|
|
|
|
|
|
Kamień Mocy |
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18 |
Autor Wiadomość |
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 0:07 |
|
|
- Podejdź tu bliżej, ja spróbuję - wymamrotała dziewczyna. - Sobie nie pomogę tak prędko - syknęła, kiedy spróbowała się podnieść - ale z tobą jakoś może sobie poradzę.
Erthang zatrzymał się.
- No, dalej - dziewczyna machnęła ręką - nie jest ze mną tak źle, jak by się mogło wydawać. Jutro, pojutrze, będę tańczyć. Mogłabym. Gdybym to lubiła.
Erthang podsunął się z powrotem i aż jęknął z ulgi, kiedy dłoń Vixary dotknęła jego czoła. Poczuł, jak przenika go lekkie ciepło i radosna, pełna życia energia...
[Erthang: +2k4 ZDR]
- Gdybym tylko umiała sobie pomóc tak, jak tobie - westchnęła dziewczyna, opadając bez sił na plecy i pozwalając Adamantowi zająć się swoimi ranami. - To jest możliwe, ale nieprędko... a na dodatek jestem już taka zmęczona - jej oczy zamknęły się ponownie. ____________
|
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 0:13 |
|
|
(k4 = 3)
Gdy Vixara go uleczyła, Erthang poczuł się wspaniale. Od razu wróciły mu siły. Chciał nawet spróbować jeszcze raz czaru na Vizarze, ale wiedział, że to nie ma sensu.
Wszystkie negatywne uczucia do dziwczyny od razu wyparowały. Zrobiło mu się nawet głupio, że jej trochę dokuczał.
- Zatańczysz ze mną... bo ja lubię - mruknął po swojemu. Zaraz potem zwrócił się do Adamanta:
- Pomóc ci w czymś? |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 0:22 |
|
|
(Ale Adamant znalazł się przy nich w chwili, gdy Erthang kończył to mówić. Pytanie jest czy Erthang to zauważył i dostosował głośnośc swych słów do tego, że ten był tak blisko. Wtedy misiałby to jej chyba do ucha szeptać. Poza tym czy to ważne, jak i tak Erthang użył czarów w walce, a Vixara do leczenia?)
"Może dam radę coś zrobić. Niedobrze... Wątpię, żeby się udało... Ale spróbować trzeba..."
"..." - Adamant skończył mieszać zioła, które miały zadziałać lecząco i odkażająco w połączeniu z czystą (od napełnienia bukłaka, gdy to wypił dużo bezpośrednio ze strumienia, nie pił z bukłaka) wodą z bukłaka.
"Nie mam siły, by czarować."
"Podejdź tu bliżej, ja spróbuję."
Adamant zarejestrował scenę magicznego uleczenia, ale skupiony był na przyrządzaniu lekarstwa.
"Zatańczysz ze mną... bo ja lubię."
"Pomóc ci w czymś?."
"Jesli zdołasz uspokoić swojego 'kucyka', rozpakuj te gazy i rozwiń bandaże." - odparł Adamant z przekąsem, następnie nachylając się nad Vixarą.
"Wybacz, nawet się zbyt dobrze nie znamy." - uśmiechnąl się bezczelnie, najpierw rozdzierając materiał na udzie, a potem na barku, odsłaniając obie rany. Następnie przemył je solidnie przygotowaną miksturą, przeczyszczając kawałkiem czystej gazy. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 7:54 |
|
|
(k4 = 3 <znowu>
razem 6)
"Jesli zdołasz uspokoić swojego 'kucyka', rozpakuj te gazy i rozwiń bandaże."
Erthang zignorował głupawy komentarz Adamanta i zaczął rozpakowywać gazy i rozwijać bandaże.
