Użytkownik: Hasło: Rejestracja
 Esej z mitologii

Straszliwie się tu nudzę. W moim pięknym pałacu zawieszonym pośród chmur, nad Olimpem. Moja piękna żona… od wieków nie jest już piękna. Moje dzieci… banda kretynów i egoistów.
Przyglądam się mojemu światu. Zmienił się przez te wieki. Ludzie się zmienili. Nie są już tacy chętni do wzajemnego wyrzynania, a zamiast zakochiwać się we własnym odbiciu, popadają w depresję na jego widok.
Tak… Świat się zmienił, a ja kompletnie go nie rozumiem.

***

„Mitologia jako źródło inspiracji literackich. Rozwiń temat odwołując się do wybranych utworów.”
Fajnie. To tytuł już mamy. Teraz tylko napisać całą resztę.
Anka poczochrała długie rude włosy, a potem zawinęła lok wokół wskazującego palca i wsunęła zwiniętą końcówkę w usta. Żuła przez chwilę, patrząc przed okno, na wiosenny krajobraz. Wolałaby pójść na spacer, albo pobiegać z psem. Taaa, nawet z psem. Matka byłaby w szoku, ale faktycznie Roxi wydawała się dziewczynie w tym momencie atrakcyjniejszą alternatywą.
Mitologia. Co ona do cholery wiedziała o mitologii?
Permutacje, wariacje, kombinacje. Kurde, nawet całki. O, tak. To rozumiem. Ale mitologia? Znaczy, oczywiście, do wyrzygania czytała ostatnio te durne mity… Trzeba, to trzeba. Siła wyższa.
Za oknem, w alejce, pomiędzy drzewami biegał chłopak. Anka wstała z krzesła i przycisnęła nos do szyby. Ciepły oddech odmalował się mgiełką na szkle. Jacek. Odetchnęła głęboko.
Jacek.
Przymknęła powieki i pogrążyła się w marzeniach. Jak zawsze, gdy widziała te długie nogi pokonujące bez najmniejszego trudu kolejne kilometry, w rytm muzyki płynącej z ipoda przypiętego do umięśnionego ramienia.
O, drogi Zeusie, gdybyż Jacek był jak ty. Byk, łabędź, a nawet, cholera, deszcz… Przyjęłabym go w każdej formie!

***

Nikt się do nas już nie modlił, więc straciliśmy swoją moc. Cóż to bowiem za bóg, bez wyznawców. I chociaż śmiertelność nas nie dopadła, wieczność w towarzystwie tych samych, nienawistnych sobie istot jest od niej o wiele gorsza.
A seks?
Pożądanie umarło przed stuleciami. Zaraz potem skonał seks, który bez pożądania był tylko gimnastyką, okraszoną płynami ustrojowymi.
Wieczność nad Olimpem, bez wiary, miłości i chuci. Przerażająca, acz jedyna znana mi rzeczywistość. Na ludzi mogłem jedynie patrzeć. Z daleka. Próbować zrozumieć – bezskutecznie. Zejść między nich, bez zaproszenia, bez krótkiego wezwania, było niemożliwością.
Aż do sobotniego poranka, kiedy dziewczyna o rudych włosach zaniosła do mnie modlitwę.

***

Byłem wodą, gdy brała prysznic.
Och, nie krzywcie się tak. A pewnie, że to obleśne. Jakiś tysiącletni staruch podglądający dziewiętnastolatkę. Konkretnie spływający po każdej krzywiźnie młodego ciała, wciskający się do najsłodszych zakamarków, pieszczący wilgotną, spragnioną skórę… Byłem w ciepłej rzece, przed którą mrużyła oczy. Całowałem te przymknięte powieki, a potem sunąłem niżej. Na długą szyję. Przesuwałem palcami po drżącej tętnicy, by zaraz zsunąć się na wypukłość piersi. Drażniąc i gładząc, ściągnąłem sutki w sterczące guziczki.
Byłem strumykiem przemykającym przez mięśnie płaskiego brzucha i tonącym we wgłębieniu pępka. Byłem strużką dotykającą wnętrza ud i ostatnią kroplą ściekającą pomiędzy pośladki.
Nie krzywcie się tak. Sama mnie zaprosiła. Wezwała mnie.
Pierwszy raz od tysiąclecia. Chciałem przedłużyć ten pierwszy raz do godzin… do dni. Zamiast tego dostałem piętnaście minut. Gorące, wilgotne, doskonałe piętnaście minut.
Cóż, po tak długiej przerwie, w sumie więcej nie było mi trzeba.

***

„Mitologia jako źródło inspiracji literackich…”
Tytuł wciąż straszył na pustej kartce edytora. Prysznic nie pomógł, a nawet przeciwnie. Gorąca woda rozedrgała myśli, rozgrzała marzenia. Niechciane obrazy wcisnęła pod przymykające się powieki.
Anka zrzuciła ręcznik i naga stanęła przed oknem. Alejka była już pusta. Nic w tym dziwnego. Jacek biegał tylko rankiem. O tej porze pewnie, tak jak ona, zakuwał, albo przygotowywał ten nieszczęsny esej. Odetchnęła głęboko. Szkoda.
– Och, Zeusie, jaka szkoda – w pustym mieszkaniu, westchnienie dziewczyny niosło się echem.

