedział tylko, że na moim miejscu uciekłby i sam poszukał sobie domu. Pomyślałam wtedy, że ja też bym mogła...

Opuściłąm głowę, przytłoczona poczuciem winy.

- Taak - rzekł po chwili pan Kirijko - Postąpiłaś lekkomyślnie i wbrew prawu, jednak można część twej winy przypisać owemu Wikowi, a część obsłudze stadniny, która nie dopełniła swych obowiązków i nie zabezpieczyła terenu. Aż tak bardzo chciałaś mieć dom?

- Tak, panie.

- Dlaczego nikt cię dotąd nie wziął? Byłaś krnąbrna?

- Nie, panie. Tylko ja nie jestem rasowa. Jakoś nikt się mną nie zainteresował. Nawet rekruterzy mnie nie chcieli, mówili że jestem za słaba i nie nadaję się do pracy. Strasznie się bałam, że mnie w końcu uśpią jako nieprzydatną.

- No tak, teraz prawie każdy chce mieć rasowego dzieciaka, a resztę zabierają do fabryk. Powiem tak: wyglądasz mi rzeczywiście na łagodną i spokojną Pupilkę. Nie sądzę, żebyś kłamała, a mojej córce wyraźnie zależy na tobie. Pojadę do Oxen po twoja kartę i przy okazji przyjrzę sie tej stadninie. Jeśli okaże się, że mówisz prawdę, pozwolę ci zostać, ale pamiętaj: musisz być posłuszna, czysta i pod każdym względem idealna. Jak ci na imię?

- Sania.

- No więc, Saniu, będziesz Pupilką mojej córki, ale na razie na próbę. Rozumiemy się?

- Tak, panie! Dziękuję, panie!

- Możesz iść.

Miałam ochotę ucałować rękę pana Kirijko, ale nie śmiałam. Zamiast tego wybiegłam na korytarz i zaczęłam łasić się radośnie do Sponsoreczki, która czekała w napięciu na werdykt swego ojca.

- Zgodził się? Och, jak się cieszę!

Porwała mnie na ręce i zaniosła do swojej matki, wołając:

- Mamo, mamo, ojciec się zgodził!

- Nie tak do końca - ostudził ją pan Kirijko, wchodząc majestatycznie za córką do salonu - Jeśli okaże się, że ta mała mówi prawdę, to wtedy się zgodzę. Zresztą nie sądzę, żeby kłamała, to rzeczywiście nie jest typ buntowniczki. Jadę do stadniny Oxen.

- Ma złą opinię.

- Wiem. Przy okazji wszystko sprawdzę i sporządzę raport. To nie do pomyślenia, by tak długo nikt od nich nie zatroszczył się o znalezienie domu dla tego stworzenia. Nie po to utworzono stadniny, by urzędnicy leniuchowali i tylko czekali na chętnych. Te instytucje mają służyć obu stronom. Nie chcemy przecież niewolić te istoty, tylko nimi odpowiednio pokierować, żeby nie wyginęły na skutek własnych błędów.

Sponsoreczka pogłaskała mnie po głowie.

- Ludzie są przecież inteligentni.- powiedziała tonem obrony.

- Inteligentni, ale za mało - burknął jej ojciec - Gdyby nie my, wydusiliby się do tej pory wyziewami ich własnego przemysłu. Szkoda, że nie widziałaś, jak ta biedna planeta wyglądała, gdy tu przybyliśmy. Istotom, które w ten sposób niszczą własny dom, nie można pozwolić na samorządność, dla ich własnego dobra.

Rzucił mi surowe spojrzenie, tak jakby to ja była winna nierozumnym postępkom moich przodków. Wtuliłam się mocniej w opiekuńcze ramiona Sponsoreczki. Podrapała mnie delikatnie za uszami.

- Teraz już niczego nie musisz się bać - szepnęła czule - Ja cię zawsze obronię.

 

C.D.N.

 

 

 Autor: Eviva
 Data publikacji: 2014-10-26

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 197 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 197 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Literatura nie jest od rozwiązywania zagadnień, ona je stawia.

  - Witold Gombrowicz
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.