- Mimo wszystko nie wierzę, że to wilki są przyczyną zniknięć drwali. - powiedział nagle i zaczął się rozglądać za 'obdartusem'. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 9:24 |
|
|
Gdy stado się rozproszyło schował owy piękny sztylet do keszeni do tego przeznaczonej wzioł obdarusa na pleczy i podszedł z nim do Vixary. Obdartusa połorzył obok i chwycił Vixare za rękę. Nie wiedząc co zrobić poniewarz w domu zawsze to pielęgniarki się nim opiekowały i madzy
Ale był pełen wiary.
"juz myślałem że ten sztylet nie zadział szepnoł na ucho Vixarze tak aby nikt nie usłyszał.
- Mimo wszystko nie wierzę, że to wilki są przyczyną zniknięć drwali. -
"A ja wierze. Ten człowiek jest tu"zwracając się do obdartusa" Czy to te wilki porywają drwali" |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:00 |
|
|
- Wilki? Wilki? - stary drwal wyszczerzył żółte zęby. - O, nie! Po strokroć dzięki za ratunek, ale ten las skrywa coś daleko groźniejszego niż wilki. Ostrzegam was, nie wchodźcie tam!
- Obawiam się, że ja będę musiała na razie tego ostrzeżenia posłuchać - stęknęła Vixara, której wasze wysiłki pomogły, ale tylko odrobinę. - Ale skoro nie wilki, w takim razie co? Mów dalej, człowieku... jak ci tam na imię.
- Jestem Hastus - odparł drwal. - I nie potrafię wam powiedzieć, co takiego dokładnie czai się w głębi ostępów. Wilki też, to pewna, ale nie one porwały moich towarzyszy... - spojrzał w stronę lasu trwożliwie. - Ruszyliśmy w trójkę, jak zawsze. Szukaliśmy cisu, i to pokaźnego - za takie płacą najlepiej. Każdy z nas jest... był doświadczonym drwalem, ale to miejsce rządzi się innymi prawami. Po jakimś czasie zaczęliśmy błądzić, straciliśmy wyczucie czasu i kierunku. A potem...
Mężczyzna westchnął.
- Potem zapadł zmrok. Prawdziwa groza rozpoczyna się po zachodzie słońca. To wtedy... - przełknął ślinę, a w jego spojrzeniu pojawiło się coś przypominającego obłąkanie. - Nie wiem, co to było, ale z pewnością było szybsze od wilków. W ciemnościach zobaczyłem tylko jakieś cienie, a potem krzyk Tessana... Taki straszny krzyk... Rzuciliśmy się do ucieczki, ale ja potknąłem się i wpadłem do jakiegoś wykrotu. Uderzyłem głową w korzeń i straciłem przytomność.
- Kiedy się ocknąłem, przez liście prześwitywał dzień. Głowa bolała mnie potwornie. Po Tessanie i Grellu nie było ani śladu. To było - potrząsnął głową - nie wiem. Wiele dni temu. Z przerażenia straciłem rachubę. Przez ostatnie dwa, może trzy tygodnie błąkałem się po puszczy, próbując uciec przed tym, co wychodzi nocą. Jadłem korzenie, jagody i robaki. Wczoraj zwęszyły mnie wilki. Pogoniły, jak jakąś zwierzynę... Próbowałem zgubić ślad w strumieniu, ale bezskutecznie. Resztę już znacie...
- Zostanę chyba tutaj ze dwa dni, żeby odzyskać siły, a potem ruszę, byle dalej stąd.
- Ja także nigdzie się na razie nie ruszę - powiedziała Vixara, mrużąc oczy. - Będziecie chyba musieli udać się dalej beze mnie... Przynajmniej na razie. ____________
|
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:08 |
|
|
Masz dobry człowieku Damizjusz wyjoł manierke wody kilka kromek chleba i suchą kełbase i dał mu zjeść ____________ Mythai rulez |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:15 |
|
|
- Wilki? Wilki? O, nie! Po strokroć dzięki za ratunek, ale ten las skrywa coś daleko groźniejszego niż wilki. Ostrzegam was, nie wchodźcie tam!
- Taak. Po wilkach byłoby mnóstwop śladów...
Prawdziwa groza rozpoczyna się po zachodzie słońca.