***

„… źródło inspiracji literackich…” Stukała paznokciami w klawiaturę. Litery, bez związku i sensu, pojawiały się na monitorze. Usuwała je odruchowo. Myśli dziewczyny błądziły daleko. Chociaż nie. Właściwie całkiem blisko. Dwie przecznice dalej. W bloku z wielkiej płyty, na trzecim piętrze, siedziały na brzegu Jackowego biurka i powoli ściągały bluzkę.
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z rozmyślań. Drgnęła gwałtownie. Rodzice mieli popołudniową zmianę. Brat imprezował z laską. Została sama.
Po drugiej stronie ktoś nieustępliwie naciskał przycisk i wizg stawał się nie do zniesienia.
– Chwilę! – wrzasnęła Anka. Podeszła do wejścia. Spojrzała w judasza…
Cofnęła się gwałtownie.
Czy to wyobraźnia? Taaa… to musi być wyobraźnia.
Odetchnęła głęboko i popatrzyła ponownie.
Jacek wciąż naciskał dzwonek. Wyglądał na poirytowanego.
Przekręciła klucz i otworzyła.
– Co się… – zaczęła. Nie zdołała skończyć. Chłopak przycisnął ją do ściany. Zajrzał w oczy. Nie pamiętała, że jego tęczówki są takie niebieskie.
A potem… potem nie pamiętała już niczego.

***

Byk i łabędź… nie te czasy.
Wcielenie. Wcielenie działało zawsze.
Rozbierała mnie chyba nawet szybciej niż ja ją. Gwałtownie drąc koszulę. Paznokcie rozcięły mi skórę. Ból podniecił. Rozerwałem bluzkę. Zamknąłem palce na tych słodkich jędrnych piersiach, które obmyłem ledwie kilka chwil wcześniej. Jęczała. Słodka Eurynome, jak ona jęczała.
Dochodziła krzycząc. Wciąż na wpół ubrana, wsparta o ścianę, zaciskając uda wokół moich bioder.
Krzyczałem razem z nią. Poruszając się. Nie mogąc przestać. Była ciasna i wilgotna.
Tak to pamiętałem. Pragnienie i spełnienie, na granicy szaleństwa. Rwące się oddechy, krzyk. Spełnienie.
I od nowa.
I jeszcze raz.
Potem na podłodze. Na biurku. I wreszcie w łóżku.
Tysiąc lat bez pożądania. Tysiąc lat.
Słodka Leto, warto było czekać.

***

– Musimy porozmawiać o ewentualnym dziecku…
Mimo zmęczenia, roześmiała się perliście.
– Och, o to, Jacuś, nie musisz się martwić. Pigułki, słoneczko. Świetny wynalazek.
Potem podniosła się, naga, młoda i piękna.
– Kuźwa, muszę napisać ten pieprzony esej – powiedziała, cmokając kochanka w czoło.
Usiadła przy biurku, a on wstał i zerknął przez ramię dziewczyny. Odczytał duży tytuł na pustej kartce.
– Chyba będę mógł ci trochę pomóc – uśmiechnął się.

***

Strasznie się tu nudzę. W moim pięknym pałacu zawieszonym pośród chmur, nad Olimpem. Jeśli będziesz w pobliżu, unieś głowę i popatrz w niebo. Może zobaczysz, jak słońce odbija się od kryształowych ścian.
A jeśli jesteś ładną dziewczyną…
Cóż, jeśli jesteś ładną dziewczyną, po prostu wypowiedz moje imię.

 

 Autor: emelkali
 Data publikacji: 2015-01-13
 Ocena użytkowników:

 Zobacz inne utwory autora »
 Skomentuj »


« Powrót



Nasi użytkownicy napisali 77204 wiadomości na forum oraz dodali 443 publikacji.
Zapisało się nas już 2008

Ostatnio do paczki dołączył IdioticFishe

 
Po stronie kręci się 480 osób: 0 zarejestrowany, 0 ukrytych, 480 gości.
 


       Dział Literatury:

   •   Recenzje Fantastyki
   •   Autorzy Fantastyki
   •   Artykuły
   •   Poczytaj fantasy
   •   Poczytaj SF
   •   Poczytaj różne
   •   Cała proza
   •   Poezja
   •   Fan fiction
   •   Publikuj własne dzieło »

Myśl

Słowa rozpalone nienawiścią podpalają nie gorzej niż zapałki.

  - Jeremi Przybora
  
Strona główna | Mapa serwisu | Wersja tekstowa | O stronie | Podziękowania
Sponsoruj mythai.info | Informacje o prawach autorskich | Kontakt

© 2004 - 2016 Mariusz Moryl

Ten serwis wykorzystuje pliki cookie w celu ułatwienia identyfikacji użytkownika.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.
 
zamknij
Masz nowych listów.