- To nie będzie łatwa robota...
- Ja także nigdzie się na razie nie ruszę - Będziecie chyba musieli udać się dalej beze mnie... Przynajmniej na razie.
- Bardzo dobrze. Zostaniecie tu razem. My musimy ruszyć do lasu jeszcze dzisiaj. Chociaż na noc lepiej byłoby chyba tu wrócić.
- Hastusie - zwrócił się do człowieka - Jak trochę odpoczniesz, przygotuj jedną chatkę dla wszystkich. Porządnie ją zabarykaduj. Nie wiadomo czy wilki nie wrócą...
Erthang wstał i zaczął przygotowywać palenisko.
- Narazie trzeba odpocząć i coś zjeść... |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:20 |
|
|
"I przydały by się pochodnie przed wilkami"
Damizjusz wyjoł z plecaka bohenek chleba suszoną kełbase jakeś ziele
poczym to zjadł wytarł gwint i popił wodą jednak woda w manierce się skończyła więdz wzioł drugą i wypił troszke z drugej manierki rozruszał zakwasy jakich doznał po uderzeniu wilka w topór odpoczoł po 'obiedzie'
"To kedy ruszamy" ____________ Mythai rulez |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:23 |
|
|
Komentarz Adamanta wcale nie był głupawy, bo zawierał 2 złośliwości zamiast jednej. No ale coż... Erthang go chyba po prostu nie zrozumiał ^__^.
"Mimo wszystko nie wierzę, że to wilki są przyczyną zniknięć drwali."
"Też w to nie wierzę. Raczej po prostu były głodne, a on-" - machnął głową w stronę obdartusa. "-był sam i wyglądał bezbronnie."
[Wnioskuję, że:
a) mikstura pomogła.
b) Usunięto wszystkie zanieczyszczenia
c) tętnica w udzie jest nienaruszona?
Jakie 'wasze' wysiłki? ]
Następnie, dalej uważnie słuchając rozmowy, wziął od Erthanga 2 gazy i, skrapiając je jeszcze miksturą, aby przyśpieszyć gojenie, przyłożył je do ran.
"Obawiam się, że ja będę musiała na razie tego ostrzeżenia posłuchać."
"Ja się nie 'obawiam', lecz jestem pewny." - parsknął Adamant. "Masz szczęście że żyjesz."
"Ale skoro nie wilki, w takim razie co? Mów dalej, człowieku... jak ci tam na imię."
Potem wziął od Erthanga bandaże i obwiązał najpierw ranę na udzie, kilka razy i pod różnymi kątami obwiązując kończynę czarodziejki tak, aby rana była całkiem opatrzona, a opatrunek zabezpieczony przed zsuwaniem się. Następnie opatrzył ranę na barku, przeprowadzając następny bandaż pod pachą, za szyją i po obojczyku kobiety, starannie oimijając jej 'strefę prywatności'. Opatrunek powinien wytrzymać większość rzeczy, może oprócz bezpośredniego ciosu ^__^. Cały czas słuchał relacji Hastusa.
"Uff... Więcej zrobić się nie da, chyba." - stwierdził, słuchając końcówki relacji.
"Ja także nigdzie się na razie nie ruszę. Będziecie chyba musieli udać się dalej beze mnie... Przynajmniej na razie."
"Heh."
"Bardzo dobrze. Zostaniecie tu razem. My musimy ruszyć do lasu jeszcze dzisiaj. Chociaż na noc lepiej byłoby chyba tu wrócić."
"Nie wiem... Jeśli to coś wyłazi tylko w nocy?"
"Hastusie. Jak trochę odpoczniesz, przygotuj jedną chatkę dla wszystkich. Porządnie ją zabarykaduj. Nie wiadomo czy wilki nie wrócą..."
"Wątpię - nie po laniu, jakie ich spoktało i po stracie przywódcy. Wilki nie atakują dla zabawy ani z zemsty."
"Narazie trzeba odpocząć i coś zjeść..."
"Byłoby dobrze - takie rozgrzewki bardzo zaostrzają apetyt." - stwierdził Adamant, pakując saszetki z ziołami i pozostałe bandaże, oraz gazy, do zasobnika. Potem umył rondel wodą z bukłaka i przypiął go obok miecza, przypominając sobie o czymś.
"To kedy ruszamy"
"Ktoś idzie do strumienia? Muszę zmyć krew i uzupełnić wodę, a rozdzielanie się na pojedyncze osoby w takiej sytuacji to najgorsze możliwe działanie." - zapytał. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:32 |
|
|
(ocena jest rzeczą personalną i subiektywną)
"Wątpię - nie po laniu, jakie ich spoktało i po stracie przywódcy. Wilki nie atakują dla zabawy ani z zemsty."
- Ale atakują z głodu. Jeśli są głodne, mogą się ważyć na bardzo wiele. Poza tym, może być ich więcej w pobliżu.
"Nie wiem... Jeśli to coś wyłazi tylko w nocy?"
- Może i racja... Ale poszukiwanie tego czegoś w nocy i w rozdzieleniu nie jest za mądre... Zobaczymy jak wszystko się potoczy...
"Ktoś idzie do strumienia? Muszę zmyć krew i uzupełnić wodę, a rozdzielanie się na pojedyncze osoby w takiej sytuacji to najgorsze możliwe działanie."
- Ja pójdę - powiedział Erthang kończąc rozpalać ognisko i biorąc swój rondel. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:47 |
|
|
(Wiem ^__^. To było tylko założenie wysnute ze studiowania punktów inteligencji obu postaci.)
"Ja pójdę."
"Dobra." - odrzekł Adamant, szybko maszerując od strumienia, gdzie w krystalicznie czystej wodzie zmył krew ze swojej prawej ręki, osłony lewej i miecza. Teraz wyglądał równie dobrze, co przed walką.
Następnie wylał wdę z bukłaka, dokładnie go przepłukał i na nowo napełnił, chowając do zasobnika. jeszcze sobie przypomniał o nożu i też go umył.
"Dobra - wracajmy." - powiedział i ruszył w stronę obozu (jesli Erthang też by już skończył). |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:50 |
|
|
- Ja pójdę -
"o jak dobrze że nie ja
"ej weźcie i mi wymięcie wode "
poczym dał im swoje 4 manierki
Ostatnio zmieniony przez Damek dnia Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:54, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:51 |
|
|
Erthang obmył się z krwi i kurzu. Wyczyścił też miecz. Napił się wody oraz napełnił nią rondelek.
- Cholerny psiur rozdarł mi nogawkę - mruknął. - Skad ja teraz wezmę igłę i nici?
"Dobra - wracajmy."
- Dobra, chodzmy. - odpowiedział Erthang i poszedł z powrotem do obozu. Po drodze zaczął znów śpiewać pieśń w dziwnym axcz pięknym języku. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:57 |
|
|
- Poradzimy sobie - westchnęła Vixara. - Pomóżcie mi tylko przejść do jednego z szałasów. Niedługo wrócę do sił.
[PW do Damka]
Zanim jeszcze odeszliście z obozowiska, Vixara przywołała cię gestem na chwilę.
- Nie mogę dalej iść z wami - rzekła. - Musisz ponieść sztylet do jego przeznaczenia beze mnie. Wierzę... jestem pewna, że na końcu będzie potrzebny, a ty się nie zawahasz. Będziesz wiedział, jaki zrobić z niego użytek.
- Nie wiem, czy to dobrze, że go wyciągnęłeś już teraz. Zobaczymy. Ale nie ufam pozostałym. Może nie pokazuj im więcej szmaragdowego sztyletu, dopóki nie odnajdziecie swego celu... Nie zawiedź mnie, proszę...
Te słowa kosztowały ją resztkę sił i gdy umilkła, jej głowa opadła bezwładnie na koce. Uśmiechnęła się jeszcze lekko do ciebie i zamknęła oczy.
- Nie zawiedź mnie...
- Jesteście szaleńcami, skoro chcecie wejść do tego lasu - stwierdził Hastus. - Ale pomogliście mi, więc zaopiekuję się waszą towarzyszką i poczekam tu kilka dni. Chociaż nie sądzę, żebyście... - urwał nagle i machnął ręką. - Róbcie, co musicie.
Pozostały około dwie godziny do zmierzchu. ____________
Ostatnio zmieniony przez Whitefire dnia Poniedziałek 03 Lipiec, 2006 21:50, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 11:59 |
|
|
"Nie martw sie o nas chociaż gdybyś ty nie miał roboty to dla pieniędzy też byś się tu wybrał " ____________ Mythai rulez |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 12:01 |
|
|
- Pomóżcie mi tylko przejść do jednego z szałasów. Niedługo wrócę do sił.
Erthang spojrzał na Vixarę itrochę niechętnie podszedł.
- Też mi pomogłaś - mruknął i z łatwością wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją do chatki. Tam położył ją delikatnie na posłaniu, mruknął:
- Życzę powrotu do zdrowia i wyszedł na dwór.
- Jesteście szaleńcami, skoro chcecie wejść do tego lasu - - Ale pomogliście mi, więc zaopiekuję się waszą towarzyszką i poczekam tu kilka dni. Chociaż nie sądzę, żebyście... -- Róbcie, co musicie.
- Szaleńcy zarabiają najwięcej - uśmiechnął się Erthang. - Chodzmy już - dodał i ruszył w las. |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 12:04 |
|
|
Damizjusz spojrzał na szałas w którym lerzy Vixara zasłonił oko opaską i poszedł za Erthangem ____________ Mythai rulez |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 12:08 |
|
|
Erthang szedł bez żadnego hałasu. Umiał poruszać się po lesie ciszej niż wszyscy inni. Każdy jego krok był delikatny, ale jednocześnie pewny i stanowczy. Ani razu się nie potknął.
Po jakimś czasie zwróciłsię do Damizjusza:
- Po co ta opaska? |
|
|
|
|
Wysłany: Piątek 30 Czerwiec, 2006 12:12 |
|
|
"Cholerny psiur rozdarł mi nogawkę. Skad ja teraz wezmę igłę i nici?"
"Brak zdolności, brak umiejętności, brak szczęścia - nie to co ja." - uśmiechnął się bezczelnie Adamant, poprawiając włosy.
"Dobra, chodzmy."
"Taa... Całkiem ładnie, ale robi się szybko nudne, jak to ciągle powtarzać." - wojownik skomentował pieśń Erthanga.
"Poradzimy sobie. Pomóżcie mi tylko przejść do jednego z szałasów. Niedługo wrócę do sił."
"Uważaj na siebie. Miałaś wielkie szczęście, że kły omineły tętnicę udową." - stwierdził, idąc koło Erthanga. "Na szczęście zawsze lubiłem zajęcia z pierwszej pomocy."
"Jesteście szaleńcami, skoro chcecie wejść do tego lasu. Ale pomogliście mi, więc zaopiekuję się waszą towarzyszką i poczekam tu kilka dni. Chociaż nie sądzę, żebyście... Róbcie, co musicie."
"Szaleńcy zarabiają najwięcej."
"Wg. pewnego mędrca wszyscy jesteśmy w pewnym stopniu szaleni i tylko to pozwala nam żyć na tym świecie. Coś w rodzaju adaptacji do rzeczywistości." - Adamant uśmiechnął się.
"Chodzmy już."
"Pomysłodawca przodem." - bezczelny uśmiech zawitał na twarzy Adamanta i podążył on za Erthangiem.
"Po co ta opaska?"
"..." - Adamant nic nie powiedział, słuchając uważnie. |
|
|
|
|
|
Forum Mythai
-> Sala Pamięci |
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
Strona 12 z 18 |
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18 |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|